Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

theQ

Zamieszcza historie od: 22 maja 2014 - 21:37
Ostatnio: 10 maja 2015 - 19:27
  • Historii na głównej: 7 z 10
  • Punktów za historie: 5185
  • Komentarzy: 65
  • Punktów za komentarze: 894
 

#66052

przez (PW) ·
| Do ulubionych
To historia z narzekaniem na "dzisiejszą młodzież". Uczciwie ostrzegam. Będzie nie tyle o piekielności, tylko o głupocie.

Na Facebooku są różne grupki pozwalające na wspólne pisanie opowiadań czy dzielenie się twórczością. Jestem na kilku takich grupkach, z zasady mało piszę, trochę czytam.

Pewnego razu na jednej grupce zaczęły pojawiać się... pornosy. Nie, nie linki do filmików, po prostu część użytkowników (a w zasadzie użytkowniczek) uznała, że na grupie bardzo brakuje historii typu "analne igraszki". Piszę "porno", nie "erotyka", ponieważ zwykle erotyki w tym nie było za grosz, za to sporo gwałtów, taniego BDSM, nawet pedofilia się znalazła.

Admin grupki ma w sumie zawartość w dupie, ale niektórym pornuchy przeszkadzały. A już zwłaszcza przeszkadzał fakt, że średnia wieku "erotycznych pisarzy" oscylowała w okolicach drugiej gimnazjum.

Kilka osób próbowało przetłumaczyć gówniarzerii, że to raczej nie miejsce na wypisywanie swoich inspirowanych japońskimi hentajami, yaoicami i równie "ambitnymi" tworami fantazji. W odpowiedzi dostali, rzecz jasna, popis bucery typu "a co, zabronisz mi?!".

Finał jest łatwy do przewidzenia. Ktoś porobił screeny "wesołej twórczości" i powysyłał do rodziców i szkół gimbazy, które, rzecz jasna, przezorne dzieciaki miały pooznaczane na Facebuczku.

Zastanawiam się tylko - jakim inteligentem trzeba być, aby pisać porno na fejsie, pod własnym nazwiskiem, mając w znajomych matkę, ojca, ciotkę, babkę i wychowawczynie z podstawówki?

internety

Skomentuj (80) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 541 (709)

#66041

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Różnych klientów poznałam.

Ale oferta "proszę napisać mi 3 teksty synonimiczne na 4000 znaków, na za trzy godziny, jak będą okej, to zapłacę" trafia mi się pierwszy raz.

Kilka szczegółów:
- mail przyszedł koło godziny 20:00
- od faceta, którego nie znałam, więc nie było to tak, że napisał do mnie stały klient, z którym mam umowę i potrzebował czegoś "na już".

internety

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 440 (502)

#65212

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak sprawić, aby z Twojego dziecka śmiano się przez całą podstawówkię i gimnazjum? Wystarczy dać mu imiona Jan Paweł. Uwaga! Działa tylko, gdy masz na nazwisko Papierz.

(Jakby coś - mam na opublikowanie tej historii zgodę kolegi Papierza.)

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 557 (661)

#65201

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ja zrozumiem prawie wszystko.

Ale faceta wysyłającego CV z adresu "sultan.lechtaczek@costam.pl" jednak nie rozumiem.

Skomentuj (56) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 895 (957)

#62435

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W Afryce szaleje ebola, a w Polsce... cóż, na razie nic. Ale by mogło.

We wrześniu nagle zaczęła mnie swędzieć dłoń. Najpierw delikatnie, potem paskudnie, jeszcze później wyskoczyły ropne krosty.

Idę z tym do lekarza pierwszego kontaktu, ten drapie się w głowę i mówi, że to chyba półpasiec. Tylko dziwnie umiejscowiony. Robi zdjęcia zmiany, przesyła do znajomego dermatologa, ten potwierdza diagnozę. Dostaję receptę, polecenie zgłoszenia się do jeszcze jednego dermatologa celem potwierdzenia. Zwolnienia nie dostaję, bo jeszcze wakacje, do roku akademickiego powinno przejść, jeśli nie, to na początku października mam się zgłosić.

No to idę do kolejnego lekarza, ten kiwa głową, że ciekawy przypadek półpaścca. Siedzę sobie więc w domu grzecznie chorując i starając się nie drapać krost. Przychodzi październik, półpasiec trzyma się dzielnie.

Idę po zwolnienie, "mojego" lekarza nie ma, rejestruję się więc na chybił-trafił.

Lekarka przyjmuje mnie i od razu wypala:

- A pani czego chce?
- Zwolnienia, mam półpaścca, doktor M. powiedział mi...
- Gdzie ma tego półpaścca? To?! To nie jest półpasiec!
- Ale byłam u dwóch dermatologów, mam zdjęcia tego, jak to wyglądało wcześ...
- Pójdzie pani na zajęcia, drugą ręką będzie pisać...

Zwolnienia oczywiście nie dostałam. Przeszłam się do innego lekarza, wypisał zwolnienie od razu, gdy zobaczył wpis w karcie.

Niby nic takiego - tylko nieuprzejma lekarka. Ale co by było, gdybym uwierzyła i poszła na uczelnię, rozsiewając radośnie wszędzie wirusy ospy? Którą dorośli ludzie przechodzą dużo ciężej niż dzieci i która może prowadzić do paskudnych powikłań?

słuzba_zdrowia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 403 (487)

#60806

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szarlatani są coraz bardziej zmyślni. I, niestety, coraz trudniej się przed nimi uchronić. Dzisiaj dostałam na maila reklamę ostrzegającą przed Straszną Chorobą, na którą trzeba koniecznie kupić Niesamowity Preparat Usuwający Straszną Chorobę. Mail przestrzegający przed tym niesamowitym nieszczęściem rozsyłany jest przez międzynarodowego dystrybutora leków i suplementów, innymi słowy, grubą rybę w przemyśle farmaceutycznym. Przeanalizujmy go.

Reklama zaczyna z grubej rury:

"Kandydoza niszczy zdrowie ponad 70% ludzi."

Po pierwsze - czym jest kandydoza? Otóż to, jak mówi pubmed, dość rzadka w naszych stronach choroba grzybiczna, wywoływana przez grzyby z rodzaju Candida. Candida to grzyb, który normalnie występuje u 50-70% populacji, całkiem spokojnie i bezobjawowo siedząc sobie w różnych zakamarkach ludzkiego ciała, nie powodując absolutnie żadnych chorób. Czasami, bardzo rzadko, gdy zajdą do tego odpowiednie warunki (awitaminoza, osłabiona odporność organizmu) może powodować infekcje. Jak wygląda infekcja grzybiczna chyba nie muszę nikomu tłumaczyć - otóż infekcja Candidą objawia się podobnie jak większość chorób grzybicznych, czyli na konkretnym, zarażonym obszarze pojawiają się różne bolesne czy swędzące zmiany. Tak przedstawiają kandydozę opracowania.

Czy wobec tego według twórców reklamy 70% ma swędzące i nieprzyjemne zmiany grzybiczne? Cóż... eee... nie.

Dalej czytamy:

"Jej objawy to:
niestrawność i wzdęcia,
problemy z nadwagą,
alergie,
bóle i zawroty głowy,
pieczenie w przełyku, zgaga, żółty nalot na języku,
drażliwość,
depresja i złe samopoczucie,
brak energii,
bolesne miesiączki,
niedobór niektórych niezbędnych witamin,
bóle mięśni"

Porównajcie sobie tę listę do tego, co pisałam o objawach kandydozy na górze. Jakieś pytania? Cóż, może skądś to wzięli? Akurat tu odpowiedź jest prosta - trzeba wmówić jak największej grupie ludzi, że chorują na wymyśloną chorobę. Stąd mamy listę "objawów" składającą się ze schorzeń i uciążliwości tak powszechnych, że prawie każdy znajdzie coś dla siebie. Mamy więc niestrawność i zgagę, które mogą nas dopaść, gdy się przejemy. Wzdęcia, które są naturalną reakcją organizmu na nagromadzenie się w układzie pokarmowym gazu (co również jest całkiem normalne). Bolesne miesiączki, które niestety, zazwyczaj również są całkiem naturalnym zjawiskiem. A poza tym typowe objawy przepracowania czy niekorzystnego trybu życia - bóle mięśni, bóle głowy, nadwaga, brak energii.

To wszystko niby ma powodować grzyb. Podobny do tego, którego można złapać na basenie.

(Żeby było jeszcze ciekawiej, w niektórych przypadkach pomylono tu skutek z przyczyną - otyłość czy niedobór witamin mogą być PRZYCZYNĄ infekcji, a nie jej SKUTKIEM)

Dobra, idziemy dalej.

"Grzyby Candida namnażają się w naszym organizmie z powodu częstego stosowania antybiotyków, antykoncepcji, terapii hormonalnej, nieodpowiedniej diety."

Co ciekawe, to akurat jest (w większości) prawdą.

"Rozwiązanie jest jedno!"

WYWAL KASĘ!

"Pozbądź się kandydozy w 30 dni z programem 30 Days Candida Solution. GRATIS otrzymasz suplement Algae Power, który przyspieszy detoksykację organizmu i dostarczy cennych składników odżywczych."

Przerażona faktem, że mogę chorować na supergrzyba, od razu poszłam na stronę producenta Niesamowitego Środku (tylko 100zł za opakowanie). Co tam czytamy?

"Dwuetapowy program 30 Days Candida Solution to połączenie 2 produktów:
Symbiotic+ zawiera probiotyki i prebiotyki, które uniemożliwiają namnażanie się drobnoustrojów chorobotwórczych, a także pozytywnie wpływają na trawienie oraz układ odpornościowy.
Candilex zawiera naturalne składniki o udowodnionym działaniu przeciwgrzybicznym. Dzięki temu zapobiega rozwojowi Candida i w ten sposób eliminuje wszystkie objawy z nim związane."

Muszę wspominać, że kandydozę leczy się zazwyczaj miejscowo, a nie połykając podejrzane tabletki?

Dalej dowiadujemy się:

"Jak można samodzielnie wykryć obecność Candida?
Ułatwi Ci to prosty test. Rano, na czczo i przed umyciem zębów wypluj trochę śliny do szklanki z wodą, a następnie obserwuj, co się stanie. Jeśli po ok. 10-15 minutach ślina zacznie się rozwarstwiać lub opadać na dno, oznacza to, że w Twoim organizmie rozprzestrzeniły się grzyby Candida. Zdrowa, niezainfekowana nimi ślina pozostanie na powierzchni wody."

Ciekawa jestem, czy w podobny sposób można diagnozować raka. Zadanie dla czytelników - wyjaśnić, czemu ślina moczona 15 minut w wodzie może się rozwarstwiać czy opadać na dno. Hint: nie z powodu tego, że grzyb ma grubą dupę.

Dalej dowiadujemy się naprawdę ciekawych rzeczy - że Niszczące Supergrzyba glony zalecane jako suplement przy odgrzybianiu są bardzo zdrowe, bo zawierają chlorofil. Niestety nie wiem, na czym polega zdrowość chlorofilu w kontekście zjadania go - może po posiłku trzeba wsadzić sobie latarkę w gardło i trochę poświecić, aby zaczął działać?

Rozłożona na czynniki pierwsze reklama środka do odgrzybiania wydaje się głupawa... ale ilu ludzi nie ma pojęcia, czym objawia się kandydoza i da się przekonać? Zwłaszcza, że to nie pokątny spamik nie wiadomo skąd, tylko coś rozsyłanego przez wielką firmę, mającą w ofercie również sensowne suplementy, chwalącą się "współpracą z naukowcami" i certyfikatami.

Ja nie lubię być robiona w bambuko. Nawet tak nieudolnie. Niech sobie tego grzyba w dupę wsadzą i tam niech im powoduje zgagę i opadającą ślinę.

uslugi

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 492 (626)

#60700

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Widziałam w poczekalni ze dwie historię o recenzowaniu, dodam więc swoją, może uda się stworzyć nową falę.

Recenzuję książki i komiksy na blogu. Swoją niszę mam dość oryginalną jak na blogi o tej tematyce - biorę na warsztat głównie koszmarki, z wyszczególnieniem złej erotyki i kiepskiej fantastyki. Średnia ocen na blogu to jakieś 2,5/10, a czasem zdarzy się nawet "ziemniak/10", gdy uznam, że skala nie oddaje piękna recenzowanego dzieła.

Jak można się domyślić, mając takie kryteria wyboru nie mogę liczyć na żadną współpracę recenzencką z wydawnictwami, "łup" zdobywam się za własne pieniądze, ewentualnie za pomocą portalu, przez który czytelnicy mogą wpłacić cegiełkę na rzecz kolejnej recenzji.

Recenzowane przeze mnie dzieła bardzo często są niesamowicie wręcz niszowe, wydawane przez wydawnictwa będące wydawnictwami tylko z nazwy, często puszczane bez korekty, z kiepskim składem, w nakładzie marnych kilkaset sztuk, często bez dystrybucji stacjonarnej. Co to oznacza w praktyce? Że moja recenzja często jest pierwszą, może drugą pojawiającą się w sieci, ponieważ te książki praktycznie nikogo nie interesują. A to z kolei prowadzi do niesamowitego zjawiska, jakim jest, taaada:

OBRAŻONY AUTOR.

OA najczęściej przybywa z otchłani google'a, gdzie po wpisaniu własnego nazwiska wyskoczył mu mój blog. OA własną piersią będzie bronił swojego magnum opus, nawet jeśli jest to, powiedzmy, komiks na podstawie Harry'ego Pottera, w którym Snape gwałci głównego bohatera, ten zachodzi w ciążę i zostaje asasynem rodem z AC, tylko bardziej... no, lamerskim.

(Przykład prawdziwy, dla zilustrowania, co dokładnie mam na myśli, pisząc, że to "bardzo złe" twory.)

Przykłady najlepszych OA:

1. Autorka, o dziwo, dość znana, wydawana w "porządnym" wydawnictwie. Książki - złe bardzo, z gatunku harlekinów najgorszego sortu, ukrytych pod szyldem "literatury kobiecej". Reakcja na recenzje:

- post na jej własnym blogu, z którego dowiedziałam się, że napisałam recenzję, aby się "promować na jej blogu", a poza tym wszystko piszę z zazdrości
- rola drugoplanowa w jej następnej książce. Postać, mającą PRZYPADKIEM na imię tak samo jak ja (nie mam popularnego imienia, jakby coś) jest wiedzioną zazdrością dziewczynką, która pisze "złe" komentarze pod wierszami swojej niepełnosprawnej koleżanki. Niepełnosprawna dziewczynka płacze, ponieważ dostała złe komentarze, "zła hejterka od recenzji" jest zachwycona, bo to takie "cool". Nawet uznałabym, że to jednak jest przypadek, gdyby nie fakt, że "ta zła" posługuje się... moją własną wypowiedzią, którą zamieściłam na jednym forum (odnośnie tej właśnie recenzji), jedynie malowniczo przekręconą...
- w kolejnej książce tej pani jest opowieść o złej, zawistnej dziewczynie, która nie umiała pisać, więc została krytykiem literackim :)

2. Autorka wyżej wymienionego komiksu o Harrym Potterze. Jej komiks jest do tej pory autentycznie NAJGORSZYM, co recenzowałam, zgarnął wręcz punkty ujemne.

- zaraz po recenzji wysmarowała na swojej stronie długą rozprawę na temat tego, że moja recenzja to nie recenzja, tylko ubliżanie jej (w recenzji nie było ani słowa skierowanego przeciwko autorce), po czym podsumowała na podstawie tejże recenzji całe moje życie... a właściwie jego brak, bo wg niej negatywna ocena jej tworu jest równa zaburzeniom psychicznym z nołlajfizmem na czele
- gdy w komentarzach ktoś napisał, że powinna powstrzymać język, bo w recenzji nie było napisane nic o niej, tylko o jej komiksie, wyskoczyła z gromkim argumentem: "JAK ŚMIESZ OCENIAĆ MNIE, NIC O MNIE NIE WIEDZĄC???!!!" Od tej pory, rzecz jasna, w kilku miejscach jeszcze porozpisywała się na temat jakości mego życia i posiadanych przeze mnie zaburzeń psychicznych.

3. Od jakiegoś czasu nic nie piszę na blogu, udzielam się głównie na fanpage'u na facebooku. Powodu nie rozgłaszałam jakoś namiętnie, ale też nie ukrywałam za bardzo - cierpię na chorobę nowotworową. Czasami zdarza mi się z tego powodu zażartować w sposób "A jak mówili, że od czytania tego koszmaru można dostać raka, to nie wierzyłam..." czy podobnie. Myślicie, że istnieją jakieś granice przyzwoitości, wg których nie wypadałoby wyciągać choroby recenzenta jako argumentu? A taki...

- komentarz obrońcy bardzo kiepskiej antologii komiksowej: "Nie denerwuj się tak, bo ci się chemia nie przyjmie"
- notoryczne komentarze sugerujące, że moja choroba w jakiś sposób przyczynia się do mojej opinii, głównie na zasadzie "to, że cierpisz, nie oznacza jeszcze, że musisz się przelewać swoją irytację". Nie, moje wypowiedzi wcale nie stały się bardziej negatywne, od kiedy choruję.
- wyższościowy ton niektórych "obrońców", że przez swoje żarty na temat raka... obrażam osoby chore. Jakby ktoś pytał - nie, "rakowe kawały" to nie leitmotiv recenzji, pojawiły się może całe dwa odniesienia do mojej choroby

4. Jedno wydawnictwo jest szczerze przekonane, że wszystkie, absolutnie wszystkie negatywne komentarze o nich w sieci to moja sprawka. Tak, wszystkie. I have an army...

Praktycznie każda recenzja powoduje sporej wielkości gównoburzę rozpętywaną przez krewnych i znajomych królika, którzy po wylaniu tony ścieku strzelają, że "wcale ich ten hejt nie obchodzi" i idą się produkować w kolejnym zakątku sieci. W lipcu wychodzi kolejna, wyjątkowo smakowicie zła antologia komiksowa. Będzie się działo.

internety

Skomentuj (77) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 555 (697)

1