Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

tytus84

Zamieszcza historie od: 10 kwietnia 2011 - 13:55
Ostatnio: 11 lipca 2014 - 14:52
  • Historii na głównej: 8 z 12
  • Punktów za historie: 4703
  • Komentarzy: 510
  • Punktów za komentarze: 2850
 

#15641

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu zamieściłem kilka wspominek z czasów kiedy pracowałem jako "wróżka" na sms.

W owej historii wspomniałem że obok wróżek funkcjonował też dział "rozrywka" co spotkało się z zainteresowaniem Czytelników. Na ich prośbę - nieco późno, ale zawsze - zapraszam na wycieczkę po dziale rozrywkowym.

Gwoli przypomnienia oraz wyjaśnienia dla tych, którzy poprzedniej opowiastki nie czytali - praca wróżki polegała na siedzeniu w biurze wypełnionym 40 komputerami oraz 40 podobnymi mi desperatami (w sensie finansowym...) i wystukiwaniu na klawiaturze przyszłości dla około 200 debili dziennie. Przyszłość wywróżona ludziom zależała zaś nie od magicznych układów kart tarota, wyjątkowej konfiguracji fusów we właśnie spożytej kawie czy wzbudzeniu wewnętrznego oka - a od humoru w jakim się danego dnia przyszło do pracy oraz motywacji do wkręcania ludziom bajery. Innymi słowy jednego dnia każda zdesperowana kobieta miała przyobiecanego bruneta-księcia z bajki a innego każdy dostawał ostrzeżenia przed klątwami które miały zawisnąć nad ich rodzinami na 6 pokoleń wprzód.

Czasem jednakże zamiast zgrywać wróżkę trzeba było pozgrywać Asię_19 czy inną Ilonkę22 (względnie Eustachego57, błe!). O co chodzi?

Otóż, dział szumnie nazywany "rozrywkowym" obsługiwał wszelkie sms-owe anonse "towarzyskie" które znaleźć można na ostatnich stronach programu telewizyjnego, w migawkach w TV po północy czy też we wszystkich pornogazetkach dostępnych na rynku. Czyli, drogi czytelniku, jeżeli kiedykolwiek natknąłeś się na ogłoszenie typu "Namiętna blondynka z XXX pozna mężczyznę w wieku 18-90 w celu nawiązania znajomości blablablabla" i zdecydowałeś się poszukać szczęścia pod pięciocyfrowym numerem telefonu - cóż, gratulacje, jest spora szansa że już kiedyś czytałeś moje "dzieła".

Klientela działu rozrywkowego diametralnie różniła się od ezoteryki. Tutaj klienci to w 98% faceci, co jeden to głupszy od drugiego. O ile za totalny debilizm uważam wysłanie sms′a do wróżki, to panowie szukający swojej Asi19 potrafili przebić pod tym względem wiele zidiociałych pań od ezo.

Nie będę przytaczał dokładnych dialogów - "rozmowy" często trwały po około 40 sms′ów z każdej strony, poza tym były tak głupie że nie ma po co niszczyć sobie mózgu. Przytoczę tylko kilka "szablonów" w które wpisywali się moi klienci oraz metody robienia ich w jajo.

1. "Jestem samotnym głupim łosiem".
To najpowszechniejszy, najsmutniejszy i najłatwiejszy do wyrolowania typ klienta. Wierzy we wszystko. Nie zastanawia go że 14 dziewczyn z którymi rozmawiał wystawiło go i nie pojawiło się na spotkaniu. Twardo pisze do 15-tej. Rozmowa zaczynała się zawsze podobnie - nasz płaczek żalił się że pewnie będę kolejną dziewczyną która go wystawi. Należało takiego szybko zapewnić, że oczywiście że nie, głuptasku, jak możesz tak mówić skoro jeszcze się nie znamy itd., wyciągnąć info gdzie mieszka, sprawdzić miasto na mapie, wyszukać miejscowość oddalona o max. 30 km żeby miał poczucie że odległość nie jest nierealna do pokonania, naciągnąć go na jak najwięcej czułych słówek, umówić na spotkanie na rynku wybranego miasta, po czym przez godzinę lub dłużej kierować go od jednej knajpy do drugiej wciskając kit że nie możemy się znaleźć. Podsumowując: bardzo powszechny typ: zakompleksiony chłoptaś który nie ma szans na poderwanie kogoś ze swojej okolicy a na pójście do burdelu nie ma odwagi.

2. "Dawj mi szypko zjenće dzifko koham ciem hcem cie ruhac".
To drugi najpopularniejszy typ klienta - tirowcy na trasach, analfabeci którym chce się szybko "zamoczyć małego" przejeżdżając przez jakieś miasto, nie tracąc czasu na odwiedzanie burdelu. Szkoda że tracili 5x więcej czasu na czekanie na zajazdach na panienki otrzymując ode mnie tak przekonujące wyjaśnienia spóźnień jak "zaraz będę misiaczku, jechałam do ciebie i przejechałam kota i musiałam go zdrapać z szyby" (autentyk, miałem dobry humor tego dnia). Byli też źródłem cierpień dla moich oczu oraz powodem przegrzewania zwojów mózgowych ze względu na ortografię alternatywną którą stosowali w sms′ach.

3. "Fotka."
Byli i tacy panowie - chyba najbardziej stabilni na umyśle, raczej świadomi że cała sprawa jest zwykłą ściemą. Chcieli żeby im przesyłać fotki - byli to więc nasi ukochani klienci bo nie trzeba im było żadnych ściem wymyślać. Choć potrafili być wybredni - pamiętam jednego który przez 30 sms′ów narzekał że mu brzydkie panny wysyłam, a kiedy wkurzony wynalazłem specjalnie fotkę najpaskudniejszego paszkwila z całej bazy to się rozpromienił i chciał więcej i więcej. Dziwak.

4. "Depcz mnie, Pani, będę twoim pieskiem, liżę stópki".
Przyznam że klienci lubiący SM byli dla mnie najcięższym orzechem do zgryzienia. W swoim życiu takich praktyk nie stosuję, nie wiem za bardzo jak można uznawać za podniecające mieszankę seksu z przemocą dlatego nie za bardzo wiedziałem co im pisać. W sensie - jestem w stanie powymyślać różnorakie tortury, ale jak połączyć to z seksem?? Na szczęście okazało się że klienci byli wniebowzięci czytając moje opisy tego jak im wiercę w kolanach dziury wiertarką czy patroszę brzuch i wrzucam do środka mrówki. Przysięgam, zawsze wymyślałem im najgorsze co mój umysł był w stanie wyprodukować i nie używać żadnych, nawet najmniejszych erotycznych symboli, żeby tylko się zniechęcili i przestali pisać; efekt był taki że miałem najwyższy rating z całej firmy u panów lubiących być niewolnikami...

Można powiedzieć że to główne "kategorie" dające pogląd na to z kim miałem w tej pracy do czynienia. Wspomnę jeszcze tylko o mojej ulubionej zabawie: kiedy tylko łapałem jakiegoś gościa z miejscowości w której znajdowało się moje miejsce pracy - ochoczo umawiałem go na spotkanie kwadrans po końcu mojej zmiany. Kazałem im przychodzić w okolice mojego przystanku autobusowego i mieć ze sobą coś charakterystycznego po czym jego wymarzona Ola27 miała go poznać. Zaiste, widok czasem 3-4 kolesi kręcących się z kwiatami pod pachą w promieniu 10 metrów od siebie, rzucających sobie podejrzliwe spojrzenia i co chwilę nerwowo wysyłających sms′y był... okrutnie satysfakcjonujący.

Podsumowując; nie wierzcie w żadne sms′owe naciągactwa. Nie odpisujcie na spam. Wróżka do której piszesz jest panią Kazią, która po wysprzątaniu biurowca idzie na drugi etat do centum sms. Następnego dnia zresztą owa pani Kazia jest ponętną Kazią_18. Super dupeczka którą właśnie znalazłeś w ogłoszeniu a po 3 sms′ach stwierdzasz że to twoja kobieta życia i opowiadasz że czasem lubisz jak partnerka pruje się w pupsko skórzanym dildem - jest najpewniej kolesiem, który właśnie zwija się przed ekranem ze śmiechu. Oszczędź sobie tego. Wyjdź znaleźć dziewczynę w szkole, pracy, na ulicy, zostań onanistą w ostateczności - ale na anonse nie daj się, bracie, złapać.

P.S. Żeby nie było że jestem seksistowski i dyskryminuję płeć piękną - dziewczyny też do nas pisały. Stanowiły 2% klienteli z czego zaś 1% to dzieci poniżej 18 lat które myślały że trafiły na - de facto - towarzyski czat. Pozostały 1% to lesbijki. Jednym słowem: kobiety są na tyle mądre że wiedzą że faceta nie szuka się przez sms. Są jednocześnie na tyle głupie, że wierzą że wróżka im przez sms powie gdzie go szukać :)

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1066 (1186)

#14148

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w drukarni. To nie będzie historia o konkretnym kliencie - raczej o ogóle, o pewnym strasznie wkurzającym, nagminnym schemacie postępowania.

Klient dzwoni / przysyła maila z zamówieniem. Zamówienia o których teraz piszę mają jedną wspólną cechę - sformułowanie "PILNE!!!" we wszelkich konfiguracjach mają wytłuszczone w nagłówku bądź pada ono w pierwszych 15 sekundach rozmowy. Zawsze wygląda to mniej więcej tak:

[K] Ja to potrzebuję teraz, zaraz, na wczoraj, panie, ratuj!!!
[J] Zobaczę co da się zrobić, maszyna obłożona pracą, ciężko to będzie wcisnąć...
[K] Ale ja to potrzebuję teraz, zaraz, na wczoraj, natychmiast!!!
[J] Mogę to jakoś wcisnąć między pracę dla X i Y, ale trzeba będzie ekspresik doliczyć.
[K] Jak to ekspresik, panie, ja to potrzebuję teraz, zaraz, natychmiast..!
[J] (poddaję się bo więcej czasu mi zajmą pertraktacje niż faktyczne wciśnięcie pracy pomiędzy inne) OK, w takim razie praca będzie do odbioru za 2 godziny.

*** Mijają 2 godziny, praca zrobiona - dzwonię poinformować o możliwości odbioru ***

[J] Dzień dobry, praca jest gotowa do odbioru.
[K] Wie pan co, dzisiaj to ja już nie dam rady do was podjechać, jutro pod wieczór jakoś będę.

Nożeszkurrrr....

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 710 (764)

#14390

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w drukarni... ale tym razem będzie o mojej poprzedniej pracy.

Otóż kiedyś pracowałem jako... wróżka. Dokładniej nazywało się to chyba "asystent wróżki" ale nazewnictwo jest tutaj sprawą drugorzędną. Uprawiałem tak zwane wróżbiarstwo esemesowe.

Krótki pogląd jak ta praca wyglądała - jednocześnie proszę potraktować to jako przestrogę jeżeli kiedykolwiek zdarzyło się wam skorzystać z pomocy takowej "wróżki". Otóż zasiadało się przed komputerem, w salce gdzie stało takich stanowisk 40. Tam to, dzień i noc, na 3 zmiany, siedzieli mnie podobni desperaci (desperacko potrzebujący kasy, znaczy się) i stukali w klawiatury przepowiadając ludziom przyszłość. Całość była obsługiwana przez specjalny system, zbierający dane o użytkownikach z możliwoscią uzupełniania ich przez pracowników. Tak więc, jeżeli pisaliście kiedyś do wróżki informując że macie problem z dziewczyną, to bądźcie pewni że gdzieś tam w systemie macie swoją zakładkę z tekstem "frajer któremu nie staje" czy innym podobnie celnym opisem. Innymi też słowy: te wszystkie głębokie porady to wymysły gostka siedzącego przed kompem z kawą w ręce i opędzającego cię jak najszybciej i najbardziej "ezoterycznie" aby szybko przejść do nastepnego łosia.

Po takim wyjaśnieniu niektórym może zakiełkować myśl że praca ta jest wysoce niemoralna. W sensie - przecież siedzisz i robisz ludzi w wała. Miałem takie myśli przez mniej więcej pierwsze dwa dni, a potem moi klienci sami mnie z tego wyleczyli.

Praca ta nauczyła mnie mianowicie jednego: ludzie to debile. Straszni debile. Niektórzy - to wręcz debilistyczni recydywiści; mam tu na myśli takich którym 15 porad wróżki nic nie pomogło ale uparcie piszą po raz 16-ty. Moje sumienie zaspokoiłem prostym wywodem logicznym: jeżeli ktoś jest na tyle głupi, że wierzy że po przysłaniu sms-em swojej daty urodzenia jakaś wrożka powie mu jaka przyszłość go czeka - to jest po prostu debilem proszącym się żeby wywałować go z kasy. Kropka.

Po tym przydługim wstępie - kilka przykładów bezdenności ludzkiej głupoty, z podziałem na "kategorie". [J] = Ja, [K] = Klient(ka)

1. "Poszukiwaczka"
[K] Kochana wrózko, zgubiłam kluczyki do samochodu, gdzie one są??
[J] Droga Pani X, moim wewnętrznym okiem dostrzegam że znajdują się one w miejscu gdzie je ostatnio widziałaś. Poszukaj tam gdzie je odkładałaś po ostanim użyciu.

2. "Wszyscy spiskują"
[K] Kochana wróżko, ostatnio zaczynają mi ginąć łyżeczki do herbaty, co się z nimi dzieje?
[J] Moja droga, wyczuwam że co jakiś czas ktoś przychodzi do ciebie z wizytą, czy mam rację?
[K] Tak, moja sąsiadka często wpada do mnie na herbatę.
[J] Droga Pani X, teraz wszystko jest jasne, wyraźne i oczywiste - kiedy Pani nie patrzy, sąsiadka podkrada pani łyżeczki.

3. "Kiedy kogoś poznam" (tu drobne wyjaśnienie - ogólnie 90% klienteli to kobiety, z nich zaś około 50% to klientki po 40-ce które zadawały w kółko jedno, znane mi już do zerzygania, pytanie - "kiedy w moim zyciu pojawi się jakiś mężczyzna". Statystyka wykazała że musi to byc wysoki brunet z własną firmą.)
[K] Moja kochana wrózko, kiedy w moim życiu pojawi się jakiś mężczyzna?
[J] Moja droga, moje wewnętrzne oko aż świerzbi, widzę zamglony obraz... czy możesz mi wysłać sms-em swoją datę urodzenia?
[K] xx-yy-zzzz
[J] Wizja staje się coraz wyraźniejsza, ostrzejsza - do pełnego obrazu muszę znać twoje imię aby wyliczyć twoją liczbę astrologiczną
[K] Nazywam się Q
[J] Moja droga, możesz się cieszyć, wyraźnie widzę że niedługo poznasz wysokiego bruneta z własną firmą.
[K] Dziękuję ci z całego serca kochana przecudowna wróżko! Mam jeszcze jedno pytanie - jaki ma samochód???

Wszelkie odstępstwa od formuły były niechętnie widziane:

[J] ...i widzę że poznasz wysokiego blondyna z własną firmą. Dużo zarabia, ma 2 samochody, widzę że się pobierzecie i na miesiąc miodowy wyjedziecie na Karaiby. Będziecie mieli dwójkę dzieci i dożyjecie szczęśliwej starości.
[K] Blondyn? Na pewno nie brunet..?:(

4. "Magik" (w tej kategorii przeważali faceci)
[K] Jest taka dziewczyna, w której się kocham, co mogę zrobić aby ze mną była.
[J] Widzę że jesteś w porządku facetem, i że ona cię lubi. Wystarczy odrobina wysiłku. Zaproś ją gdzieś, porozmawiajcie, sprobuj pokazać jej swoje zainteresowania. Zabłyśnij poczuciem humoru.
[K] To brzmi skomplikowanie... Myślalem o przepisie na jakiś eliksir miłosny...
[J] Oczywiście. Weź azbestową miskę i ołowiany moździerz, wrzuć do niego kępkę szałwii i główki makowe...

Do dziś się zastanawiam czy ktoś skorzystał z moich przepisów i czy przeżył.

5. "Przyszłość ogólna"
[K] Chciałabym wiedzieć co się stanie w najbliższej przyszłości.
[J] Podaj mi swoje
- imię (= 1 sms za 7 zł)
- datę urodzenia (= 1 sms za 7 zł)
- imię kota (= 1 sms za 7 zł)
- plus co mi tam przyszło do głowy żeby wyciągnąc kasę
[K] Więc?
[J] Widzę pożar, płomienie, dym... Doradzam ubezpieczenie mieszkania ponieważ może to nastąpić już w ciągu najbliższych 10 lat.

Było tego mnóstwo. Szczerze, po trzech miesiącach zrezygnowalem z tej roboty bo moja wiara w ludzkość została porządnie podkopana. A to tylko wyrywki z działu wróżbiarskiego. Żebyście wiedzieli co się działo na "rozrywkowym"...

Skomentuj (94) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1009 (1149)
zarchiwizowany

#14482

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w drukarni... ale dzisiaj będzie o czymś innym. Chodzi o pewną przypadłość, spotykaną przeze mnie nagminnie w okresach kiedy dojeżdżam do pracy autobusem - mianowicie o pogwałcenie przystankowej etykiety.

Ponownie, nie będzie o konkretnym przypadku ale o ogóle ponieważ spotykam się z tym praktycznie codziennie i wciąż zdumiewa mnie jakim trzeba być debilem żeby tak postępować.

Kojarzycie przystanki na których wiszą rozklady jazdy na ścianie nad ławką? Otóż ludzie mają dziwny pociąg do tych tabliczek. O co chodzi? Przychodzę na przystanek, patrzę - jedna osoba czeka na autobus. Na ławce. Zawsze, ZAWSZE siedzi centralnie pod rozkładem jazdy. Ma pół ławki z prawej strony, pół ławki z lewej strony, ale nie! - trzeba siąść idealnie pod tabliczką, żeby uniemożliwić innym sprawdzenie rozkładu bez wtykania krocza w twarz piekielnego.

Pytam was, wszyscy którzy tak postępują - co wami kieruje??? Chcecie czuć się Panem i Władcą Przystankowej Ławki? Czy po prostu odczuwacie chorą satysfakcję kiedy ktoś nie może sobie sprawdzić autobusu? Czy też może tak uwielbiacie jak ktoś wjeżdża wam rozporkiem w twarz?..

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 31 (105)

#12961

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znacie ten odgłos, te takie "wziuuuuuuuummm" kiedy jakiś bezmózg próbuje pod waszym oknem przekroczyć barierę dźwięku..? Wczoraj wieczorem usłyszałem jego najpiękniejszy wariant, czyli:

"Wziuuuuuuuuuuuuuumm----JEB!!!!"

Uradowany, że może mamy na świecie jednego debila mniej, wyjrzałem przez okno. Na skrzyżowaniu - rozbity samochód zastygły w mocno nienaturalnej pozie, szkło rozsypane dookoła - no, piękny widok.

Co tu piekielnego? Otóż z samochodu wygramolił się chwiejnym krokiem ABS, popatrzył na cały ten bałagan, po czym podbiegł do małego tłumku gapiów, który zaczął się powoli zbierać i łapiąc każdą osobę po kolei za fraki wrzeszczał każdemu w twarz:

- Nic nie widziałeś!!! Nic k***** nie widziałeś, pamiętaj!!!!

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 678 (824)
zarchiwizowany

#13030

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mamy w pracy nowego kolegę. T jest strasznie sympatyczny, robi co trzeba, po pracy można z nim na piwko wypaść - jednym słowem wszyscy się cieszą że szef w końcu zgodził sie kogoś nowego przyjąć (dotąd się wzdragał - co z tego że zapieprz po 10 h dziennie, w końcu jest kryzys, koszty, pieniądze, kryzys...).

T jednakże ma pewną śmieszną cechę. Jest miłośnikiem wszelkiej maści teorii konspiracyjnych i tajemniczych tajemnic typu "piramidy zbudowali kosmici" czy "sztuczny słodzik to projekt światowego rządu wprowadzony na rynek żeby wywoływać u ludzi raka i zmniejszyc populację (!!!)". No i dość często, jak się coś z nim razem robi to rozmowy są zdominowane przez jego opowieści o przeróżnych tego typu... hmmm, rewelacjach.

Za każdym razem kiedy ktoś zaczyna sugerować że aktualnie wykładana teoria, np. o tym że świat jest rządzony przez Żydów jest delikatnie mówiąc mało sensowna, T zapala się i zapewnia że "ma na to dowody", "czytał o tym w takiej książce takiego autora" i jak nie wierzymy to może nam to poprzynosic i wtedy to dopiero przejrzymy na oczy i zrozumiemy.

Ostatnio wchodzę do jednego z pomieszczeń roboczych i słyszę że T rozmawia z B, temat: UFO. Uśmiecham się pod nosem, idę do szafki po potrzebne mi narzędzia. Rozmowa akurat doszła do takiego momentu że T zakończył cały wykład o UFO, kończąc standardowym:

[T] ...no i to jest wszystko prawda, ja mam na to dowody, mogę ci przynieść.
[B] No, hmmm. Ja tez kiedyś widziałem UFO.
[T] No co ty, nie gadaj!
[B] Tak, tutaj niedaleko, bo mieszkałem tutaj za dzieciaka... W latach 70tych jeszcze. Bawiłem sie z kolegą na podwórku i nagle na niebie patrzymy - a tam jakieś takie cygaro metaliczne jakby sie unosi, podlatuje trochę, zawiesza się w miejscu... No bardzo dziwnie to wyglądało.
[T] Nieeee, niemożliwe... NIE WIERZĘ!

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (238)

#11301

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w drukarni. Najgorszym typem klienta sa tzw. "artyści", czyli domorośli "twórcy" przychodzący do nas wydrukować np. tomiki poezji w porażającym nakładzie 10 sztuk do rozdania wszystkim fanom w rodzinie.

Charakterystyczną cechą "artystów" jest skłonność do wymagań z kosmosu ("czy ten niebieski może być bardziej niebieski? czy możemy tak zrobić żeby okładka się zwijała w harmonijkę?") przy jednoczesnym bardzo optymistycznym podejsciu do ceny ("a może tak taniej? za ten 3-metrowy plakat to co, z 50 złotych pewnie najwięcej..?").

Dzisiejszy bohater to fotograf, który pojawił się wczoraj po dwuletniej przerwie, 15 minut przed końcem mojej zmiany. Facet ma niesamowitą zdolność do zasypywania informacjami o swoim życiu osobistym, kiedy ja próbuję skupić się na tym żeby wydrukować mu te zdjęcia jak najszybciej. Oczywiście na samym wejściu zaczęło się przymilanie o cenę, a jako że chciałem jak najszybciej wyjść, to policzyłem zaniżoną kwotę, żeby tylko mnie nie zamęczał - zamiast 50 zł które powinien zapłacić zszedłem do 40. OK. Drukujemy.

Męczę się z kolorami, z dopasowaniem tych jego fotek do rozmiaru arkusza - gościu cały czas nawija.
- A wie pan że moje fotografie to już w galerii wystawiłem? O tak, tak, wystawiłem. I ludzie kupują. Ale mało kupują. Marnie kupują. Oj, nie da się z tego wyżyć, oj nie da. Marnie się na tym zarabia. Pieniędzy nie ma na nic. A wie pan że swoją stronę już mam? Tak, mam swoją stronę. Pan sobie sprawdzi, w "guglach" pan wpisze i będzie. A wie pan że choppera sobie kupiłem kolejnego? Trzy właściwie, bo z synami razem. Do kolekcji. Sześć już mamy---

STOP. Patrzę się na niego. Bul, bul, bul, krew mnie zalewa...
- Panie, sześć chopperów pan masz, a mnie pan męczy żebym panu 10 złotych mniej liczył za te zdjęcia?!?

Fotki poszły za pełną cenę plus 20% za ekspres.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 715 (785)
zarchiwizowany

#11305

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Skoro strona zmieniła profil z "klienci" na "LUDZIE z piekła rodem" - najwyższy czas poopowiadać o najpiekielniejszych z piekielnych. O szefach. Na początek - historyczna wypowiedź mojego pracodawcy która stała się często powtarzanym u nas cytatem.

Słowem wstępu - mój pracodawca jest maniakiem oszczędzania. Kombinuje, kręci, napina się - wszystko w celu zaciśnięcia strumienia pieniędzy które lecą na "niepotrzebne" wydatki. Skutkiem tego, ma on skłonność do kupowania maszyn w najbardziej bezmyślny sposób świata, tzn - widzi gdzieś u konkurencji maszyne wykonującą czynność X, decyduje że my też musimy taką mieć, po czym wyszukuje gdzies jakiegoś starego trupa kosztującego 1/4 tego co maszyna konkurencji no i - oczywiście - działa też mniej więcej o 3/4 gorzej.

Przy ostatnim zakupie maszynę przyjechał montować specjalista. Po godzinnym ustawianiu udało się wypuścić z niej pierwszy "owoc". Szefo po krytycznym obejżeniu zgłasza że mu się nie podoba, że u konkurencji widział lepiej. Pan monter - karpik. Tłumaczy, że tu mamy maszynę analogową, tamte to cyfrowe, nowoczesne, kosztują 4 razy więcej... no, na tym co tu stoi przed nami nie da się lepiej! W tym momencie szef wygłasza dobitnie:

- Nie znam się na tym... ale UWAŻAM ŻE POWINNO BYĆ INACZEJ!

(Pozdrawiam wszystkich którym pdoobne debilizmy nie są obce)

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 187 (247)
zarchiwizowany

#10526

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w drukarni. Jeden z "działów" którym się zajmuję to reprinty książek. Dla niewtajemniczonych: klient dostarcza mi stuletnią książkę, a moim zadaniem jest takiego trupa przygotować do druku tak, aby wyglądał na pierwsze wydanie.

Dla historii ważna jest jeszcze jedna rzecz: drukarki biurowe. Te małe dranie ustawione są najczęściej na drukowanie z dopasowaniem do rozmiaru arkusza, żeby oszczędzać papier - czyli nawet wielkie pliki drukują się na standardowej A4.

Historia właściwa:
Przygotowuję reprinty dla specyficznego klienta; takiego z poczuciem "misji" (jego wydawnictwo opycha głównie księgi krzyżowców i patriotów) i jednoczesnym przeświadczeniu o własnej wszechnieomylności. Książki przygotowuję wedle specyficznych wytycznych, np. klient mając na uwadze że odbiorcami książek będą raczej czytelnicy w wieku zaawansowanym życzy sobie aby marginesy w książkach były możliwie jak najmniejsze, coby tekst był jak największy. Cóż, mimo iż przeczy to normalnemu poczuciu estetyki i praktyczności, technologicznie przy robieniu jest strasznie upierdliwe - to w koncu klient nasz pan, czyż nie? Robię więc w ksiązkach malutkie marginesy, staram się nie przekraczać 8 milimetrów. Zgodnie z ustaleniami, przesyłam jedną stronę do akceptu. [K]lient po chwili dzwoni, [J]a zdziwiony tak szybką reakcją nastawiam się na ciężką przeprawę...

[K] Niby w porządku, ale tu strasznie wielkie marginesy są.
[J] Jak to wielkie marginesy, proszę pana, są marginesy 8 mm, bardziej z nimi zejść nie mogę, bo kolega przy cięciu może tekst zajechać jak jeszcze zmniejszę.
[K] Jak tekst zajechać skoro tu jest 2 CENTYMETRY?

W tym momencie mnie autentycznie zdziwił.

[J] Proszę pana, nie jest możliwe żeby tam było 2 cm marginesu...
[K] Ale ja to mam przed sobą i TAK JEST!
[J] Jestem pewien że jest 8 mm, no, może 9 na niektórych stronach. Przed chwilą kończyłem przygotowywać, jestem przekonany że wszystko jest OK.
[K] Są 2 centymetry.

Naszła mnie jakaś taka niepewność od tego jego uporu... Czyżbym coś tak totalnie spieprzył i faktycznie zły plik wysłał? Nie powiem, zasiał we mnie ziarenko niepewności...

[J] To wie pan, mogę pomierzyć dla pewności...
[K] Ja też!
[J] No dobrze, to ja przechodzę do komputera...
[K] no dobrze, to ja biorę linijkę!

Siadam do kompa. Sprawdzam. 8 milimetrów, nie więcej!

[J] Proszę pana, własnie sprawdziłem, jest wszystko w porządku, 8 mm, tak jak było ustalone...
[K] A ja tu mierzę i mam 2 centymetry!

Zaczynam się gotowac, no bo mam przed oczami dowód.

[J] Proszę pana, właśnie siedzę przed programem z tą książką otwartą, mam tu narzędzie "linijka" i nijak nie chce wyjśc inaczej niz 8 milimetrów!
[K] A ja tu mierzę linijką i jest 2 centymetry!

...i dopiero w tym momencie mnie tkneło... że przecież z kontaktów z tym panem w ostatnich dniach wynikało że on nie za bardzo się tak na komputerach zna... więc sprawdzenie tego marginesu musiał przeprowadzić w jakiś inny, na bank zwariowany sposób!

[J] A przepraszam, jak pan "mierzy" ten margines?...
[K] No normalnie, wydrukowałem sobie tą stronę co od pana dostałem, przykladam do książki i linijką mierzę ile jest od tekstu do krawędzi!!!
[J] ...

Debili ci u nas dostatek.

Przepraszam że w historyjce nie ma ani słowa o przepychankach w poczekalni do lekarza, babć walczących o miejsca w autobusach, ani moich smutnych przeżyć po gwałcie - mam nadzieję że nadaje się na Piekielnych mimo braku tych jakże niezbędnych tutaj ostatnio elementów.

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 54 (274)

#9899

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zostałem dziś wezwany do firmy 4 godziny wcześniej. Wiadomo co robi z człowiekiem przestawienie się z pobudki o 9:00 na 5:00, ale w sklepie do którego udałem się przed pracą w celu zakupienia wałówy na zapowiadające się 12 godzin pracy spotkałem kasjerkę lepszą ode mnie.
Zaczyna się robić ciepło, więc zapobiegawczo moje zakupy zawierały też loda na patyku. Babka chce go "nabić", ale niestety barkod jakoś tak zrobili że był blisko zgrzewu. [K]asjerka zaczyna się mocować z opakowaniem.
Pierwsza próba. Druga. Miętolenie opakowania. Trzecia próba. Miętolenie. Próba. Wygładzenie papierka. Zerowy rezultat. W koncu akt desperacji:
[K] A będzie Pan tego loda teraz jadł?
Zdziwko. Co jej do tego?
[Ja] Proszę Pani, ja nie podejmuję tak poważnych decyzji o 6 rano...
[K] A, bo jakby Pan teraz jadł to bym opakowanie zdjęła i by się nabiło...
[Ja] Może się mylę, ale czy przypadkiem nie można tego kodu "wbić" za pomocą klawiatury?
[K] Tak, proszę Pana, ale to tyle czasu zajmuje...
No ale chcąc nie chcąc nabiła tego loda ręcznie. Zajęło to niecałe 10 sekund. Zdecydowanie krócej od cholernego miętolenia papierka którym to namiętnie się zajmowała ponad minutę.

Widać nie tylko mi takie nieludzko wczesne godziny niedobrze działają na mózg.

sklepik przy pracy

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 402 (560)