Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

villemochouette

Zamieszcza historie od: 25 czerwca 2012 - 12:56
Ostatnio: 12 października 2018 - 15:44
O sobie:

Miłośniczka minionych wakacji:)
Pasje: książki, muzyka, no i moja rodzina:)

Nie lubię: chamstwa, głupoty, bezsensownych kłótni o nieistotne szczególiki

Lubię: słońce, burzę, czekoladę, sok grejpfrutowy:)

  • Historii na głównej: 1 z 1
  • Punktów za historie: 614
  • Komentarzy: 40
  • Punktów za komentarze: 241
 

#38972

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia opowiedziana mi przez moją byłą, która pracowała swego czasu w sklepie zoologicznym.

No więc do sklepu przyszła klientka. Oznajmiła, że sprawiła sobie małego kociaka i potrzebuje wyprawki.

Jak się okazało, wcześniej nie miała do czynienia z kotami, jednak zależało jej na dobru zwierzaka. Wyprawka z podstawowej przerodziła się w full-wypas gdyż klientka chciała jeszcze to, tamto, a to może się przyda aby kotek miał dobrze. Dziewczyna cieszyła się, że futrzaste stworzonko będzie miało dobrze (a i przy okazji utarg będzie dobry, choć to drugorzędne wobec dobra kota). Wspomogła fachowymi radami, jako że sama należy do kotofilii.

Mija dzień-dwa...

Do sklepu wpada ta sama klientka z nosidełkiem (z wyprawki) wraz z zawartością w ręce i lekkim przerażeniem w oczach.

- Bo wie Pani, od paru dni coś się kotu dzieje z gardłem, może chory, jakąś chrypkę ma? Ma Pani jakieś lekarstwo na to? Kot jakoś tak charczy jak oddycha. O proszę zobaczyć, właśnie teraz.

Dziewczyna rzuciła okiem na prześliczne puchate maleństwo i korzystając z fachowej wiedzy (studia weterynaryjne) i praktyki ze zwierzętami szybko mogła postawić odpowiednią diagnozę:

- Proszę Pani, ten kot mruczy.

sklep zoologiczny

Skomentuj (62) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1709 (1793)
zarchiwizowany

#45343

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Poznajcie pana Władysława.

Pan Władysław. Wiek: około 50 lat.Metr siedemdziesiąt pięć. Waga nie znana ale można śmiało powiedzieć że 60kg nie więcej. Bezrobotny, wcześniej pracował jako elektryk. Samotny. Brak dzieci, wnuków, rodziny.
Unika jak ognia jakichkolwiek instytucji państwowych.
Człek szlachetny i cnotliwy. Pełen zalet. I z jedna wadą:

-Sprowokowany lubi się bić. Po prostu włącza się mu jakiś psychopata wtedy

Teraz czas na historię właściwą
(opowiadała mi siostra)

Wracała sobie ona (siostra) z dworca PKP na PKS by zdążyć na autobus o 20:30 do naszej wsi. Pan Władysław jako przyjaciel rodziny ją odprowadzał.

Nagle wyskoczyło 6 dresów. Otoczyli ich ze wszystkich stron i zabrzmiało tradycyjne:
-Telefon albo wpie*dol

Siostra nie nosi telefonu bo nie chce mieć raka. Pan Władysław nie ma go bo nie stać go.

W każdym razie wywiązał się taki dialog (ogólny sens, pan Władysław nie lubi tego wspominać,a siostra spanikowana):
[D] do siostry:
-Dawaj ku*wo telefon!
[P]an Władysław:
-Wyrażaj się, to jest dama
[D]: Strzym ryj dziadu, Dawaj ku*wa telefon
[W]: Nie mam

I tu byłby cios od tyłu w zgięcie kolan pana Władysław gdyby nie fakt że go tam już nie było. Sama bójka trwała minute może dwie.

Efekt:
Sześciu dresów leży na ziemi, jeden z nich prawdopodobnie nigdy już nie będzie mógł użyć prawej ręki (przynajmniej tak pan Władysław twierdzi).
Siostra w szoku, wytrzeszcza oczy. A jej obrońca spokojnie, jakby nigdy nic obszukuje poszkodowanych i zabiera im pieniądze z portfela i dowody osobiste.

Kwituje to słowami:
-Wiem, gdzie mieszkacie.

Po czym pyta się siostry czy wszystko z nią okey i odprowadza na PKS. Siostra w szoku przez trzy dni. A respekt dla pana Władysława w całym mieście wzrósł o kilkaset procent

dresy

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 296 (516)

#44507

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na fali historii o parówkach dla pieska przypomniała mi się sytuacja z mojego osiedlowego mięsnego, ja w niej robię za widownię ;)

W kolejce przede mną stoi babeczka, dość młoda, bardzo gustownie ubrana. Kupuje jakieś mięso i 20 dkg pasztetowej. Pani, która ją obsługuje, patrzy na nią tępym wzrokiem i pyta:
- Ta pasztetowa to dla kotka?

Pani na to niewzruszonym tonem:
- Mój kot takich syfów nie je. Pasztetowa jest dla mnie.

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 975 (1033)

#55900

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o kobiecie jeżdżącej ciężarówkami przypomniała mi historię z poprzedniej pracy.

Mieliśmy pracownicę, niech będzie Anię, która jeździła firmową ciężarówką, przywożąc lub rozwożąc towar do różnych innych firm.

Szef dostał zamówienie, wyruszyły z firmy dwie ciężarówki. Jedną prowadziła Ania a drugą sam szef. Ja i znajomy, jechaliśmy z nimi, żeby pomóc przy ładunku i rozładunku.

Podjeżdżamy na plac rozładunku. Pierwsza dojechała ciężarówka szefa, została więc rozładowana, pokwitowana, wszystko ok. Podjeżdża Ania, która nie zdążyła na jednych światłach przejechać, a pan nagle się zapowietrzył, zrobił czerwony i powiedział, że on towaru nie przyjmie bo przyjechała ciężarówką kobieta! Jego nie obchodzi, że to ta sama firma, a nasz szef stoi obok! Nie i już. Dodał coś w stylu "jak tak można?" i odmówił podpisania papierów o rozładunku.

Absurdalne jest to, że szef musiał wsiąść w ciężarówkę, wyjechać z placu i wjechać nią znowu (już wtedy ciężarówka była pusta) żeby pan pokwitował.
My do końca dnia nie mogliśmy się nadziwić takim absurdom.

Kobieta jeżdżąca ciężarówką.

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 907 (975)

#6403

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niecały rok temu w Świdniku obok Lublina, jedna ze stacji Orlen była obiektem interwencji straży pożarnej. Wozów strażackich różnej wielkości i kształtów krążyło wówczas pełno, a że ognia i dymu nie było widać wcale, to wraz ze znajomymi zachodziliśmy w głowę zastanawiając się co się wydarzyło. Wyjaśnienia doczekałem się dopiero po paru tygodniach, w oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów stacji LPG (widocznie w branży wieści rozchodzą się szybko), gdzie podczas tankowania gazu pracownik stacji opowiedział mi o zajściu.

Na Orlenie dzień jak co dzień. Ruch o tej godzinie raczej niewielki. Podjeżdża [K]lient i prosi [P]racownika o zatankowanie gazu do pełna. Pracownik podpina "kabel" i tankuje. Mija sporo czasu, toteż wzbudza to zaciekawienie ze strony pracownika:
[P]: Jaką ma pan pojemność tej butli?
[K]: A nie wiem, samochód pożyczyłem od kolegi.
Mija jeszcze chwila, w końcu i kierowca zauważa ponadnormatywny upływ czasu i coraz większą cenę na dystrybutorze:
[K]: To może ja zadzwonię i spytam.
I tak też robi:
[K]: No cześć, słuchaj, powiedz mi ile ci do tej butli gazu wchodzi, bo na stacji jestem.
W tym momencie klient wyraźnie blednie, w oczach pojawia się strach. Odkłada telefon.
[P]: Dowiedział się pan?
[K]: ...Mówi że wymontował butlę...
W tym momencie zarówno pracownik jak i cała stacja w dalszej kolejności zdała sobie sprawę, że obok nich stoi samochód z gazem zatankowanym do bagażnika, który pod wpływem jednej iskry całą stację zmiecie z powierzchni ziemi.
Chciałbym wtedy zobaczyć twarze tych ludzi.

Orlen

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1845 (2059)

#2018

przez ~Troy ·
| Do ulubionych
Układam sobie spokojnie książki w pozycji kucającej, zamyślona, zajęta robotą. Bezpośrednio za mną klientka ogląda jakieś powieści. W pewnym momencie robi krok do tyłu, wprost na mnie, nie odwraca się, ale czując coś pod nogami zaczyna siadać. Czując ciężar ciała na plecach podrywam się do pozycji stojącej i patrzę na nią zszokowana. Ona równie zaskoczona, że stołek okazał się żywy. I ja, w tym zdziwieniu zamiast panią zrugać, powiedziałam jedynie tonem nauczycielskim:
- Proszę nie siadać na personelu!

Empik

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1976 (2176)

#7404

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Stacja benzynowa.
Klient płaci za paliwo.
[P]racownik:-Będzie fakturka czy paragon?
[K]lient:-Faktura.
[P]-Na jakie nazwisko?
[K]-Be jak Bogdan (imię zmienione).
[P]-Doskonale pana rozumiem, proszę nie literować.
[K]-Ale ja nie literuję.
[P]-Więc proszę jeszcze raz... Imię, nazwisko.
[K]-Be jak...
[P]-Wiem, wiem, Be jak Bożena, to już wiem.
[K]-Panie! Nie Bożena, tylko Bogdan!!
[P]-Ok, czyli Bogdan... dalej...
[K]-BEJAK!!! BEJAK!!! BOGDAN BEJAK!!!

Orlen

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2014 (2198)

#5614

przez ~mrówka ·
| Do ulubionych
Telefon na emergency: Przerażona kobieta wzywa karetkę do swojej małej wnuczki w obawie, że mała mogła zatruć się mrówkami, które pozjadała z mrowiska. Koleżanka uspakaja kobietę, że mrówki nie są trujące. Lekko uspokojona babcia na koniec dodaje, że wnuczka jakoś dziwnie robi się blada, może dlatego że dała jej wypić środek mrówkobójczy. Karetka została natychmiast wysłana pod wskazany adres.

Emergency

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2025 (2253)

#6760

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję jako hostessa. Stałam ostatnio na promocji przypraw i podchodzi do mnie małżeństwo. [J] - ja, [M] - mąż, [Ż] - żona.
[J] - (standardowa formułka) - Dzień dobry. Mogę w czymś pomóc?
[M] - Proszę pani, chciałem zapytać, czy ta marynata nadaje się do smażenia..
[Ż] - Oszalałeś? Po co ją pytasz? Przecież wiadomo, że ona nic nie wie na ten temat! Stoi tu, bo jej za to płacą, każdy mógłby tu stać, nawet ja!
[M] - Chyba nie kochanie, do tego potrzeba kultury osobistej...

Carrefour

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2553 (2745)

#13516

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Na początek wspomnę, że jedną z głównych zasad w Biedronce jest bezwzględna pomoc klientowi w odszukaniu produktu, którego potrzebuje. Więc jeśli nawet jesteśmy bardzo zajęci pracą to i tak musimy przerwać i mamy obowiązek zaprowadzić klienta do upragnionego produktu.

No więc mieliśmy wczoraj sporo towaru. Razem z kolegami (mamy u siebie dwóch facetów) przekładaliśmy zgrzewki wody niegazowanej na paletę. Robiliśmy to ręcznie bo mamy teraz zastawioną z obu stron alejkę z napojami, więc klienci sobie spokojnie przejdą ale paleciak ma problem ze zrobieniem nawrotu i wjechać w odpowiednie miejsce.
Podaje koledze zgrzewki bo mamy już kilka "pięterek" i ja z moim wzrostem najzwyczajniej nie sięgam. :)

Nagle ktoś stuka mnie w ramię. Odwracam się i widzę zacną duszę w postaci mojego ulubionego, dowcipnego emeryta. Czekam chwileczkę aż pierwszy powie mi dzień dobry (obraża się, gdy robimy to pierwsze bo to on jest mężczyzną i jako dżentelmen nie może pozwolić by niewiasta pierwsza go witała czy jakoś tak:) )
Ja[J], Klient[K]

[K] - Dzień dobry Słońce.
[J] - Dzień dobry. W czym mogę pomóc?
[K] - A zaprowadź mnie do cukru bo pozmienialiście i nie mogę znaleźć.
[J] - Proszę za mną.
Za moment byliśmy na miejscu.
[K] - To może jeszcze olej?
Oczywiście zaprowadziłam.
[K] - O żelki jeszcze wezmę bo wnuki przyjechały i lubią
Już byliśmy przy żelkach.
Pan przypominał sobie o coraz to nowszych produktach, a ja prowadziłam go do celu. W sumie zajęło to może jakieś 10 minut ale ja niezrażona pytam z uśmiechem klienta:
[J] - Coś jeszcze panu pokazać?
[K] - Dziękuję dziecko... - Po czym dodaje konspiracyjnym głosem - Widzę, że oni (pewnie chodziło mu o moich kolegów przy napojach) skończyli z tą wodą, bo wiesz hmm... ja właściwie wiem gdzie tu wszystko leży ale jak przeszedłem i zobaczyłem jak dźwigasz te zgrzewki, to cię stamtąd zabrałem. Fajnie wykombinowałem, co? Dwóch tęgich facetów, to niech sami sobie dźwigają, a co?

Biedronka

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2973 (3055)