Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

westsider

Zamieszcza historie od: 8 maja 2015 - 13:30
Ostatnio: 26 kwietnia 2018 - 23:48
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 661
  • Komentarzy: 0
  • Punktów za komentarze: 0
 
zarchiwizowany

#78158

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dawno temu tutaj byłem i trochę się historii nazbierało, ale po kolei.

Zacznę od tego, że jakiś czas temu wróciłem z Polski z pracy tymczasowej za granicą. Za część zarobionych pieniędzy wyprowadziłem się do innego miasta, złapałem robotę i dodatkowo jeszcze dorabiam na ochronie w pewnym sklepie odzieżowym

Oczywiście historia nie ma na celu obrażanie kogokolwiek jednak krew mnie nagła zalewa z powodu obywateli Ukrainy w Polsce. Przypominam, że nie chcę nikogo obrażać jednak mam dziwne wrażenie, że mądrością oni nie grzeszą albo po prostu udają głupich.

Wszystkie sytuacje z jednego dnia.

1. Jeszcze przed 15 min przed otwarciem kobitka szarpie za drzwi. Poczekała, otworzyliśmy sklep, weszła - standard... Pani kupiła sukienkę, zapłaciła i wychodząc zdecydowała, że wymieni ją jednak na większy rozmiar. Po prostu wzięła z wieszaka taką samą tylko, że większą sukienkę i próbowała wyjść. Na pierwszy rzut oka - próba kradzieży (w siatce 2 identyczne sukienki, jedna z klipsem, na paragonie zapłacono za jedną). Oczywiście ani me ani be po polsku czy angielsku. Na migi udało się jej wyjaśnić, że chciała wymienić a nam, że tak się nie robi...

2.Ukrainka tak się zafascynowała tymi wszystkimi ubraniami, że zgubiło dziecko. Pan z ulicy przyprowadza mi dziecko, mówi, że chłopak ewidentnie szuka rodziców ale nie mówi po polsku... No cóż. Dzieciak do kasy, obsługa ogłosi przez głośniki, że chłopak szuka rodziców. Oczywiście jak, przecież chłopak nie mówi po polsku... Szczęście w nieszczęściu, że kilka minut po tym jak dzieciak trafił na kasę piętro wyżej kobitka pytała innego ochroniarza po ukraińsku oczywiście i na migi czy nie widział jej syna. Bariery językowe doprowadziły, że kolega ją zrozumiał gdy przyszła po raz 3, wcześniej wysłał ją na dział dziecięcy ( bo myślał, że szuka ubrań dla syna).

3. 10 min przed zamknięciem wchodzi 4 ukraińców. Zaczyna się mierzenie, wybieranie, oglądanie. 5 min później upominamy, że zaraz zamykamy. Pierwsza para była wielce zdziwiona, to mówię, że niedziela i jest godzinę krócej - oczywiście zdziwienie i zapowietrzenie ze strony klientów, ale mimo wszystko jeszcze przymierzalnia. W tym czasie kolega upomniał drugą parę, jednak im również się nie spieszyło, zanim doszli do wyjścia musieli obmacać większość ubrań, pogadać. Zachciało im się jeszcze złożyć opinię na temat sklepu online. Pojedynczo. Po zamknięciu...

To są trzy grubsze sytuacji, w której obywatele Ukrainy zachowują się jakby... właśnie co? Na porządku dziennym jest zdziwienie gdy bramka piszczy gdy ukrainka próbuje wyjść ze sklepu z klipsem tłumacząc się, że chciała wyjść "tylko pokazać komuś ubranie". Tak samo ich ogólne, codzienne zachowanie - głośna, wręcz krzycząca mowa, zrzucanie ubrań na podłogę, zostawianie ubrań gdzie popadnie - na parapetach, śmietnikach lub po prostu rzucone "jeb" na półkę. Już nie wspomnę o "dzień dobry" i "do widzenia" chociażby po ukraińsku...

3.

sklepy

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 18 (144)

#72321

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja frustracja dosięgnęła takiego zenitu, że muszę się wyżalić, mimo iż sytuacja w kraju już mnie nie dotyczy.

Zaraz po maturze poszedłem do pracy na zmianę ze studiami zaocznymi. Pracę załatwiła mi mama, sama pracowała tam kilka ładnych lat, a był to zakład produkujący ubrania. Praca jako pomocnik od wszystkiego, jednak gdy szefostwo zauważyło, że znam angielski bardzo dobrze, do tego znam obsługę komputera, przesunęli mnie do korespondencji z zagranicznym klientem firmy i układania szablonów. Wszystko fajnie, tylko... 7zł/h. Po jakimś czasie przestało mi to wystarczać i przeszedłem do firmy produkującej kosmetyki.

Akurat traf chciał, że zostałem zwolniony z powodów "redukcji etatów" po 3 tyg. pracy. Zresztą jeżeli umowę na 1/16 etatu można nazwać etatem.

Poprzedni szef dał mi nową propozycję - 10 zł/h. Tak, tylko że na pół etatu. W umowie. Faktycznie - na tel. Tak oto zarabiałem 400 zł miesięcznie.

Jakiś czas później zdałem sobie sprawę, że studia pedagogiczne nie dadzą mi chleba i trzeba zrobić zawód, bo jak to się mówi, na chleb zarobię, a studiować można zawsze. Wybrałem zawód mechanika. Ale jeść trzeba i takim sposobem podjąłem pracę w ochronie. Standardowo, brak stawki wpisanej w umowie zlecenie, zmiany po 14h albo po 6h. Na wypłacie wychodziło zawsze mało, 1k nie wyciągałem, ale pracowałem, ponieważ to w nowym mieście, ciężko z pracą itp.

Znów zmieniłem pracę. Poszedłem do marketu, przynajmniej pieniądze normalne, bo aż 1400 zł netto. Przeżyłem tam do końca szkoły, czyli jakiś rok, pewnie zostałbym tam dłużej, gdyby nie to, że ciągle dostawałem zmiany sam i to zazwyczaj na weekendy, gdzie ruch największy. Odbijało się to na mnie. Kierownictwo niezadowolone z niewyrobionych obrotów, braku towaru na półkach itp. Ja się tylko zastanawiam, kiedy miałem to zrobić, gdy od wejścia do pracy obsługuję dziadka, który pyta przez godzinę o różne produkty, a za nami już 10-osobowa kolejka. I tak cały weekend. Gdy jakoś udało mi się wybronić, ataki się zmieniały - czemu się nie uśmiechasz? Polityka firmy wymaga pogodnego i przyjaznego podejścia do klienta!

Po ukończeniu szkoły długo szukałem pracy w zawodzie, trafiłem w końcu do zakładu, w którym wytrzymałem jakiś dłuższy czas. Po tym czasie wyjechałem do Skandynawii, ponieważ miałem dość docinek, podśmiewania się, podgadywania, że młody, nieogarnięty, zrób kawę itp. Poza tym atmosfera totalna klapa. Ludzie patrzą sobie w portfele, kto ile zarobił (płacone od przerobu), że ten ma lepsze roboty, alkohol w pracy, wynoszenie różnych rzeczy itp. Niby dorośli ludzie.

Sam miałem kiedyś przekonanie, że młodzi nie powinni wyjeżdżać, że tylko tak mogą zmienić ten kraj. Ale jak? Gdzie od samego startu są wykorzystywani, źle opłacani, nic nie warci i muszą pracować wg zasady "spychologia na młodych". Co źle, wina młodego. Postawisz się, zrobimy ci piekło z pracy i się zwolnisz. Na twoje miejsce jest 10. Nie postawisz się - będziesz obrywał za każdym razem i to często nie za swoje.

Teraz od jakiegoś czasu siedzę w Skandynawii. Nie mam stałej pracy jeszcze, ciężko akurat w tym regionie o stałą, legalną pracę u nie-Polaka. Ale szukam, wysyłam CV, odpowiadam na oferty. Może coś się znajdzie. Jednak mimo to, chodzę pomagać co jakiś czas na budowę, podwiozę kogoś, pomogę komuś coś zrobić. Jakiś pieniądz wpada. I to nie jakiś, bo z tych "zleceń na czarno" spokojnie mogę się utrzymać, mimo że jest to ok. 40% normalnego wynagrodzenia.

Nie piszę tego po to, by się pochwalić jak mi dobrze, ponieważ nie jest to stan rzeczy, który mnie zadowala. Piszę to, ponieważ teraz rozumiem czemu ludzie wyjeżdżają. Większość z Was mnie za to zjedzie, ale powiem to. Wyjeżdżajcie, jeżeli jesteście w sytuacji, w której ja byłem. Nie wahajcie się. Mówi się, że trzeba walczyć o swoje i się nie poddawać. Gówno prawda. Rób tak, a zdasz sobie sprawę, że masz 35 lat, mieszkasz w wynajętym mieszkaniu, ciągle zmieniasz pracę, tam gdzie dają lepsze warunki, a i tak za każdym razem cię wydymają, okradną, oszukają itp. Wychylisz się, to cię zaraz stare wygi zjedzą, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto ma większe doświadczenie/staż pracy/chody u szefa itp. I za każdym razem, gdy coś ci się będzie udawało, to ktoś cię ściągnie na dół, żebyś mu nie zagrażał. W Polsce zasada "uczeń przerósł mistrza" nie istnieje.

Dobranoc

polska

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 185 (259)

#66195

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia, w której i [J]a i [N]ieuprzejmy [P]an byliśmy piekielni.

Mam auto, stare bo tylko na takie mnie stać. Potrzebne do pracy i dojazdy do domu rodzinnego (200km). Nadszedł czas by wykupić ubezpieczenie, zmienić blachy i zrobić przegląd. Auto kupiłem dosyć dawno, ale tu coś trzeba naprawić, a na wszystkie formalności trzeba też ten 1000zł uzbierać, z polskiej pensji ciężko.

Z góry uprzedzam, że uczę się i odbywam praktyki na stacji diagnostycznej, więc znam temat.

[NP] wjeżdża autkiem na stację:
- Panie tu wszystko trzeba zrobić!
[J] - Jak wszystko? czyli znaczy co?
[NP] - Szyba do wymiany! (odprysk od kamienia przy dolnej krawędzi wielkości 1/4 paznokcia).
[J] - Nie jest do wymiany, z tym można jeździć, nie zasłania drogi.
[NP] - Ale klapki wlewu nie ma!
[J] - Wandale mi urwali, auto ma 23 lata, ciężko dostać. Zleciłem już wykonanie takiej na wymiar u znajomego, ale to potrwa. Poza tym, co brak klapki przeszkadza w bezpieczeństwie ruchu drogowego?

Już się trochę widać koleś gotuje w środku, ja znam przepisy, więc twardo na swoim. Koleś nie daje za wygraną.

[NP] - Co mi pan tu gadasz! Ale za to drzwi się nie otwierają!
[J] - Wsiadł i wysiadł pan? Więc w czym problem? Chyba chce pan się przyczepić o coś? (mimo, że auto stare to dbam, bo niestety na inne mnie nie stać)
[NP] - Nie wymądrzaj się pan! (od kilku zdań facet już na mnie się drze). Jedna żarówka za słabo świeci! To jest niedopuszczalne!
[J] - Widzę, że świecą tak samo! (ja już też zaczynam stanowczym tonem rozmawiać).
[NP] - Kierownica jest do wymiany, bo musi być w całości!
[J] - To prawda, a ta jest w całości. Obdrapana nie znaczy, że mam ją od razu wymieniać!

Sytuacja napięta, koleś się trochę zacina, już nie wie co mówić.

[NP] - Hamulce tylne nie hamują!
[J] - Jak pan mógł to sprawdzić, jeżeli nie wjechał pan na rolki? Czy ma mnie pan za głupka? Na oko pan to sprawdziłeś!?

Facet schodzi pod auto i krzyk - KOROZJA!
[J] - Jest! Auto ma 23 lata! A elementy nośne są w stanie przepuszczalnym przez badanie (podłużnice, linka, przewody paliwowe i hamulcowe ok, sprawdzane na praktykach, pod okiem osób normalnie pracujących na stacji).

[NP] - Trzeba było sobie kupić nowsze i lepsze auto, a nie tutaj tym przyjeżdżać!!!!!
[J] - Jesteś pan niekompetentny! Na dodatek chamski! Jesteś pan niekompetentnym chamem! Kto dał ci tę robotę!

Wymiana kilku zdań, dosyć ostro, brak kierownika.

Pół godziny później inna stacja. Uprzejmy Pan, pogawędka o zawodzie, trochę potłumaczył, pogadaliśmy, że też idę na diagnostę. Na kierownicę pokrowiec - 17zł, wytarcie silnika i panu dałem na obiad jeszcze 20 zł. Mechanicznie i technicznie auto sprawne, brak przeciwwskazań do jazdy. Pan zaprosił za rok, żebym dał znać jak tam w szkole, jak egzaminy. Na koniec powiedział "przepisy przepisami, ale trzeba brać pod uwagę jaka jest sytuacja, ciężko młodym. Ludzie są nieuczciwi, ale jak widać, że ktoś dba o auto i się nadaje do jazdy, to po co utrudniać już utrudnione życie?"

Zwłaszcza, że przed badaniem zrobiłem co było trzeba, wymiana hamulców, końcówek drążków, ustawienie zbieżności, kosmetyka auta "żeby wyglądało" Nie wiem, może [NP] był niedochlany albo może czekał aż zejdziemy na temat "to ile całkowicie przegląd będzie kosztował?"

Stacja diagnostyczna

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 283 (433)

1