Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

zegarka2

Zamieszcza historie od: 11 grudnia 2016 - 10:55
Ostatnio: 13 marca 2017 - 18:00
O sobie:

Tak, to znowu ja.

  • Historii na głównej: 4 z 4
  • Punktów za historie: 879
  • Komentarzy: 4
  • Punktów za komentarze: 37
 
[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 9) | raportuj
13 marca 2017 o 18:00

Jak mnie wku**ia takie podejście. Zostałaś ZAPROSZONA, więc się dopasuj albo nie idź! Sama niedawno brałam ślub, uroczystość bardzo skromna, wesele w formie obiadu, bez tańców. Bo tak chcieliśmy i kropka. Nie było wódy (było grzane i zwykłe czerwone wino), nie było kotleta (za to był indyk, wołowina i polędwiczki) ani rosołu, nie było nawet tortu tylko szarlotka i brownie)a muzyka była do "poszumienia", francuska i jakby mi ktoś po przyjęciu powiedział, że wesele było do dupy, bo nie było tłusto, bez tańców i tak dalej, to zakończyłabym znajomość od razu. Jakoś wszyscy zapominają, że najważniejsze jest to, że młodzi biorą ślub, a nie to, że można się nażreć za darmo i potańczyć do disco.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 8) | raportuj
30 grudnia 2016 o 0:27

Dobra, to teraz wyjaśniam: 1. Ciotka i wuj są w wieku moich rodziców, więc przeze mnie tępiona nie była i w sumie nadal nie jest, bardziej udaję, że jej nie ma - przypominam, że to ona nas, dzieci nazywała bachorami, a moją mamę dzi.wką. 2. Wuj jest człowiekiem z własnym poczuciem honoru - jak każdy. Zapłodnił ciotkę przed ślubem, więc na hurra zorganizowano ślub. Kiedy pisałam, że ciotka "złapała" wuja na kolejne dziecko, miałam na myśli to, że wuj sam do dziadków przychodził i biadolił na nią, że dzieciak w drodze, a ona mu mówiła, że kalendarzyk, itp. - tylko powtarzam. TO, czy on seks uprawiał czy nie, dlaczego i po co, to już ich sprawa, mnie nie obchodzi. 3. Wujka zaprosić chciałam i miałam do tego prawo, więc zaprosiłam. Wielokrotnie wujek był zapraszany sam np. na pierwszą komunię czy urodziny do innej części rodziny, bo ciotka otwarty ogień do wszystkich puściła. Przychodził sam lub z dzieciakami. @Armagedon - kiedy oni ślub brali, mnie na świecie nie było. Moi rodzice ślub wzięli dopiero kilka lat później. Dziadkowie ciotkę przyjęli z otwartymi ramionami, ale tak, szybko się skończyło, kiedy tylko ciotka urodziła i z tego, co wiem, nie pozwalała nawet dziadkom przychodzić oglądać wnuka argumentując, że nikt OBCY jej dzieci nie dotknie. Ponownie: tyle wiem od dziadków. A działka jest wujka i dziadków, nie ciotki. Dziadkowie każdemu pozwalają korzystać z tego, tj. z drzewek i krzewów owocowych, które sami zasadzili i sami uprawiają. Ciotka, jakby nie patrzeć, rządzi się nie swoim. Mnie jest tylko przykro, że dziadkowie dali się przekabacić tak bardzo, ale z drugiej strony to osoby starsze, bardzo wierzące, ufają, że jeśli ktoś chodzi do kościoła i już ich nie gnębi to jest nawrócona i tylko patrzeć, jak świętą zostanie. Jak zaznaczyłam, reszta rodziny stoi za nami murem, bo też nie chce widzieć kogoś, kto wyzywał ich i ich rodziny. A chyba CAŁA rodzina sama z siebie nie pała do niej niechęcią bez powodu.

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 36) | raportuj
22 grudnia 2016 o 16:18

Moim zdaniem się czepiałaś kij wie o co. Tak czytam i serio nie dowierzam, o ile miejsca dla niepełnosprawnych jak najbardziej powinny być omijane, i o ile rozumiem, że ciężko jest wóżkiem manewrować w wąskim przejściu, o tyle guzik cię obchodzi, co oni na tym miejscu robili i dlaczego. To tylko oznaczenie stworzone przez centrum handlowe, nie prawny zapis. Po drugie, twoja głupia odpowiedź o ciąży też by mnie zezłościła, bo to nie twój interes, czy widać czy nie widać. Nie lubię parkingowych cwaniaków, ale nie lubię też bab, które we wszystko muszą nos wetknąć. Czy odpowiedź, że np. podwozili kogoś z wózkiem/ dziecko jest na marketowym placu zabaw/ zaraz przyjdzie babcia z dzieckiem sprawiłaby, żebyś się odczepiła? Jasne, równie dobrze parka mogła sobie ot, dla wygody tam postawić i tyle, ale ty nie powinnaś wypytywać obcych ludzi o to, czy mają dziecko, czy kobieta na pewno jest w ciąży, etc.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
11 grudnia 2016 o 11:09

A ja nawet w to wierzę, chociaż przesadę w tym czuć na kilometr. Kiedyś nie było mnie w szkole pół roku, zwolnienie lekarskie miałam, nikt nawet nie pisnął o indywidualnym toku (było to ponad 15 lat temu). Koleżanka raz w tygodniu przynosiła mi zeszyty do przepisania ,wypracowania wysyłałam pocztą, a lekcje odrobione podrzucała mama do szkoły. Dało się wszystko, tylko trzeba było się dogadać. Natomiast wierzę w ilość sprawdzianów. W klasie maturalnej miałam nauczycielkę, która klasówki z działu całego robiła nam co 2 tygodnie, co tydzień sprawdzian z połówki, kartkówki na każdej lekcji + arkusze maturalne. Lekcje były błyskawiczne, bo 5 minut kartkówki, arkusz (część) 15 minut, pozostały czas zwykła lekcja. Ale pomogło: z niemoty, która nie potrafi policzyć ciągu stałam się maturzystką, która zdała dużo powyżej minimalnej liczby %. Ale przyznaję, że po takiej lekcji zwykle miałam tylko siłę, żeby się zdrzemnąć.

« poprzednia 1 następna »