Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Lazura

Zamieszcza historie od: 22 września 2014 - 16:55
Ostatnio: 23 października 2014 - 14:40
O sobie:

Jestem jaka jestem. I już.

  • Historii na głównej: 3 z 4
  • Punktów za historie: 1618
  • Komentarzy: 15
  • Punktów za komentarze: 55
 
zarchiwizowany

#62606

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Karolka93 (http://piekielni.pl/62497) przypomniała mi niedawną historyjkę z moją koleżanką w roli głównej.

Julka zbliża się do trzydziechy, jest pianistką, żyje z muzyki i dla muzyki i niewiele poza swoim światem artystycznym widzi. Jest przemiłą osóbką, ale totalnie oderwaną od rzeczywistości. Jestem w stanie zrozumieć to, że Julka nie ma pojęcia np. jak używać komputera (nie każdy ma potrzebę i chęci pracy z komputerem), zupełnie nie orientuje się w polityce czy ekonomii (nic a nic, nawet podstaw żadnych), o tematach naukowych już nie wspomnę, nie potrafi wielu rzeczy, które dla innych są oczywistą oczywistością. No bywa. Nie każdy jest ogarnięty. Ale naszą Julkę co i rusz coś zadziwia, takie zwykłe rzeczy. I gdy już nam (paczce znajomych) wydaje się, że Julka niczym nas nie zaskoczy, to jej jednak zawsze udaje się coś znaleźć. Ostatnio na domówce:

[J]ulka: Oooo, nie ma tego pysznego masełka czosnkowego. A ja tak na nie liczyłam.
[M]y: No nie ma, bo tym razem jest sos czosnkowy.
[J]: A jak takie masełko zrobić?
[M]: Bierzesz masło, solisz odrobinę, wyciskasz dwa ząbki czosnku do niego i gotowe. Nic więcej.
[J]: Ale jak to?
[M]: Co jak to?
[J]: No jak to wmieszać w masło?
[M]: Normalnie, widelcem.
[J]: Ale jak? Stopić najpierw masło czy co?

Zaczęliśmy się po sobie patrzeć, bo nie wiedzieliśmy, czy Julka sobie robi z nas jaja, czy ona tak na serio.

[M]: Nie no, jak wyjmiesz masło z lodówki i zostawisz na godzinkę, to zmięknie...
[J]: Jak to zmięknie? Rozpłynie się?
[M]: Nie no, nie rozpłynie, zrobi się miękkie, taka masa, że je spokojnie wymieszasz widelcem.
[J] z OGROMNYM zdziwieniem: Naprawdę???

I wiecie co jest najlepsze? Że Julka czasem opowiada nam o swoich znajomych z kręgu artystów (muzykach, malarzach), że oni to są odjechani w kosmos, zupełnie z innego świata i że ona na ich tle to jeszcze zupełnie twardo stoi nogami na ziemi. Nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić... No nie jestem...

domówka

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (122)

#62160

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zaszczurzony (http://piekielni.pl/16185) przypomniał mi pewną historię i aż założyłam konto, aby się nią z Wami podzielić.

W latach studenckich szukałam pokoju do wynajęcia. Były to jeszcze czasy, kiedy do znalezienia zakwaterowania raczej kupowało się Autogiełdę, niż odpalało kompa.

Zainwestowałam w gazetę i dawaj! dzwonię. Było kilka interesujących ofert, ale większość już nieaktualna. W końcu trafiło się fajne ogłoszenie, pokój dość tanio, w niezależnym mieszkaniu, nie aż tak daleko od uczelni (nieodległe przedmieścia). Umówiłam się natychmiast i jadę oglądać. Bardzo miła gospodyni (jak z "Chłopów" - a przynajmniej jej ubiór tak mi się kojarzył) zaprowadziła mnie "na salony". Dookoła domostwa, po którym latały kury i kaczki, po błotku od tyłu dotarliśmy do "mieszkania". A owo "mieszkanie studenckie" urządzone było w starej stajni.

Aby wejść, musiałam się schylić (a wysoka nie jestem). W środku łukowate sufity sklepiały się raptem kilka cm nad głową. W pierwszej stajni zorganizowana była kuchnio-łazienko-toaleta. Stary żłób z jednym kranem robił za zlew, obok niego na kiju od miotły była powieszona zasłonka prysznicowa i jak się chciało wziąć prysznic, to trzeba było do kranu przy zlewie doczepić szlauch. Na drugim końcu szlaucha, zwisającego za zasłonkę, przyczepiona była końcówka od konewki. Ot, taki prysznic. Zaraz obok "prysznica" był postawiony stary kibelek, dziurą wprost nad szambem. Aby się "zamknąć", należało przeciągnąć zasłonkę prysznicową na drugą stronę i już, nie widać nas. A że wprost do szamba, a co tam "nie trzeba spłukiwać", jak to z uroczym uśmiechem dodała pani. Zresztą nie byłoby jak, bo nawet spłuczki nie było. Ciepłej wody też nie, no bo "po co studentom ciepła woda". Po drugiej stronie wąskiego pomieszczenia stała stara lodówka, kuchenka i jedna szafka.

Pani poprowadziła mnie dalej. Za kuchnio-łazienką były dwa pokoje (przejściowe) po 2 łóżka w każdym, 2 szafki i jedna szafa. Stare ściany stajni zostały w tym roku "pobielone" (z czego pani była bardzo dumna), na podłodze leżały poniemieckie płyty granitowe, a w maciupkich okienkach były pojedyncze szybki. Ogrzewania nie było. Na pytanie, jak miałabym w tym pokoju nie zamarznąć zimą, pani odparła, że normalnie - zawsze można w tym małym żłobiku obok łóżka rozpalić ogień...

Nie uciekłam stamtąd tylko dlatego, że byłam ciekawa, jakie jeszcze kurioza pani mi pokaże. Zachwalała jak Wersal, ale chyba pies mojej babci w budzie obok garażu miał lepsze warunki.

Że też ludzie nie mają wstydu takie coś proponować, a co dopiero brać za to pieniądze...

Pokoje

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 585 (641)

#62161

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kupiłam jakiś czas temu dom. Stareńki, do kapitalnego remontu, ale za to tani jak barszcz (w mojej okolicy). Przed zakupem dobrze go obejrzałam, poprosiłam o zdanie dwoje znajomych architektów. Wszystko było okej. Tzn. według nich nie powinny pojawić się żadne "kwiatki budowlane". Taka tam zwykła stara szeregówka do odnowy. No to kupuję. Podczas transakcji u notariusza jeszcze dopytywałam się właścicieli o pewne szczegóły i wszystko było super. Do czasu...

Do czasu, gdy zabrałam się za remont. Na pierwszy ogień poszła podłoga na gruncie (trzeba było wykonać nową) i w trakcie usuwania starych warstw płytek i piachu (bo nic więcej pod podłogą nie było), okazało się, że pod moim domem płynie rzeczka! Normalnie legalnie przez środek salonu popierdziela sobie strumyk! Na tyle płytko, że odkopaliśmy jego betonowe koryto (w kształcie litery "U"), grzebiąc 35cm dół pod nową podłogę.

Piekielni sprzedawcy rozkładają ręce i mówią, że według ich wiedzy ten strumyk był pod ogrodem, dlatego nic nie mówili. Tiaaa...

I co ja mam teraz zrobić? Może szklaną podłogę sobie strzelę i będę oglądać strumyk zamiast telewizji...

Budowa

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 486 (604)

#62182

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu kupiłam mieszkanie. Podczas przepisywania licznika gazu z poprzedniego właściciela na siebie, zostałam poinformowana, że w przeciągu miesiąca otrzymam pierwszą fakturę wraz z numerem klienta, którym to powinnam się posługiwać przy jakimkolwiek zgłoszeniu. Nic nie przychodziło...

Po dwóch miesiącach zadzwoniłam do gazowni, by podpytać o sprawy rachunkowe (zawsze płacę w terminie, nie lubię zalegać z niczym). Na wstępie poproszono mnie o numer klienta, którego nie znałam, bo nadają go dopiero z pierwszą fakturą, a tej do tej pory nie otrzymałam. No to miła pani poprosiła mnie o... numer ostatniej faktury! Tłumaczę babce raz jeszcze, że nigdy żadnej faktury nie dostałam. Na co ona poprosiła mnie chociaż o... kwotę pierwszej faktury!!! Zagotowało się we mnie, ale postanowiłam zachować zimną krew.

Kazałam pani z obsługi zidentyfikować mnie po numerze umowy i wysłać mi tę piekielną pierwszą fakturę, której nawet jeszcze nie wystawiono. Po kolejnych dwóch miesiącach i jeszcze dwóch telefonach z mojej strony otrzymałam w końcu... notę odsetkową za niezapłacenie pierwszej faktury! No żesz!!! A samej faktury nigdy na oczy nie zobaczyłam. Ani nawet dwóch jej duplikatów, o które poprosiłam. Na otrzymanie numeru klienta poczekałam sobie następne dwa miesiące.

I niech mi ktoś powie, że tego typu molochowate, w wielu miejscach mające monopol na swoje media, "firmy" nie są z piekła rodem.

gazownia

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 383 (417)

1