Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Pierzasta

Zamieszcza historie od: 10 stycznia 2012 - 1:15
Ostatnio: 10 sierpnia 2022 - 18:37
O sobie:

Głównie czytam, jak ktoś będzie chciał to mnie znajdzie.

  • Historii na głównej: 3 z 4
  • Punktów za historie: 1298
  • Komentarzy: 487
  • Punktów za komentarze: 3830
 

#67454

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W ramach wstępu: jestem młodą matką, ale nie uważam mojego dziecka za ósmy cud świata, którym wszyscy powinni się zachwycać, może dlatego, że, choć bardzo kocham moje dziecko, za innymi dziećmi nie przepadam, więc rozumiem, że kogoś obce dziecko może drażnić. Nie wymagam traktowania mnie jak świętej krowy, nadawania mi nadprzywilejów "bo dziecko”, a jedynie respektowania już tych istniejących nadanych, typu miejsce oznaczone dla rodzica z dzieckiem w autobusie, miejsce dla wózka w tymże czy kasy pierwszeństwa - w poprzedniej historii zarzucono mi "odpieluszkowe zapalenie mózgu", tylko dlatego, że wymagałam ustąpienia miejsca dla wózka (miejsc siedzących nieoznakowanych, stojących niewózkowych, w kasach nie-pierwszeństwa NIGDY nie wymagałam ustąpienia, przepuszczenia itd., nawet w zaawansowanej ciąży). Nie "szczułam cycem" publicznie, tylko nauczyłam pić mieszanie (i z butli, i z piersi), nigdy nie przewijałam córki na widoku (bo niby z jakiej racji ktoś ma wąchać smrody mojego dziecka i oglądać jej miejsca intymne?!). Zawsze staram się korzystać z pokoju z przewijakiem, a w razie braku tegoż przewijałam w łazience dla niepełnosprawnych (przy odrobinie wprawy DA SIĘ przewinąć dzieciaka w wózku, pod warunkiem, że nie jest to spacerówka „kubełkowa"). Nie toleruję mamusiek z "Odpieluszkowym Zapaleniem Mózgu”, bo przez takie babska większość matek jest przez niektórych traktowana jako wróg publiczny, roszczeniowe krówska, wymagające przestrzegania jakichś regulaminów (np. mpk co do pierwszeństwa) i w ogóle NA PEWNO ma OZM (niestety termin nadużywany wobec większości matek), bo śmiała się odezwać czy pokazać publicznie.

I tu historie właściwe:

1. Sytuacja sprzed kilku tygodni, centrum handlowe. Musiałam skoczyć na większe zakupy plus zależało mi na odwiedzeniu konkretnego sklepu, to młodą w wózek i idziemy. Córka ma niespełna 9 miesięcy, więc pożywia się już nie tylko mlekiem. W trakcie zakupów woła mi "am", no to trzeba dać to "am". Akurat miałam jej ulubione owoce w tubce. Idę do pokoju matki z dzieckiem - zajęte. Trudno, siadam na ławce i tam ją karmię: specjalną "dziurawą" łyżeczką doczepianą do tubki, więc mała nie brudziła się przy jedzeniu, jadła normalnie, czysto, estetycznie. W pewnym momencie dosiada się dziadek i od razu zaczyna burczeć:

- Ale to z dzieckiem to do specjalnego pokoju, nie tak publicznie karmić, to brzydko tak je!

Dziadek akurat jadł loda, którym - mówiąc delikatnie - był nieźle upieprzony...

2. Sytuacja z dzisiaj. Spaceruję z młodą, a tu sytuacja awaryjna spory kawał od domu, trzeba przewinąć i to szybko, bo grubsza sprawa, a upał i tyłek się grzeje. To zjeżdżam wózkiem na pobocze, jakiś skwerek między blokami. Podjeżdżam po krzaczek, stawiam budkę, żeby córę osłonić jeszcze bardziej i dawaj pucować tyłek chusteczkami. W pewnym momencie słyszę:

- Jak tak można publicznie, do domu, a nie zasrane pieluchy pod nosem!

Jakaś paniusia (na około lat 40-50) skróciła sobie drogę przez trawnik między drzewami i koniecznie musiała zapuścić żurawia w naszym kierunku, bo jakby celowo nie zerkała, to raczej niewielkie szanse, aby zobaczyła, co ja robię.

Na szczęście to sytuacje marginalne, ale jakoś tak... Przykro.

matki ludzie odpieluszkowe zapalenie mózgu odwrotnie.

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 297 (445)

#66949

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rowerzyści w komunikacji miejskiej.

Opisałam sytuację w którymś z komentarzy, teraz rozwinę - może ktoś wyjaśni mi jaki sens ma wsiadanie ze SPRAWNYM rowerem do autobusu, zwłaszcza w godzinach "około szczytowych"?

Jakiś czas temu musiałam się przemieścić autobusem - tym konkretnym, o tej konkretnej godzinie, dosyć mi się spieszyło. Wsiadam z młodą w wózku (w krakowskich mpk jest miejsce przeznaczone dla wózków dziecięcych i inwalidzkich), a na miejscu na wózków stoi rowerzysta ze swoim "sprzętem". Autobus pełny, może nie mocno zatłoczy, ale jednak. Proszę rowerzystę żeby mi ustąpił, albo chociaż się przesunął, bo jakby inaczej postawił rower, to byśmy się zmieścili. I nic. Pokazuję na naklejkę przedstawiającą wózek, skoro nie rozumie (może obcokrajowiec, w Krakowie ich pełno). Popatrzył na mnie... i odwrócił się do okna. Awantur nie lubię, a przepchać się do kierowcy z prośbą o interwencję nie miałam jak. Trzy przystanki dalej rowerzysta wysiadł, wsiadł na rower i pojechał - czyli jego maszyna była sprawna.
Smaczku dodaje fakt, ze wzdłuż większości trasy tego autobusu jest całkiem porządna ścieżka rowerowa.

Dodatkowe piekielnostki.

Opisałam sytuację na swojej twarzoksiążce. Zdecydowana większość osób mnie poparła, ale znalazły się tez głosy, że:

- Zapłacił za bilet to ma prawo tam stać, kto pierwszy ten lepszy.

A figa, regulamin krakowskiego mpk wyraźne opisuje na jakich warunkach może być przewożony rower, a miejsca uprzywilejowane - w tym właśnie dla wózków - mają być bezzwłocznie udostępnione osobom uprawnionym. Czyli jak zapłaciłeś za bilet, to masz prawo usiąść na miejscu z naklejką "dla ciężarnych/osób z dzieckiem/niepełnosprawnych/starszych" czy stanąć we wnęce wózkowej, ale wypad jak taka osoba się zgłosi! Siedzieć i nie ustępować możesz na pozostałych, nie oznaczonych miejscach).

- Może się zmęczył, więc miał prawo odpocząć przed dalszym pedałowaniem.

To po cholerę wybrał tak długą trasę? Poza tym jak się zmęczył, niech usiądzie na ławce.

- Może wypił alkohol, więc lepiej żeby pojechał autobusem niż kogoś potrącił.

Przecież i tak wsiadł na ten rower - poza tym kto normalny pije, jeżeli przyjechał rowerem?

- Niektórzy chcą pojeździć dopiero w konkretnym miejscu, w parku albo coś i mają do tego prawo.

Wysiadł w miejscu ni z gruchy ni z pietruchy, poza tym po cholerę ta ścieżka rowerowa?

- Mogłam sama iść na nogach, a nie pchać się do autobusu, jak widzę że zajęte.

Jasne, już pędzę z dzieciakiem godzinę na nogach trasą, którą ten rowerzysta pokonałby w trymiga!

- Jestem zgorzkniałym babskiem, bo się czepiam

???

Czy ja naprawdę jestem taką roszczeniową mamuśką, że chcę stanąć wózkiem na "swoim" miejscu, gnębiąc biednego rowerzystę? Czy jednak świat oszalał?

komunikacja_miejska rowerzyści

Skomentuj (79) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 258 (638)

#64728

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kurierzy, znowu.

Jak dotąd największą piekielnością kurierską było rzucenie mi przed blokiem pod nogi paczki 20 kg i zwianie bez podpisu, kiedy byłam w zaawansowanej ciąży, ale podobno wnoszenie paczek to nie obowiązek, więc przełknęłam. Ale dzisiaj...

Wynajmujemy mieszkanie w dosyć specyficznym budynku - nie ma u nas domofonu, a dozorczyni siedzi w stróżówce w godzinach 6-12, więc jeżeli coś "przyjdzie" po tej godzinie (poczta, kurier, cokolwiek), to bez numeru telefonu któregoś z mieszkańców do budynku się dostać nie można. Dlatego przy zakupach internetowych zawsze pilnuję aby ten nr telefonu dla kuriera podać.

Dzisiaj nie wychodziłam z domu, bo miała przyjść wyczekiwana paczka, według maila ze strony GLS w godzinach 11-14. Czekam i nic. No trudno, będzie później. Nagle o 15:28 na mailu pojawia się informacja że doręczono - a mój telefon milczał, zero próby kontaktu! Pierwsze co, telefon na infolinię. Dostałam nr do kuriera i dzwonię - a ten mi że "dał sąsiadowi i nie chce mu się wracać" (a minęło ledwie 10 minut od zmiany statusu). Dopiero po awanturze przez telefon stwierdził, że "nooo dobra, zabierze mu tę paczkę i mi da".

Wyłażę przed blok, patrzę, a ten podjeżdża i odbiera paczkę z SĄSIEDNIEGO domu, więc nawet nie przekazał jej żadnemu z "moich" sąsiadów (pomijając fakt, że i tak nie znam NIKOGO z sąsiadów w moim 50cio mieszkaniowym bloku). Z łaską mi ją rzucił, bo nawet nie podszedł żeby podać do rąk - na szczęście lekka rzecz.

Ja rozumiem, chłopaczek młody, nie obeznany, ale noŻ kurde. A co gdybym miała coś poufnego w tej przesyłce (bo folia już naddarta, nie wiem czy w transporcie czy przez "sąsiada")?! Już ja widzę jak ten "sąsiad" łazi, szuka wejścia do budynku, mojego nr mieszkania i daje mi tę paczkę (chyba że zadzwoniłby, bo nr telefonu na paczce BYŁ).

Pierwszy raz wysmarowałam skargę.

kurierzy GLS

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 376 (426)
zarchiwizowany

#25431

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzisiejsza historia mojego brata. Postaram się nie streszczać, bo jeszcze trzęsie mnie ze złości- i mogłabym narobić błędów z tych nerwów.

Brat zadzwonił ze szkoły do domu, że uszkodził sobie nogę na w-fie, ze nie jest w stanie ćwiczyć, więc kolega go zawiezie do szpitala i do domu. My z mama już zestresowany, bo brat dość "wpadkogenny" bywa. Po chwili kolejny telefon: jednak nie wraca do domu. Okazało się, że wychowawca i wuefista ZABRONILI mu wyjść ze szkoły, higienistki brak, słowem: MUSIAŁ zostać na reszcie lekcji, transportować się z klasy do klasy, po schodach itd. Brat sumienny, więc ze szkoły nie uciekł.
Wrócił jakoś do domu do domu- a noga opuchnięta, kolano czerwone, az gorące, więc szybko telefon do znajomego rodziców i do szpitala na prześwietlenie. Okazało się że noga skręcona w kolanie, krwiak się zrobił nogę trzeba szyną i gipsem unieruchomić...
Żeby tego było mało- po wyjściu ze szpitala brat pośliznął się na oblodzonym podjeździe do karetek i nie był w stanie się podnieść, musiał się czołgać aby nie blokować drogi wyjazdowej, bo mama 10 minut błagała i krzyczała na personel szpitala aby ktoś pomógł bratu wstać!~Zero reakcji, ignorowanie jej krzyków i wzrok "aaaaleee o sooo choziiii", zanim ktoś ulitował się i mu pomógł się podnieść*.
Teoretycznie powinien wrócić do szpitala i zobaczyć czy szyny nie uszkodził, bo walnął ta nogę przy opadu, ale chciał już wrócić do domu (czemu się nie dziwię).

Szlag, aż mamy ochotę jutro zrobić w szkole awanturę jego wychowawcy, postraszyć pozwem sadowym. Jak można do chłopaka z tak uszkodzona nogą nie dość ze nie wezwać karetki, ale jeszcze zabraniać mu wrócić do domu i kazać chodzić po szkole?! Jak można nie pomóc niepełnosprawnemu pacjentowi pod szpitalem?!

* Tu wyjaśnienie, bo widzę, że już się zdążono przyczepić czemu moja mama sama nie mogła pomóc bratu wstać. Mama jest drobną kobietą koło 50tki, sama ma łamliwe kości. Nastoletni brat ma prawie 2 metry wzrostu i waży prawie 100 kilo- więc jakby próbowała podnieść takiego chłopa z usztywnioną nogą, to obojgu mogłaby się się krzywda.

Szkoła i Szpital

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (183)

1