Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Ramaja

Zamieszcza historie od: 10 maja 2012 - 16:27
Ostatnio: 10 stycznia 2016 - 22:56
  • Historii na głównej: 5 z 6
  • Punktów za historie: 3848
  • Komentarzy: 67
  • Punktów za komentarze: 509
 

#66848

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja z wczoraj.

Ciepły czerwcowy wieczór, imprezka w barze, kupa ludzi - głównie dalszych lub bliższych znajomych, bo impreza o określonym profilu. Jeden facet - tak jak większość ludzi - pił sobie piwa, co jest zresztą normalne w piątkowy wieczór w barze.. Tyle, że ok. 1 w nocy okazało się, że przyjechał swoim samochodem i w ten sam sposób ma zamiar wrócić. Jako kierowca, po około 5-6 piwach. Nie był co prawda jakiś zataczający się, ale jednak!

Wsiadł już do swojego stojącego pod lokalem samochodu, przekręcił kluczyki i w tym momencie podszedł do niego inny koleś, który oznajmił mu, że nie pozwoli, by odjechał po alkoholu. Że widział, że przez cały wieczór wypił kilka piw i albo sobie znajdzie trzeźwego kierowcę, który go odwiezie albo niech wraca w inny sposób ale nie ma możliwości, by prowadził samochód.

Facet zaczął się oburzać, że jego samochód i jego sprawa, on wypił tylko jedno piwo (co było bzdurą), a poza tym jest noc i nikt nie chodzi po ulicy itp. Więc koleś powiedział mu, że jeśli odjedzie to on dzwoni na policję, że w takim i takim samochodzie jedzie pijany. Facet się zbulwersował, pochodził jeszcze po barze, pożalił się na "popie**oleńca, który wpi**dala się w nie swoje sprawy", pogroził kolesiowi tekstami typu "ty nie wiesz kim ja jestem", "jeszcze się spotkamy!" i odjechał jako pasażer, gdyż w międzyczasie znalazła się trzeźwa osoba, która zgodziła się go zawieźć.

Na kogo jednak większość osób patrzyła jak na jakiegoś kretyna? Na człowieka, który po browarze chciał prowadzić samochód i mógł w kogoś trzepnąć i zabić? Nieee, tym złym okazał się ten, który zwrócił uwagę! Bo "po co się wtrąca?", bo "bez przesady!", bo "przecież on (zwracający uwagę) też pił!", bo "dajcie spokój problemy robi, przecież on nie miał jechać daleko" itp.

Nie rozumiem, tyle się mówi o idiotach, którzy jadąc po pijanemu zabijają ludzi, których jedyną winą było, że akurat szli, niby wszyscy oburzeni, że "jak można?", że "pal kij jak sam umrze, ale jak w kogoś walnie..." itp., a jak chodzi o ich znajomego, który chce jechać po co najmniej 5 piwach, i któremu nieznajomy w kulturalny sposób zwraca uwagę mówiąc, że nie pozwoli jechać pod wpływem i to w dużym mieście (gdzie nie byłoby problemem zadzwonić po taksówkę) - to nagle poglądy się zmieniają.

Czyli co, ogólnie pijani kierowcy są źli, chyba, że chodzi o kumpla? Żałosne.

cała Polska

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 945 (975)
zarchiwizowany

#44110

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
"Zima, zima, zima. Pada, pada śnieg". W wiosze, w której mieszkają od kilku lat moi rodzice, mróz, prócz namalowania iście bajkowych krajobrazów, niesamowicie oszklił jezdnię. Jako, że jest to miejsce, gdzie - jak to się mówi - wrony zawracają, a ludzie słońce motyką podpierają, trudno zobaczyć tu jakąkolwiek piaskarkę, czy coś w tym stylu. Nawet chodzenie po tej "ślizgawce" sprawia problem, więc rozsądni ludzie poruszając się samochodem, jadą ostrożnie i "z głową". Właśnie, rozsądni ludzie...

Przyjechałam na weekend do rodziców i jako amatorka pięknych widoków, stałam w oknie i podniecałam się białymi od mrozu drzewami i puchatym śniegiem, gdy nagle coś czarnego śmignęło mi przed oczami. Koleś w czymś "jeepopodobnym" pędził tą szklanką - bez przesady - zdecydowanie powyżej setki. Po kilku sekundach słyszę łup, wyleciałam więc na drogę, po pierwsze zobaczyć co się stało, po drugie, czy nic nikomu się nie stało. Wyszłam i co widzę??

Koleś tak zapie*rzał, że stracił panowanie nad kierownicą. Wpadł do rowu a z tego rowu wyleciał jeszcze dalej. Zatrzymał się na środku zaśnieżonego pola, jakieś 500m od szosy. Nie wiem jak on to zrobił, ale ani nie dachował, ani nie przechylił się na bok, po prostu wjechał w rów i przejechał w pole. Ja i kilkoro innych sąsiadów, którzy też usłyszeli, że coś się dzieje, podbiegliśmy do niego zobaczyć, czy wszystko z nim ok. Na szczęście tym razem nikomu nic się nie stało, sam kierowca nie miał nawet zadrapania, ale jakby ten idiota przejechał jeszcze ze 200m w przód i wtedy stracił panowanie, wjechałby prosto do salonu sąsiada.

Mam wrażenie, że niektórzy po zajęciu miejsca za kierownicą, nastawiają myślenie na tryb off... :/

Nierozważni kierowcy

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 193 (239)

#43013

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O szukaniu pracy i o tym, jak w mieście z wysokim procentem bezrobocia, niektórzy pracodawcy wykorzystują ludzi pragnących znaleźć zatrudnienie.

Wszystkie historie z działu pedagogiki.

1. Ogłoszenie - osoba po studiach pedagogicznych do opieki nad grupą dzieci w Klubie Malucha. Rozmowa przebiegła pomyślnie, pani była mną zachwycona, muszę tylko przyjść na bezpłatne godziny próbne, aby pani zobaczyła, jak odnajduję się w pracy. Ok, poszłam, grupa ok 10 dzieci w wieku od 3 do 6 lat, zajmowałam się nimi 8h, organizowałam zabawy itp.
[W]łaścicielka - Bardzo fajnie, ma pani rękę do dzieci, to widzimy się jutro!
[J]a - Czyli mam rozumieć, że dostałam tą pracę?
[W] - No wie pani, proszę przyjść jeszcze jutro, bo muszę się upewnić, że pani sobie radzi.

Pełna nadziei wróciłam następnego dnia. Znów 8h siedziałam z dzieciakami, organizowałam zabawy itp. Po skończonym dniu:
[W] - No fajnie, widzę, że sobie pani radzi, to widzimy się jutro!
[J] - To jutro już będę normalnie w pracy tak? Mam się czuć zatrudniona?
[W] - Wie pani, jutro będzie moja mama, a ona jest współwłaścicielką i chciałabym, by ona także zobaczyła, jak pani pracuje i wtedy podejmiemy decyzję!

Lekko skołowana, lecz zdeterminowana, by zdobyć tą posadę za najniższą krajową, bo długo szukałam pracy a to było jak złapanie Pana Boga za nogi, w końcu praca w zawodzie i z dziećmi, które lubię, postanowiłam przyjść.

Kolejny dzień, znów 8h, pani mama mi się przyglądała, a ja zajmowałam się dzieciakami. Po skończonej pracy:
[J] - Czy decydują się panie na zatrudnienie mnie?
[W] - Dobrze pani pracuje, ale proszę przyjść jeszcze jutro.
[J] - Ale jutro jest sobota, poza tym nie wiem w końcu czy mam pracę, czy nie...
[W] - No tak, ale jutro organizujemy zabawę dla maluchów i musimy sprawdzić, jak pani sobie poradzi. Jutro porozmawiamy o zatrudnieniu.

Zła, ale pragnąca mieć tą pracę i nie chcąca uwierzyć, ze nic z tego nie będzie i moje przychodzenie do klubu było charytatywne, przyszłam na tą zabawę. W spódnicy w kropki i z opaską z czółkami przez 11 (!) h malowałam dzieciakom twarze. Po skończonym dniu:

[J] - Pani W, ja bym się chciała dowiedzieć czy w końcu mam tą pracę, czy nie...
[W] - No wie pani, dobrze pani sobie radzi, ale w poniedziałek mamy panią na godziny próbne i musimy sprawdzić, która z pań lepiej sobie radzi. ZADZWONIMY.
NIE ZADZWONILI.

2. Prywatne przedszkole szuka przedszkolanki. NA ROZMOWIE:

[W]łaścicielka - Podoba mi się pani, proszę w poniedziałek tego i tego przyjść na bezpłatny TYDZIEŃ próbny.
[J]a (nauczona doświadczeniem) - Ale jak to tydzień bezpłatny, to może spiszemy jakąś umowę na okres próbny, jak się sprawdzę, to zostanę a jak nie, to nie.
[W] - Proszę pani, ja mam na to miejsce ponad 40 osób, ja mam takie osoby, które mi będą przychodziły na tygodnie próbne do końca roku, mnie się nie opłaca podpisywać w ciemno umowy!

No fakt, nie opłaca się jej...

3. Inne prywatne przedszkole (już nieistniejące) - poszukują osoby z magisterką z pedagogiki przedszkolnej. Szkoda, że na rozmowie okazało się, że jedyna wolna posada to etat sprzątaczki. Na pytanie po co do sprzątania wyższe studia pedagogiczne usłyszałam, że w pani przedszkolu personel ma być na najwyższym poziomie.

Nóż mi się w kieszeni otwiera...

Pracodawcy

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 533 (613)

#35371

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tegoroczne wakacje we Władysławowie.

Dla mnie skończyły się niestety po 1 dniu, gdyż dostałam niespodziewanego ataku kolki nerkowej. Z własnej głupoty nie wzięłam ze sobą żadnego dokumentu potwierdzającego, że jestem ubezpieczona.

Już samo w sobie piekielne jest to, że w takiej miejscowości jak Władysławowo, gdzie przyjeżdża tysiące turystów, kolonie itp, nie ma choćby sezonowo żadnego całodobowego ośrodka opieki medycznej, jest jedynie przychodnia czynna do godz. 18. Jak na złość mnie kolka nawiedziła po 19. Najbliżej (12km) jest szpital w Pucku, w którym, mimo braku ww dokumentu bardzo miłe panie pielęgniarki i lekarka udzieliły mi pomocy, zaznaczając, że mam w ciągu 7 dni przesłać to potwierdzenie ubezpieczenia faksem.

W każdym razie następnego dnia, przed wyjazdem do domu (by jak najszybciej zrobić badania i dosłać to potwierdzenie) udałam się do Przychodni we Władysławowie (gdzie zresztą również oczekiwanej pomocy mi udzielono). W rejestracji siedziała przysadzista pani, wiek trudny do określenia, zachowująca się tak, jakby robiła wielką łaskę, że w ogóle z pacjentami rozmawia. Do wszystkich podchodzących do rejestracji pacjentów burczała, fukała i ogólnie była wyjątkowo nie miła.

W pewnym momencie podchodzi pan. Na oko po 50, zwykły pan, zupełnie podobny do nikogo. Mówi coś do niej spokojnym głosem, nie wiem co, ale widzę, że coś tłumaczy. Ona za to z oburzeniem głośno fuka mu coś o ubezpieczeniu, wyraźnie ignoruje jego tłumaczenia, co chwila przerywając. Pan wciąż spokojnie coś tłumaczy, a ta dalej głośno go zbywa, półsłówkami odpowiadając na pytania i tłumacząc mu coś o ubezpieczeniu. Pan coraz bardziej zdenerwowany, zaczyna mówić do niej głośniej, jednocześnie szukając w portfelu jakiegoś dokumentu. Taki oto dialog dobiegł do moich uszu:
[R]ecepcjonistka, [P]an:

[R](głośno, zbywająco i nie miło) - Ja mu powiedziałam, sam nie wie czy ubezpieczony czy nie, czy o co chodzi! Ja już mu mówiłam i tyle, nic nie będę pisała!

[P](podając jakiś dokument) - Ale ja też pani mówiłem, że ja pracuję w prywatnej placówce i u nas nie jest tak samo jak u was....

[R](spoglądając na dokument, aż złapała się za usta, przerażona spojrzała na Pana, aż lekko podniosła kuperek z krzesła, mówi autentycznie przerażonym głosem)- Jezus Maria, PANIE DOKTORZE! Ja baaaaardzo przepraszam! Ja.. ja myślałam, że to zwykły turysta... Przepraszam, tak tak, już wypisuję, już...

Bo do zwykłych turystów można przecież burczeć.

Przychodnia Władysławowo

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 511 (547)

#33498

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, dlaczego kioskarka z osiedlowego kiosku łypie na mnie jak na największego wroga.

Od lat każdego dnia kupowałam coś tym w kiosku, a to gazeta, a to papierosy, a to bilet, wiadomo. Bez przesady, praktycznie za każdym razem słyszałam po zapłacie magiczne stwierdzenia typu "bez grosika będzie", "złotówkę oddam przy okazji", itp. Nie pytania, lecz stwierdzenia dotyczące kwot średnio od grosza do złotówki właśnie. Nie zwracałam byznesłumen uwagi, bo głupio było mi się kłócić o takie kwoty. Do czasu.

Kiosk usytuowany jest obok przystanku. Pewnego dnia, spóźniona do pracy, lecę na złamanie karku w stronę przystanku, gdyż widzę już z daleka, że jedzie mój autobus. W portfelu miałam 100 zł, w ręku miałam 1,95 zł, bilet tymczasem kosztował 2 zł. Pewna, że Kioskarka zrozumie sytuację, podchodzę i mówię szybko:
[J]a: Poproszę cały bilet, bez pięciu groszy będzie.
[K]ioskarka: Jak, bez pięciu to ja nie sprzedam!
[J]: Proszę pani, bardzo się spieszę, autobus podjeżdża a ja mam złoty dziewięćdziesiąt pięć, proszę mi sprzedać.
[K]: Bilet jest po 2 zł, wiec 2 zł się należy.
[J]: To umówmy się, że ja oddam później to pięć groszy ok?
[K]: Co później, coooo, 2 zł i koniec, a nie później będzie oddawać!

Pojechałam bez biletu, a od tamtej pory upominam się o każdy grosz!

Kiosk w Radomiu

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 846 (910)

#32849

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zamówiłam na Allegro rzecz potrzebną mi do pracy na teraz, już, zaraz. Ogólnie sprawa nie cierpiąca zwłoki. Cena ~1500 zł, sprzedawca skontaktował się z firmą UPS, przesyłka będzie doręczona "w piątek, a najpóźniej w poniedziałek". Ok, pasuje.

Zapłacone, sprzedawca na moją prośbę przekazał kurierowi kontakty do mnie i do mojego TŻ, czekamy. Piątek - nie ma przesyłki, poniedziałek - nie ma przesyłki. Sprzedający przesłał nam nr zamówienia, dzwonimy, pytamy - przesyłka będzie we wtorek rano, na 100%. Czekamy więc dalej.

Wtorek. Godzina 8, 9, 10, 12, 15 - siedzimy jak te ciećwierze, co prawda nie w mieszkaniu lecz u teściów, 10 minut od naszego domu ale z komórkami przy dupach i czekamy na jakieś wieści. W końcu TŻ wpadł na pomysł i wszedł na stronę kuriera, wpisał numer przesyłki i... - przesyłka doręczona. My "wtf???", zbieramy się i lecimy do domu zastanawiając się czy kretyn zostawił nam tą paczkę pod drzwiami czy chociaż pofatygował się do sąsiadów. Na swoje szczęście wybrał opcję nr 2. :/

Mimo faktu, że paczce nic się nie stało, postanowiłam być wredna i zadzwoniłam na centralę UPS. Zapytałam miłej pani jakim cudem na stronie widnieje info, że paczka została mi doręczona, skoro ja stoję i paczki nie mam. Pani podała mi nr do kuriera. Dzwonię. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

[J]a - Witam, nazywam się XX dzwonię z miasta YY z ulicy ZZ. Na stronie pana firmy widnieje info, że paczka została mi doręczona, a ja jej nie mam, chciałam wiedzieć o co chodzi.
[K]urier wysoce inteligentnym głosem - Nooooo teeeen... Bo ja żem doręczył...
[J] - No chyba nie mnie, bo ja paczki nie mam, to nie wiem gdzie doręczył.
[K] - Noooo bo ja żem był ale nie było nikogo, to żem u sąsiada zostawił.
[J] - A z jakiej racji u sąsiada przepraszam? To do sąsiada była paczka czy do mnie?
[K] - Ale nikogo nie było, a ja latał nie będę, to żem zostawił co za problem???
[J] - A taki problem, że sąsiad mówi, że nic nie było u niego zostawione i co teraz?
[K]- Yyyyyyy no jak nie było jak ja żem zostawił...
[J] - Słuchaj pan, w tej paczce była droga rzecz, pan miał do mnie kontakt i nie zrobił z niego użytku, za to rzekomo zostawił pan paczkę obcym ludziom i jeszcze podrobił mój podpis. Paczki nie ma, a pan nie ma nawet krzty skruchy w głosie. Ja w tym momencie się rozłączam i dzwonię na policję.
[K] - No zaraz zaraz, ja żem nie dzwonił, bo żem nic na koncie na telefonie nie miał, ja do sąsiada podjadę ale po co policję od razu, spokojnie.

Jako, że nie chciało mi się już z panem gadać i samej siebie naciągać na koszty, zakończyłam dyskusję i uświadomiłam debila, że tym razem miał szczęście, bo trafił na uczciwą osobę, a jakby rzeczywiście sprzętu nie było, to on by za to odpowiadał. Debil odpowiedział tylko jedno:

[K] - O Booooże, to skoro paczka jest, to co mi pani wydzwania i dupę zawraca, co za problem.

Rozłączyłam się. A z kuriera UPS już nie skorzystam.

Ups kurierzy

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 634 (742)

1