Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

maslo

Zamieszcza historie od: 24 stycznia 2012 - 23:06
Ostatnio: 1 listopada 2016 - 11:13
  • Historii na głównej: 4 z 5
  • Punktów za historie: 2271
  • Komentarzy: 54
  • Punktów za komentarze: 404
 

#69717

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Postanowiłam napisać coś o klubach go go. A właściwie o pewnej sieci, pewnie możecie się domyśleć jakiej...

Jakieś 2 lata temu podjęłam tam pracę na stanowisku barmanki. Generalnie nie było źle, bo tak naprawdę nie miałam z nikim kontaktu, poza kelnerkami. Zarobki były jednak znikome, postanowiłam więc przenieść się na kelnerkę, bo zarabiały (podobno) 2x więcej. I tutaj zaczęły się piekielności (mało powiedziane...).

Praca kelnerki, jak się okazało, nie polegała jedynie na zbieraniu zamówień i roznoszeniu/zbieraniu drinków. Moim obowiązkiem było zajmowanie się klientem od początku do końca, poprzez nachalne namawianie go do kupowania drinków i szampanów tancerkom (ceny takich drinków zaczynały się od 50zł do 500zł a szampanów od 800zł do 17 tys. zł). 10 razy powiedział, że nie kupi? Kierowniczka każe iść kolejne 10 razy. Facet już się denerwuje na twój widok i niegrzecznie się do ciebie zwraca, żebyś już nie przychodziła? Spoko, kierowniczka wyśle inną kelnerkę i znów się zaczyna. Jeśli po jakiejś godzinie facet faktycznie jest nieugięty i nic tancerce nie postawi, traktowany jest gorzej niż śmieć i w końcu zostaje z klubu wyproszony.

Jak zatem naciągnąć takiego faceta, żeby zaczął stawiać drogie alkohole? Zaczyna się od prostych i legalnych sztuczek: kierowniczka stawia na stół litra wódki "od klubu". Mężczyzna czuje się wyróżniony, iż jest taki fajny, że klub mu daje gratisy. G prawda. Chodzi o to, żeby jak najszybciej się upił bo wtedy puszczają hamulce. Tancerki tańczą mu na kolanach, wciskają twarz w biust i szepcą sprośne rzeczy do ucha. Im bardziej pijany, tym większa szansa, że zacznie sypać kasą. Często to wystarczyło. Cóż jednak zrobić gdy pieniążki się skończą... Kierowniczka podsuwała pod nos papierek, mówiący o tym, że może dziś "brać na zeszyt" a zapłaci później. Spisują dane z dowodu i wtedy hulaj dusza! Dziewczyny już wtedy zabierają menu ze stolika i przynoszą butelki szampanów bez zapytania o zgodę. Efekt jest taki, że panowie wychodzą z klubu ubożsi o kilkadziesiąt tysięcy.

Niestety stosowane są także inne praktyki. Tancerki wrzucały facetom do drinków tabletki gwałtu, krople do oczu czy inne specyfiki. Podglądały pin, gdy płacił kartą i później same się obsługiwały gdy facet leżał półprzytomny, zasłaniały terminal, żeby pan nie zauważył, że zamiast 500zł płaci 5000 czy nawet zwyczajnie wyciągały pieniądze z portfeli. Zdarzało się, że przychodziła grupka studenciaków, którzy mieli w portfelu ostatnie 100 zł, płacili za wstęp, wypili po dwa piwa i urywał im się film. Kilka dni później przychodzi im rachunek na 20 tys. zł.

O wielu tych rzeczach nie miałam na początku pojęcia, gdyż byłam nowa i kierowniczka powoli wdrażała mnie w metody postępowania klubu. Pracowałam jako kelnerka 3 tygodnie i dopiero w przeciągu ostatnich dwóch, może trzech dni zaczęłam zauważać co tu się dzieje. Nie wytrzymałam jednak w momencie gdy kierowniczka najzwyczajniej w świecie kazała mi okraść klienta.

Dokładniej wyglądało to tak: za wszystko co kosztowało 500zł i więcej, trzeba było zapłacić z góry. Przyszedł jeden pan, młody, max 35 lat. Trochę pieniędzy miał, od razu zaczął stawiać, kierowniczka uznała, że trzeba wycisnąć z niego jak najwięcej. Oczywiście darmowa wódka na stół, chłopak się uchlał i zamówił sobie taniec prywatny oraz jakiś szampan. Gdy szedł do pokoju VIP z tancerką, ledwo trzymał się już na nogach. Po jakimś czasie wchodzę tam i pytam się czy czegoś sobie jeszcze życzy. Stwierdził, że już dziękuje, świetnie się bawił, ale już będzie uciekał i prosi o rachunek.

Jako iż nie było z rzeczy które zamówił, nic tańszego niż 500zł, miał już wszystko zapłacone, widocznie za bardzo się upił i zapomniał. Już mu to chciałam powiedzieć, gdy podbiega do mnie tancerka i mówi, żebym go skasowała jeszcze raz (facet wydał już ponad 15 tys.)
Odpowiedziałam jej, że to jest zwyczajne okradanie i tego nie zrobię.

Kierowniczka podeszła do mnie i zagroziła, że jeśli go nie skasuję- zwolni mnie. Stwierdziłam, że nie ma co, niech mnie zwalnia! Ja jeszcze sumienie posiadam. Wydaje mi się, że kierowniczka sama poszła z terminalem i policzyła mu wszystko drugi raz, nie jestem jednak pewna bo ja już byłam w szatni i się przebierałam. Gdy wyszłam, kierowniczka z uśmieszkiem na twarzy podeszła do mnie i powiedziała:
- No już nie bądź taka wrażliwa, nie zwolnię cię za to, ale następnym razem masz się mnie słuchać.
- Niestety, ja już zostałam zwolniona, do widzenia.

Piekielności i sposobów na wyłudzanie/kradzież pieniędzy było jeszcze wiele, w tym momencie nie przypomnę sobie niestety wszystkiego.

Także panowie... Ja nie mam nic przeciwko klubom ze striptizem, chcecie sobie popatrzeć na gołe laseczki, proszę bardzo. Upewnijcie się zatem tylko, że nie jest to klub z sieci na C... (teraz w każdym mieście ich kluby mają inne nazwy, sprawdźcie zanim pójdziecie)

[edit] Gdy pracowałam za barem, nic nie wiedziałam co się dzieje na sali. Bar był na końcu pomieszczenia, nieco schowany. Kelnerki i tancerki miały dbać o to, aby żaden klient tam nie siadał, tylko na loży w towarzystwie dziewczyn. Ja tam byłam tylko od tego, żeby podawać kelnerce zamówiony alkohol i rozliczać pieniądze. Co do tego czemu nie zwolniłam się od razu gdy zaczęłam zauważać podejrzane rzeczy? Chciałam tylko "dopracować" do końca miesiąca, żeby chociaż za ten trud mi zapłacono.

polska

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 295 (391)

#50632

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia ta będzie o tyle inna, że "piekielność" osoby, którą opiszę nie wynika z zachowania a raczej z... przyzwyczajeń? Sama nie wiem, mam nadzieję, że po przeczytaniu doradzicie mi co w tej sprawie zrobić.

Otóż mam bardzo dobrego kolegę. Jest miły, towarzyski i inteligentny, ale... strasznie śmierdzi... Wszyscy czują, ale nikt nie ma odwagi mu powiedzieć. Wręcz dziwi nas fakt, że on sam siebie nie czuje, bo smród jest okrutny... Przepocone,co najmniej kilkutygodniowe, ubrania, gryzący zapach spoconego ciała, niemyte włosy i oddech z ust jakby mu tam coś kilka lat wcześniej zdechło... Mieszka w akademiku, więc nie można zwalić na oszczędność wody. Nie jest może bogaczem, ale na pastę do zębów i mydło go z pewnością stać. Ostatnio byliśmy ze znajomymi (m.in. z nim) w pubie i wszyscy co chwilę "musieli" wychodzić a to na papierosa (tak, odetchnąć świeżym powietrzem!), a to do łazienki (nawet tam lepiej pachniało) a to na korytarz zadzwonić.

Kiedyś, gdy kolega ten przyjechał na kilka dni do Polski, pozwoliłam mu u siebie zostać, coby nie płacił za hotel. Przez 5 dni pobytu u mnie wykąpał się raz, spał także w ciuchach, a rano po prostu wstawał i w tym samym w czym spał szedł na miasto, nie myjąc nawet rąk po "porannej toalecie".

Kolega ten nie jest Polakiem, pochodzi z jednego z bałkańskich krajów. Poznałam jeszcze dwie inne osoby z tego kraju (chłopaka i dziewczynę). Ten drugi chłopak także nie mył się zbyt często, dziewczyna natomiast zawsze była schludna i ładnie pachnąca. Nie wiem czy w ich kulturze istnieje przekonanie, że zapach potu to zapach prawdziwego mężczyzny (nie sądzę, ale kto wie...)??

I tu moja prośba - czy wie ktoś jak można by mu delikatnie zasugerować, że śmierdzi? Bardzo go lubię, dlatego tak ciężko mi podjąć z nim ten temat, jednak teraz, gdy robi się co raz cieplej, nie jestem w stanie się z nim spotkać i siedzieć obok niego i z nim rozmawiać, bo robi mi się zwyczajnie niedobrze...

miasto

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 290 (446)
zarchiwizowany

#50646

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Żule w knajpach- zmora zarówno właścicieli i obsługi a także innych klientów. Co tu zrobić, kiedy przychodzi taki obdartus i po pijaku próbuje wyłudzić darmowe jedzenie/piwo/papierosy?
Pierwsza historia z menelem w roli głównej wydarzyła się w trakcie akcji "miasto za pół ceny". Knajpka w której pracuję brała w tej akcji udział. Trzeba nadmienić, że nie jest to jakiś bar mleczny, gdzie wizyty meneli czy bezdomnych to norma. Jakiś żulik wszedł i poprosił klienta o kupienie mu obiadu. Jako, że kosztowało to ok 5zł, klient się zgodził. Żulik usiadł sobie w kącie, niby nikomu nie przeszkadzając ale jednak śmierdział potwornie i ludzie po prostu wychodzili. Nie bardzo wiedząc co zrobić, poprosiłam kucharza, aby zapakował na wynos, może żulik sam się skuma i wyjdzie. Niestety... Co tu teraz zrobic? W końcu menel czy nie menel-to człowiek, na dodatek ma zapłacone i nie awanturuje się. Najpierw koleżanka spróbowała delikatnie poprosić go o wyjście. Nie poskutkowało. Podeszłam ja i poprosiłam znów. W odpowiedzi usłyszałam "a co ja jestem gorszy?!". Głupio mi się zrobiłam, odpowiedziałam, że absolutnie nie, ale, że ładna pogoda, może usiadłby w ogródku, bo my tu wentylacji dobrej nie mamy, a musi zdawać sobie sprawę z tego, że nie pachnie zbyt świeżo... Starałam się być najmilsza jak potrafię, ale spodziewałam się krzyków i awantur. Na szczęście żulik tylko poprosił o bułkę do zagryzienia i wyszedł życząc mi miłego dnia. Ale przez kolejną godzinę nikt nie wszedł- nawet po intensywnym wietrzeniu i wypryskaniu prawie całego odświeżacza (zrobiło się jeszcze gorzej...)


Druga historia niestety tak dobrze się nie skończyła... Na szczęście nie było to na mojej zmianie, bo nie wiem jakby zareagowała. Znów przyszedł "pan menel", (ale nie ten z historii nr 1). Zamówił piwo (skąd miał pieniądze na piwo w restauracji-tego nie wiem)- i tu błąd kelnerki, ponieważ mu to piwo sprzedała. Powinna była powiedzieć, że nietrzeźwym nie ma prawa sprzedać, no ale zrobiła to... Menelik usiadł przy stoliku na zewnątrz, wypił piwko i zbierał się już do wyjścia. Koleżanka wyszła zabrać butelkę, patrzy a poduszka na krześle jest cała uje*ana (inaczej tego nazwać nie można) kupą! Spodnie żulika także. Ona zaczęła się na niego drzeć, przeklinać, że chyba go poj*bało (tak, szewce i marynarze byliby z niej w tej chwili dumni) a on spokojnie kiwając się, rozpina bardziej spodnie, wyciąga sprzęt i siusia na stół z obrusem, po czym zapina spodnie i zatacza się spokojnie w głąb uliczki w celu dokończenia spaceru...

Nosz ludzie...

praca

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 149 (235)

#40229

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W ten weekend w moim mieście trwa akcja "Toruń za pół ceny". Pracuję w restauracji, w której owa promocja obowiązuje. Od tygodnia nastawiałam się już, że będzie ciężko, ale to, co działo się wczoraj przechodzi ludzkie pojęcie... Aż ciężko uwierzyć, że ludzie mogą się w ten sposób zachowywać... Tam gdzie promocja, tam w większości ludzi budzi się zwierzę...

Ludzie wchodząc do lokalu zdają się nie widzieć, że kolejka sięga drzwi - przepychają się, żądają swojego jedzenia TERAZ, ZARAZ. Choć informuję mniej więcej, że trzeba będzie poczekać ok. 30 min - to ich nie interesuje, mam ich obsłużyć I TO JUŻ. Pewna kobieta po oczekiwaniu pół godz. przyszła na mnie nakrzyczeć, bo minęły już 32 min, a ja mówiłam, że trzeba czekać 30...

Inna kobieta zamówiła dwie porcje pewnego dania z ryżem, po oczekiwaniu ok 40 min, dostała swoje jedzenie, po czym próbuje mi wmówić, że zamawiała to z makaronem. Mówię, że jestem na 99% pewna, że z ryżem, mam to zapisane na dwóch kartkach. Ona na to, że może i tak, ale ona jednak woli z makaronem. Tłumaczę, że OK, może dostać z makaronem, ale musi się liczyć z kolejnymi 40 minutami oczekiwania.
- A nie dałoby rady szybciej? W końcu złożyłam zamówienie już dawno.

To, że ludzie notorycznie podchodzą do mnie i przypominają o swoim zamówienie, to luzik - w końcu długo czekają (ale zdają się nie widzieć, że restauracja jest pełna, a ja obsługuję wszystkich ludzi sama). Ale kiedy zaczynają się na mnie wydzierać, bo oni zamówili po jednej małej porcji! i na pewno dałoby radę zrobić ich małą porcję przed daniami innych, to już świadczy o totalnym egocentryzmie...

Jedna parka zamówiła dwa dania, do których skończył się sos i trzeba było szybko ów sos zrobić. Ludzie, którzy zamówili zaraz po nich dostali swoje jedzenie dosłownie 5 minut wcześniej. Podając parce, która zamówiła wcześniej a dostała później usłyszałam, że to jest niedopuszczalne, żeby oni dostali później, bo zamówili najpierw! Tłumaczę, że skończył się sos i trzeba było dorobić, dlatego trwało to kilka minut dłużej. Kiedy się odwróciłam, usłyszałam tylko, że obsługa tutaj jest okropna i oni tu więcej nie wrócą.

Zamawianie kilku dań, bo przecież jest pół-darmo, choć tłumaczę, że jestem pewna, że najedzą się jednym, jest notoryczne. Później większość trzeba wyrzucać, bo "jednak nie dali rady".

Ta promocja dotyczy dań na miejscu. Na wynos jest normalna cena. Dlatego ludzie się wycwanili - zamawiali na miejscu, zjadali dwa, trzy kęsy, po czym twierdzili, że już nie mogą i czy można im dać opakowania, to sobie resztę zjedzą później. OK, to mi nawet na rękę, ale dwaj panowie przegięli przysłowiową "pałę". Zamówili po trzy dania, po czym gdy wszystko im przyniosłam, wrzucili wszystko do plastikowej siatki i z uśmiechem na twarzach stwierdzili, że zamówione było przecież na miejscu...

Syf, poprzyklejane gumy do stołów, pokradzione lub zniszczone zalaminowane menu, kradzież sztućców, papieru toaletowego, mydła, a nawet tabletek do spłuczki w łazience - na porządku dziennym. Kilka osób korzystając z harmideru próbowało wymknąć się bez płacenia, lub próbowało mi wkręcić że już płacili, lub że czegoś nie dostali.

Na koniec dnia, sprzątam, podliczam kasę, itp. Jestem wykończona, bo praktycznie od 12 godzin na nogach, bez przerwy na to, żeby 5 minut odpocząć (nie wspominając o tym, żeby coś zjeść). Przychodzi jeszcze banda podchmielonych ludzi i żądają jedzenia, bo jest jeszcze minuta do zamknięcia. Teoretycznie powinnam ich obsłużyć, ale jak na wstępie słyszę "zróbcie mi k**wa żarcie" to przykro mi bardzo - choćby mnie mięli wywalić za to z pracy - nie obsłużę...

LUDZIE! Bądźcie odrobinę wyrozumiali! Osoby, które Was obsługują nie mają dziesięciu rąk i nie są Robocopami!!

restauracja

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 707 (799)

#23304

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opisywałam dosłownie z godzinę temu piekielne wydarzenia z moją piekielną fanatyczką religijną - współlokatorką VS ja, niewierząca. Wiem, że co chwila będą mi się przypominać nowe... ta jest krótka, z pierwszych kilku dni po zamieszkaniu razem.

Po ok. tygodniu mieszkania razem zauważyłam krzyż wiszący na drzwiach mojego pokoju. Zdjęłam go i położyłam na korytarzu, coby mogła sobie Sylwia wziąć i przyozdobić ołtarzyk w swoim pokoju. Kiedy wróciłam z zajęć, krzyż znów zagościł na moich drzwiach, tyle, że przewiercony był do drzwi śrubami...
Udało mi się go zdjąć, ale zajęło mi to trochę czasu...

dom

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 498 (732)

1