Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Alien

Zamieszcza historie od: 12 sierpnia 2012 - 18:59
Ostatnio: 29 maja 2023 - 19:15
O sobie:

Hoduje ptaszniki. Niereformowalny socjopata.

  • Historii na głównej: 2 z 15
  • Punktów za historie: 2034
  • Komentarzy: 473
  • Punktów za komentarze: 3390
 

#75940

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pacjentka przyszła ze swoim dzieckiem na kolejne obowiązkowe szczepienie. Lekarz je przebadał i nie widząc przeciwwskazań (nie było chore, nie miało gorączki, matka nie zaobserwowała żadnych niepokojących objawów) skierował do gabinetu szczepień. Szczepionka była przetransportowana i przechowywana prawidłowo. Tą samą (seria) szczepiono inne dzieci. Rodzice nie zgłaszali odczynów poszczepiennych. Kilkanaście dni później dziecko umiera.

Ta sama matka pojawia się w przychodni jakiś czas później, ponieważ urodziło jej się kolejne dziecko i na wizytę patronażową przynosi dokumentację ze szpitala, w którym zmarło jej poprzednie dziecko. Wynika z niej jasno, że miało ono tętniaka mózgu, który po prostu pękł. Lekarz kierujący na szczepienie nie mógł o tętniaku wiedzieć, gdyż nie daje on widocznych objawów. Matka jednak powiązała jedno z drugim i postanowiła dołączyć do ruchu antyszczepionkowego. W jej mniemaniu to szczepionka wywołała tętniaka.

Co jakiś czas musimy wysyłać do Sanepidu listę osób uchylających się od szczepień. Wspomniana kobieta pojawia się na każdej. Obecnie ma dwójkę dzieci, a Sanepid prawdopodobnie nałożył już na nią grzywnę, skoro całą sprawę zgłosiła do prokuratury.

Lekarz próbował z nią rozmawiać, tłumaczył, że te szczepienia są obowiązkowe, że nie może się uchylać. Powiedział jej, że po szczepionce dziecko może gorączkować, ewentualnie mieć wysypkę, ale chyba lepiej zmagać się z odczynem poszczepiennym niż ewentualnym WZW czy krztuścem. Matka jest nieugięta, nic do niej nie dociera. Po co szczepić, skoro gruźlica i polio to choroby krajów trzeciego świata, więc u nas nie występują (osobiście znam jedną osobę z chorobą Heinego-Medina)? Krztusiec, różyczka, odra, tężec? Przecież to są łagodne choroby i o ile dziecko w ogóle się nimi zarazi, można je bez problemu leczyć homeopatią i witaminami. A WZW to już w ogóle rzadkość, więc lekarze powinni się skupić bardziej na sterylnych warunkach w szpitalach niż na durnych szczepieniach...

Cóż... puenty brak.

szczepienia

Skomentuj (85) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 304 (346)

#48299

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Roznoszę gazety - dokładnie gazetę regionalną wydawaną za pieniądze podatników. Dla tegoż redakcja nalega na wkładanie gazety do skrzynek na listy, by każdy dostał swoją gazetkę, a nie do dystrybutorów przy klatkach schodowych.
Aby tego dokonać należy zadzwonić na domofon i nakłonić kogoś do otwarcia drzwi. Ciężka sprawa, ponieważ "ma pani koszyczek na gazetki", "my sobie nie życzymy" itp. itd. W większości przypadków, gdy przez domofon słyszę 'nie' odpuszczam i zostawiam gazety w dystrybutorze. Ale kiedy w klatce jest około 30 mieszkań staram się dostać do skrzynek, bo paru "Życzliwych" lubi wydzwaniać, że nie dostali gazety do skrzynki, a miejscowi żule zawsze się cieszą z darmowej makulatury, którą łatwo z dystrybutora wyjąć.

Stoję sobie przy domofonie klatki X i dzwonię, a pani Piekielna wracająca z zakupów już z 20 metrów drze się, że mam nie wchodzić do klatki bo jest dystrybutor. Z doświadczenia wiem, że lepiej odpuścić, więc poszłam do klatki obok, zrobiłam co miałam zrobić i wracam do X aby wykonać polecenie zleceniodawcy. Dzwonię, otwierają mi drzwi, wchodzę do klatki, a tu pani Piekielna czeka na mnie przy skrzynkach na listy.

Przy akompaniamencie szyderstw robię to, za co mi płacą i staram się powiedzieć pani, że to za pieniądze podatników, że redakcja nalega, a ja nie mam wpływu i jeśli pani niezadowolona to jest w gazecie numer telefonu proszę zgłosić skargę i tak dalej i tak dalej. Ona nie będzie nigdzie dzwonić, bo ona nie będzie ponosić kosztów. Próbuję z innej strony: że tak, ja też wolę do tego koszyka na gazety ale nie mogę, bo muszę wykonywać polecenia przełożonego, bo inaczej zrezygnują z moich usług. Nie działa. Już lekko zirytowana mówię, że "gdybym mogła to bym zostawiała gazety w koszykach przed klatką i byłabym od godziny w domu zamiast użerać się z ludźmi po klatkach schodowych". Na to zostałam zwyzywana od gówniar, bezczelnych i takich, siakich, owakich. I tu moja cierpliwość się skończyła. Zrobiłam więc krok w stronię Piekielnej i mówię, że nie życzę sobie aby mnie obrażała, a pani P. "co? ty chcesz mnie pobić! ja na ciebie złożę skargę! dawaj tę gazetę! ty sobie pożałujesz! ja zadzwonię! wyleją cię!" i drąc się na mnie wsiadła do windy.

I teraz pytanie: Czym kieruje się człowiek, któremu nie chce się wykonać telefonu, aby zmienić coś, co mu się nie podoba, ale robi to, tylko po to, żeby komuś zaszkodzić?

poczta

Skomentuj (56) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 403 (605)

1