Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Aptekara85

Zamieszcza historie od: 9 października 2014 - 15:40
Ostatnio: 18 kwietnia 2020 - 8:58
O sobie:

Uprzejma, ale nie pozwolę po sobie i mi bliskich jeździć :)

  • Historii na głównej: 7 z 14
  • Punktów za historie: 4923
  • Komentarzy: 184
  • Punktów za komentarze: 895
 

#72459

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zdarza się, że przychodzi ktoś z pretensjami, że lek "nie działa", np w kroplach do nosa pompka się zepsuła, albo syrop ma wyraźne ślady napoczęcia (rzadko, ale się zdarzyło parę razy), albo po prostu syrop na kaszel "za słaby, raz zażyłem i dalej kaszlę". Wszystkich pobiła pani, lat około 45, z wyglądu ogarnięta życiowo, która wczoraj wieczorem miała pretensje o żel intymny
https://bezrecepty.doz.pl/produkty/p79707-PrOVag_zel_30_g?gclid=CKTer47QkswCFRG3Gwod-FwFyQ&gclsrc=aw.ds

- Ginekolog mi to przepisał, ale w ogóle się nie pieni, umyć się tym nie da, i strasznie małe za tę cenę.
- Ale to nie służy do mycia, to się stosuje po umyciu się w celu ...(blablabla)
- Ale jak to po umyciu, to mam wysmarowana iść spać???

Jedyne co mogłam zrobić to po dłuższej dyskusji wysłałam panią z powrotem na doedukowanie się do ginekologa.

Naszła mnie refleksja, ze cały naród gada o in vitro, aborcji i antykoncepcji, a wiele osób ma problem z podstawowymi rzeczami jak żel intymny albo obsługa i przechowywanie prezerwatyw...

Apteka

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 202 (228)

#68337

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Najpierw odłóżcie jedzenie, potem czytacie.

Praca, która polega na kontakcie z ludźmi mniej lub bardziej chorymi może wzbudzić rozmaite uczucia. Bywałam już rozbawiona, zniesmaczona, współczująca, czasem obrzydzona, ale jeszcze nikt nie wprawił mnie w osłupienie. Do czasu. Historia zdarzyła się jakiś czas temu, musiałam się pozbierać aby to opisać.

Przychodzi do mnie kobieta chora na anginę, z receptą na antybiotyk. Pani z wyglądu i zachowania klasa średnia wyższa, lat trzydzieści parę. Lek z recepty wydaję, dodatkowo coś do ssania, witaminki, probiotyki, zalecenia ode mnie, itp gadka szmatka. Pani nagle na pożegnanie pyta się:

- Chciałam się jeszcze spytać pani, czy jak ja teraz jestem chora, to czy mogę dziecku jedzenie przeżuwać, bo ona mi nie gryzie?

Mój świat stanął. Trybiki w głowie przestały trybić. W głowie miałam jedynie jedno zapętlające się zdanie: "ona przeżuwa jedzenie i pluje nim dziecku na talerz...". Nie wiem jak wyglądałam, ale na pewno miałam lekki opad szczęki. Pozbierałam się szybko, domknęłam szczękę, ale jedyne inteligentne zdanie na jakie wpadłam to:

- Aha... a ile dziecko ma lat?
- 2,5 roku.
- Mm... to może lepiej blenderem miksować...
- Dobry pomysł pani mi dała, dziękuję, do widzenia!
- Do widzenia...

Nie palę, ale na kawę musiałam pójść. Nie wiem do dzisiaj, jak to skomentować. A może ktoś z was też przeżuwa bądź przeżuwał jedzenie dziecku, a ja po prostu jakichś nowych metod karmienia nie znam?

Apteka

Skomentuj (56) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 691 (741)

#67716

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem czy piekielnie, na pewno przykre.

Pomagałam siostrze pochować kota, samochód go potrącił, przykre, zdarza się. Pomagając jej naszła mnie refleksja.
Drodzy kierowcy, zdarzy się czasem potrącić zwierzę, głupie toto, wyskoczyło, noc, ciemno, łup i po sprawie. Mam prośbę - jeżeli macie taką możliwość zatrzymajcie się kawałek dalej, włączcie awaryjne i zepchnijcie zwierzaka na pobocze. Nieuniknione jest, że jakiś kolejny kierowca chcąc nie chcąc najedzie na truchło. A uwierzcie mi, właściciel wolałby zwierzaka pochować w całości, bo ostatnią rzeczą o której marzy to skrobanie łopatą z ulicy flaków czegoś, co kilka godzin wcześniej miało imię i mruczało ci na kolanach.

Dużo łatwiej jest, jeżeli człowiek wie, że na pewno zakopuje swoje zwierzę, bo jest w stanie je rozpoznać, już nie mówiąc o tym, że najechanie na cztery kilo mięsa przez innego kierowcę nie jest bezpieczne.

Drogi

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 268 (468)

#67598

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, dlaczego lepiej skonsultować się z lekarzem i/lub farmaceutą.

Sytuacja 1.
Przyszła do apteki pani, która od razu wiedziała co chce kupić. Podeszła do mnie i rzecze:
- Klemastyninę (tak powiedziała) w płynie poproszę.
- Przepraszam, ale Clemastyna na receptę jest.
- O kurcze, a ja tak potrzebuję...
Weekend był, wieczór późny, pomyślałam że może się zlituję nad kobieciną. Ale postanowiłam zadać parę pytań kontrolnych.
- A dla kogo miałby być ten syrop i na co?
- Dla synka, ospę ma i go strasznie swędzi.

Zapaliła mi się lampka, ponieważ Clemastin bardzo rzadko, jeżeli w ogóle przepisuje się przy ospie, zazwyczaj daje się puder płynny z benzokainą, gencjanę, ewentualnie hydroksyzynę (na rp.) w syropie żeby dzieciaczka uspokoić, jeżeli naprawdę swędzi.

- U lekarza była pani może?
- Byłam, zapisał mi puder i taki syrop, coś na H, ale bardzo słodki jest i nie chce mi go pić, ale strasznie się drze, że go swędzi i się drapie, a koleżanka mi powiedziała że ta klemastynina (sic!) jest na swędzenia dobra, to pomyślałam że kupię i posmaruję.
- A koleżanka nie mówiła, że Clemastyna jest do picia?
- No mówiła, ale tak gadałam z nią i to jest płyn, no nie? To może spróbuje posmarować mu te krostki, bo on słodkich nie chce mi pić.

Z oczu pani biła niewinność i dziewictwo umysłowe, ale niestety musiałam zmusić ją do myślenia.

- Chce pani smarować dziecku sączące się ranki słodkim syropem? Poza tym ten lek z tego co mi wiadomo stosuje się tylko wewnętrznie!
- Aaa... to ja nie chcę, bo on mi i tak słodkiego nie wypije, jakoś musi wytrzymać.

Pani pożegnała się i wyszła, zostawiając mnie osłupiałą. I współczuję dzieciakowi mamusi, bo jeszcze kiedyś zechce dawać mu czopki doustnie, a maścią będzie chleb smarować...

Sytuacja 2.
Rady babci czasem lepiej skonsultować z fachowcem.
Pani, lat ok 28 + chłopczyk ok 3 lata. Dziecko osmarkane, lekko zapłakane, widać że coś je boli, ale stara się trzymać dzielnie.
- Czy może pani mi coś poradzić na oparzenie słoneczne? Bo synek był dwa dni u babci, pierwszego dnia puściła go na ogródek w samych spodenkach i czapeczce, i go poparzyło, a babcia smarowała go spirytusem, i zobaczy pani jak to wygląda teraz..

Mama mądrze zrobiła, zarzuciła dziecku lekką rozpinaną koszulkę tylko na ramiona i zapięła na jeden guzik pod szyją. A pod koszulką... spalone całe plecy, buraczkowe wręcz, klatka piersiowa trochę mniej, na barkach małe pęcherzyki wypełnione surowicą, niektóre popękały. Cud ze udaru dzieciak nie dostał. A babcia po otwartych pęcherzach spirytusem... Na miejscu w aptece mama zaaplikowała Pantenol w piance, młody aż syknął, łzy poszły, ale stał dzielnie. Dostał lizaka ode mnie na pocieszenie, uśmiechnął się (mocno krzywo i ze łzami w oczach, ale się uśmiechnął) i poszli z odpowiednimi zaleceniami do domu (chłodne okłady, dużo płynów itp). A babcia chciała dobrze...

P.S 1: Gwoli ścisłości, bo kwestia istotna a nie napisałam - w zaleceniach dla mamy było powiedziane oczywiście aby udała się do lekarza kontrolnie jeszcze tego samego dnia, podejrzewam że poszła.
P.S 2: Sam pomysł polewania spirytusem nie wydaje się zły, bo spirytus parując ze skóry ochładza ją, ale jednocześnie wysusza. Najlepiej poparzona skórę nawilżać i regenerować. A poza tym polewanie otwartych ranek spirytusem trzylatkowi jest nieco sadystyczne.

Sytuacja 3.
Pani, lat ok. 30.
- Poproszę witaminę B.
- Ale jaką B?
- Noo... B.
- Ale B jest B1, B2, B6, B12, b complex...
- Nie wiem, koleżanka mówiła B.
- A co koleżance jest? Zajady, anemia?
- A nie wiem, jak jest taka mądra to niech se sama kupi, do widzenia.

Jak wysyłacie kogoś do apteki to tłumaczcie mu dokładnie co potrzebujecie :)

Apteka

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 442 (482)

#62959

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie cierpię bachorów, potworów, gówniarzy, pomiotów z piekła rodem. Jakby to nie był publiczny portal to bym właśnie zaczęła pisać łaciną, i to nie tą szlachetną.

Dzieci to osobna kategoria. Nawet chętnie się uśmiechnę do takiego albo zagadam jak dokazuje lekko, mogę lizaczka dać, albo kolorowankę. Ale jak raz na tydzień mi się bachor z czeluści piekieł trafi, to mnie szlag jasny trafia, a za same myśli chyba bym 25 lat dostała. Najczęściej wbiega taka zaraza cholerna między półki z kosmetykami (przezornie wszystko co odrobinę szkła zawiera już dawno stoi wysoko) i zwala wszystko jak leci, a mamusia słodkim tonem woła "chodź Jasiu, nununu mój pampuszku". A kto sprząta? No przecież nie Matka Miesiąca, tipsy jej popękają, a dziecka też nie przytrzyma, bo musi mieć trochę ruchu. Tylko czemu w aptece?!?

Ale gorszy jest typ wrzeszczący (mówię tu oczywiście o dzieciach chodzących, czyli lat około 2+. Wiadomo, że niemowlakowi w wózku nie przetłumaczysz żeby nie płakał jak go np. brzuszek boli albo ma gorączkę). Napisałam wrzeszczący? Gówniarz tak potrafi drzeć ryja, że go pewnie kilometr dalej słychać, mleko kwaśnieje, psy zaczynają wyć, ptaki czym prędzej do Afryki uciekają, rozruszniki serca stają, szyby trzeszczą, taka częstotliwość. Sytuacja sprzed chwili:

Mamusia + synek 4-5 lat. Mamusia podaje 2 recepty, na każdej 5 pozycji, a synek zobaczył gumy Fritt na wystawce (swoją drogą ta wystawka dziecięca to zarzewie wielu takich sytuacji, ale nakaz z góry jest, że ma być...)
- MAMA GUMA!!!
Mama nic.
- MAMA GUMA!!! GUMA GUMA GUMA JA CHCĘ! DAJ GUMA GUMA GUMA GUMA !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Pytam się cicho żeby dzieciak nie usłyszał:
- Podać Pani gumę?
- Nie, nie, nie, mój Dziubuś (na serio tak go nazwała) nie może bo ząbki mu się popsują.
- A może Pani synka uciszyć, bo nie mogę się skupić?
- Niech Pani ignoruje, ja tak robię i w końcu przestaje.

Mały diabeł tasmański drze ryja w międzyczasie non stop. Zaczyna mi w uszach piszczeć, nie wiem jakie dawki leków mam dać, nie jestem w stanie recept przeczytać, zwłaszcza że nabazgrane jak zwykle.

- Proszę Panią może Pani uciszyć chociaż trochę syna. bo naprawdę nie mogę się skupić.
- Ale to nic nie daje, jak się go zignoruje, to w końcu przestaje.
Dzieciak zaczął dodatkowo piszczeć (GUMA IIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII GUMAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!). Mózg zaczyna mi w rezonans wpadać. Dobrze że sprawdzam co wydaje 3 razy (przy wyjmowaniu z szuflady, przy kasowaniu i przy wkładaniu do siatki), bo pomyliłam się 4 razy w dawce, a raz bym w ogóle zły lek dała. Najlepsze na koniec (potwór cały czas się pruje):
- A może jednak da Pani tę gumę?
Kupili, poszli.

Niestety MUSZĘ być miła. Za duża konkurencja jest między aptekami w moim mieście, żebym mogła wywalać pacjentów.
Jestem za refundacją knebli co poniektórym bachorom i kastracji ich rodziców żeby się nie mnożyli.

Dwie aspiryny później:
Łeb nawala. A jeszcze muszę do 15.00 siedzieć...

słuzba_zdrowia

Skomentuj (102) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 558 (1070)

#62888

przez (PW) ·
| Do ulubionych
11.11.2014 rok.

Oczywiście jestem na dyżurze w aptece. Jestem tak dobita po tym dniu, że muszę się uwewnętrznić.

Sytuacja 1:
Pan, lat około 60, wąs dorodny, brzuszek też, bardzo chcący zawstydzić mnie, młodą dziewoję (no dobra, nie taka młoda, bliżej mi do 30 niż dalej)
- Da Pani takie gumki na stanie.
- O prezerwatywy Panu chodzi?
- Tak, takie są na stanie, no wie Pani, takie żeby stał prosto, wie Pani co, hehe...
Po krótkim wywiadzie ustalam, że Panu nie chodziło o durex performax intense.
- Nie mam niestety takich prezerwatyw, nie słyszałam zresztą o takich.
- No są takie na stanie, Pani niedobra jest, dać mi dziewczynko nie chcesz.
- Proszę Pana, prezerwatywy mam za szybką tu wystawione, proszę sobie wybrać.
- No daj mała te gumy na stanie.
Za "mała" się wkurzyłam, w końcu 170 cm mam.
- Proszę Pana, jak Panu nie stanie, to pan nie założysz
Pan buraczka puścił, i opuścił aptekę. Uff...

Sytuacja 2:
Kilku delikwentów tonem niby mądrym pyta się "czy te leki można połączyć z alkoholem i czy lepsza faza po tym będzie".
Przy czwartym albo piątym delikwencie nie wytrzymałam:
- Ale proszę Pana, nie tak po prostu wódką. Musi pan kupić żubrówkę, tę z trawką, 1 litr, do tego sok żurawinowy, też 1 litr, i mieszać w proporcji 3:1, i tak może Pan popijać.
- Aa, aha, yyy no dobrze... Do widzenia.

Jak ktoś sie pyta o te rzeczy to normalnie odpowiadam. Ale tu chodziło o specyficzny rodzaj "ludzia" lubiący prowokować głupie gadki żeby wkurzyć kogoś pytając o rzeczy oczywiste i po otrzymaniu odpowiedzi dalej zadających te same durne pytania (ale na pewno nie można?).

Sytuacja 3:
3 stanowiska w aptece czynne, kolejka, dzwoni telefon apteczny, raz, drugi, trzeci to odbieram bo może coś ważnego.
- Dzień dobry, ja jutro idę do lekarza, ale mam wyniki badań krwi, może Pani mi powie o co chodzi to nie będę musiał jutro iść (i tu zaczyna mi czytać : morfologia itd)
- Przepraszam Pana bardzo, ale nie jestem uprawniona do interpretacji takich wyników.
- To nie pomoże mi Pani?
- Nie pamiętam norm, poza tym nie kształciłam się w tym kierunku, mam kolejkę teraz w aptece, nie mogę pomóc.
- To w jakim Pani się kształciła?!
- Jak Pan pójdzie do lekarza i przepisze Panu doktor leki, i przyjdzie pan wtedy do mnie, to mogę wytłumaczyć co z czym się je i na co jest.
- A na pomocy doraźnej mi powiedzą?
- Niech Pan próbuje.
- Pani jest niemiła.
TRZASK. Współczuję paniom z pomocy doraźnej.

Do tego przed moją apteką był pochód, ludzi jak mrówek, ulica zablokowana, potem jeszcze jakieś biegi organizowali, a kilka osób (wiek powyżej 30) pytało, co za święto dzisiaj że wszystko zamknięte...

Idę spać, bo już nie wytrzymie :)

słuzba_zdrowia

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 377 (585)

#62608

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnia moja historia trochę negatywna była, teraz dla zmiany tonu postanowiłam opisać perełki z życia farmaceuty.

1. O co można poprosić w aptece?
- papier toaletowy ("podpaski macie, a papiru nie??")
- kostki albo płyn do toalet, albo jedno i drugie.
- ryzę papieru ("Paniii, macie tu drukarkę, odsprzeda mnie Pani ryzę?" jeden papierniczy 100 metrów dalej, drugi 500 - apteka w centrum miasta)
- pastę do butów
- żyletki do golenia (no dobra, to jeszcze ujdzie, bo mamy nieco kosmetyków i może to mylić)
- obrożę przeciwpchelną
- tabletki na robaki dla psa/kota
- spirytus na nalewkę (nie wolno nam sprzedawać postronnym ludziom, ścisłe zarachowanie i tego typu historie, pani ostatecznie zrezygnowała, jak usłyszała cenę)

2. Zagadki od pacjentów:
- Lek ze zwierzęciem w nazwie (Aleve)
- Hna (Xenna)
- Tabletki aviomaryja (aviomarin)
- Płyn na żoładek z Jezusem i Maryją (Melisana)
http://www.doz.pl/apteka/p3216-Melisana_Klosterfrau_plyn_doustny_155_ml

- "proszę Pani, takie tabletki na gardło dla dzieci reklamują w telewizji, takie truskawkowe, tabletka wyskakuje z opakowania i tak tańczy", po czym pani podniosła ręce do góry, i zaczęła przeskakiwać z nogi na nogę... (pierwsza reklama junior angin, tak to wyglądało:


- "Pani kochana, ja tu jakoś rok temu kupowałem takie pastylki na gardło, jakie dobre były, wie pani może jakie? A może to nie u was, ale proszę mi dać".

3. Logiczne dialogi:
- Kaszel suchy czy mokry?
- Tak.
.....
- To dla dziecka czy dorosłego?
- Tak.
.....
- Co boli? Ząb, głowa, czy plecy?
- Tak.
.....
Dla usprawiedliwienia tych przypadków dodam, że zazwyczaj miało to miejsce w godzinach nocnych bądź wczesnoporannych, więc słuchanie ze zrozumieniem nie zawsze działało :)

4. Ale czasem Farmaceuta też nie za dobrze usłyszy:
Pacjent wraca do apteki:
- Proszę Pani bo ja kupowałem tutaj lek, ale to chyba nie ten, bo ja miałem tym siniaki smarować, a tu mam proszek do picia.
Pacjent dostał Gelacet na włosy, skórę i paznokcie, a prosił o Altacet :D

5. Tytułem wstępu - czasem, naprawdę wyjątkowo udzielamy leków na receptę (oprócz psychotropów) zaufanym pacjentom, jak mają dobre wytłumaczenie, zresztą wiemy, że nam receptę doniosą. "Niezaufane" przypadki wysyłamy na pomoc doraźną.
Dialog właściwy (Pani, ok 55-60l.):
- Proszę Panią, skończyły mi się moje leki na serce, moja doktórka na urlopie, w przychodni mi problem robi inny lekarz, ja doniosę receptę w przyszłym tygodniu, bardzo proszę niech mi Pani pożyczy.
- No dobrze, tak wyjątkowo mogę, a jaki to lek?
- No takie małe, białe tabletki, na serce.
- Proszę Panią, w szufladach za mną (5 w kolumnie, kolumn 6) połowa leków jest "na serce", z czego większość jest mała, biała. Pamięta może Pani nazwę, dawkę albo jak opakowanie wyglądało?
- No takie małe, białe...
- (Wdech, wydech) trochę więcej informacji potrzebuję.
- Poczeka Pani, mam je przy sobie!
Eureka? Pani wyciąga słoiczek po Apapie, wysypuje na dłoń garść różnych tabletek, pokazuje palcem na "mała, biała" i z radością rzecze:
- To ta!
Po sprawdzeniu kilkunastu paczek leków "na serce" i porównaniu wizualnym do pożyczenia leku nie doszło.

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 635 (739)

1