Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Aptekara85

Zamieszcza historie od: 9 października 2014 - 15:40
Ostatnio: 18 kwietnia 2020 - 8:58
O sobie:

Uprzejma, ale nie pozwolę po sobie i mi bliskich jeździć :)

  • Historii na głównej: 7 z 14
  • Punktów za historie: 4923
  • Komentarzy: 184
  • Punktów za komentarze: 895
 

#62959

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie cierpię bachorów, potworów, gówniarzy, pomiotów z piekła rodem. Jakby to nie był publiczny portal to bym właśnie zaczęła pisać łaciną, i to nie tą szlachetną.

Dzieci to osobna kategoria. Nawet chętnie się uśmiechnę do takiego albo zagadam jak dokazuje lekko, mogę lizaczka dać, albo kolorowankę. Ale jak raz na tydzień mi się bachor z czeluści piekieł trafi, to mnie szlag jasny trafia, a za same myśli chyba bym 25 lat dostała. Najczęściej wbiega taka zaraza cholerna między półki z kosmetykami (przezornie wszystko co odrobinę szkła zawiera już dawno stoi wysoko) i zwala wszystko jak leci, a mamusia słodkim tonem woła "chodź Jasiu, nununu mój pampuszku". A kto sprząta? No przecież nie Matka Miesiąca, tipsy jej popękają, a dziecka też nie przytrzyma, bo musi mieć trochę ruchu. Tylko czemu w aptece?!?

Ale gorszy jest typ wrzeszczący (mówię tu oczywiście o dzieciach chodzących, czyli lat około 2+. Wiadomo, że niemowlakowi w wózku nie przetłumaczysz żeby nie płakał jak go np. brzuszek boli albo ma gorączkę). Napisałam wrzeszczący? Gówniarz tak potrafi drzeć ryja, że go pewnie kilometr dalej słychać, mleko kwaśnieje, psy zaczynają wyć, ptaki czym prędzej do Afryki uciekają, rozruszniki serca stają, szyby trzeszczą, taka częstotliwość. Sytuacja sprzed chwili:

Mamusia + synek 4-5 lat. Mamusia podaje 2 recepty, na każdej 5 pozycji, a synek zobaczył gumy Fritt na wystawce (swoją drogą ta wystawka dziecięca to zarzewie wielu takich sytuacji, ale nakaz z góry jest, że ma być...)
- MAMA GUMA!!!
Mama nic.
- MAMA GUMA!!! GUMA GUMA GUMA JA CHCĘ! DAJ GUMA GUMA GUMA GUMA !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Pytam się cicho żeby dzieciak nie usłyszał:
- Podać Pani gumę?
- Nie, nie, nie, mój Dziubuś (na serio tak go nazwała) nie może bo ząbki mu się popsują.
- A może Pani synka uciszyć, bo nie mogę się skupić?
- Niech Pani ignoruje, ja tak robię i w końcu przestaje.

Mały diabeł tasmański drze ryja w międzyczasie non stop. Zaczyna mi w uszach piszczeć, nie wiem jakie dawki leków mam dać, nie jestem w stanie recept przeczytać, zwłaszcza że nabazgrane jak zwykle.

- Proszę Panią może Pani uciszyć chociaż trochę syna. bo naprawdę nie mogę się skupić.
- Ale to nic nie daje, jak się go zignoruje, to w końcu przestaje.
Dzieciak zaczął dodatkowo piszczeć (GUMA IIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII GUMAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!). Mózg zaczyna mi w rezonans wpadać. Dobrze że sprawdzam co wydaje 3 razy (przy wyjmowaniu z szuflady, przy kasowaniu i przy wkładaniu do siatki), bo pomyliłam się 4 razy w dawce, a raz bym w ogóle zły lek dała. Najlepsze na koniec (potwór cały czas się pruje):
- A może jednak da Pani tę gumę?
Kupili, poszli.

Niestety MUSZĘ być miła. Za duża konkurencja jest między aptekami w moim mieście, żebym mogła wywalać pacjentów.
Jestem za refundacją knebli co poniektórym bachorom i kastracji ich rodziców żeby się nie mnożyli.

Dwie aspiryny później:
Łeb nawala. A jeszcze muszę do 15.00 siedzieć...

słuzba_zdrowia

Skomentuj (102) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 558 (1070)

#62888

przez (PW) ·
| Do ulubionych
11.11.2014 rok.

Oczywiście jestem na dyżurze w aptece. Jestem tak dobita po tym dniu, że muszę się uwewnętrznić.

Sytuacja 1:
Pan, lat około 60, wąs dorodny, brzuszek też, bardzo chcący zawstydzić mnie, młodą dziewoję (no dobra, nie taka młoda, bliżej mi do 30 niż dalej)
- Da Pani takie gumki na stanie.
- O prezerwatywy Panu chodzi?
- Tak, takie są na stanie, no wie Pani, takie żeby stał prosto, wie Pani co, hehe...
Po krótkim wywiadzie ustalam, że Panu nie chodziło o durex performax intense.
- Nie mam niestety takich prezerwatyw, nie słyszałam zresztą o takich.
- No są takie na stanie, Pani niedobra jest, dać mi dziewczynko nie chcesz.
- Proszę Pana, prezerwatywy mam za szybką tu wystawione, proszę sobie wybrać.
- No daj mała te gumy na stanie.
Za "mała" się wkurzyłam, w końcu 170 cm mam.
- Proszę Pana, jak Panu nie stanie, to pan nie założysz
Pan buraczka puścił, i opuścił aptekę. Uff...

Sytuacja 2:
Kilku delikwentów tonem niby mądrym pyta się "czy te leki można połączyć z alkoholem i czy lepsza faza po tym będzie".
Przy czwartym albo piątym delikwencie nie wytrzymałam:
- Ale proszę Pana, nie tak po prostu wódką. Musi pan kupić żubrówkę, tę z trawką, 1 litr, do tego sok żurawinowy, też 1 litr, i mieszać w proporcji 3:1, i tak może Pan popijać.
- Aa, aha, yyy no dobrze... Do widzenia.

Jak ktoś sie pyta o te rzeczy to normalnie odpowiadam. Ale tu chodziło o specyficzny rodzaj "ludzia" lubiący prowokować głupie gadki żeby wkurzyć kogoś pytając o rzeczy oczywiste i po otrzymaniu odpowiedzi dalej zadających te same durne pytania (ale na pewno nie można?).

Sytuacja 3:
3 stanowiska w aptece czynne, kolejka, dzwoni telefon apteczny, raz, drugi, trzeci to odbieram bo może coś ważnego.
- Dzień dobry, ja jutro idę do lekarza, ale mam wyniki badań krwi, może Pani mi powie o co chodzi to nie będę musiał jutro iść (i tu zaczyna mi czytać : morfologia itd)
- Przepraszam Pana bardzo, ale nie jestem uprawniona do interpretacji takich wyników.
- To nie pomoże mi Pani?
- Nie pamiętam norm, poza tym nie kształciłam się w tym kierunku, mam kolejkę teraz w aptece, nie mogę pomóc.
- To w jakim Pani się kształciła?!
- Jak Pan pójdzie do lekarza i przepisze Panu doktor leki, i przyjdzie pan wtedy do mnie, to mogę wytłumaczyć co z czym się je i na co jest.
- A na pomocy doraźnej mi powiedzą?
- Niech Pan próbuje.
- Pani jest niemiła.
TRZASK. Współczuję paniom z pomocy doraźnej.

Do tego przed moją apteką był pochód, ludzi jak mrówek, ulica zablokowana, potem jeszcze jakieś biegi organizowali, a kilka osób (wiek powyżej 30) pytało, co za święto dzisiaj że wszystko zamknięte...

Idę spać, bo już nie wytrzymie :)

słuzba_zdrowia

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 377 (585)

#62608

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnia moja historia trochę negatywna była, teraz dla zmiany tonu postanowiłam opisać perełki z życia farmaceuty.

1. O co można poprosić w aptece?
- papier toaletowy ("podpaski macie, a papiru nie??")
- kostki albo płyn do toalet, albo jedno i drugie.
- ryzę papieru ("Paniii, macie tu drukarkę, odsprzeda mnie Pani ryzę?" jeden papierniczy 100 metrów dalej, drugi 500 - apteka w centrum miasta)
- pastę do butów
- żyletki do golenia (no dobra, to jeszcze ujdzie, bo mamy nieco kosmetyków i może to mylić)
- obrożę przeciwpchelną
- tabletki na robaki dla psa/kota
- spirytus na nalewkę (nie wolno nam sprzedawać postronnym ludziom, ścisłe zarachowanie i tego typu historie, pani ostatecznie zrezygnowała, jak usłyszała cenę)

2. Zagadki od pacjentów:
- Lek ze zwierzęciem w nazwie (Aleve)
- Hna (Xenna)
- Tabletki aviomaryja (aviomarin)
- Płyn na żoładek z Jezusem i Maryją (Melisana)
http://www.doz.pl/apteka/p3216-Melisana_Klosterfrau_plyn_doustny_155_ml

- "proszę Pani, takie tabletki na gardło dla dzieci reklamują w telewizji, takie truskawkowe, tabletka wyskakuje z opakowania i tak tańczy", po czym pani podniosła ręce do góry, i zaczęła przeskakiwać z nogi na nogę... (pierwsza reklama junior angin, tak to wyglądało:


- "Pani kochana, ja tu jakoś rok temu kupowałem takie pastylki na gardło, jakie dobre były, wie pani może jakie? A może to nie u was, ale proszę mi dać".

3. Logiczne dialogi:
- Kaszel suchy czy mokry?
- Tak.
.....
- To dla dziecka czy dorosłego?
- Tak.
.....
- Co boli? Ząb, głowa, czy plecy?
- Tak.
.....
Dla usprawiedliwienia tych przypadków dodam, że zazwyczaj miało to miejsce w godzinach nocnych bądź wczesnoporannych, więc słuchanie ze zrozumieniem nie zawsze działało :)

4. Ale czasem Farmaceuta też nie za dobrze usłyszy:
Pacjent wraca do apteki:
- Proszę Pani bo ja kupowałem tutaj lek, ale to chyba nie ten, bo ja miałem tym siniaki smarować, a tu mam proszek do picia.
Pacjent dostał Gelacet na włosy, skórę i paznokcie, a prosił o Altacet :D

5. Tytułem wstępu - czasem, naprawdę wyjątkowo udzielamy leków na receptę (oprócz psychotropów) zaufanym pacjentom, jak mają dobre wytłumaczenie, zresztą wiemy, że nam receptę doniosą. "Niezaufane" przypadki wysyłamy na pomoc doraźną.
Dialog właściwy (Pani, ok 55-60l.):
- Proszę Panią, skończyły mi się moje leki na serce, moja doktórka na urlopie, w przychodni mi problem robi inny lekarz, ja doniosę receptę w przyszłym tygodniu, bardzo proszę niech mi Pani pożyczy.
- No dobrze, tak wyjątkowo mogę, a jaki to lek?
- No takie małe, białe tabletki, na serce.
- Proszę Panią, w szufladach za mną (5 w kolumnie, kolumn 6) połowa leków jest "na serce", z czego większość jest mała, biała. Pamięta może Pani nazwę, dawkę albo jak opakowanie wyglądało?
- No takie małe, białe...
- (Wdech, wydech) trochę więcej informacji potrzebuję.
- Poczeka Pani, mam je przy sobie!
Eureka? Pani wyciąga słoiczek po Apapie, wysypuje na dłoń garść różnych tabletek, pokazuje palcem na "mała, biała" i z radością rzecze:
- To ta!
Po sprawdzeniu kilkunastu paczek leków "na serce" i porównaniu wizualnym do pożyczenia leku nie doszło.

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 635 (739)
zarchiwizowany

#62443

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam, to moja pierwsza historia, więc się przedstawię. Jestem technikiem farmacji, pracuję w aptece całodobowej w średniej wielkości mieście w zachodniej Polsce. Pracuję jako technik za pierwszym stołem ponad 2,5 roku, wcześniej jako pomoc albo dermokonsultantka. W tej historii chciałabym się skupić na pacjentach, bo kontakty z pracodawca i zespołem są w normie. Większość pacjentów też jest całkiem w normie, ale część się mocno stara, aby ciśnienie mi podnieść.

Pacjent nr 1 - ma stałe leki, wie kiedy mu się skończą i odpowiednio wcześniej idzie do przychodni po recepty, a potem do apteki po wykupienie. Jeżeli jakiegoś leku nie ma to albo wyraża zgodę na odpowiednik, albo czeka aż jego lek przyjedzie z hurtowni (zazwyczaj na następny dzień). Wie że leki czasem dużo kosztują i nie drze się z tego powodu na całe gardło "RABAT!!! Jestem STAŁYM klientem!!!". Jak kupuje leki bez recepty, to albo wie czego konkretnie chce, albo współpracuje z farmaceutą przy wyborze odpowiedniego specyfiku. Często jeśli mają jakieś leki które jadą do apteki dłużej niż dwa dni dzwonią albo przychodzą i zamawiają z wyprzedzeniem. Wbrew pozorom całkiem spora grupa pacjentów, aż miło pomagać takim ludziom.
Pacjent nr 2 - ma stałe leki, kiedy zostaje mu zapasu na 1 albo 2 dni (albo w ogóle)idzie do przychodni po RP, a w aptece szok : NIE MA. Jakim cudem nie ma JEGO leku? Czemu apteka się nie postarała i nie domyśliła że ON akurat DZISIAJ będzie potrzebował tego leku? Pół biedy jeśli jest to coś bardziej dostępnego to przyjedzie na następny dzień. Ale w przypadku części specyfików trzeba czekać tydzień albo dłużej. "Pani, ale ja NIE MAM leku", w takim razie mogę jedynie zaproponować rajd po aptekach z małą szansą powodzenia albo czekanie bez leczenia. Bywa że żądają rabatu, nawet za leki z urzędową ceną.
Pacjent nr 3 - zbliżony do pacjenta nr 2 ale przychodzi do apteki jak kończy mu się jednocześnie zapas leku i ważność recepty (zazwyczaj 30 dni). Dyskusja w przybliżeniu wygląd tak:
- Niestety recepta się Panu jutro przeterminuje.
- Ale jak to?
- Kiedy lek przyjdzie jutro/za 3 dni/za tydzień to zapłaci Pan za niego 100% ceny urzędowej, czyli 2 zł/100 zł/500zł drożej, chyba że poprawi Pan receptę u lekarza, to będzie refundowane.
- Ale czemu mam tyle płacić?Jestem ubezpieczony!
- Recepta na ten lek jest refundowana przez 30 dni, jak lek przyjdzie to mogę go sprzedać za 100%, chyba że Pan poprawi receptę u lekarza.
- To niech Pani sama sobie poprawi!
- Namawia mnie Pan do fałszowania dokumentów.
- Jakich dokumentów, co Pani mówi, JA JESTEM UBEZPIECZONY!
...
itd itp zapętlajcie sobie dowolnie. Typ roszczeniowy, żąda cudów, np żeby 24 grudnia sprowadzić na następny dzień jakąś super mega hiper ultra niedostępną szczepionkę na żółta febrę, bo Pani w styczniu jedzie w ciepłe kraje i potrzebuje. Często chcą też rabatów na leki z listy refundowanej, bo on jest STAŁYM KLIENTEM i "jak to się nie da? W aptece X się da tylko Pani nie chce się!" Taka zmora się trafia dość rzadko, ale potrafi humor na cały dzień zniszczyć.
Oczywiście trafiają się typy mieszane, np typ 1 z przeterminowaną receptą (nie ma problemu, poprawia u lekarza) bądź typ 3 z zapasem leku i dobrą receptą, ale kto to widział że on 2 razy po leki musi chodzić i w ogóle czemu tak drogo, przecież on jest KLIENTEM i w aptece X ten sam lek refundowany jest tańszy...
Kochani pacjenci, jeśli traficie na zgorzkniałego farmaceutę, to niestety zazwyczaj praca go do tego doprowadza. Bądźmy dla siebie ludźmi, bo przez takich pacjentów kilku mi znanych farmaceutów powoli ma dość. Większość z nas naprawdę chce wam pomóc ale po paru takich osobach zaczynamy was szufladkować.

Jak się spodoba, to następnym razem opiszę komiczne i tragikomiczne sytuacje z pracy za pierwszym stołem.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 29 (285)