Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

CichoByc

Zamieszcza historie od: 28 kwietnia 2013 - 8:03
Ostatnio: 8 lutego 2021 - 9:17
O sobie:

Nudna, pyskata, kawał wrednej baby

  • Historii na głównej: 10 z 12
  • Punktów za historie: 6003
  • Komentarzy: 265
  • Punktów za komentarze: 2765
 

#71300

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dużo teraz historii na temat poszukiwania pracy i zarobkach, więc ja też dorzucę swoje trzy grosze.

Szukam pracy, ponieważ w poprzedniej nie dość, że fizycznie nie dawałam rady, finansowo wychodziłam prawie że na minus, to dodatkowo osoby, z którymi pracowałam bezpośrednio zwyczajnie uprzykrzały mi życie, wyśmiewały, często też utrudniały po prostu wykonywanie obowiązków - przekładanie rzeczy w magazynie (oczywiście główne zainteresowane wiedziały doskonale gdzie co jest), brak odpowiedzi na moje pytania, brak przekazywania poleceń kierownika, wyśmiewanie się z racji mojego młodego wieku (ja po dwudziestce, tamte kobiety po pięćdziesiątce), one wolne weekendy, bo mają rodziny, wnuki - ja, młoda, zawsze musiałam być w "zapasie", "niechcące" poszturchiwania, gdy się mijałyśmy - dosłowny cyrk w wykonaniu poważnych i przede wszystkim dorosłych kobiet. Rozmowa z kierownikiem przebiegła w ten sposób, że w sumie to jestem młoda i ja mam podporządkowywać się tamtym paniom, nieważne, że jesteśmy na tym samym stanowisku i w teorii powinnyśmy ze sobą współpracować, dodatkowo nie jestem wdzięczna za pracę i jedyna rada, jaką dla mnie ma to przeprosić współpracownice (do tej pory nie wiem za co, bo nic złego nigdy z moich ust nie padło w ich kierunku. Gdy zapytałam wprost, dlaczego mnie tak traktują, usłyszałam, że mam się zająć robotą, a nie dyskusje z nimi urządzać). Powiedziałam sama sobie: koniec.

Wracając do początku mojej historii: dostałam niedawno świetną ofertę pracy: sprzedawca w sklepie obuwniczym.
Obowiązki: obsługa klientów, dbanie o czystość w sklepie oraz dookoła sklepu, mycie szyb wystawowych z obu stron przynajmniej dwa razy w tygodniu, obowiązkowa obecność podczas dostawy towaru.
Forma zatrudnienia: umowa o dzieło, przedłużana z miesiąca na miesiąc (jeśli się sprawdzę, możliwość przejścia na trzy miesiące zlecenia).
Stawka: 5,50 zł /h na rękę.

I tak teraz mnie dużo czarnych myśli nachodzi: czy taka sytuacja na rynku pracy nigdy się nie zmieni? Czy będę miała kiedykolwiek możliwość pójścia "na swoje", chociażby na spokojne wynajęcie jakiegoś dwupokojowego mieszkania? W pracy opisywanej na początku miałam 7 zł/h. Z takimi zarobkami i umowami śmieciowymi to nawet normalny bank nie udzieli mi kredytu. Człowiek młody, bez orzeczenia o niepełnosprawności, nie posiadający statusu ucznia/studenta to chyba najgorsze, co w obecnych czasach może być. Bo chce pieniądze, normalną umowę...

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 217 (241)

#69781

przez (PW) ·
| Do ulubionych
"Apel" do osób, które często bywają nazywani mianem "gościa hotelowego".
Jestem osobą, która potrafi dużo zrozumieć, staram się podchodzić do ludzi z empatią, uśmiechem, ale niekiedy nawet świętego by szlag trafił.

Z toalety korzysta każdy - od zwykłego Kowalskiego, do samego prezydenta, czy też króla, w teorii nic trudnego ale w praktyce...
Załatwiłeś na swoim "tronie" to co trzeba, podtarłeś się papierem i... no właśnie i nic. Notorycznie w pokojach spotykam się z tym, że woda nie jest spuszczana, często przez tych samych ludzi (długie pobyty). Rozumiem, że naciśnięcie magicznego guziku i szum spadającej wody jest dla Ciebie nie do zniesienia, ale dla mnie widok kup, sików itp. nie jest powodem do uśmiechu.

Jesteś kobietą i masz okres? Super, dzięki temu, że nakleiłaś podpaskę na podłogę lub deskę sedesową, mogę cieszyć się razem z Tobą!

Drogi mężczyzno, szczerze gratuluję, że noc w naszym hotelu się udała, Ty i Twoja kobieta spełniliście swoje fantazje, miło mi, że mogłam odklejać kolekcję zużytych prezerwatyw sztuk 6, przyklejonych taśmą klejącą (!) nad łóżkiem.

Nie wolno palić, w pokojach - eee tam, recepcja kłamie, ja płacę i będę palić! Czujka przeciwpożarowa uruchomiła alarm i wyje na cały hotel - to nie Ty! Chcemy Cię wrobić, Ty niepalący, a ta popielniczka (ew. szklanka z wodą i zagaszonym petem) nie jest Twoja! Pokojówki pewnie podrzuciły.
Inna opcja: zaklej czujkę folią aluminiową, gdy zaśniesz z papierosem i kołdra zacznie się tlić, a Ty szczęśliwie się obudzisz w odpowiednim momencie - zalej wszystko wodą/colą itp, potem przyjdź na recepcję i domagaj się natychmiastowej wymiany pościeli bo "jest brudna" - "głupie" sprzątaczki się nie połapią.

W obudowę kaloryfera wpadł Ci jakiś cenny przedmiot i chcesz go odzyskać - nie ma po co mówić nic na recepcji, po co wzywać Panów technicznych. Przecież masz narzędzia! Rozmontuj wszystko sam, a potem wymelduj się wcześniej. Inni posprzątają i poskładają, dodatkowo powymieniają zniszczone elementy.

Przyjdź z awanturą na recepcję, że miałeś dokładnie 11 ciastek, po późniejszym przeliczeniu wyszło Ci 10 - żądaj zwrotu za cały pobyt i korzystanie z sauny - brak dowodów na jakąkolwiek osobę z personelu(cały dzień wywieszka na klamce od pokoju nie przeszkadzać), zagroź policją, na końcu idź do pokoju i nie wychodź z niego przez dwa dni, nawet na śniadanie.

Narzekaj, że wifi miało być, a go nie ma. Recepcjonista podaje Ci hasło do zalogowania się - Ty masz wpisywać jakieś hasło?! Wifi miało się łączyć, nic nie będziesz wpisywać, bo potem będziemy Cię nękać i wydzwaniać (?).

Podczas sprzątania nie musisz wychodzić z pokoju, to oczywiste. Ale macać się po kroczu i rozpinać suwak możesz dopiero potem - nawet jeśli pani, która powyższą czynność wykonywała bardzo Ci się spodobała.

Z pozdrowieniami od początkującej pokojowej :)

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 406 (474)

#69234

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wtorkowy ranek, godzina 5:50, czekam sobie na autobus, słuchając w tym czasie muzyki na słuchawkach.
Zimno, deszcz, ciemno, ogólnie stoję i rozmyślam nad "sensem życia", starając się nie zasnąć.

W pewnym momencie podchodzi do mnie mężczyzna, co tu dużo mówić zaniedbany, widać, że biedny i coś tam mówi.
O takiej porze humor mam średni, więc rozmowa z początku nie była zbyt miła:

Facet: Mogę o coś spytać?
Ja: O co chodzi?
F: Mam pewną prośbę...
J: Nie daję pieniędzy.
F: Ale ja nie chcę pieniędzy... Czy mógłbym panią prosić o kupno małej butelki wody? Tylko to i już pani nie przeszkadzam...

Szczerze? Zrobiło mi się go żal. Już pomijając, czy chciało mu się pić, bo miał kaca, czy serio potrzebował po prostu kilku łyków dla dobrego samopoczucia, kupna nie odmówiłam.
Pan dostał butelkę, dziękując przy tym zadowolonym głosem na cały przystanek. Pożyczył mi udanego dnia i poszedł przed siebie.
Na tym sytuacja mogłaby się skończyć i nigdy bym jej tu nie opisywała, gdyby nie postawa innych ludzi. Dosłownie patrzyli na mnie jak na wariatkę, jedna z odważnych, pani ok 50 lat podeszła i zaczęła rozmowę:

Pani: Jak inni żebracy dowiedzą się, ze dajemy im kasę, to nie dadzą nam spokoju!
Ja: Proszę panią, ten pan chciał tylko WODĘ, i nie będę się tłumaczyć, na co wydaje swoje pieniądze obcej osobie, chciałam to dałam.
Pani: No tak, bogaczka, dama wielka, ośrodek dla pijusów wybudować najlepiej!
Nie odpowiedziałam nic, bo rozmowa sensu nie miała, za chwilkę wsiadłam do swojego autobusu.

Doszło do mnie, że w obecnych czasach nawet kupno wody dla potrzebującego jest czymś złym. Od Pana z historii nie czuć było alkoholu, papierosów, może serio życie mu się nie ułożyło, ale nawet jakby był "pijusem" to dostałby tę wodę - najzwyklejszą rzecz na świecie, która powinna być dostępna dla każdego żywego stworzenia.

duże miasto na śląsku

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 427 (491)

#67392

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po skończeniu szkoły zaczęłam szukać "prawdziwej" pracy. Próbowałam w wielu miejscach, od kiosku ruchu, po różne sklepy, wykładanie towaru itd. jednak, to nie było "to".
Od zawsze czułam się lepiej w pracach biurowych, nie miałam problemów z organizacją pracy, panowaniem nad wieloma rzeczami na raz, więc stwierdziłam, że być może uda mi się być sekretarką - jak bardzo się myliłam.

Przeglądam ogłoszenia na OLX, wysłałam wiele CV, jednak odzew był znikomy, albo będąc na rozmowie kwalifikacyjnej okazywało się, że nie spełniałam wymagań w danej firmie - zdarza się, pretensji o to nie mam. Postanowiłam więc, że dodam sama takie ogłoszenie. Napisałam swoje doświadczenie, umiejętności, zaznaczyłam, ze nie interesują mnie odpowiedzi matrymonialne (spotkałam się już z takimi podczas szukania zleceń jako hostessa), wkleiłam swoje zdjęcie (nie jakieś półnagie selfie z dzióbkiem) i wysłałam. Po kilku godzinach dostałam wiele ofert, niestety, z żadnej nie skorzystałam...

Pierwsza:
Pan prezes bardzo zainteresowany, nie obchodzi go, że byłaby to moja pierwsza praca tego typu, ogólnie, to zaprasza mnie na rozmowę teraz, zaraz i na wczoraj.
Idę więc następnego dnia, jednak to, co dowiedziałam się na miejscu, doprowadziło mnie do niezłego wkurzenia.
- Jaki byłby zakres moich obowiązków ?
- W sumie to żaden, parzenie kawy, ładny wygląd i zadowalanie mnie, he he.
- Słucham?!
- No... zadowalanie, wie pani o co chodzi, dziećmi nie jesteśmy... Jeszcze jakieś wyjazdy integracyjne są, będzie pani zadowolona. Umowa o pracę, 2000zł, a jak będzie pani dobra hehe, to tygodniowe premie. To bierze pani?
Nie, pani nie wzięła i wyszła trzaskając drzwiami.

Druga:
Odpowiedź na kilkanaście linijek, wyśmiewająca to, że taka kobieta jak ja OŚMIESZA SIĘ i PONIŻA, szukając pracy.
Chwali umiejętności swojego przyrodzenia, języka i grubość portfela, oferuje za spotkanie 400 zł.
Po moim braku odpowiedzi, pan na zachętę wysyła zdjęcie swojej męskości, z podpisem 20 cm, wchodzisz w to?
Nie, nie wchodzę, użytkownik zgłoszony do administracji serwisu, za naruszenie zasad.

Trzecia:
Tym razem kobieta, swoją firmę określa jako typowo "marketingowa", że osoby w niej pracujące zajmują się sprzedażą dóbr, moim zadaniem byłoby umawianie spotkań, dodatkowo mogę w nich uczestniczyć, by się doszkolić.
Podejrzane trochę, ale pytam z ciekawości o szczegóły.
Pani podczas rozmowy telefonicznej "łamie się" i informuje, że to praca na mieszkaniu w centrum miasta. Ochrzaniłam kobietę, pytając, czy czytała w ogóle moje ogłoszenie. Chciała jeszcze mnie namówić, że z początku dostawałabym mniej wymagających klientów. No kurde, dzięki za przywilej.

Chyba jednak wykładanie towaru i dorywcze prace nie są złe, sekretarek i wszelkich biur mi się odechciało.

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 386 (448)

#66313

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ciucholandy, szmateksy, szperaczki - nieważne, jak się je nazywa - bardzo lubię w nich kupować, i cieszę się z każdej "perełki" którą uda mi się wydobyć. Niestety, mniej lubię niektóre osoby w nich kupujące.

W moim ulubionym sklepie była dziś dostawa towaru, wolne mam, pogoda zachęcała do spaceru, to torebka, portfel i idę.
Spaceruję sobie miedzy wieszakami, co ciekawsze egzemplarze "zarzucam" na rękę i patrzę sobie dalej.
Już miałam udać się do przymierzalni, gdy nagle... coś, znaczy się ktoś, pociągnął mnie za rękę i po prostu wydarł mi z niej sweterek. Przytkało mnie, patrzę na kobietę (ok 40-letnią) która z radością maca sobie moją wcześniejszą zdobycz.

J - ja, K - kobieta

J - Co pani robi?
K - Oglądam sweterek. (aha, ok)
J - Ale wydarła mi go pani z rąk...
K - Bo pani ma dużo rzeczy, w ogóle na co pani aż tyle?
J - Nie pani interes, mogę wziąć tyle rzeczy ile mi się podoba, a wydzieranie komuś rzeczy z rąk w szmateksie to już bezczelność.
K - Ja go przymierzę, jak będzie zły to go oddam, Jezu, o co ten cały problem?
J - Bo to śmieszne, że dorosła kobieta wydziera ludziom z rąk używane szmaty. Proszę sobie go wziąć, taką desperatką, jak pani, to nie jestem.

Poszłam w stronę przymierzalni, aż nagle... coś mnie "dotknęło" w plecy, odwracam się i usłyszałam tylko:

K - Nażryj się głupia s**o, spie*****j do butiku, jak ci się kultury chce! - I jebudu, trzask drzwi.

Sprzedawczynię zatkało, mnie jeszcze bardziej, inne osoby w sklepie patrzyły po sobie zdegustowane.
Serio, można było całą sytuację inaczej rozwiązać, mogła podejść, odezwać się, gdyby coś mi w nim nie spasowało, mogłam go jej "oddać", po co urządzać taki cyrk?
Śmiałam się z anegdot, o kobietach bijących się na wyprzedażach, a sama wzięłam po połowie w takiej scenie udział.
Przyznaję, że z boku mogło to wyglądać komicznie.

Najbardziej nie wkurzyłby mnie brak głupiego sweterka, bardziej chodziło o zasady i logikę tej pani - bo miałam "dużo", miałam dużo, kupiłam dużo, sweterek wdzięcznie suszy się wyprany.
I to tylko moja sprawa - wiele razy ktoś mi sprzątnął sprzed nosa rzecz, która mi się podobała i nie wyskoczyłam do tej osoby z pazurami - w końcu to tylko zwykła szmatka...

Mam tylko nadzieję, że podczas noszenia, nie spotkam tej kobiety - kto wie, czy nie leciałabym przez pół miasta w staniku ;)

szmateks

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 488 (534)

#64747

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zdjęcia szkolne - miła rzecz, dzięki której pomimo upływu czasu, będzie przypominać nam chwile naszej młodości.
Niestety, patrząc na swoje, które odebrałam ubiegłego tygodnia, przypominać mi będzie tylko "pełen profesjonalizm" osoby, która nosiła miano fotograf.

Od momentu, kiedy dowiedzieliśmy się, że w szkole odbędą się zdjęcia, każdy był zadowolony (zdjęcia maturalne). Dodatkowo, wychowawca poinformował nas, ze dla chętnych będzie możliwość wykonania zdjęć "przyjacielskich" (w kilka osób), bądź też solo (coś jak do dowodu). Szczerze, byłam chętna na każdą opcję, moja przyjaciółka również, więc niecierpliwie czekałyśmy na ten dzień.
Jak wiadomo, każdy (nawet chłopcy, buntujący się zwykle na galowe stroje) odstawił się w białe bluzeczki, granatowe lub czarne kostiumy, no jednym słowem maturzyści w pełnej wersji, wreszcie, doczekaliśmy się informacji, ze możemy schodzić na zdjęcia.

Na auli zobaczyliśmy pana, który patrzył na nas z... lekkim zdziwieniem, gdyż nie spodziewał się, że... wszyscy będziemy ubrani w dosyć ciemne kolory i bez niczego oznajmił: "zdjęcie nie wyjdzie tak jak powinno, bo mu się zleje wszystko", mimo to, postanowił jednak nas jakoś pousadzać.

Tradycyjne ławeczka jest dla najniższych osób, więc nawet się na nią nie patrzyłam (ponad 175 cm wzrostu, a moje koleżanki w sporej przewadze maks 164 cm), ja nadal stoję, bo nie wiem co mam ze sobą zrobić, pan na mnie patrzy i wywiązał się dialog:
F: No a ty na co czekasz?
Ja: Wie pan, ta ławka jest bardzo niska i wolałabym stać.
F: Ty jesteś DZIEWCZYNKĄ! Chcesz z chłopami stać?
Ja: Nie przeszkadza mi to, że będę stała z chłopakami.
F: Ale mi tak! Ja nie mam całego dnia, masz siadać z DZIEWCZYNKAMI.

Ok, usiadłam z dziewczynkami i wiedziałam, że wyglądam komicznie, bo siedząc prosto, kolana miałam na wysokości biustu, ustawiłam więc się sama, podwijając nogi, tak, by wyglądać w miarę normalnie.
Gdy już siedzieliśmy wszyscy, pan wziął swój aparat i nagle tylko błysnęła lampa, potem seryjnie drugi raz i koniec, każe się zbierać, bo on ma zlecenia jeszcze w technikum obok.

Pomijam fakt, że nie uprzedzono nas o robieni zdjęcia (modliłam się tylko, bym nie mrugnęła na obu "ujęciach"), ale gdzie dodatkowe zdjęcia o których była mowa?

Pan stwierdził, że nie wyrobi się z czasem i rozdał każdemu wizytówkę swojego studia, że zaprasza chętnych, on wykona takie zdjęcia ale już prywatnie. Po krótkich dyskusjach z dziewczynami, postanowiłyśmy nie skorzystać.

Zdjęcie grupowe kosztowało 18 złotych - do szkoły przyszły kredowe kartki do drukarki, format A4, z jakimiś bladymi twarzami i ciemnymi plamami dookoła (no, miał pan racje, nie wyszło bo nam się granatu i czerni zachciało), koleżanki w okularach nie mają oczu, gdyż lampa odbiła się od szkieł i wyglądają jak jakieś mityczne smoki, modlitwy o moich zamkniętych oczach sprawdziły się - mam tylko wpół przymknięte, wyglądam na nieźle "wyluzowaną".

Pozdrawiam Pana Fotografa, jeśli to czyta, pewnie skojarzy od razu.

Kochane liceum na śląsku

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 554 (624)
zarchiwizowany

#63024

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Niestety, moją naturą jest to, że gdy coś mnie zaczyna boleć okazuje się, że już jest na tyle poważnie, że tabletki przeciwbólowe ani to, co NFZ funduje już nie wystarcza. Dzisiaj miałam ostatnią wizytę u dentysty dotyczącą leczenia kanałowego, którego szanowny fundusz już nie wspomaga w żadnym procencie - gdzie problem ?
Jestem tegoroczna maturzystką w technikum, dziewiętnaście wiosen liczę, dorabiam sobie na promocjach, inwentaryzacjach itp, jednak, nie są to kwoty tak duże, by pokryć całe leczenie - gdyby nie rozkład płatności na raty pewnie wbiłabym już dawno zęby w ścianę, niby wszystko ładnie i gdzie problem ?
Przed samym rozpoczęciem leczenia poszłam do NFZ, upewnić się, co i jak, czy nie ma szansy na jakiekolwiek dopłacenie gdybym dowiodła, że się uczę. Rozmowa z miłą panią pozbawiła mnie jakichkolwiek złudzeń :
[P] - Pani już jest dorosła, do pracy iść.
[J] - Ale jak już pani mówiłam, uczę się w trybie dziennym, nie mam zbytnio możliwości pracować.
[P] - To trzeba było iść do zawodówki, szybciej się kończy i więcej korzyści. Pani problem.

Czyli nasz kochany kraj w ten sposób zachęca do kształcenia się, rozwijania, podnoszenia kwalifikacji, smutne, bo wielu moich znajomych rzucało szkołę w połowie nauki bo nie mieli tylu szczęścia co niektórzy, i sami musieli pomagać z opłatami w domu nie mówiąc już o takich "kosmicznych" sprawach jak dentysta.

Od razu pragnę zaznaczyć, ze do osób uczących się / absolwentów zawodówek nic nie mam ani nie traktuję Was gorzej - wybór indywidualny każdego człowieka, nie ważne, czy był on z rozsądku, czy innych przyczyn.

NFZ

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 73 (233)

#56801

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowieść http://piekielni.pl/56776, zmotywowała mnie do opisania tej historii.
W komentarzach widziałam dużo wypowiedzi typu: "takie rzeczy nie mają prawa miejsca się dziać" - niestety - może i są niedopuszczalne, jednak się wydarzają.

Gdy miałam 16 lat zachorowałam na anoreksję - półroczna głodówka, nikt nie umiał dotrzeć do mnie bym zaczęła choć trochę jeść (w najgorszym czasie choroby jadałam jedno jabłko dziennie) wiec zadecydowano - oddział.
Przy przyjęciu pielęgniarka wywaliła zawartość mojej torby na łóżko. Do odrzutu poszedł telefon (przecież jest jeden aparat na korytarzu !) perfumy, pasek do spodni, szalik (bardzo było mi zimno i ciągle mogłam chodzić opatulona) mp4 (tzn. słuchawki od mp4 a to, że bez nich urządzenie mogę sobie wywalić za okno jakoś nie dało kobiecie do myślenia) i jeszcze kilka innych przedmiotów.

Codzienna społeczność: Godzina 10, ustawiano krzesełka wzdłuż korytarza, trzeba było tak siedzieć i odpowiadać na pytania, jednym z pierwszych było "jak ci minął dzień", fajna inicjatywa, tylko że gdy ktoś powiedział że okropnie, ma dosyć (raz jedna dziewczyna się popłakała i powiedziała że myśli o zabiciu się) to przechodziliśmy do dalszej osoby.

Oddział mieścił się na parterze, jednej dziewczynie przeszkadzali ludzie, którzy przechodząc koło szpitala mimowolnie zerkali w okna, więc zaciągała żaluzje - diagnoza? Schizofrenia.

Do tej pory pamiętam jak był na oddziale pięcioletni chłopczyk, fajny dzieciak, często bawiłam się z nim. Pewnego dnia, w zabawce którą przywiózł sobie z domu wysiadły baterie no i chłopczyk zaczął płakać, nawoływać mamę.
Mnie się serce krajało, chciałam iść i się nim zająć, jednak pielęgniarka była szybsza. Wpadła na jego salę i zapytała tak "delikatnym" tonem, że sama bym zaczęła na jego miejscu płakać głośniej:
- CO SIĘ ZNOWU CI DZIEJE?
- Baterie w komputerku...
- ZNOWU MASZ NAPAD? CHCESZ ZNOWU ZASTRZYK?

Rozmowa cały czas w utrzymywana w tym sensie. Większość osób ze szpitala się przyglądała tej scenie, pacjenci, salowa. Maluch chciał wybiec z sali i popchnął tym samym pielęgniarkę, bo blokowała mu przejście. Ta podleciała, złapała chudego chłopczyka swoimi dużymi łapskami, zabrała do zabiegowego, domyślam się że dała zastrzyk, a potem zaniosła go do sali i zapięła pasami na łóżku. Gdy się obudził po jakimś czasie, bardzo płakał i wołał mamę...
Pielęgniarki siedziały w swoim pokoiku i opowiadały sobie dowcipy.

Karmienie anorektyczek odbywało się tak samo jak karmienie każdego innego. Mój pierwszy obiad to była gęsta zupa pomidorowa z kluskami, potem ziemniaki, mielony i sałatka. Na drugi dzień dostawałam już same zmiksowane kleiki ale to dlatego, bo po tym "zdrowym obiadku" wymiotowałam całą noc. Chwała Bogu, bo gdy zobaczyłam pióra w rosole u jednej z pacjentek, to myślałam że mam przywidzenia.

Na oddziale poznałam chłopaka, rok starszego ode mnie. Jego problemem była jakaś silna trauma, prawie z nikim nie rozmawiał, na mnie jednak się otworzył. Często siedzieliśmy u mnie w pokoju, obok siebie i zwyczajnie rozmawialiśmy. Mówił mi takie rzeczy, jakich nie zdołał wydusić u siebie na terapii, dodatkowo motywował mnie do jedzenia, z troską tłumaczył jaka mam zabiedzoną buzię i że będę miała więcej siły do wygłupów,gdy zauważył że to moja ulubiona rozrywka.

Po około dwóch tygodniach zostałam wezwana nagle do ordynatora oddziału. Podobno "uprawialiśmy stosunek seksualny" na moim łóżku, w mojej sali. Nie wiem kiedy, nie wiem jak - posądzono nas o coś, co nie wydarzyło się nigdy. Oprócz gestu podania ręki na przywitanie nigdy się nawet nie przytuliliśmy, niestety, kontaktu nam zabroniono, mi się odechciało jeść a mój znajomy zamknął się już nawet na szpital.

Na oddziale byłam w jednym pokoju ze schizofreniczką, rzucającą kubkami, inna chodziła po oddziale w majtkach i śpiewała "Jezu, ufam Tobie". Były przypadki anoreksji, bulimii, schizofrenii, nerwic, depresji, nerwic natręctw, była nawet dziewczyna, która trafiła tam bo miała częste bóle głowy, a na innych oddziałach nic nie stwierdzili.

Jednej anorektyczce odebrali za karę (zamiast przytyć to schudła)... szafkę. Z pastą do zębów, bielizną, napojami - odzyska jak przybędzie jej dwa kilo.

Cień anoreksji siedzi we mnie do dziś, kilka dziewczyn z którymi razem się wspierałyśmy już odeszły z tego świata, chociaż wiem że chciały żyć.

szpital na śląsku

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 466 (634)
zarchiwizowany

#52901

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnio zatrudniłam się w saloniku prasowym.
Piekielności sporo , jedne smieszne, drugie niekoniecznie.

Godzina 9:50. Kiosk otwarty od 10.
Żaluzje odsłoniete do połowy, zapalam światła, uruchammiam komputer, odpowiedni program, loguje się do systemu itp.
Nagle odwracam sie i widzę że przed lada stoi Ona.
Na oko z sześćdziesiat lat , kurczowo w rączkach trzyma portfel.
[Ja] Proszę Panią, jeszcze zamkniete, musze uruchomić komputer, włączyć kasę...
[Kobieta] Ale ja tylko dużego lotka puścić chce (mamy również kolekturę)
[J] Rozumiem ale musze pania przeprosić , zapraszam za pięć minutek dosłownie bo maszyna jeszcze się nie właczyła, musze wpisać odpowiednie hasła.
Usłyszałam ze głupia jestem i kiosk to powinien od siódmej być otwarty bo to w końcu niedziela jest... Jednak wyszła i staneła w taki sposób że czułam się cały czas na celowniku.
Gdy zrobiłam już wszystko co powinnam, otworzyłam salonik, zapraszam do środka. Pani jednak nie chce bo... ja ją wyprosiłam. Na moje pytanie dlaczego więc stała tak i mi sie przyglądała odpowiedziała ze chciała zobaczyć czy ja ten sklep w ogóle mam zamiar otworzyć. Argumentacja że kiosk od dziesiatej otwarty nadal nie docierała. Poszła oburzona, jednak za pół godziny przyszła znowu bo iczyła na to ze inna zmiana już będzie.

Ten sam dzień. Tym razem inna Pani, niezbyt stara ale lata młodości też ma za sobą. Chce kupic papierosy.
- Pani da, te czerwone za niecałe jedenaście złotych.
Od razu pomyślałam o papierosach z witrynki, z procmocyjna ceną 10,98zł.
- Nie te, czerwone !
- Ale te są czerwone, kosztują 10,95.
- To nie są czerwone, ja kupuje tylko czerwone.
- Jak sie nazywają ?
- No czerwone.
- Ale marka... ?
- No Jezu, mówie ze czerwone. To pani nie wie ?
No to wertuje cały regał, pokazuje wszystkie które są ponizej jedenastu złotych.
- Czerwone ! No czerowne ! Nie ma moich czerwonych ?
I tu juz moja cierpliwość zaczyna sie kończyć, za Pania ustawia sie kolejka, ludzie chrząkają a kobieta nadal chce czerwone papierosy. W końcu przechyla się najmocniej jak się da przez lade i krzyczy : no są !!
- Ale to są mentolowe, w białym pudełku...
- Bo ja chciałam miętowe.
- Ale cały czas Pani mówiła o czerwonych !
- No tak, ale teraz stwierdziłam ze jednak mietowe bo czerwone za mocne.
I kupiła, czerwone , mietowe papierosy za niecałe jedenaście złotych, dokładnie 11,50zł . :)

kiosk

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 266 (332)

#51766

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z marketu zaczynającego się na literkę L.
Miałam pewnego wieczora zachciankę, by zaopatrzyć się w lody.
A wiadomo, kobieca zachcianka musi zostać spełniona, więc klapki na nogi i podreptałam.
Podczas podejmowania najważniejszej życiowej decyzji z rzędu truskawkowe czy śmietankowe, usłyszałam dialog (czy wręcz kłótnię?):
-Proszę, kup mi...
-Spierd***j.
-Ale proszę, jest tak gorąco...
-Do ch**a czy ty nie rozumiesz? Nie!

Patrzę kątem oka, facet i dziewczyna, wiek na około trzydzieści lat. Dziewczyna skromna, zero makijażu, włosy w kucyk, biała bluzka i jeansy, on - boss w dresiku adidasa (że też nie było mu gorąco...)
Dziewczyna nadal prosi faceta o kupienie rożka za 0,99zł.
Mnie o mało szlag nie trafia jak takie coś widzę, bo w koszyku sześciopak piwa i chipsy leżą...

W końcu dresik, bardzo mężnym zachowaniem popchnął swoją wybrankę w inną alejkę, dalej drąc ryja (bo inaczej nie da się napisać), że mu tylko "kur*a wstyd przynosi, że jak tak dalej będzie to chipsa nie dostanie"...

No cóż, z pewnym niesmakiem i trochę nadpsutym humorem ruszyłam do kasy - chciałam pomóc, ale co by to dało, sama różnica wagowa między mną a nim wynosiła około 20kg, nie dałabym rady, zresztą dziewczyna mogłaby mieć bardziej przerąbane gdyż przez jej "naganne" zachowanie przykuła uwagę innych ludzi...

Wyłożyłam wszystko co miałam na taśmę i co widzę?
Owe państwo stoją dokładnie za mną. Dziewczyna łzawym głosem go przeprasza (!), że zdaje sobie sprawę że nie mają pieniędzy, a ona ciągle tylko czegoś chce. A co na to pan dresik? Zaśmiał się w głos i tylko skwitował:
- Podaj te gumki, jak przyjdziemy na chatę to mnie przeprosisz, hehe...

Podała.

market

Skomentuj (61) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 917 (1093)