Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Draakhan

Zamieszcza historie od: 30 czerwca 2011 - 22:13
Ostatnio: 21 lipca 2016 - 9:56
  • Historii na głównej: 5 z 7
  • Punktów za historie: 3313
  • Komentarzy: 50
  • Punktów za komentarze: 305
 

#12827

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem zarejestrowana na pewnym portalu umożliwiającym jego członkom wysyłanie kartek pocztowych do innych, losowo wybranych użytkowników z całego świata. W związku z tym jestem częstym klientem poczty. Dla ułatwienia zrozumienia sytuacji tym, którzy rzadko coś wysyłają : Znaczek w obrębie Europy to koszt 2,40zł, poza Europą 2,50zł. Poczta:

[JA] : Dzień dobry, poproszę znaczek za 2,50zł.
[PANI]: Dokąd?
[J]: (skonsternowana) Jakie to ma znaczenie? Chcę kupić znaczek za 2,50zł.
[P] : Ale dokąd?!
[J] : Do Australii.
(pani w okienku podaje mi jeden znaczek o wartości 2,40zł)
[J] : Przepraszam, ale jeszcze znaczek za 10gr, zapomniała pani.
[P] : Za 2,40zł jest do Australii!
(Wysyłam kartki w takich ilościach, że nie miałam wątpliwości co do tego, że potrzebuję jednak za 2,50zł)
[J] : Proszę Pani, jestem pewna, że 2,40zł kosztuje znaczek w obrębie Europy, a poza nią już 2,50zł.
[P] : No to daję przecież za 2,40zł do Europy, przecież do Australii chce pani wysłać!

...
Kupiłam znaczek za 2,40zł, a że to mała miejscowość i kolejek nie ma wcale, cofnęłam się o krok, podeszłam znów i wymownie poprosiłam o znaczek za 10gr.

Poczta Polska

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 669 (699)

#31349

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Powinienem mieć wyrzuty sumienia. Choćby dlatego, że ich nie mam. Ale nie mam i już, co mnie dość dziwi. I drażni.

Jakiś czas temu (dialogi przytoczone w miarę dokładnie).
Zakupy w hipermarkecie. Wyłożyłem już zakupy do bagażnika, a za mną zmaterializował się pan w ubraniu dość zużytym i twarzą owiniętego w folię tostera.
- Mogę odprowadzić wózek? – Zapytał bez zbytecznych konwenansów w stylu „potrzebuję na bułkę”.
Przyjrzałem mu się uważnie i obdarzyłem najszczerszym uśmiechem zarezerwowanym tylko dla najbliższych.
- Nie.
Zatchnął się. Na krótką chwilę włączył mu się tryb stanby, ale szybko się zresetował i popatrzył na mnie jakbym był Marsjaninem.
Popatrzyłem na niego jakbym Marsjaninem nie był. Tak przez kilka sekund trwała nasza „bez słów rozmowa”.
Poszedł. Pojechałem.

Kilka dni później sytuacja się powtórzyła.
- Mogę odprowadzić wózek?
- Nie.
Chyba mnie poznał. Marsjanin w jego wzroku wyjrzał nieśmiało ale zaraz powrócił do własnych spraw. Poszedł. Pojechałem.

Kilka dni później.
- Mogę odprowadzić wózek? – jego wzrok świadczył o tym, że zdecydowanie mnie poznał.
- Nie. – mój wzrok świadczył, o lekkim zainteresowaniu.
- Ale dlaczego?
Ożeż, oznaki procesów myślowych i upór godny pochwały!
- Lubię odprowadzać wózki.
Poszedł. Pojechałem.

Następne kilka dni później.
- Mogę..?
- Nie!
- Ale pan odprowadzi wózek. Ja tylko chciałbym monetę z niego.
Trzeba przyznać - nie spodziewałem się.
- Lubię tę monetę.
- To może dałby mi pan inną...
Prawie się złamałem.
- Nie...
Poszedł. Pojechałem.

Czasy obecne.
- Mogę..?
- Nie!
- Bardzo potrzebuję.
- Ja też.
- Ale ja, wie pan, chyba bardziej.
To akurat nie ulegało wątpliwości.
- A na co?
- Piwo.
- Aha... ale nie.
Posze... zaraz.
- Proszę pana, pan odprowadzi wózek i przyniesie mi tę piątkę, która jest w środku.
Odprowadził, wrócił z piątką w wyciągniętej ręce. Dostał dychę.

Jutro jadę na zakupy. Boję się.

przed hipermarketem

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1217 (1323)

#16172

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem czy byłem bardziej piekielny czy żałosny...

Sobota wczesny ranek. Wypożyczalnia Rowerów Alfa Gdańsk Brzeźno. Godz: gdzieś koło dziewiątej. Rano.
Zostałem obudzony przez Beatę. Noc była ciężka; obok, „na budach” do wczesnych godzin rannych trwała gorąca impreza, która nie dawała szansy zasnąć - a pilnować rowerów trzeba...

Wstałem mocno zamroczony, myślami jeszcze w głębokim śnie. Zacząłem automatycznie wyprowadzać rowery oraz sprzątać nasz mały placyk rowerowy (tylko ciało pracowało, duch jeszcze łapał resztki snu). Zaczęli przychodzić pierwsi klienci, którzy zachęceni piękną pogodą postanowili wybrać się naszymi rowerami na wycieczkę do Sopotu. Beata się nimi zajęła. Ja wolałem zająć się sprzątaniem (nie musiałem przy tym myśleć). W pewnym momencie zaszedł mnie z boku dobrze zbudowany, poważny mężczyzna.
-Mamy problem, czy możemy prosić o pomoc?
Starałem się jak najszybciej obudzić, ale to nie było proste. Niemniej bez wahania zapytałem się w czym jest problem?
- Mamy problem z licznikiem – odpowiedział drugi poważny i również dobrze zbudowany mężczyzna siedzący na rowerze.
Wiecie, taki licznik, co bada ilość przejechanych kilometrów, szybkość, czas, poziom cukru, kalorie i inne różne parametry. Licznik znajdował się na rowerze trzeciego mężczyzny. Starszego Pana w białym kapeluszu. Licznik pokazywał zero zero zero.
Jeszcze jedna ważna rzecz a propos liczników, o której musicie wiedzieć; każdy jest inny. Każdego inaczej się ustawia, w każdym przyciski mają różne funkcje. Raz trzeba nacisnąć prawy, raz lewy, raz dwa jednocześnie, raz trzeba przytrzymać na dłużej, raz dwa razy krótko przycisnąć. Ten był francuski. Wprawdzie nieźle mówię w tym języku, ale niestety nie na tyle biegle, żeby zrozumieć to, co mi licznik pokazywał. Niemniej jestem osobą, która się nie poddaje i zacząłem naciskać różne przyciski. Mijały sekundy. Dwaj poważni panowie starali się mi pomagać, ale jakoś nie byliśmy w stanie sobie poradzić.
Pamiętajcie, że byłem straszliwie, potwornie niewyspany. Choć nie wiem czy mnie to tłumaczy :(

Klnąc w myślach na francuskie wynalazki, już nieco wkurzony, zapytałem się starszego Pana w kapeluszu, nie patrząc mu w oczy, czy ma instrukcje do tego licznika. Odpowiedział:
- No właśnie wyrzuciłem.
Zrobiłem charakterystyczną minę i sarkastycznie odpowiedziałem (prawdę mówiąc prawie wybuchłem):
- I co pan narobił?!? A nie trzeba było wyrzucać. I teraz mamy problem, bo każdy licznik jest inny! Jak ja to mam zrobić?
- To ja wydrukuję jak wrócę do domu. – odpowiedział spokojnie starszy Pan w kapeluszu.
Zaczynałem się poddawać nie mając pomysłu, jak sobie poradzić z tym strasznym francuskim licznikiem. Starszy Pan w kapeluszu również dawał za wygraną. Powiedział:
- Trudno, nie udało się, ale zróbmy sobie zdjęcie.
- Nie ma potrzeby. Przecież nic nie zrobiłem – odpowiedziałem z uśmiechem ale też i ze smutkiem. Niemniej starszy Pan w kapeluszu poprosił jednego z dwóch poważnych panów, żeby zrobili nam zdjęcie. W sumie chciałem protestować że nie rozdaję swoich zdjęć na prawo i lewo, ale trochę mi głupio było po tym jak go objechałem.
Trochę się też zdziwiłem, że co, że taki przystojny jestem? Czy co?
Wyciągnął taki wielki tablet, co był jednocześnie komputerem podręcznym, telefonem, aparatem i czymś tam jeszcze. Starszy Pan w kapeluszu podał mi rękę. Ja się uśmiechnąłem. Zdjęcie zostało zrobione. Dobrze zbudowany, poważny mężczyzna robiący nam zdjęcie pokazał nam zdjęcie na tablecie. No ładnie wyszło. Podaję uśmiechnięty rękę starszemu facetowi w czapce, któremu nie potrafiłem pomóc. Śmieszne. Dziwne. Smutne. I do tego dookoła kilka osób, co ze zdumieniem na nas patrzyło. W sumie nie bardzo wiedziałem o co im chodzi.
Panowie zaczęli zbierać się do dalszej jazdy. W tym momencie Starszy Pan w kapeluszu na do widzenia podał mi swoją wizytówkę. Podziękowałem. Spojrzałem na nią.
I... oniemiałem. Okazało się, że tym starszym Panem w kapeluszu był... Lech Wałęsa. Tak – ten Lech Wałęsa. Stałem przy Panu Prezydencie jakieś dobre 10min. Starałem się pomóc, opieprzyłem, że nie ma instrukcji do tego licznika, zrobiliśmy sobie zdjęcie, patrzyłem na to zdjęcie i nie rozpoznałem.
Śmieszne? Tragiczne!!!
Szanowny Panie Prezydencie, od tamtej pory umiem nastawić wszystkie liczniki. Nauczyłem się. Ze wstydu!!!!

ALFA rowery Gdańsk

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 822 (1016)

1