Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Fenios

Zamieszcza historie od: 23 września 2017 - 9:16
Ostatnio: 2 sierpnia 2022 - 0:00
  • Historii na głównej: 1 z 1
  • Punktów za historie: 160
  • Komentarzy: 7
  • Punktów za komentarze: 20
 

#89492

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakoś na początku tego roku udało mi się otworzyć swój własny software house. Aktualnie nie mam zbyt wielu pracowników i przez dłuższy czas obsługiwaliśmy jedynie klientów, których miałem za czasów gdy jeszcze dorabiałem sobie jako freelancer. Jednak po jakimś czasie zaczęli się pojawiać nowi klienci, głównie z polecenia. A tym samym zaczęły pojawiać się piekielne sytuacje.

Jakoś na początku kwietnia odezwał się do mnie właściciel firmy, która zajmuje się przeprowadzaniem ankiet. Do tej pory działali na Excelach, ale firma urosła na tyle, że sklejanie tych plików stało się dość upierdliwe. Usiadłem więc z ichniejszym managerem, zebrałem wymagania i wstępnie wyceniłem cały projekt. Aplikacja nie była jakoś szczególnie skomplikowana, więc i czas jej tworzenia nie był jakoś nadzwyczajnie długi. Udało nam się skończyć pracę na początku czerwca i od tego czasu zaczęliśmy obsługę, która polega na tworzeniu raportów z poszczególnych ankiet dla działu analiz. Zadanie wydawać by się mogło dość proste bo polegająca na wyciągnięciu w odpowiedni sposób, odpowiednich danych z bazy do pliku Excel. No ale tu zaczął się cały cyrk.

Na ten moment stworzyliśmy cztery raporty i za każdym razem schemat wyglądał mniej więcej tak samo. Dostajemy wymagania do raportu. W połowie pracy dostajemy poprawki do założeń, które zwykle wymuszają na nas rozpoczęcie pracy od początku. W międzyczasie dostajemy kolejne mniejsze poprawki, które może aż tak nie mieszają, ale są strasznie irytujące. I ten etap trwa zwykle jakieś 2-3 dni. Po implementacji nowego raportu, następuje cisza na jakiś tydzień, po czym w firmie odbywa się spotkanie zarządu, przedstawienie raportu i za każdym razem wiąże się to ze znalezieniem jakichś nieprawidłowości w raporcie. I tutaj piłeczka odbijana jest w naszą stronę, czyli nieśmiertelne IT zje***o. Po czym my odbijamy piłeczkę z powrotem udowadniając, że raport jest zgodny z założeniami. I tak w koło Macieju...

Po trzecim raporcie podpytałem managera czemu nie zrobią czystek w analizach skoro widać, że są niekompetentni. No i okazało się to czego się spodziewałem. Szef działu analiz to syn prezesa i jest w firmie nietykalny. Jedyny plus jest taki, że całkiem dobrze płacą za każdy taki raport.

Sytuacja druga. Nasz administrator baz danych (roboczo Heniu) to istny mózg jeśli chodzi o system jaki wykorzystujemy i zauważyłem ostatnio, że trochę się nudzi. W niecałe pół roku zoptymalizował wszystko co można było zoptymalizować. Postanowiłem więc znaleźć firmę, która potrzebowałaby wsparcia w tym temacie. Jednak aby nie doszło do sytuacji, w której pracuje on tylko dla tej firmy postanowiłem w umowie zawrzeć trzy warunki. Po pierwsze maksymalny wymiar pracy dla nich to cztery godziny dziennie, po drugie w awaryjnych sytuacjach to nasza firma jest priorytetem i po trzecie pracuje dla nich tylko w godzinach od 8 do 16. Umowa spisana, wszyscy zadowoleni i już po dwóch tygodniach zaczęły się zgrzyty.

Na początku niewinnie. Heniu otrzymując zlecenie z firmy zewnętrznej za każdym razem zaczynał od estymacji czasu pracy. Na początku jego przewidywania były przyjmowane bez słowa, po jakimś czasie pojawiły się delikatne narzekania, aż w końcu przeszli do tekstów w stylu "A nie możesz posiedzieć dłużej i zrobić tego szybciej?". Zwykle w takich przypadkach wystarczyła odpowiedź w stylu "Mam tyle godzin w umowie więc sorry Winnetou", dlatego olewaliśmy temat.

Pewnego dnia padła baza jednego z naszych klientów, więc Heniu napisał szybkiego maila z jakiego powodu dzisiaj nie będzie dostępny dla firmy zewnętrznej i poszedł ogarniać fakap. Po jakiejś godzinie przyszedł do mnie i powiedział, że co chwilę wydzwaniają do niego z tamtej firmy i poprosił żebym im wyjaśnił czemu go dzisiaj nie będzie bo on nie ma zamiaru się denerwować. Okazało się, że facet nawet nie przeczytał maila od Henia. Zamiast tego zdążył wysłać mu 10 maili i zadzwonić 5 razy. Czy przeprosił? Oczywiście, że nie. Zamiast tego z wyrzutem w głosie stwierdził, że następnym razem mamy dzwonić.

Miarka przebrała się wczoraj. Przedwczoraj Heniu skończył robotę planowo o 16 i poszedł do domu. Około 17 zadzwonił do niego facet z zewnętrznej firmy, więc po prostu odrzucił połączenie. Jednak chłop nie dawał za wygraną i wydzwaniał co 20 minut. W końcu Heniu się wkurzył, odebrał i w kilku żołnierskich słowach wyjaśnił mu, że jest już po pracy. I wydawać by się mogło, że to pomogło, ale no kuźwa nie. Facetowi chyba nieźle się pod dupą paliło albo na serio coś spieprzył bo zadzwonił do Henia jeszcze o 22 i 23.

Na poniedziałek jestem umówiony z szefem tej firmy żeby jeszcze raz wyjaśnić na jakich warunkach współpracujemy i poprosić aby jego pracownicy nie lecieli sobie w kulki.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 125 (131)

#13544

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedyś okazałem się piekielnym pracownikiem ;)

Kupiłem żel do golenia. Była na nim naklejka "wyślij SMS pod numer ... wygraj atrakcyjne nagrody!". Patrzę, numer za złotówkę plus VAT. No to wysłałem. I o dziwo, wygrałem. Parę dni potem przyszło powiadomienie treści "Gratulujemy, wygrałeś zestaw kosmetyków! Wypełnij formularz ze strony ... i wyślij pocztą, nagroda dotrze..." i tak dalej. Że byłem w robocie, szybko puściłem formularz na drukarkę, i w czasie przerwy obiadowej dalej wypełniać z bananem na twarzy. Salka kuchenkowo jadalna, sporo osób z różnych działów. I przyuważył mnie [S]zef.
[S] Co tam wypełniasz?
[J] Talon na darmową maszynkę do golenia! (I uśmiech od ucha do ucha)
[S] Maszynkę? (z coraz dziwniejszą miną).
[J] No i jeszcze żel pod prysznic!
Szef zszedł do szeptu:
[S] My ci chyba za mało płacimy. Chodź do salki spotkań...

I tak Gilette zafundowało mi ze 20% podwyżki. No i fajną maszynkę! :D

firma informatyczna

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1149 (1267)

#17345

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytam piekielnych już dłuższy czas i nadszedł dzień kiedy i ja chcę coś dodać od siebie :)

Tytułem wstępu mam półtoraroczną córkę i chwilowo jedynie dorabiam wykonywaniem zdjęć dzieci, niemowlaków, czasami się trafią chrzciny czy jakaś Pani chce mieć zdjęcia do facebooka czy coś w ten deseń.
Zwykle córka towarzyszy mi w trakcie sesji - a zachowuje się bardzo grzecznie.
Sytuacja miała miejsce w tym sezonie kiedy to drogą mailową pewna pani chciała zamówić sesję swojego synka. Umówiłam się z nią na dzień, zaznaczając, że czasu mam dla niej 2h ponieważ później mam chrzciny do fotografowania. Wszystko było ok do czasu...
Umówiona pani przyjechała z dzieckiem i zaczęło się, bo ona by synka zostawiła bo tu obok jest spa i ona chce tam wstąpić na 5min... moje stanowcze nie (w końcu ja nie poniosę odpowiedzialności za cudze dziecko) była obrażona ale dała radę - minęło z 45min kiedy musiałam odejść 3m żeby wymienić kartę i tu Pani DAŁA NOGĘ zostawiając dziecko i mnie z mega karpiem i szczęką na podłodze... wyszłam za drzwi ale pani nigdzie nie ma, do tego dziecko zaczęło się denerwować i odzywać, a moja córka nie wie o co chodzi. Ja za telefon i dzwonie do kobiety ale ta nie odbiera, ja patrzę na zegarek a za godzinę muszę być na drugim końcu miasta...
W studiu stoi mój laptop i patrzę i olśnienie - kobieta pisała z adresu męża, może jest kontakt w podpisie - grzebię, szukam i hura - jest telefon do męża.
Zadzwoniłam, odebrał miły pan, który nie chciał mi wierzyć ale ostatecznie przyjechał, nie spodziewając się do samego końca, że mówiłam prawdę... Zabrał synka, zapłacił z góry za zdjęcia dorzucił trochę za incydent i skomentował:
′Ja już syna odbierałem od fryzjerki, ochrony hotelu i z banku, bo pi....a uważa że nic się nie zmieniło a ona MUSI o siebie w tych pi...p SPA dbać..."

Pan zrezygnowany i smutno mi się trochę zrobiło, bo widać, że mu zależy... a kobieta zapytacie...

Pakuję się już na chrzciny i minutę przed wyjściem wpada mi to to do studia i drze się gdzie jej dziecko... Powiedziałam tylko że nie wiem - wyszło z jakimś panem co przyszedł i wyszłam wypraszając ją grzecznie, słyszałam jeszcze jaka jestem okropna bo przecież widziała, że zajmuję się dziećmi bo jedno już tam było...

Szkoda że nieodpowiedzialni ludzie mają dzieci... a ja chyba połączę biznesy - foto-przedszkole - to będzie coś ;)

prywatne studio foto

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 834 (866)

#75711

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia opowiedziana mi dzisiaj przez mojego, piekielnego kumpla.
Bo wychodzi na to, że będzie powtórka.

Kumpel mieszka w małej miejscowości, przy głównej ulicy, idealnie na przeciwko zespołu szkół (Przedszkole, podstawówka, gimnazjum).
Jak to w takich małych miejscowościach i okolicznych wsiach bywa, sporo rodziców przywozi i odbiera swoje pociechy samochodami.
Dla tychże rodziców zrobiony jest parking, mniej więcej ok 40m od wejścia.
Większość z niego korzysta i jest wszystko cacy.

Co ważne przed domem kumpel ma trawnik, ot pasek trawy długości 20 metrów i szerokości może 1,5m. Między drogą, a trawą jest chodnik z kostki, o szerokości 1m.
Trawnik jest odgrodzony od chodnika wysokim krawężnikiem.
Część rodziców "wysadzając" swoje pociechy z samochodów przystaje na tym chodniku, ale trafiła się pewna zawzięta pani, która regularnie pakowała się swoim Volvo kumplowi na trawnik, potrafiła kołem przejechać po całej długości. Kumpla szlag trafiał, bo trawnik miał wówczas świeżo założony, więc taki przejazd zostawiał głęboką błotnistą koleinę.
Zwracał kobiecie kilka razy uwagę i prosił o nie wjeżdżanie na trawnik. Niestety nic to nie dawało.

Po którejś awanturze z babsztylem, wygrzebał więc z czeluści garażu plastikowe pachołki, takie jakich używają drogowcy, biało pomarańczowe. Porozstawiał je wzdłuż trawnika i liczył że będzie spokój.
Niestety, pachołki zostawały regularnie przepychane zderzakiem tegoż Volvo.
I tutaj uruchomiła się piekielność kumpla.

Użył pachołków jako form, namieszał betoniarkę i odlał sobie słupki, z betonu...
Słupki pomalował na biało pomarańczowo, w beton były zalane rurki, tak żeby słupek wbić w ziemię.
Zainstalował słupki i długo czekać nie musiał. Kobieta przyrąbała zdrowo w taki słupek kasując przód samochodu. Pomogło.

Kumpel opowiedział mi tą historię dzisiaj, bo pomagałem mu wygrzebać betonowe słupki z garażu. Znowu jakaś cholera wjeżdża w trawnik.
Słupki postawione, kamera ustawiona, czekamy :D

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 697 (703)

#83756

przez ~bankomat ·
| Do ulubionych
Mieszkaliśmy razem z kobietą przez kilka lat. Układ był taki, że ja zarabiam, a ona zajmuje się domem. Sama wyszła z taką inicjatywą. Wszystko było dobrze, kobiecie niczego nie brakowało, fitnessy, siłownie, spa, masaże, shoppingi, wczasy kilka razy w roku i czego tam jeszcze sobie nie wymyśliła i między nami też się dobrze układało.

W pewnym momencie coś jednak się zmieniło, albo się jakichś farmazonów naczytała albo ktoś jej głupot do głowy nakładł.

Wracam do domu, a tu nie ma obiadu. Sobie ugotowała, a mi już nie. Na pytanie dlaczego, odpowiedziała, że nie jest moją służącą i żebym sobie sam ugotował. To samo z praniem - swoje zrobiła, mojego nie. Argument ten sam - nie jestem twoją służącą, sam sobie zrób. Doszło do takiego absurdu, że jak gotowałem i zapytałem gdzie jest np. jakaś przyprawa, to odpowiadała żebym sobie sam poszukał i że co ją to obchodzi.

Na takie dictum pozostało mi jedynie przyjąć ten sam tok rozumowania. Udałem się do banku i dokonałem pewnej operacji. Nazajutrz dostałem telefon:
- Poszłam na shopping i nie mogę zapłacić, kartę odrzuca!
- Wiem, bo zablokowałem.
- Co?
- Nie jestem twoim bankomatem, sama sobie zarób pieniądze.
Cyk - rozłączyła się.

Minęło kilka godzin, znów telefon:
- Jestem u mamy, nie wracam do domu, to koniec.
Ach, zerwanie przez telefon, cóż za klasa, aż mi się liceum przypomniało.
Po chwili dodaje:
- Mógłbyś mi przywieźć moje rzeczy?
- Nie jestem twoim służącym, sama sobie przywieź - po czym po chwili dodałem - a właściwie to jakie twoje rzeczy, skoro wszystko było kupione za moje pieniądze?
Huk i trzask jaki usłyszałem w słuchawce sugerował, że rzuciła telefonem o ścianę.

Moim telefonem...

kobieta pieniądze

Skomentuj (62) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 261 (339)

#79932

przez ~brigmetolife ·
| Do ulubionych
Historie o piekielnych nauczycielach przypomniały mi historię mojego kuzyna, roboczo nazwijmy go Maciek.

Maciek nigdy nie należał do najgrzeczniejszych uczniów. Nie to, że bił czy wyzywał słabszych, albo niszczył mienie szkoły. Był raczej takim błaznem - był gotów zrobić niemal wszystko, aby chociaż przez chwilę było wesoło i śmiesznie. Oprócz tego miał (i nadal ma) poczucie humoru, rzucał jakimiś dowcipami na lekcjach.

Wiadomo, jedni nauczyciele tez się pośmieli z jego wygłupów, i zaraz nakazywali ciszę i prowadzili lekcję, inni mniej przychylnie patrzyli na takie zachowanie. Szczególnie nie polubił Maćka jeden z nauczycieli przedmiotów zawodowych w jego technikum.

Pewnego razu wujek zauważył, że Maciek od kilku dni chodzi struty, coś mu ewidentnie leży na sercu. Obawiając się, że to może pierwszy zawód miłosny, i że Maciek może coś sobie zrobić, wujek wziął go na męską rozmowę, i zaczął mu tłumaczyć, że "tego kwiatu to pół światu", że nie warto się czymś takim przejmować, itd. Maciek zapewniał, że to nie to, lecz dopiero po kilku namowach wujka powiedział co tak na prawdę mu na sercu leży. Okazało się, że wspomniany wcześniej nauczyciel, który nie polubił Maćka, oskarża go o kradzież jakiegoś tam narzędzia z pracowni. Nie pamiętam już co to było konkretnie, ale pamiętam, że warte było wtedy 100-200 PLN.

Nauczyciel oskarżeń tych nie pozostawił dla siebie, tylko rozpowszechniał je po szkole, przez co inni nauczyciele zaczęli krzywo patrzeć na Maćka, zwłaszcza podczas pracy z jakimiś narzędziami. w wujku się zagotowało. Przede wszystkim znał swojego syna, i wiedział że nie zrobiłby tego. Poza tym miał dobrze wyposażony warsztat (był hobbystą, Maciek z resztą po nim przejął zainteresowania i uczył się w tym kierunku), w którym posiadał takie narzędzie, jak to rzekomo skradzione przez Maćka, i z którego Maciek mógł spokojnie korzystać. Odpadała też kradzież z powodów finansowych, gdyż dobrze im się wiodło, i Maćkowi niczego nie brakowało.

Następnego dnia wujek wybrał się do szkoły Maćka, i poprosił o rozmowę panią dyrektor. Przedstawił się, i poprosił aby do rozmowy dołączył piekielny nauczyciel. Dyrektora zapytała o co chodzi, lecz wujek odpowiedział, że wyjaśni jak będą już w trójkę. Musiało być po nim widać, jak bardzo jest zły, bo dyrektorka natychmiast posłała kogoś po piekielnego nauczyciela. Po jego przybyciu wujek ponownie się przedstawił i powiedział wprost do nauczyciela, żeby przedstawił dowód potwierdzający jego oskarżenia wobec Maćka. Nauczyciel zdziwionym tonem spytał "Jaki dowód?". Wujek mu na to dobitnie odparował, że skoro tak pewnie rozsiewa po szkole oskarżenia, to na pewno ma na to niezbity dowód, i że chciałby go poznać. Tu wtrąciła się dyrektorka, która nie była wtajemniczona w tę sprawę. Wujek szybko nakreślił jej zarys oraz opowiedział jak te fałszywe oskarżenia wpłynęły na jego syna. W tym momencie dyrektorka również zwróciła się do nauczyciela z dobitna prośbą o wyjaśnienia. Ten jednak nie miał nic na potwierdzenie swoich oskarżeń, jedynie "wydaje mi się, bo Maciek używał..." itd.

Wujek postawił ultimatum- nauczyciel ma czas od końca tygodnia- albo znajdzie dowód na swoje oskarżenia, albo publicznie, podczas ogólnoszkolnego apelu (tu spojrzał wymownie na dyrektorkę) odwoła swoje oskarżenia i przeprosi Maćka. W przeciwnym razie, w poniedziałek wujek zakładu ma sprawę sądową o pomówienie (dodał też, że już się konsultował ze swoim kolegą prawnikiem), a następnie o sprawie informuje lokalne media, jakie rzeczy dzieją się w tej szkole (po tych słowach dyrektorka pobladła). Następnie powiedział do piekielnego nauczyciela "A opinia publiczna dowie się o pana romansie z uczennicą". Tu nauczyciel zwołał jak oparzony "Co pan wygaduje?! Jaki romans?!". Wujek odparł "Taki sam jak Maćka kradzież. Po prostu przekona się pan na własnej skórze, jak dużą krzywdę można komuś wyrządzić fałszywymi pomówieniami. A teraz zostawiam państwa samych, bo macie sobie na pewno dużo do wyjaśnienia. Do widzenia" Tuż przy drzwiach odwrócił się i dodał "Aha, i chyba nie muszę mówić, że jeśli będą jakiekolwiek próby zemsty na Maćku lub jego klasie, to tutaj wrócę?".

Maciek został przeproszony na drugi dzień, na ogólnoszkolnym apelu. Piekielny nauczyciel był podobno czerwony jak burak. Żadnych prób zemsty nie podejmował ;)

szkoła piekielny nauczyciel

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (195)

1