Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

JasniePanQrdupel

Zamieszcza historie od: 24 listopada 2010 - 9:42
Ostatnio: 24 kwietnia 2018 - 13:50
  • Historii na głównej: 7 z 11
  • Punktów za historie: 3641
  • Komentarzy: 272
  • Punktów za komentarze: 1326
 
zarchiwizowany
Tym razem historia z lat szkolnych mojego taty. Dedykuję ją szczególnie wszystkim wszystkim uczniom - zarówno gimnazjum, jak i liceum, którzy przeżywają traumę z racji tego, że nauczyciel wyśmiał ich wygląd, skrytykował ubiór, obniżył niesprawiedliwie ocenę lub zrobił niezapowiedziany sprawdzian. Uważacie, ze to piekielne?

Przenieśmy się zatem do małego, prowincjonalnego miasteczka z końca lat 50. ubiegłego wieku.
Poniedziałek, coś koło godziny 9:00. Tydzień wlecze się leniwie. Tata - będący wtedy kilkunastoletnim chłopcem - oraz jego koledzy i koleżanki nudzą się wierutnie na jakiejś lekcji - bodaj polskiego, nauczycielka coś monotonnym głosem opowiada...

Aż tu nagle tę ciszę i monotonię przerywa głośny huk z sąsiedniej sali lekcyjnej! Huk, którego raczej nie byłby w stanie wytworzyć żaden człowiek bez użycia broni palnej.
Wszyscy zrywają się ze swoich miejsc i wraz z nauczycielką biegną do sąsiedniej sali. Zastają tam obrazek następujący: nauczyciel matematyki, cały czerwony (widać, ze ze złości), rozpłakana uczennica, nazwijmy ją Ania, oraz leżąca na ziemi tablica z częściowo połamanym obramowaniem.

Ale co się stało?
Od słowa do słowa...
Matematyk wezwał ową Anię do odpowiedzi przy tablicy, celem rozwiązania prostego zadania, które jej odczytał. Niech to będzie klasyczne "cegła waży kilo i pół cegły - ile waży cegła?".
Ania orłem z matematyki nie była. Stwierdziła, ze nie rozumie.
Matematyk nie miał daru tłumaczenia, zatem powtórzył jeszcze raz: "Cegła waży kilo i pół cegły..."
Ania: - Dalej nie rozumiem.
Matematyk (już zaczyna się lekko denerwować...): - Cegła waży kilo itd.
Ania (rozkładając ręce): - Nie wiem, ile waży? Kilo? Półtora?
Matematyk (przez zaciśnięte zęby) - Cegła waży itd. itp. No, to ile waży ta cegła?
Ania: - Naprawdę, nie wiem...

I w tym momencie matematyk chwycił Anię za kark, uniósł lekko do góry i... z całej siły rąbnął jej głową w tablicę. Głowa wytrzymała. Haki podtrzymujące tablicę - już nie. Huk, który usłyszało pół szkoły, to łomot spadającej na ziemie tablicy...
Oczywiście, żadnych konsekwencji nauczyciel nie poniósł. Nikomu to nawet nie przyszło do głowy, dla wszystkich było oczywiste, ze skoro Ania nie wiedziała, ile waży ta cegła... i drugi raz... i trzeci... A matematyk był przecież doświadczonym pedagogiem (co nie wiem, na czym polegało, ale tak wszyscy ponoć twierdzili).

I taka to była historia o piekielnym nauczycielu. I co, drodzy młodzi Piekielni? Nadal uważacie, że Wasz nauczyciel był piekielny, bo wyzwał Was od głąbów lub grubasów??

Szkoła dawno temu

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 55 (219)
zarchiwizowany

#71485

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
PIĘĆDZIESIĄT TWARZY MAGNOLII ALBO SEKS (I NIE TYLKO) W TAKIM SOBIE MIEŚCIE - odsłona trzecia

Uwaga! To nie jest moja historia, lecz fragment rękopisu znalezionego, może nie w Saragossie, ale w odmętach internetu, dla którego zdobyłem prawo upublicznienia. Więcej szczegółów w części pierwszej: http://piekielni.pl/71447#comment_855724 - niech czyta, kto ciekawy.

Pierwsza część opowieści Magnolii wzbudziła ogromne zainteresowanie, druga - została przyjęta trochę bardziej cierpko... Myślę, ze powodem jest tu złamanie, klasycznego niemal, podziału na dobrego, krystalicznego, anielskiego głównego bohatera oraz jego złego, piekielnego przeciwnika. Tymczasem - tam: oboje byli dobrzy.

No, to próbujemy z trzecim podejściem:

Rozdział 3. Misja - apteka

Dzwonie do Misia i proszę, aby przyjechał w wolnej chwili i poszedł wykupić receptę. Zgodził się, przyjechał.
Daje Amantowi receptę. Myślę sobie: przygłupi jest, ale jakoś sobie radzi, więc chyba nie będzie problemu z wykupieniem antybiotyku oraz kilku innych potrzebnych kosmetyków. Jak się zaraz okaże, to naprawdę wyczyn....
Wziął tę receptę i kartkę, daję mu pieniądze, a Amant mówi:
- Jesteś chora, ja kupię...
Patrzę zdziwiona i mówię:
- Misiu, ja tu mam kartkę z resztą potrzebnych rzeczy.
Amant mówi:
- Nie ma problemu, ja za wszystko zapłacę...
Szok, myślę sobie, który facet jest taki chętny do kupowania komuś czegokolwiek? No, ale skoro chce to przecież mu nie zabronię.

Amant poszedł. Zaraz dzwoni, że on jest w aptece, ale zgubił kartkę i nic nie pamięta i wraca. Myślę sobie: no, ładnie zaczyna się...
Przyszedł. On nie wie, jak to się stało, ale nie ma tej kartki, a tam było tyle rzeczy że nic nie zapamiętał i się pogubił. Pytam:
- A receptę masz?
Ma, bo wie że to ważne. Więc piszę następną kartkę. A facet pyta:
-A po co ci tyle rzeczy?
Tłumaczę Amantowi, że jak już idzie, to mi przyniesie, nie będę musiała dźwigać. Mówię do niego, że dam mu pieniądze, ale Amant absolutnie nie chce:
- Powiedziałem że kupię - to kupię.

Poszedł...
Dzwoni, że deszcz mu napadał na kartkę i pani nic nie może rozczytać, to ma kupować czy wracać?
- Misiu, czy ty nie pomyślałeś, że jak pada, to kartkę trzeba schować?
- No nie.. ale mam antybiotyk, więc wracam...
- Nie, nie, mój drogi, daj mi farmaceutke do telefonu, to ja powiem co ma podać.
Amant pyta:
- A co to jest?
Rozwalił mnie na łopatki. Mówię
- Nie co, tylko kto! To jest ta pani, która sprzedała ci lek!!!

Amant tłumaczy, że zapomniał bo długo był w Italii :/
Co ma piernik do wiatraka?
A no ma: piernik nie lata...

Dał farmaceutke do telefonu, a ja wymieniam: dwa kremy Vichy, podkład Vichy itp... Skończyłam rozmowę, Amant się śmieje do telefonu:
- Nie jestem taki głupi! Zobacz, jak jej długo tłumaczyłaś, tej pani co potrzebujesz! Hahahahah!
- Misiu, kup i wracaj...
Ręce opadają...

Dzwoni domofon jak oszalały. Myślę: przygłupi zwariował...
Wszedł, trzasnął drzwiami, rzucil dwie reklamówki na podłogę i się drze: czy ty jesteś normalna!!! Mówię: spokojnie, z tego, co mi wiadomo, to tak, a co sie stało?
- Wiesz, ile zapłaciłem? Wiesz?!
- Myślę, że jakieś 500zł.
- Nie, nie, nie, 740zł! Jakim cudem w aptece można wydać tyle pieniędzy? - pyta - Po co ci tyle kremów?!
- Przecież ci tłumaczyłam, że jak już idziesz, to dopiszę kilka rzeczy więcej... A skoro to dla milionera zbyt wysoka cena, to mogłeś zrezygnować i nie płacić.
Wściekły, mówi, że nie pomyślał o tym, bo pani dała mu próbki za takie duże zakupy i chciał je mieć. Więc pytam:
- To o co masz pretensje?! Chciałeś mieć próbki - to masz, nikt za free ci nie da!

Ja się śmieję, a on krzyczy:
- I co sie tak śmiejesz!?
- Misiu, bo sie puszysz nie wiem o co,sam zaproponowałeś że zapłacisz to płać...
Powiedział:
- Ku...mać, ty to zawsze mnie załatwisz na cacy - i poszedł z trzaskiem drzwi...
(...)
W przypadkach tak nieziemskiej głupoty, jak historia przytoczona tutaj, rozmnażanie owych panów powinno być zakazane z urzędu...

portal randkowy

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 23 (63)
zarchiwizowany

#7927

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Autobus miejski. Wsiadają kontrolerzy biletów, wyjmują identyfikatory - i zaczynają wykonywać swoje zadania. W pewnym momencie jeden z nich podchodzi do stojącego na tyle autobusu "karka" - ogolony na łyso, sylwetka Pudziana.
[kontroler] - Dzień dobry, kontrola biletów.
[kark](od niechcenia) - A ilu was jest?
[kontroler] (zdziwiony) - Dwóch...
[kark] - Eeee, to nie dacie rady...
Kontroler chyba zrozumiał aluzję i odszedł, nie obejrzawszy biletu...

ZTM Warszawa

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 134 (284)
zarchiwizowany

#7803

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mieszkam w niewielkiej miejscowości, do biblioteki chodzę zatem zwykle do sąsiedniego miasta powiatowego. Aż tu pewnego roku otworzyli i u nas punkt biblioteczny. Postanowiłem, że się wybiorę - pięć minut piechotą od domu, zamiast czterdziestu. Może coś do czytania tam znajdę.
Pani bibliotekarka, osoba młoda i dość słusznej postury, koniecznie chciała być przydatna. Nie dała spokojnie przechodzić miedzy regałami, tylko chciała koniecznie pomóc. Zgodziłem się w końcu. Zaproponowała, ze jako mężczyźnie na pewno spodobają mi się książki "dla mężczyzn" (ciekawy podział), więc po kolei odmawiałem wypożyczenia różnych sensacyjno-szpiegowskich szmir. W końcu pani [b]iliotekarka, zrezygnowana, stwierdziła:
- No, to sama nie wiem, co pana zainteresuje...
[j]: A ma pani może coś Pawła Huelle?
[b]: A, pisarze zagraniczni - to regał za panem! - krzyknęła rozradowana, że jednak może się przydać.


Ja wszystko rozumiem. Ale najbardziej znanych pisarzy ostatniego czasu wypada chyba bibliotekarzowi kojarzyć, choćby ze słyszenia...

punkt biblioteczny

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (47)

1