Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Jerry

Zamieszcza historie od: 20 lipca 2011 - 0:32
Ostatnio: 3 stycznia 2017 - 18:09
  • Historii na głównej: 3 z 9
  • Punktów za historie: 2633
  • Komentarzy: 32
  • Punktów za komentarze: 137
 

#32722

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia aż nieprawdopodobna. Jak mawiał Einstein - dwie są tylko rzeczy nieskończone...

Od parunastu lat noszę kaganek oświaty. Są jednak momenty gdy zastanawiam się czy jest sens dalej to robić.
Miejsce akcji: - uczelnia.
Czas: - wiosenny.
Studentka, próbuje kolejny raz zaliczyć kolokwium.
Temat: - fale elektromagnetyczne i ich oddziaływanie na materie.

Po dużych perypetiach aby wydobyć od studentki minimum wiedzy, aby mieć jakąkolwiek podstawę do wystawienia pozytywnej oceny, doszliśmy do tego iż fale elektromagnetyczne o długości odpowiadającej zakresowi X - czyli Roentgena, są pochłaniane m. in przez metale. Zjawisko to zaobserwował po raz pierwszy Roentgen prześwietlając sobie dłoń. Pytanie do studentki:
- W związku z tym co ustaliliśmy, proszę mi powiedzieć jaki pierwiastek - metal znajduje się w kościach, który pochłania promieniowanie X, dzięki czemu możemy uzyskiwać zdjęcia naszego układu kostnego
Odpowiedź:
- OŁÓW.

Szczękę zbierałem kilka minut. Z drugiej strony, może ma w rodzinie Robocop′a.

Studentka biotechnologii

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 565 (649)

#17334

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Król polskiej komedii - niestety nieżyjący już Stanisław Bareja miałby w obecnych czasach kopalnie tematów do swoich filmów.

Pracuję na jednej z uczelni wyższych we wspaniałym świętym mieście między Łodzią a Katowicami. Miałem dobrych nauczycieli, dzięki którym swoją pasje mogę realizować nie tylko w laboratorium. Wyniki badań i opracowane technologie bardzo często znajdują zastosowanie w przemyśle. W związku z tym laboratorium pracuje praktycznie na okrągło. Synteza, odparowanie, rozdzielanie mieszanin, suszenie - normalna laboratoryjna praca. Ponieważ laboratorium nie jest duże, jest tam raczej ciasno. Odczynniki i materiały do syntezy stawiam w miejscach najbardziej dostępnych - czyli "pod ręką", wiedząc iż więcej niż dwie osoby raczej się nie zmieszczą, aby sobie nawzajem nie przeszkadzać. Z reguły pracuje sam, wyjątki to studenci pragnący pogłębić swoja wiedzę.
Z uwagi na to iż w pomieszczeniu zawsze coś się dzieje, jest tam tzw. "bałagan twórczy". Nie ma sensu tego sprzątać po każdej reakcji gdyż za 5 minut będzie stan przed sprzątaniem, a sprzęt i odczynniki są w ciągłym ruchu.

Kilka miesięcy temu zgłosiłem administracji obiektu iż wyciąg - delikatnie mówiąc odmówił posłuszeństwa. Generuje przy tym taki hałas iż budynek cały drży. Generalnie - przy włączeniu - nie da się pracować, nie wspominając o innych użytkownikach obiektu. Reakcja administracji - zero. Cóż, z koniem kopać się nie da. Z racji tego iż z konserwatorami jestem raczej w dobrych stosunkach, więc wypytałem czy w ogóle jest możliwe naprawienie. Okazało się że teoretycznie tak, aczkolwiek nie mają potrzebnych części a tak naprawdę to pewnie trzeba będzie rozpisać przetarg.

Przyjąłem to do wiadomości, mając na uwadze oświadczenie osoby zajmującej się przetargami, która na moją prośbę o zakup złączy nietrwały wartości złotych polskich 6 PLN (sześć złotych) oświadczyła iż będzie to rozpatrzone przy najbliższym przetargu. Czas realizacji 8 miesięcy. Bez komentarza.

Laboratorium pracuje, powstało tam kilka opracowań skierowanych do opatentowania. Sprzątaczki wiedziały jak laboratorium funkcjonuje (brak wyciągu i praca na okrągło). Wierzcie mi lub nie, ale po 14 - 16 godzinach pracy tam, nie miałem czasami nawet siły pozmywać brudnego szkła laboratoryjnego. Z uwagi na niedziałający wyciąg, wszelki kurz osadzał się na sprzętach. Pani która zawsze sprzątała - jeśli można tak to szumnie nazwać - ograniczała się do przetarcia podłogi. Z tego co zauważyłem - bardzo się ograniczała, maksymalnie 2x na tydzień. Coś takiego jak szczotka i szufelka - odniosłem wrażenie, że te wyrazy nie funkcjonują w ich słownikach. Ale dzisiejszy dzień - to była poezja i majstersztyk:

Wchodzę na portiernię aby pobrać klucz - ZONK!!!! Klucza mi nie wydadzą, póki nie przedzwonię do kierownika obiektu. Wiec dzwonię - i dowiaduje się iż: z powodu tego, że w laboratorium jest bałagan i pył, panie sprzątające nie będą tam sprzątać póki - uwaga - sam nie posprzątam. Na moją delikatna sugestię iż tamtejsza podłoga nie widziała się z detergentem (jeśli przez przypadek któryś mnie się niechcący nie wyleje) co najmniej od kilku tygodni, usłyszałem następującą odpowiedz:
[Ja]
[K] - kierowniczka obiektu

[Ja] Przecież tam w ogóle od paru tygodni nie było sprzątane.
[K] Dzisiaj jedna z pań mnie tam zawołała (wreszcie ktoś zajrzał) i to co zobaczyłam mnie załamało.
[Ja] Przecież to jest laboratorium, tam się pracuje. To jest normalny bałagan twórczy.
[K] Nie będę swoich pracowników narażać na to, dostaną jeszcze jakiejś wysypki albo coś innego od tego kurzu i pyłu.
[Ja] Dziwne, mnie jakoś te przypadłości omijają, studentów też, ba nawet dyrektor instytutu od czasu do czasu zagląda z pytaniem nad czym pracuje. Ale przecież to oczywiście jasne, ze sprzątać trzeba samemu (więc po jaką cholerę jest utrzymywana armia sprzątaczek). Tylko jedna drobna prośba, od miesiąca marca próbuje się doprosić o odkurzacz. Czemu żadna z pań nie może przyjść i sprzątnąć nawet odkurzaczem?
[K] No jeszcze czego, niby dlaczego miałyby to robić?
[Ja] Fakt to nie jest ich obowiązek, w końcu to tylko sprzątaczki. Ale czemu osobiście nie mogę się o niego doprosić, w ostateczności sam posprzątam.
[K] Nie, nie dam panu odkurzacza.
[Ja] Niech mi Pani wyjaśni czemu?
[K] A co będzie jak odkurzacz się zapcha?

........... zbierając szczękę z podłogi usłyszałem jeszcze następujący tekst:

[K] Jutro pisze oficjalne pismo do dyrektora instytutu z informacja jak wygląda pańskie laboratorium. Coś z tym trzeba zrobić.

Suma summarum - jutro jestem u szefa na dywaniku. Znając życie dostane ochrzan. Najlepiej te sytuacje spuentował mój kolega, dyrektor jednej z największych firm z branży nano-tech na śląsku:

- Czego się spodziewałeś, to państwowa firma. Ty jesteś tylko doktorem nauk chemicznych, ona jest kierowniczką. To kto jest mądrzejszy? Miejsce u nas czeka na ciebie od dawna. Masz jeszcze wątpliwości gdzie powinieneś pracować?

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 582 (670)

#14534

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielny Sierżant

Historia jeszcze z poprzedniego wieku. Dla niewtajemniczonych w realia PRL'u , jednym ze sztandarowych haseł wtedy obowiązujących była obrona ojczyzny przed niemieckimi rewizjonistami, amerykańskim imperializmem i brytyjskim postkolonializmem itd. Czyli w skrócie – każdy obywatel miał zaszczytny obowiązek oddania - od kilku miesięcy do 3 lat – swojego życia idąc w tzw. kamasze. Po roku przełomu czyli 1990 teoretycznie powinno nastąpić odejście namolnej propagandy informującej durnych obywateli jaką to wspaniałą rzeczą jest służba ojczyźnie. Zwłaszcza przy obieraniu ziemniaków poza kolejnością. Mniejsza o przyczynę tego zaszczytu. Zasługuje to na osobną historie.

Nasza wspaniała armia miała w każdym województwie - a było ich wtedy 49 - wojewódzki sztab wojskowy (WSW). Aby zasilić szeregi tej wspanialej organizacji powoływano kolejne roczniki poborowych w tzw. wojskowych komendach uzupełnień (WKU). Generalnie - WKU przysłało zawiadomienie na papierze urzędowym iż trzeba się stawić w dniu tym i tym o danej godzinie. Takie zawiadomienie to dla adresata wyrok - na WKU czekał na niego już bilet w jedna stronę uprawniający do bezpłatnego przejazdu pociągiem klasy 2 lub autobusem PKS .... do jednostki wojskowej. Tylko nieliczni trafiający to tego przybytku wychodzili bez dokumentu uprawniającego do przejazdu. Farciarze, szczęśliwcy lub ...... tacy jak ja – żonaty albo student.

Pochodzę ze świętego miasta gdzie w sezonie urlopowym - kto żyw - ucieka gdzie pieprz rośnie. Szarańcza, plagi egipskie ..... nie - tylko pielgrzymi. Średnio co 30 min przez środek miasta maszeruje rozśpiewana grupa z odpowiednim nagłośnieniem, przy którym islamscy muezini w minaretach zielenieją z zazdrości. Druga połowa sierpnia już jest w miarę normalna.
Tak tytułem wstępu. Historia właściwa.

Rok 1990 - WKU. Badanie lekarskie, komisja poborowa. Skończył szkole średnią, zdrowy - materiał na żołnierza jest. Zmartwiłem niestety szanowna komisje swoja anty-obywatelską postawą, informując iż zamierzam kontynuować naukę - czyli studia. Nie byli zadowoleni, ale w książeczkę wojskowa wbili - odroczony na rok. Do marca następnego roku przynieść kwitek ze jest studentem. W przeciwnym wypadku - do wyboru - Ustka albo Żagań. Z opowiadań kolegów dowiedziałem się ze był to wybór miedzy dżumą a cholerą. Ustka – piechota morska, szumnie nazwana wojskami obrony wybrzeża, Żagań, Żary, Gubin – w terminologii rezerwistów nazywany pieszczotliwie – trójkątem bermudzkim. W każdym razie, po kilku miesiącach z uczelni poszedł do WKU kwitek ze jestem student. Tym sposobem stałem się szczęśliwym posiadaczem pieczątki w książeczce woskowej - odroczony do czasu ukończenia studiów. Czyli lekko licząc - miałem przerwę do 1995 roku.
W międzyczasie ożeniłem się, dochowałem się syna, obroniłem dyplom i spokojnie rozejrzałem za pracą. Dosłownie kilka dni po obronie dyplomu, w mój spokojny życiorys wkradła się rysa – papier z WKU zapraszający moją szacowną osobę na pokoje. Jeśli proszą to nie wypada odmawiać. Pełen nadziei iż jest to tylko formalność, udałem się do szacownej instytucji, gdzie bardzo niemiły podoficer pokroju prawdziwego trepa poinformował mnie iż przygotował - jakże by inaczej - bilecik do Ustki. Człowiek ten chyba zakończył swoją karierę na stopniu sierżanta. Podczas mojej nauki w technikum, próbował agitować za wstąpieniem do szkół oficerskich, a robił to tak iż najbardziej zagorzały orędownik ustroju socjalistycznego i świetlanej przyszłości w wojsku zostawał pacyfistą.

Wracając do głównego wątku, bilet wypisany, wszystko przygotowane, pozostawała jeszcze tylko drobna formalność - weryfikacja danych:
(J) ja
(S) Sierżant

(S) Nazwisko?
(J) Adam Piekielny.
(S) Imiona rodziców i data urodzenia?
Podałem wszelkie dane osobowe. Po czym nastąpiła kulminacja:
(S) Stan cywilny?
(J) Zgodnie z moją wiedzą - żonaty.
(S) (lekka konsternacja) - Czemu w dokumentach tego nie ma?
(J) Zgodnie z moją wiedzą - nie mam pojęcia, ale pewnie można to w racjonalny sposób wyjaśnić.
(S) (drapiąc się po głowie) - Dzieci są?
(J) Zgodnie z moją aktualną wiedzą - syn, sztuk jeden. O nieślubnych mnie dotychczas nie poinformowano.
(S) (coraz większa konsternacja) - W takim razie damy na razie odroczenie. W przeciągu 1.5 roku, proszę czekać na bilet.

Zostałem więc prawie rezerwistą, podjąłem ustatkowane życie cywila. Pierwsza praca – nie były to kokosy, więc spokojnie rozglądałem się za bardziej popłatną posadą.
Historia mogłaby się w tym miejscu zakończyć, ale... jak to w życiu bywa - miała swój ciąg.

Kilka tygodni później spotkałem mojego dawnego wykładowcę od dydaktyki chemii. Od słowa do słowa, poinformował mnie iż w naszym wspaniałym mieście powstanie centralna szkoła pożarnicza. Kompletują właśnie kadrę i... brakuje im wykładowcy chemika. Dwa razy nie trzeba było powtarzać. Szkoła powstawała praktycznie od zera na terenie dawnych koszar wojskowych. Przyjęła mnie osobiście wtedy Pani Komendant. Bardzo sympatyczna osoba. CV, list motywacyjny i cała reszta dokumentów były bez zarzutu. Brakowało tylko jednego - w książeczce woskowej, w rubryce "stosunek do służby wojskowej" - zamiast "stosunek odbyłem" było tylko napisane "odroczony do ....". Niestety - bez pieczątki o odbyciu stosunku z wojskiem – wykładanie chemii dla strażaków nie wchodzi w grę.

Nie ma rady, trzeba sprawę załatwić. Instytucje te leżały dokładnie na przeciwnych krańcach miasta. Zmarnowałem więc godzinę zanim dotarłem do WKU. Po zaanonsowaniu, łaskawie zezwolono mi wejść na pokoje do... tego samego sierżanta.

Po naświetleniu sprawy, udał się - chyba do archiwum, skąd przytaszczył moja teczkę z... podpiętym jeszcze biletem. Wywiązał się taki dialog.

(S) Ale przecież informowałem iż w przeciągu 1.5 roku czekać na bilet.
(J) Zgadza się, ale proszę mi powiedzieć - czy weźmiecie mnie do wojska w tym czasie?
(S) Żonaty i dzieciaty?
(J) Zgadza się.
(S) Wojsko by to za dużo kosztowało - rozłąkowe i zasiłek - nie ma szans.
(J) To w takim razie - proszę mi wbić pieczątkę w książeczkę wojskową. Tylko tego mi do szczęścia brakuje. Pójdę pracować do strażaków, pokrewna firma, tym sposobem przysłużę się naszej kochanej ojczyźnie.
(S) Ustawa o powszechnym obowiązku obrony ojczyzny, paragraf... XXX mówi wyraźnie - w przeciągu 1,5 roku - czekać na bilet.
(J) (lekko wkurzony) - Panie, to niech mi pan da ten bilet. Obecna praca to nie jest mój szczyt marzeń. Odsłużę swoje i będę miał święty spokój.
(S) Żonaty i dzieciaty?
(J) Zgodnie z prawda, jak w papierach na pana biurku.
(S) Wojsko by to za drogo kosztowało, nie da rady.
(J) To niech mi pan da pieczątkę że przeszedłem do rezerwy, zacznę pracę u strażaków.
(S) Ustawa o powszechnym obowiązku obrony ojczyzny mówi wyraźnie, w przeciągu 1.5 roku – czekać na bilet.....
(J) To niech mi pan da bilet.
(S) Nie mogę, za drogo by to wojsko kosztowało.
(J) To niech mi Pan wbije pieczątkę ze jestem rezerwistą.
(S) Też nie mogę, ustawa o powszechnym obowiązku obrony...

Nasz dialog trwał około godziny. Kompletnie nic do niego nie docierało. Doszedłem do wniosku, że z koniem nie ma sensu się kopać. Skończyło się tym iż etat w szkole pożarniczej przeszedł mi koło nosa.

Od tamtej pory mam alergie na wszelkie objawy głupoty, nie tylko w wojsku. Koniec końców, pracuje na innej uczelni, cywilnej. Co oznacza ze trafiają się tam też ..... intelektualnie sprawni inaczej. Ale to już osobne historie.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 491 (623)

1