Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

KIuska

Zamieszcza historie od: 2 lipca 2016 - 17:26
Ostatnio: 15 września 2020 - 15:55
  • Historii na głównej: 0 z 0
  • Punktów za historie: 0
  • Komentarzy: 811
  • Punktów za komentarze: 5354
 

#86558

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój tata jest leśniczym. W związku z tym rodzice mieszkają w leśniczówce - domu jednorodzinnym pośrodku lasu. Dodatkowym atutem jest to, że mieszkają na Mazurach więc okolica spokojna, piękna, można odpocząć od zgiełku miasta. Leśniczówka nie jest ich własnością, tylko Lasów Państwowych (więc w sumie Państwa), przez to muszą przestrzega kilku zasad - tabliczka o nazwie leśnictwa (taka, jak przy szkołach, urzędach itd), w święta państwowe musi być wywieszona flaga, wydzielona część na biuro wraz z poczekalnią, a także i zakaz podnajmowania i wynajmowania domu nawet na krótki okres.

Kilka lat temu, ciepłe lato, słoneczko, weekend. Moja mama siedziała na podwórku, czytała książkę. Pod bramę podjechał samochód. Mama jakoś bardzo się nie zdziwiła, czasami ludzie zostawiają samochód obok leśniczówki, aby przejść się na spacer do lasu. Z samochodu jednak wysiadł pewien pan, zaczął się rozglądać, podszedł po chwili do furtki i stwierdził, że... chce wynająć pokój w domu rodziców. Mama zdziwiona, oderwała się od książki, spojrzała się na faceta. Przeprosiła go, powiedziała, że to leśniczówka, nie pensjonat, że nawet jakby chciała nie może bo ma w umowie najmu zabronione. Pan przyznał się, że wie, że to nie hotel, ale bardziej mu się podoba okolica i chce dalej wynająć pokój, ale nawet jest w stanie zrezygnować z pełnego wyżywienia, wystarczy śniadanie i obiadokolacja.

Mama już lekko rozbawiona nadal odmawiała, stwierdziła, że ma swoją pracę, która zajmuje jej dosyć dużo czasu, zaproponowała jednak polecenie kilku ładnych pensjonatów w okolicy. Facet nie poddawał się, przeszedł do negocjacji ceny, zaproponował, 3 krotnie niższą kwotę niż miejsca w okolicy. Tutaj już moja mama zaczęła się śmiać, wytłumaczyła jak bardzo to słaba propozycja. Pan chyba się uraził, bo odpowiedział, że on jest z Warszawy i teraz powie wszystkim swoim znajomym, żeby nigdy do moich rodziców nie przyjeżdżali. Wsiadł w swój powóz i odjechał.

No cóż, powstrzymał wielkie pielgrzymki, które chciały wcześniej wynająć pokój w domu moich rodziców.

Nie rozumiem co on miał w głowie, aby przyjechać do czyjegoś domu i żądać wynajęcia pokoju. Gdybym była na miejscu mamy poprosiłabym go o jego adres, abym mogła wynająć jego mieszkanie za 2/3 krotnie niższą cenę niż rynkowa, z dodatkowym gotowaniem i sprzątaniem. Chociaż pewnie i tak nie zrozumiałby jak nienormalna była to sytuacja.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (185)

#80255

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o mojej przyjaciółce, tegorocznej maturzystce.

Poznałyśmy się z Dorotą w pierwszej klasie liceum. Chodziłyśmy do jednej dwuprofilowej klasy; ona na rozszerzenie mat-inf-ang. Szybko jednak przepisała się na profil humanistyczny z zamiarem pójścia na psychologię (z zamiłowania i chęci, a nie z braku umiejętności matematycznych).

W drugiej klasie Dorota wzięła udział w Olimpiadzie Filozoficznej i Turnieju Psychologicznym. Z OF została finalistką (co jest równe 100% na maturze z filozofii), a z TP laureatką. Dostała stypendia, a nawet list gratulacyjny z Uniwersytetu Jagielońskiego z zaproszeniem na studia.

Miała niemal 100% pewność, że dostała się na wymarzone studia psychologiczne na UJ. Myślała, że wystarczy tylko zdać maturę.

Rok 2017, klasa trzecia liceum, maturalna. Koniec września, za 7 miesięcy matura. UJ podaje informację o zmianie przedmiotów branych pod uwagę na przyjęcie na studia. Filozofia? Gdzie tam. UJ wymaga historii, matematyki i biologii.

Dorota dowiaduje się, że Olimpiada Filozoficzna i Turniej Psychologiczny były na nic. Właściwie bardziej opłacałoby się jej zostać na mat-inf-ang i przygotować się do rozszerzonej z matury z matematyki, niż przenosić się na humana z zamiarem pójścia na psychologię.

Dorota dzwoniła nawet na UJ z pytaniem, czy nic się nie da zrobić. Czy naprawdę ostatnie 2 lata nauki zdały się na nic i nawet jako laureatka i finalistka nie zostanie przyjęta. Nie, decyzja została podjęta.

Teraz Dorota zastanawia się, czy da radę w 7 miesięcy przygotować się do rozszerzonej matury z matematyki.

szkoła

Skomentuj (56) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 156 (204)

#80224

przez ~bm89 ·
| Do ulubionych
Przeczytałem historię o bierzmowaniu 80222 i przypomniało mi się jak to było u mnie.

1. Sakrament mieliśmy przyjmować w trzeciej klasie gimnazjum. W pierwszej klasie dowiedzieliśmy się, że od teraz, co tydzień mamy przychodzić na spotkania do księdza. Tak pobieżnie licząc, to jakieś 150 spotkań przez 3 lata, bo przychodzić trzeba było także w trakcie ferii i wakacji.
- A jak ktoś wyjeżdża? - ktoś pyta.
- To niech nie wyjeżdża - mówi ksiądz.

Moi rodzice, gdy się o tym dowiedzieli, wyśmiali pajaca i powiedzieli, że jak chcę to mogę chodzić, jak nie to nie, a jak nie będą chcieli dać bierzmowania, to łaski nie robią. Nie na tym przecież polega wiara. Ci, którzy chodzili na te spotkania, opowiadali że na każdym było mówione to samo, przez bite dwie godziny. Raz poszedłem, z ciekawości. Prowadzący proboszcz, w głębokim stadium choroby alkoholowej, miał taką przypadłość, że mówił, nagle zatrzymywał się w połowie zdania, przez pewien czas milczał, po czym zaczynał zdanie od nowa. I takie atrakcje, co tydzień, przez 3 lata, kościół serwował młodym ludziom, którzy szukali Boga...

2. Po tym jednym spotkaniu, kolejne omijałem szerokim łukiem. Egzaminu żadnego też nie zdawałem. Swoją drogą to absurd i paranoja, żeby robić egzamin z wiary. Wszyscy, którzy zmarnowali łącznie około 12 i pół dnia (około 150 spotkań, 2 godziny każde) straszyli mnie, że nie dostanę bierzmowania, że mnie wyrzucą z kościoła jak przyjdę i tym podobne.

Nadszedł ten dzień. Przyszedłem, stanąłem na swoim miejscu i nikt nie próbował mnie wyrzucić. Przyszedł biskup i udzielił mi sakramentu tak jak wszystkim innym.

I po co były te cyrki?

kościół bierzmowanie

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (172)
zarchiwizowany

#76952

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Refleksje po wczorajszym spacerze z [P]rzyjaciółką.

Otóż ma ona [K]oleżankę, która wychowuje 15letniego [S]yna.
Poszedł do gimnazjum osiedlowego, bo do wymarzonego były 3 przystanki tramwajem i " on sobie nie poradzi".
Zakupów też nie potrafił zrobić.
Teraz pzychodzi do wyboru liceum, na osiedlu nie ma żadnego, i powstaje problem.

Ostatnio proces decyzyjny, czy poslac [S] po zmroku do sklepu trwał u [K] 40 minut. Dzieciak w końcu do sklepu nie poszedł, " bo było ciemno".

nadopiekuńczość dzieci wychowanie samodzielność

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (32)

1