Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Lavinka123

Zamieszcza historie od: 27 czerwca 2011 - 16:20
Ostatnio: 22 lipca 2022 - 15:47
  • Historii na głównej: 23 z 39
  • Punktów za historie: 26047
  • Komentarzy: 50
  • Punktów za komentarze: 345
 

#62383

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Scena: centrum miasta, godziny poranne.
Aktorzy: ja, wracająca z pracy i Pan Bezdomny - na oko ok. 30 lat, z koszmarnym kołtunem na głowie, ale poza tym dość świeży i raczej trzeźwy.

Pan Bezdomny przysiada się do mnie na ławkę, na przystanku.

(PB) - Mam zapytanie.
(J) - Hmm?
(PB) - Kupi mi pani coś do jedzenia w Wikingu?

Dla niewiedzących: Wiking - restauracja sieciowa z jedzeniem do skomponowania. By zjeść coś konkretniejszego trzeba mieć 20-25zł.

(J) - .... na Wikinga to mnie nie stać. Mogę panu kupić coś w sklepie.
(PB) - A to nie chcę.

Odszedł. Mnie opadła szczęka.
Nowy, ekskluzywny typ bezdomnych?

centrum

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 547 (643)

#62050

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podłość ludzka nie zna granic.

Jestem w sklepie z ciuchami (sieciówka), idę do przymierzalni. Z jednej z kabin wychodzi babka, ok. 60 lat, z kilkoma stanikami. Oddaje sprzedawczyni numerek i rzecze:
- Te staniczki to ja sama odłożę na miejsca, bo jeszcze szukać będę innych, dobrze?
Sprzedawczyni odpowiada, że oczywiście, dziękuję.

Przymierzyłam co miałam, idę do kasy. Spotykam tam te samą babkę, która akurat gadała z (chyba) kierowniczką sklepu. I słyszę:
-... i kazała mi odnieść rzeczy samej! Chyba nie tak powinna wyglądać obsługa w sklepie, prawda?! Ja chciałam jej oddać, a ona mi KAZAŁA je odnieść!

Aż mną zatrzęsło. Wtrąciłam się i wyjaśniłam kierowniczce jak było naprawdę. Babcia syknęła "nie wtrącaj się" i nawiała ze sklepu.

I po co to? Czy niektórzy aż tak są żądni afery?

sklep z ubraniami

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 994 (1060)

#60242

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w bloku, który wyposażony jest w Pana Wieśka - stróża, choć sam często mówi o sobie po prostu "cieć".
Pan Wisiek od czasów PRL-u chodzi od rana na bańce ALE jest typem wesołego pijaczka, który mimo gazu zawsze jest pomocny, do rany przyłóż i nie ma z nim żadnych problemów.
Pan Wiesiek lubi specyficzne drinki, np. Chateaux de jabol lubi zmieszać z "kapką rudej". Cały swój arsenał, a trochę tego ma, trzyma pod kluczem obok swojej kanciapki. Niestety komuś posmakowały nietypowe trunki pana Wieśka i co i rusz coś mu ginęło. (jakiś czas temu zgubił kluczyk) Pan Wiesiek-gołębie serce, do niedawna tylko załamywał ręce - Pani Kochana, toć ja bym poczęstował! Ale żeby tak cichcem wyjadać pod moją nieobecność?! Żadnego wstydu już w narodzie nie ma!

Niestety, ostatnio wyparowały nie tylko napoje, ale i butelki. A musicie wiedzieć, Drodzy Czytelnicy, że Pan Wiesiek butelki ma nie byle jakie! Od lat wiadomo jest powszechnie, że kto jaki alkohol z górnej półki wypije, ten ma zaraz truchcikiem Panu Wieśkowi butelkę oddać, a on już z niej użytek na przyszłe lata zrobi, wszystko dla ekologii oczywiście.
Kradzież butelek- tego już było Panu Wieśkowi za wiele i piekielność swoją postanowił okazać. I tak Pan Wiesiek "podrasował" trochę swoje drinki.

Czym - nie wiadomo. Wiadomo za to, kto był zuchwałym rabusiem - okazało się, że jest ich 4 i nie mają więcej niż po 17 lat. Drinki tak ich sponiewierały, że rodzice znaleźli ich rano, pod klatką, w stanie gorszym niż bywali bohaterowie filmu "Pod Mocnym Aniołem".

Oczywiście rodzice ruszyli do Pana Wieśka z planem zwykłego zaciukania go, ale ten odszczeknął, że jak wychowali małych złodziejaszków to teraz mają. Jednocześnie zapewnił dobrotliwie, że w butelkach nie było nic co teraz kwalifikowałoby chłopców do wycieczki do szpitala.

Na koniec zakrzyknął jeszcze groźnie: Bo pić to trzeba umić!!!
Od tamtej pory ewidencja składziku Pana Wieśka się zgadza.

blok klatka

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1357 (1391)

#59584

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia tak głupia, że aż nie wierzę, że mi się przytrafiła.

Wracam z nocnej zmiany w pracy i jak na człowieka wiecznie odchudzającego się przystało, odwiedziłam po drodze McDonald's.

Idę na przystanek, do autobusu jeszcze grubo ponad 10 minut... no cóż, czisburger nie dojedzie do domu :) Zainstalowałam się nieco dalej od przystanku, coby ludzi zapachem nie nęcić.
Wpierdzielam aż miło, a tu kręci się obok mnie dzieciaczek, ok. 4 latka, obok stoi mamuśka. Wtem matka rzecze do mnie nieco znudzonym tonem:
- PANI MU DA GRYZA, ON TAK LUBI.
.................

Zamarłam. Moją minę najlepiej oddaje ta emotka --> 0.o
Zacisnęłam chytrze swoje tłuściutkie paluszki na burgerze, wydukałam "nie" i nawiałam na drugi koniec przystanku.

Czy to jest normalna akacja, żeby prosić obcą osobę o to by dała gryza obcemu dziecku? Czy ja jestem jakaś dziwna? I najważniejsze: czy pójdę do piekła za niepodzielenie się? :)

przystanek

Skomentuj (56) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1113 (1209)

#59110

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia opowiedziana mi przez koleżankę.
Przychodnia, parę osób czeka w kolejce przed gabinetem zabiegowym, w tym: facet ok. 30 lat, zupełnie zwyczajny na pierwszy rzut oka, oraz matka z ok. 5-letnim synkiem. Chłopiec nie robił awantury, ale ogólnie było widać, że nie jest zadowolony ze swojego położenia :) Trochę płakał, tulił się i pytał mamę w kółko czy będzie bolało, na co ona cierpliwie mu odpowiadała.
Trzydziestolatek wchodzi do gabinetu, zaraz wychodzi i nagle nachyla się nad małym i teatralnym szeptem mówi:

- Nie daj się nabrać, boli bardzo i długo.

Ludzi zatkało, matka zaczęła go wyzywać, dzieciak oczywiście w ciągu 3 sekund dostał ataku histerii. Facet się ulotnił.

Moja koleżanka była chyba 5 osobą po matce z chłopcem i jak wychodziła, matka nadal próbowała uspokoić dziecko.

Po prostu nie ma słów na takiego palanta.

przychodnia

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 732 (924)

#58908

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego, zwana BUW-em.

Kto bywa lub chociaż słyszał, na pewno słyszał także o niecnym procederze, jakiego dopuszczają się studenci-chytruski. Mianowicie, chodzi o chowanie książek na regałach tylko sobie znanych, bynajmniej niekompatybilnych z numerami katalogowymi. Po co? Ano, niektóre książki cenne, mało ich, cały rok się na nie czai, to sobie schowam, przyjdę jeszcze jutro i będę miał pewność, że znajdę.

Ostatnio byłam świadkiem takiej właśnie akcji. Normalnie bym się raczej nie wyrywała, ale że akurat z pięciu potrzebnych książek znalazłam dwie (choć w katalogu figurowały jako dostępne), no i że facet kitrał książkę z mojej "branży"... zaatakowałam.

Atak polegał na zadaniu uprzejmego pytania "Co ty, ku**a, robisz?" i uwadze, że biblioteka to nie jego pokój, żeby mógł sobie robić w nim taki burdel jak mu się podoba. W sumie to bardziej niż na objechaniu go, zależało mi na zwróceniu uwagi pani bibliotekarki siedzącej nieopodal (nie usłyszała).
Koleś zmierzył mnie pogardliwym spojrzeniem zza okazałych okularów. Dla uplastycznienia opisu dodam, że był to przedstawiciel turbohipsterów, tzn. kujonki, rurki, pseudopunkowy plecak, odblaskowe skarpetki i czapka a'la kondom. Oto jaką przemową zostałam uraczona, cytuję z pamięci (a tak żałuję, że nie nagrałam!):

- Słuchaj no, wiesz ile osób będzie chciało dziś dostać tę książkę? Kilkaset. Że już o studentach z innych uczelni nie wspomnę. Jest tu rozprawa na jakieś 80 stron, której dziś nie mam czasu czytać, ale ogólnie to muszę, bo profesor, który to zadał w tańcu się nie pier**li. (???) Od tej oceny zależy moje zaliczenie, potem semestr, a w końcu dyplom. A wiesz jakie jest bezrobocie? Ilu z mojego rocznika znajdzie pracę w branży, zaraz po studiach? Paru, może kilkunastu, z czego połowa na gówno wartych stanowiskach, poniżej ich ambicji i marzeń. I wiesz co? Ja to serdecznie pier**lę. Nie chcę być jednym z tych zgorzkniałych fagasów, którzy przegrali życie, a z nerwów nie staje im już po czterdziestce. Mój stary-ekonomista nauczył mnie jednego-jak chcesz coś zawodowo osiągnąć to musisz rozpychać się łokciami i eliminować konkurencję już od samego początku. Dlatego nie pożyczam notatek, nie pomagam ściągać i chowam książki tutaj. Kapujesz już? Myśl o przy-szło-ści. Więc nie wyjeżdżaj mi tu z jakimiś moralnymi frazesami bo ja mam wszystkich gdzieś, łącznie z tobą, bo widzę, że uczymy się na tym samym kierunku. Si ju. Mała.

Gdyby nie to, że na pożegnanie uszczypnął mnie w nos, chyba stałabym tam do dziś.
Uprzedzając wątpliwości: koleś się nie zgrywał, mówił na sto procent poważnie.

Jak można to skomentować..?

Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego

Skomentuj (78) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 416 (706)

#58653

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rzeczywistość mnie czasem przerasta. :)

Jestem sobie w hipermarkecie, konkretnie w przymierzalni z paroma ciuchami (ach, te t-shirty za 10 zł!) Napis przed wejściem do przymierzalni głosił, że nie można ze sobą wnosić koszyków z zakupami więc zostawiłam swój przed wejściem. Miałam w nim trampki, karton soku, skarpetki. Podkreślam, że byłam wciąż na terenie sklepu, tak więc produkty z koszyka siłą rzeczy były NIEZAPŁACONE. Para, która od paru minut deliberowała w przymierzalni obok wychodzi i słyszę:

-Tyyyy... zakupy czyjeś! Pa, same stoją!
-Ej... dawaj, podpier****my!
-Hahahaha, dobra, jak się jest debilem i się zostawia zakupy to potem trzeba płacić jeszcze raz! Szybko!

Wyjrzałam oniemiała z przymierzalni... Istotnie, państwo porwali wybrane przeze mnie wcześniej trampki, sok i skarpetki i szybkim truchcikiem oddalili się.

Wyszłam, z wciąż opadniętą szczęką, ponownie zapełniłam mój koszyk i poszłam do kasy.

Czy ktoś może mi to racjonalnie wyjaśnić?

hipermarket

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1268 (1306)

#58164

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O nerwowym taksówkarzu.

W poprzedniej historii zdradziłam, że chcę "zrobić sobie cycki". Uczyniłam to. :)
Następnego dnia wracałam już do domu, a że od kliniki wyjątkowo daleko, zdecydowałam się na taksówkę. Była ze mną przyjaciółka. Wsiadamy, pan taksówkarz ledwo odpowiedział na "dzień dobry", przyjął do wiadomości cel podróży, jedziemy. Co i raz łapałam pana na bacznym przyglądaniu mi się w lusterku. W końcu nie wytrzymał:
- Noo, ja tu czasem wożę pacjentów tej kliniki, ale po pani to nie widać nic...
- ?
- No, żadnych gipsów, bandaży...
- Są, ale schowane.
- Aha! (triumf!) Czyli CYCKI sobie pani robiła! Albo brzuch.
Nie uśmiechało mi się ciągnąć tej rozmowy, ale pan taksówkarz ewidentnie oczekiwał odpowiedzi, a że ja z natury nie znoszę gęstej, napiętej atmosfery...
- To pierwsze.
Tu nastąpiła seria lubieżnych uśmieszków i puszczonych oczek.
- Jak się pani czuje, zadowolona?
- Tak, czuję się dobrze, dziękuję.
- Chłop się już pewnie doczekać nie może żeby obejrzeć swoje (swoje?) nowe nabytki co?! Hhahahaa. A te wkładki czy co to jest to drogo? Jakie to w dotyku jest, normalne? Może ja bym swoją starą namówił...

Westchnęłam, pomyślałam "co mi tam i tak już nigdy go nie spotkam".
- Panie, nie wiem nic o implantach, ja zmniejszałam.

Pierwszy raz miałam okazję widzieć człowieka, który autentycznie zamienił się na kilka sekund w słup soli. A potem się zaczęło. Litania, podczas której dowiedziałam się, że:
-okaleczyłam się
-nikt mnie teraz nie zechce
-za to powinni baby do więzienia wsadzić
-lekarza też powinni wsadzić, że mi to zrobił
-muszę to jakoś odkręcić
-chyba coś nie halo z moją głową, co mi strzeliło
-pan mi oświadcza, że on się nie zgadza (!!!)

Pan z każdą minutą coraz bardziej się nakręcał, obie z koleżanką nie dałyśmy rady go powstrzymać. Poskutkowała dopiero groźba natychmiastowego opuszczenia samochodu i niezapłacenia za kurs. Przy wysiadaniu życzył mi opamiętania się. :)

Epilog do historii z pielęgniarką:
Skarga oficjalnie poszła, szef wysłuchał też nagrania rozmowy, którą mu puściłam. Ku mojemu zaskoczeniu, obiecał upomnieć pielęgniarkę i przeprosił mnie. Tyle, ale to i tak więcej niż się spodziewałam.

taksówka

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 494 (682)

#57909

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kto by pomyślał, że scysja z panią pielęgniarką (poprzednia historia) będzie miała swój ciąg dalszy...

Dzwoni mój telefon, widzę, że nr z przychodni. Wyniki już odebrane więc po co dzwonią? Choć to dość abstrakcyjne, pomyślałam, że może jednak dzwonią w sprawie ostatniej sytuacji. Coś mnie tknęło i pierwszy raz w życiu nagrałam rozmowę (na laptopie, ale zawsze). Odbieram, ale zanim zdążyłam powiedzieć "słucham" usłyszałam:

- Czekaj, dzwonię do tej gówniary, hahhaa, no patrz, nie odbiera, tępa suka.

Zgadnijcie, czyj głos rozpoznałam. :)

- Witam serdecznie, z tej strony tępa suka. Cokolwiek miała mi pani do powiedzenia, już nie ważne, jutro będę u państwa. Ze skargą. Tak się akurat złożyło, że nagrałam to co pani przed chwilą powiedziała. Do widzenia.

Odłożyłam słuchawkę.

Oj, ciekawy będzie jutro dzień, ciekawy...

przychodnia

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 724 (828)

#57712

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym jak trudno załatwić coś w służbie zdrowia... za pieniądze.

Niedługo robię zabieg, który z żadnej strony refundowany nie jest więc i badania do niego potrzebne również nie. Potrzebowałam pełnej morfologii, badań na HIV, hormonów, ogólnie spory zestaw. Idę do swojej przychodni, do zabiegowego, gdzie kładę przed pielęgniarką listę i mówię, że chcę wszystkie badania z krwi, które można dziś zrobić za jednym zamachem. Pielęgniarka patrzy dziwnie na kartkę i pyta:

- Skierowania gdzie?!
- Nie mam, płatnie proszę.

Aż otworzyła buzię ze zdziwienia. "Ale jak to, jak to, nie rozumiem" w kółko. Logo kliniki na kartce było wielkie i dość sugestywne w nazwie, więc się zdziwiłam nieco, ale tłumaczę pokrótce, że będę miała zabieg operacyjny i potrzebne. Nastąpiła seria namówień bym jednak spróbowała "wyciągnąć" skierowania od lekarza pierwszego kontaktu. Mówię, że nie chcę i poza tym nie mam czasu na wizyty. Pielęgniarka nie umiała pogodzić się z moją decyzją, przepychanka trwała z 10 minut, w końcu pani ZAŻĄDAŁA, abym wyjaśniła po co mi tak rozległa diagnostyka. Spokojnie odpowiedziałam, że nie zamierzam się tłumaczyć, badania nie są niebezpieczne i z tego co wiem każdy ma prawo je sobie zrobić płatnie, choćby dla kaprysu, poza tym na kartce od lekarza zlecającego jest dość informacji. Opór. Wkurzyłam się nieco, ale następna przychodnia daleko więc wypaliłam na cały gabinet:
- Kobieto, CYCKI CHCĘ SOBIE ZROBIĆ, pobiera mi pani tę krew czy mam dać zarobić innej przychodni?!!
Myślałam, że mnie wykopie z gabinetu, ale, nie, zwycięstwo, zaskoczyło. Bez słowa pobrała mi krew, wypisała rachunek, a na dowiedzenia fuknęła: fanaberie!

Posłałam jej buziaka środkowym palcem. Oburzenie wyraziła na całą przychodnię. :)

przychodnia publiczna

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 496 (776)