Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Lex

Zamieszcza historie od: 11 kwietnia 2011 - 17:57
Ostatnio: 25 listopada 2011 - 23:04
O sobie:

Uzależniona od czytania historyjek na piekielnych...

  • Historii na głównej: 3 z 6
  • Punktów za historie: 849
  • Komentarzy: 117
  • Punktów za komentarze: 519
 

#13408

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W piątek doładowałam konto w erze za 25 zł. Automatycznie wykupiło internet za 9 zł, jak co miesiąc. Korzystam więc w najlepsze z neta, po tym jak przyszedł sms potwierdzający, iż już mogę, a tu nagle... Neta brak. Tknięta złym przeczuciem sprawdzam stan konta -z ~15 zł zostało 5. Szok, co się dzieje, no nic, może zaraz się naprawi. Po godzinie sprawdzam znów: -12zł. Godzina już późna, więc hamuję nerwy i szykuję się na bojową przeprawę z konsultantem następnego ranka.

Rano telefon do biura obsługi, jak zwykle nerwy, bo przez pół godziny nadawał automat, ale w końcu odkryłam, że 0 służy do połączenia z konsultantem. Mama przestrzega, żeby szybko, bo aż 2,44 za minutę, a dała mi skorzystać ze swojego telefonu.

Pan konsultant zapewnił, że istotnie pobrało mi niesłusznie mimo wykupionego internetu i dostanę zwrot pieniędzy. Ok. Zwrotu do dziś nie ma. Dziś dzwoniłam znów kilka razy do BO, nikt nie odebrał...

A na koncie mam już -80 zł (słownie minus osiemdziesiąt złotych). Debet co kilka godzin zwiększa się o parę zł, nie mam internetu ani możliwości dzwonienia. Dziękuję, ero czy tam timobajl, umiecie dbać o klientów...

era

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 509 (635)

#9053

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój tata ma małą firmę budowlaną. Parę lat temu wynajęło go pewne biuro rachunkowe. Po tym jak robota została zrobiona i mieli zapłacić, zaczęli się wymigiwać i odwlekać spłatę. Tata, jako że nie lubi się ciągać po sądach, co kilka dni jeździł o sobie przypominać, nie wspominam już jaki zdenerwowany wracał. W końcu, gdy kolejny raz do nich jechał, akurat musiał się mną zająć po szkole. Zostawił mnie więc na chwilę w samochodzie, a ja już się szykowałam na kolejny zły humor taty. Po kilku minutach wrócił cały zadowolony i okazało się, że między [t]nim, a [sz]dwójką szefo-wspólników biura wywiązał się taki oto dialog:
[sz] - Nie mamy sieczki, panie Wojtku*, za miesiąc będzie.
[t] - Wy od trzech miesięcy mówicie, że za miesiąc, a ja nie mam z czego ludziom zapłacić.
[sz] - No, przecież zaliczka była spora.
[t] - Na sześciu ludzi? Proszę nie żartować. Wiecie co? - tu przyszedł mu do głowy blef - Połowę pensji im wypłaciłem, bo już mi żyć nie dawali. Jednak by to zrobić musiałem pożyczyć pieniądze od pewnych ludzi... A to są bardzo źli ludzie... Bardzo źli... Więc ja im dam numer do was, wy się będziecie tłumaczyć, bo ja nie będę trząsł portkami pod domem, czy mnie czasem nie przejadą...
[sz] - No, ale co pan. To wbrew prawu, nie może pan! - Tu ponoć pani zasłoniła aż telefon, na którym były nagryzmolone numery (do gabinetów, sekretariatów itd), szczegół, że i tak tata miał wklepane w komórce.
[t] - Owszem, mogę. Moja cierpliwość się skończyła. Oni tu często jeżdżą, więc adres też podam, będzie szybciej. Do widzenia. - I wyszedł.
Następnego dnia na koncie pojawiła się cała zaległa kwota. Jednak można jak się chce :)

*imię zmienione

GW

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 492 (558)
zarchiwizowany

#9056

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja mama jest pielęgniarką na izbie. Tym razem piekielni pacjenci. Pewnego popołudnia wparowało do pomieszczenia kilkanaście osób. Hałas, wrzask, ścisk, mama nie wiedziała co się dzieje, dopóki nie złapała ostrości i rozpoznała Cyganów. Po dłuższej namowie zgodzili się, aby mówiła tylko [G]głowa rodziny.
[G] - Z roweru spadł! - wyjaśnił pan i wyciągnął zza ich pleców ośmiolatka. Ponoć ledwo go było widać zza bujnych sukien panien, akurat cała gromadka wybierała się na festyn. Po kilku minutach przybyła wezwana pani [D]doktor i poprosiła Cyganów o wyjście na korytarz. Zaczęła się mała sprzeczka.
[G] - Nie zostawimy go samego tu! Będziemy tu wszyscy razem, albo idziemy do innego szpitala! (30 km dalej, gwoli ścisłości).
[D] - Tarasujecie państwo całą izbę, musimy być przygotowani na przyjęcie innych pacjentów. Mama niech zostanie z synem, dobrze? Zgodzili się, doktorka zbadała chłopca i wypisała skierowanie na oddział, okazało się, że złamał rękę. Ojciec chłopca, który nie mógł się powstrzymać i wparował znów na izbę, zaczął pocieszać, że będą go odwiedzać, póki nie wypuszczą. Pani doktor uśmiechnęła się i dodała:
[D] - Oczywiście pojedyńczo, pacjenta mogą odwiedzać maksymalnie dwie osoby na dzień. - Na korytarzu chyba to usłyszeli, bo znów [C]wszyscy wlecieli do środka.
[C] - Ty krowo, ty [..lawina wyzwisk..], będziemy go razem odwiedzać! Jesteśmy jego rodziną! - I jazda na całego. Doktorka się zdenerwowała:
[D] - Wykluczone. - I ruszyła do wyjścia. Wtedy inny z [P]"panów" ją złapał za ramię i wysyczał:
[P] - A my wiemy gdzie ty mieszkasz! - Doktorka wybałuszyła oczy - My wiemy! Wiemy jaki masz samochód! Wiemy gdzie ty mieszkasz! - i tak kilka razy. W końcu szarpnęła się i uciekła. Mama też wystraszona, rozpakowała wenflon i nieśmiało oznajmiła, że musi go wbić chłopcu. Mordercze spojrzenia Cyganów ją od tego odwiodły, ostatecznie mogły go wbić pielęgniarki na oddziale.

zach-pom

Skomentuj (132) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 189 (231)

#8704

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja mama jest pielęgniarką na izbie przyjęć. Pewnej nocy, grubo po dwunastej, karetka przywiozła z innej miejscowości starszą panią z bólami klatki piersiowej, temperaturą i słabością. Mama[m] zadzwoniła do lekarza[l] dyżurnego, długo nie odbierał..., ale w końcu zaspanym głosem chrząknął coś niezrozumiałego do słuchawki.
[m]- Panie doktorze, pacjentka z [...]. Za ile czasu pan przyjdzie?
[l]- No co ona, przecież druga w nocy jest! - odburknął wściekły.
[m]- Ale pacjentka...
[l]- Niech przyjdzie rano! - przerwał i rzucił słuchawką. Dla mojej mamy takie zachowanie lekarzy to normalka, zadzwoniła jeszcze raz i drugi. W końcu znów łaskawie odebrał.
[l]- A podała jej [...]? Zmierzyła ciśnienie? Zrobiła ekg? - próbował zyskać na czasie.
[m]- Tak, [opis wyników] proszę przyjść.
[l]- Ku... - tu ledwo zrozumiałe przekleństwa - Dobra, zaraz będę.
Minęła godzina(!), pacjentka już u kresu wytrzymałości, na izbie jest tylko jedna kozetka, a leżeć na niej nie mogła, bo akurat przywieziono jakiegoś pijaka ze skaleczoną skronią i musiała się męczyć na krzesełkach. Mama dzwoni znów do lekarza, znów powiedział, że za chwilę będzie i tak w kółko. Około 6 nad ranem w końcu się zjawił, naskoczył, że starsza pani położyła się na krzesełkach i zajmowała tym samym miejsca potencjalnym przyszłym pacjentom, zbadał ją na szybko, stwierdził, że nic nie jest, i kazał wracać do domu. [p]Pacjentka się rozpłakała:
[p] - Mi się po tabletkach od siostry poprawiło, wrócę do domu i umrę, naprawdę źle się czułam.
[l] - Niech nie wymyśla. Ludziom odbija na starość. Do widzenia! - machnął ręką i wyszedł. Koniec końców, kobiecina nie miała wyjścia i musiała opuścić izbę. Pojawił się nowy problem, przywieźli ją bez grosza przy duszy, nie miała za co zamówić taksówki, a karetka nie mogła jej z powrotem odwieźć do domu. Mama i druga pielęgniarka na dyżurze oczywiście też spłukane, bo po co brać pieniądze do pracy. Zadzwoniła znów do lekarza, by spytać co zrobić z pacjentką.
[l] - A skąd mam wiedzieć? Nie dzwonić mi z duperelami.
Starsza pani znów zaczęła płakać, że dlaczego jej nie przyjął na oddział, że za kilka dni przyjechałby do niej syn, że miałaby opiekę i transport, że się boi, że znów zaczyna się źle czuć. Mama skończyła zmianę o 7, pacjentka nadal siedziała na izbie. Z opowieści zmienniczki wiadomo, że o 8.00, gdy przyszedł drugi lekarz dyżurny, od razu przyjął ową pacjentkę na oddział, gdyż o dziwo była bliska zawału...

zach-pom

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 713 (817)
zarchiwizowany

#8828

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W wielki piątek, na izbę przyjęć, gdzie dyżur miała moja mama, trafił mocno pobity, półprzytomny chłopak. Okazało się, że na dyskotece, ni stąd ni zowąd, przyczepiło się do niego trzech chłopów. Każdy wielki, napakowany, co chwilę podchodzili do stolika chłopaka i mówili "Jesteś dziś nasz"itd. Chłopak nie wiedział o co chodzi, jego dziewczyna zaczęła sie denerwować i prosiła żeby już wyszli. Chłopak uznał to za jakiś absurd i tym razem on podszedł do tych chłopaków, by spytać o co im chodzi, przecież ich nie zna. Gdy od nich odchodził, któryś mu rzucił butelką w plecy. Przewrócił się, a ochroniarz, który do tej pory kręcił się w pobliżu, szybko się oddalił i udał, że tego nie widział. Dziewczyna głównego bohatera zaczęła wrzeszczec i dogoniła tego ochroniarza, żeby cos zrobił. On oczywiście ją odepchnął i zagroził, że ją wyrzuci z lokalu. Pobity chłopak z trudem wstał i zaczął szukać napastników. Gdzieś jednak zniknęli. Dołączył do swojej dziewczyny, która kłóciła się ze wspomnianym ochroniarzem i także zaczął nalegac na interwencję. Ochroniarz złapał chłopaka za poły i wyrzucił z dyskoteki twierdząc, że wszczyna rozróby. Dziewczyna próbowała więc szukać pomocy u barmana, który od początku wszystko widział, ale wyzwal ją od oszustek. Zadzwoniła więc na policję, a chłopak w tym czasie poszedł do łazienki mieszczącej się obok dyskoteki, płatnej. Dyżur w łazience sprawowała jakaś baba. Zrobił siku i gdy podciągał spodnie drzwi runęły i, jak sie można domyślić, ci sami napastnicy wyrwali go z kabiny. Tym razem bili go przez kilka minut, najwięcej kopali w brzuch i nogi. Przestali, gdy do łazienki wpadła jego dziewczyna, która go szukała. Zarechotali głupio i wyszli. Zadzwoniła po pogotowie, zaczęła wrzeszczec na babkę pilnującą kible że nie zareagowała tylko patrzyła bez słowa przez ten cały czas. Babka tylko pokazała środkowy palec i wróciła do konsumowania kanapki. Przyjechała wezwana policja, dziewczyna zaciągnęła ich do dyskoteki i pokazała palcem trzech napastników, policjanci jednak ogony pod siebie i w tył zwrot. Powiedzieli, że muszą najpierw przesłuchać pobitego chłopaka. Zaczęła na nich krzyczeć, że barman i ochroniarz wszystko widzieli, jednak ci skłamali że to wariatka. Policjanci wyszli z dyskoteki, podjechała karetka, chłopak pojechał z dziewczyną do szpitala. Na miejscu policjanci go przesłuchiwali i wmawiali, że on zaczął bójkę, że sprowokował, żeby nie kłamał. Skłamali, że przesłuchali pracowników dyskoteki i obciążyli winą pobitego. Koniec końców, policjanci tchórze poszli w ślady barmana i ochroniarza, wyszli z izby uznając sprawę za jasną, a chłopak na święta leży w szpitalu.

dyskoteka i policja

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 130 (322)
zarchiwizowany

#8662

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z kilkanaście lat temu, mój tata, właściciel małej firmy budowlanej, pracował w Niemczech dla Żydów. Zdarzyła się sytuacja, że w jednym pomieszczeniu znajdował się mój tata, dwoje pracowników[1/2] oraz starsza pani[p], właśnie Żydówka i jej dorosły wnuk. Pracownicy rozmawiali ze sobą i analizowali robotę rzucając co chwilę mięsem, a nawet zaczęli się wyzywać, oczywiście wszystko bez podnoszenia głosu, pozornie kulturalnymi głosami, aby nie przeszkadzać rozmawiającym w swoim języku Żydom.
[1]- To nie tak, debilu je*any.
[2]- Mówię ci, że ku*wa tak ma być. Jak niedouczony jesteś to wypie*dalaj w pie*dolonych podskokach.
I tak dalej, przez kilkanaście minut. Ponoć tata próbował ich uspokajać, ale nie przyniosło to rezultatu, dopóki owa starsza pani się w końcu nie odezwała:
[p]- Ja rozumiem po polsku - i się uśmiechnęła. Oczywiście już żaden nie przeklnął, dopóki nie wyszła. :)

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 156 (244)

1