Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Misiabe

Zamieszcza historie od: 19 czerwca 2011 - 0:16
Ostatnio: 27 kwietnia 2013 - 17:20
  • Historii na głównej: 11 z 15
  • Punktów za historie: 10179
  • Komentarzy: 30
  • Punktów za komentarze: 205
 

#14085

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia może niezbyt piekielna ale dla mnie wtedy taka właśnie była.

Mój syn jako 3 -letnie dziecko pochłaniał olbrzymie ilości jedzenia. Jednak był jednocześnie tak żywym dzieckiem, że wyglądał jak przysłowiowa śmierć - tylko kości i skóra.

Poszłam z nim do przychodni na bilans trzylatka. Wszystko było ok, do momentu ważenia. Lekarka z poważną miną stwierdziła, że dziecko jest niedożywione. Zrobiłam wielkie oczy i opowiedziałam lekarce ile mały je. Ona pośmiała się, że rzadko zdarza się dziecko z taką przemianą materii ale póki mały jest zdrowy to nie mamy czym się martwić. Na moje nieszczęście w poczekalni siedziała "moherowa babcia". Drzwi do gabinetu były dość cienkie więc wszystko słyszała.

Po tygodniu zjawiły się u mnie w domu dwie panie z Opieki Społecznej. "Ktoś" im doniósł, że znęcam się nad dzieckiem i je głodzę. Zdenerwowałam się nie na żarty, ale wszystko paniom wytłumaczyłam. Siedziały u mnie pół dnia. Same widziały ile mały pochłania jedzenia i że wiecznie biega więc dość szybko to spala. Były jeszcze dwa razy, tak kontrolnie i za każdym razem wychodziły mówiąc że wszystko w porządku.

Nie minął miesiąc kiedy przyjechała do mnie para z Komitetu Ochrony Praw Dziecka, czy jakoś tak. Znowu tłumaczenie, podejrzliwe spojrzenia itp.

Dla spokoju poszłam do mojej lekarki. Wzięłam wszelkie możliwe skierowania na badania, żeby mieć na piśmie, że mały jest zdrowym dzieckiem, nie brakuje mu żadnych witamin itp.

W sumie cała sytuacja trwała 3 miesiące. Takich "najazdów" miałam jeszcze pięć. Za każdym razem z innej instytucji. Przy każdej było mnóstwo nerwów, tłumaczeń, dodatkowych badań małego... Jednym słowem totalna nerwówa. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze.

O tym kto tak pięknie na mnie donosił dowiedziałam się trochę później, gdy wychodząc ze sklepu usłyszałam jak "moherowa babcia" mówi do sprzedawczyni:
- To ta co dziecko głodzi, zgłosiłam to gdzie trzeba ale nie wiem czemu jej dziecka nie wzięli.

Czasem nadgorliwość bywa gorsza od faszyzmu. Choć z drugiej strony dobrze, że zareagowała na krzywdę dziecka (choć w tym wypadku wymyśloną) i nie dotknęła jej znieczulica.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 748 (818)

#13134

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia może nie bardzo piekielna ale pokazująca jak niektórzy szanują pracę innych.

Słowem wstępu: dorabiam sobie haftując obrazy, metryczki na chrzciny lub pamiątki ślubne. Używam najlepszych materiałów (co za tym idzie droższych) żeby obrazki nie zblakły np. po 5 latach. Zawsze biorę tez zaliczkę na materiały w razie gdyby klient się rozmyślił. Nigdy nie miałam problemu z klientami albo z zapłatą za obrazki. Do czasu...

Tydzień temu zadzwoniła do mnie pewna kobieta. Chciała żebym wyhaftowała jej obrazek Matki Boskiej na jakąś tam rodzinną okazję. W ciągu tygodnia przygotowałam sobie propozycje obrazów i ceny.

Wczoraj kobieta zjawiła się u mnie. Ja pokazuje jej propozycje. Ona ogląda z zaciekawieniem i pada pytanie o cenę.

[J]a: Ten obrazek kosztowałby 350 zł, ten 400 zł ...
[K]obieta: A nie ma pani jakiś tańszych?
[J] Ten najmniejszy mógłby być za 150 zł.
[K] A na kiedy byłby zrobiony bo ja na jutro potrzebuje..

Tu moja konsternacja bo choćbym i 24 h na dobę siedziała to nie ma możliwości wyszycia obrazka na następny dzień. Tłumaczę kobiecie co i jak. Usłyszałam w odpowiedzi:

[K] Ale ja taki sam obrazek to za 4 zł kupie i to w ramce!!
[J] Możliwe ale to będzie drukowane na kartce, a nie haftowane ręcznie.
[K] No dobrze, to ja zamówię ten najtańszy i odbiorę jak już będzie zrobiony.
[J] Dobrze, więc poproszę 50 zł zaliczki na materiały.
[K] No wie Pani co?! To ja pani daje zarobić a pani jeszcze krzyczy o zaliczkę?! I nie umie pani zrobić go w ciągu jednego dnia?!?! Albo pani robi albo wychodzę i kupie sobie ten za 4 zł!!

Na co ja z uśmiechem na ustach pożegnałam się z nią i jeszcze jej drzwi otworzyłam.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 707 (761)

#12041

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu w Biedronce była promocja napojów energetycznych. Puszki były sklejone taśmą po dwie a płaciło się za jedną czyli 1,99 zł. Jestem fanką tych napojów (tak, tak, wiem że niezdrowo) więc wrzuciłam do koszyka dwa takie dwupaki. Odstałam swoje w kolejce, zapłaciłam usłyszawszy sławne "Mogę być winna grosika?". Odeszłam na kilka kroków od kasy i zaczęłam sprawdzać rachunek. To taki mój nawyk. A tam napoje skasowane trzy razy. Myślę sobie, no może kasjerka się pomyliła, ruch duży każdemu się zdarza. Wróciłam do kasy i poczekałam aż skończy wydawać resztę następnej osobie.

[J]a: Przepraszam, ale pani się chyba pomyliła. Mam o jeden raz za dużo skasowane napoje.
[K]asjerka: Niemożliwe, ja się nie mylę!!!
[J] No niestety, proszę zobaczyć rachunek
[K] Wszystko się zgadza, pani miała 3 dwupaki.
[J] Nie, miałam 2 a pani nabiła 3 razy na kasę.
[K] Taaaa, pewnie gdzieś położyłaś ten jeden a teraz się kłócisz o 2 zł!!!

W tym momencie przestałam wierzyć, że to był przypadek. Zwłaszcza, że przy ostatnim zdaniu i mina i ton kasjerki zrobiły się strasznie nieprzyjemne.

[J] To proszę spytać ochroniarza, który stoi przy drzwiach i widział, że nawet do drzwi nie podeszłam.
[K] Ale ja teraz to bym musiała jakoś wycofać i kasę przeliczyć a kolejka jest duża.
[J] Ale to nie mój problem. Pani się pomyliła więc niech teraz pani mi odda moje pieniądze, a jak nie to poproszę o wezwanie kierowniczki!!

W tym momencie kasjerka posłała mi mordercze spojrzenie. Wyciągnęła z kasy 2 zł i rzuciła je na tackę. Wzięłam pieniądze i uśmiechając się pożegnałam ją słowami: "Tym razem to ja będę winna grosika"

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 602 (676)

#12040

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miejsce akcji: poczta
Bohaterowie akcji: Ja [J], moja 5-letnia wtedy córka [C] oraz kobieta około 35 lat

Godzina popołudniowa, kolejki do dwóch otwartych okienek dość duże. W każdej ponad 10 osób. Stanęłam sobie z córcią grzecznie w jednej z nich i czekamy. Jak to małe dziecko córka cały czas o coś pytała, opowiadała jakieś historyjki, ale grzecznie stała w kolejce bo tym razem to ona posyłała list do babci. Za nami ustawiło się już kilka osób.

W pewnym momencie schyliłam się, żeby zawiązać córce sznurówkę. Kolejka przesunęła się nieznacznie do przodu. Podnosząc się zauważyłam przed nami kobietę, która na pewno jeszcze przed chwilką tu nie stała. Zerknęłam do przodu bo przecież mogła się z kimś zamienić, a ja nie zauważyłam. Ale nie.. Wszystkie osoby te same plus dodatkowa babka przed nami. Myślę sobie, no nic.. Nie będę się kłócić bo z dzieckiem jestem.

Ale zauważyła to też moja mała.
[C] Mamo, a ta pani to dopiero przyszła prawda?
[J] Tak, dopiero przyszła.
[C] To czemu ta pani stoi przede mną, a nie na końcu kolejki?
[J] Bo się wepchnęła przed nas i myśli że nie zauważymy.
[C] A ta pani nie wie, że to tak niegrzecznie?
[J] No pewnie nie wie, może nikt jej nie powiedział...
[C] Mamo, to ja jej powiem bo jak wróci do domu to jej mama się zdenerwuje, że była taka niedobra dla innych..

Po ostatnim zdaniu mała stanęła obok tej baby i z uśmiechem na ustach zaczęła ją pouczać, że zachowała się niegrzecznie wpychając się przed małe dziecko w kolejce.

Cała nasza rozmowa była na tyle głośna, że słyszała ją nie tylko ta kobieta ale i większość osób na poczcie. Po zbesztaniu kobiety przez moją małą większość osób na sali już nie chichotała po cichu ale zwyczajnie ryczała ze śmiechu. Kobieta spaliła raka i mrucząc coś pod nosem o tym jak to wredne matki dzieci wychowują wyszła. A moja mała w nagrodę za dzielne pilnowanie porządku w kolejce dostała od pracownicy poczty jakiś mały notesik z ołóweczkiem.

Poczta Polska

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 918 (996)

#12038

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będąc z pierwszym dzieckiem w ciąży miałam problemy z sercem i ogólnym stanem zdrowia. Często robiło mi się słabo zwłaszcza w małych, dusznych pomieszczeniach, lub gdy się zdenerwowałam. Zazwyczaj więc gdy musiałam coś załatwić byłam "eskortowana" przez mojego męża lub kogoś z rodziny. To tak tytułem wstępu.

Byłam zarejestrowana na "bezrobociu". Jakiekolwiek papierki, które musiałam donieść zazwyczaj podrzucał tam mój mąż. Jednak pod koniec ciąży panie z UP zadzwoniły do mnie, że jeden z formularzy muszę podpisać jeszcze przed porodem, który miałam mieć za 2 tygodnie. Znając moją sytuację zdrowotną umówiły się ze mną na konkretną godzinę. Miałam nie czekać w kolejce (zazwyczaj minimum 30 osób), tylko wejść i podpisać co trzeba, dokumenty już na mnie czekały.

Mąż został w samochodzie, ja dzielnie ruszyłam po schodkach na 4 piętro. Kolejka dłuższa niż normalnie. Podeszłam do drzwi i uśmiechając się, przeprosiłam wszystkich, że nie stoję w kolejce ale mam tylko coś do podpisania. Po odbębnieniu papierkowych formalności wyszłam na korytarz i się zaczęło....

Na oko 40 - letnia kobieta zaczęła krzyczeć:
- Ja tu stoję od godziny a ty pi..o się wpi..ć będziesz?? Jak się po krzakach włóczysz to i stać w kolejce musisz!! A pewnie zamiast brzucha poduszkę wkładasz, żeby szybciej było... (I dalej w tym tonie..)
Totalnie osłupiałam, usłyszałam tylko kilka pierwszych zdań i jak się domyślacie zemdlałam.

Ocknęłam się po kilku (kilkunastu?) minutach widząc nad sobą męża i kilka osób, które tam pracowały. Od nich dowiedziałam się, że nawet gdy walnęłam sobą o podłogę rozkrzyczana kobieta nie przestała się wydzierać, tylko dalej dowodziła wszem i wobec jaka to ja jestem podła, że weszłam bez kolejki. Krzyczała dalej kiedy przybiegł mój mąż zaalarmowany przez jedną z pracownic. Przestała w momencie, kiedy wezwano karetkę, a ktoś z kolejki krzyknął, że policję też trzeba wezwać. Wtedy "szanowna" pani uciekła...

Dodam tylko, że moja wizyta w pokoju do którego była kolejka zajęła może pół minuty...

Urząd Pracy

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 617 (681)