Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Misiabe

Zamieszcza historie od: 19 czerwca 2011 - 0:16
Ostatnio: 27 kwietnia 2013 - 17:20
  • Historii na głównej: 11 z 15
  • Punktów za historie: 10179
  • Komentarzy: 30
  • Punktów za komentarze: 205
 
zarchiwizowany

#49714

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O tym jak to babcia lekarza zmienić musiała...

Mam sobie babcię, jak większość z was. Moja babcia niedługo skończy 80 lat. Jak na twardą staruszkę przystało od lekarzy stara się trzymać z daleka a wszelkie dolegliwości kwituje tekstem: samo przyszło, samo wyjdzie.
Jednak i ją w końcu przyszpiliło i po nieciekawym weekendzie (skaczące ciśnienie, duszności, zawroty głowy... ) postanowiła posłuchać rady domowników i odwiedzić lekarza.
W naszym małym ośrodku jest jeden Pan Lekarz. Ale tylko z nazwy. Jest to człowiek już nie najmłodszy, sam wymagający leczenia zwłaszcza w poradni alkoholowej. Jest u nas już od lat i ludzie chodzą do niego chyba bardziej z przyzwyczajenia lub po drobne zaświadczenia czy skierowania, za które oczywiście każe sobie słono płacić...

Wizyta u niego była krótka. Łaskawie posłuchał z czym przychodzimy. Łaskawie osłuchał babcie i jeszcze łaskawiej wypisał odpowiednie skierowanie. Przy czym był bardzo zdziwiony, że nie mam zamiaru za to dać mu ani złotówki.

Gdzie tu piekielność? A tu!
Na do widzenia babcia usłyszała : "Pani to jest już tak chora, że się pani powinna pakować na drugi świat a nie leczyć..."

Dla zainteresowanych - babcia miała zapalenie płuc, które już wyleczyła i nie zamierza się nigdzie pakować, :)

słuzba_zdrowia

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (203)
zarchiwizowany

#18684

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tym razem sytuacja chyba bardziej śmieszna niż piekielna.

Krótki wstęp. Mój mąż umie dobrze niemiecki i troszkę angielskiego. Ja - na odwrót.

W tamtym roku byliśmy na krótkich wakacjach u znajomej Niemki. Byliśmy z dziećmi więc obowiązkowym punktem programu była wizyta w sklepie z zabawkami. Mąż z córką coś tam oglądali a ja z synem wyruszyliśmy na poszukiwania jego ukochanych bakuganów. Stoimy przed regałem. Mały czegoś szuka i znaleźć nie może. Poprosił mnie, żebym podpytała sprzedawczynie czy mają na zapleczu więcej tych figurek.

Podchodzę do kasy. Pytam, oczywiście po angielsku. Młoda kobieta odpowiedział też po angielsku i poszła poszukać.

W między czasie córka chciała, żebym coś zobaczyła więc poszłam do niej a mąż został z synem. Podchodzi do nich wcześniej zagadnięta pracownica i zaczyna coś mówić do mojego męża po angielsku. Ten jej odpowiedział po niemiecku więc przeszli na ten język. Kobieta znów zniknęła na zapleczu.

Stoimy już razem. Ja rozmawiam z dzieciakami - oczywiście po polsku. Kobieta wraca z całym naręczem figurek. I mało ich nie upuściła kiedy usłyszała kolejny język. Przez chwilkę patrzyła na nas dziwnie. A potem uśmiechnęła się i stwierdziła po polsku, żebyśmy sobie więcej z niej żartów nie robili tylko rozmawiali z nią "po naszemu".

A najlepszy był komentarz mojego syna na sam koniec: Mama, i po co ja się mam angielskiego uczyć skoro się po polsku za granicą dogadam :)

zagranica

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 345 (375)
zarchiwizowany

#18683

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miałam nadzieję, że nigdy mi ani nikomu z mojej rodziny nie będzie dane spotkać (zbyt) piekielnych lekarzy...

O słodka naiwności....

Pewnego dnia dzwoni do mnie mama. Mój tatulek miał wypadek w pracy, spadł z rusztowania i złamał nogę. Dzwonię do taty, który jest 400 km od domu. Ten uspokaja, że wszystko jest w porządku. Leży już w szpitalu. Złamanie otwarte ale lekarze mili, uczynni. Pocieszają, że wszystko będzie ok. Po 5 dniach, z gipsem na nodze tatulo wrócił do domu. To był czwartek.

W piątek mama pojechała zarejestrować ojczulka do ortopedy na kontrole. I tu pierwszy zonk. Pierwszy możliwy termin - za dwa miesiące...

Dobrze, że czytam Piekielnych więc przed wizytą nastawiłam mamę na taką możliwość i po dużej kłótni łaskawie dali termin wizyty w poniedziałek.

Tata stawia się u lekarza. Zdjęcie, badania itp... I tu drugi zonk, jeszcze większy... Ten ortopeda jasno i wyraźnie powiedział, że tamten szpital spartolił robotę. Kość jest niezłożona, zaczyna się dodatkowo rozszczepiać, rana pod gipsem boli jak diabli, noga coraz bardziej puchnie... Tata ląduje na oddziale. Gips ściągają. Przez 2 tygodnie czekamy aż rana się zagoi. Potem operacja, śruby w nodze, mnóstwo środków przeciwbólowych, nerwów, kolejne 2 tygodnie na oddziale...

Sumując: gdyby w pierwszym szpitalu zrobili co trzeba oszczędzili by tacie mnóstwa czasu, bólu i nerwów czy noga prawidłowo się zrośnie...

A na koniec tekst mojego taty dotyczące pseudo ortopedy, który chyba dobrze oddaje cała sytuację: "Wolałbym żeby mnie tam z błotem mieszali ale żeby mi nogę złożyli.."

służba_zdrowia

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 88 (144)
zarchiwizowany

#17485

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z przed kilku lat. Typowa przychodnia zdrowia. Przy gabinecie lekarki kolejka składająca się z około 10 osób.

Przyszłam z siedmioletnią córką, która w nocy zaczęła wymiotować. Rano wymioty ustały jednak mała była blada, bardzo słaba i przysłowiowo "leciała przez ręce". Po zarejestrowaniu się pielęgniarka głośno i dobitnie powiedziała, że ze względu na stan dziecka wchodzimy bez czekania gdy tylko z gabinetu wyjdzie pacjent. Nikt nie protestował, wręcz niektórzy zaczęli dopytywać co się stało itp. Usiadłyśmy sobie zaraz koło drzwi gabinetu.

Po 5 minutach czekania do poczekalni weszła około 50 - letnia kobieta. Od razu stanęła koło drzwi gabinetu.

[K]obieta: Proszę państwa teraz ja wchodzę bo nie mogę czekać
[J]a: Nie proszę pani, może wejść pani po mnie jak się inni zgodzą, ale teraz nasza kolej.
[K]: Pani sobie żartuje! Tylko z dzieckiem, pewnie zwykłe przeziębienie a ja jestem poważnie chora!
[J]: Nie wątpię ale to nie zmienia faktu że teraz nasza kolej.
[K]: Nie będę czekać aż doktorka zbada jakiegoś bachora! Teraz ja wchodzę!!

Kobieta zaczęła swój monolog.Wybaczcie ale nie przytoczę go tutaj. Poznałam wszelkie niechlubne określenia płci pięknej jak i moją historię do pięciu pokoleń wstecz!

W tym momencie córka znowu źle się poczuła i jak można się domyślać puściła pięknego pawia wprost na wydzierającą się kobietę. Jej miny nie zapomnę chyba już nigdy. Miała ochotę chyba mnie zabić na miejscu. Baba natychmiast zamilkła, sczerwieniała i znikła z poczekalni w takim tempie, że pewnie Supermen by jej nie dogonił.

Chwilę potem weszłam do lekarki, która usłyszawszy co się stało sama zaczęła się śmiać. Ta kobieta to była stała bywalczyni. Do lekarza przychodziła jak na terapię do psychologa - żeby się wygadać... I wiecznie z kimś się kłóciła. A to z innymi pacjentami, a to z pielęgniarkami.

I teraz sami oceńcie kto tu był piekielny... ?

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 191 (245)

1