Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Peter87

Zamieszcza historie od: 13 maja 2011 - 3:36
Ostatnio: 13 grudnia 2016 - 12:22
  • Historii na głównej: 11 z 24
  • Punktów za historie: 4722
  • Komentarzy: 75
  • Punktów za komentarze: 177
 

#76139

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W ubiegłą sobotę wyszedłem pojeździć na moto po mieście. Wjechałem w strefę (trochę niechcący, ale objazd, bo jedną z ulic przebudowują) i przede mną pan w starej Astrze parkuje- robi zatoczkę tyłem. Wszystko ok, tylko światło cofania mu nie świeciło, gdy cofał. Myślę: "podjadę, powiem by sobie żarówkę wymienił".

Podjeżdżam, pokazuję by szybę opuścił i... Nie zdążyłem nic powiedzieć, a usłyszałem dość obfitą wiązankę k**ew, ch**ów i innych epitetów na p i j...

Oby ci dziadu dowód rejestracyjny zabrali!

drogi

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 232 (238)

#74702

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historii właściwie by nie było, gdyby piekielnym był pospolity Sebix w 25-letnim BMW ze spoilerem. Nawet bym wtedy nie siadał by to opisać. Jednak piekielnym okazał się kierowca miejskiego autobusu, czyli ktoś, kto w moim mniemaniu powinien przepisów przestrzegać. Ale do rzeczy.

Przygotowuję się właśnie do egzaminu na prawo jazdy kategorii "A". Od pewnego czasu poruszam się po mieście jednośladem, który w obsłudze nie odbiega od "prawdziwego motocykla", jednak ze względu na jego litraż i niewielką moc, można się poruszać nim na "standardowym" prawku. Założyłem sobie, że będę udawał, że zawsze gdy nim jadę to zdaję egzamin- tak by wyrobić nawyk wzorowej jazdy, rozglądania się itp. Taka praktyka. Tyle słowem wstępu.

Sobota, godzina 7.40, jadę na jedną z ostatnich lekcji (teoria dawno zdana, termin praktyki ustalony). Omijam autobus komunikacji miejskiej, który właśnie zajechał na przystanek. Zostawiam go jakieś 50m za sobą i zbliżam się do skrzyżowania z jedną z bardziej ruchliwych dróg. Pech chciał, że nie dość, że są na nim światła, dwa pasy, to jeszcze akurat zapaliło się czerwone.

Dwa pasy- lewy skręca tylko w lewo, a prawy w lewo i w prawo. Ruch zerowy, więc mam nakaz jazdy prawym pasem. Do świateł dojeżdżam przy lewej jego krawędzi z kierunkowskazem w lewo (akurat plac manewrowy jest w tę stronę). Oczywiście zadowolony z siebie dopowiadam sobie, że instruktor by mnie pochwalił, że dobrze, bo się nawet obejrzałem!

Jak łatwo się domyślić, po 10-15 sekundach, zjawia się za mną autobus. I jak na złość ten chce skręcić w prawo. Mało tego, na pasie, który zajmujemy jest mały bonus w postaci strzałki w prawo, która właśnie się zapaliła.

Auto osobowe, a nawet mały dostawczak by się bez problemu zmieściły. Jednak autobus ma już większy gabaryt. Klakson! A ja w konsternacji... Co mam zrobić? Pojechać na czerwonym w swoją stronę, czy może nagle zmienić zdanie i skręcić w prawo? Cóż, może kierowca nie widzi, wskazuję więc na migający kierunkowskaz i pokazuję (całą dłonią! Nie jednym, palcem), że zakręcam w lewo...

Klakson ponowny- nie reaguję. Bus rusza i hamuje- oho... robi się ciekawie. Otwiera się okno i słyszę "tak ciężko zjechać na drugi pas?". A... więc o to chodzi...
Wskazałem tylko na ciągłą linię i stwierdziłem, że nie ma sensu dyskutować. Zresztą na lewym pasie pojawiło się auto, więc skończyły się argumenty kierowcy i po długich 20 sekundach światła zmieniły kolor.

Niby nic. Część z Was powie, że faktycznie mogłem zjechać (no nie mogłem, bo musiałbym albo na przejście dla pieszych wjechać, albo stanąć w poprzek, cofać się, kombinować itp.). Inni, że mogłem się od razu ustawić na lewym pasie (też nie mogłem, zresztą skąd mogłem wiedzieć gdzie buz będzie jechał?). Jeszcze inni, że pas zablokowałem- no bywa, a jakbym jechał autem? Też by na mnie trąbił?

Spójrzmy jednak na to z mojej strony. Zawodowy kierowca, który przewozi ludzi nakłania mnie do złamania przepisów. A co by było jakby przypadkiem przejeżdżała policja? "Panie władzo, bo tu była strzałka w prawo, więc chciałem puścić autobus, żeby pojechał na tej strzałce". I policja by to kupiła?
Człowiek się stara, ćwiczy itd. i dostaje z*ebę, bo jedzie prawidłowo...

komunikacja_miejska

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (194)

#72258

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z racji tego, że pracuję nieco dalej od domu niż przez ostatnie kilka lat, rower przestał być użyteczny. Postarałem się więc aby pojazd,k tórym dojeżdżam, był zaopatrzony w silniczek o pojemności 49,5cc. Bo to i tanio i sprawnie, wygodnie i nadzwyczaj przyjemnie (w mieście - polecam).

Pracuję w dużej korporacji, która biurowiec ma w samym centrum kilkuset tysięcznego miasta. Centrum, ale zamieszkująca, je przybyła przed wiekami podobno z Indii (a nie ze starożytnej Dacji!), grupa społeczna, skutecznie psuje opinię okolicy. Nawet sam Sapkowski stanowczo nie radził aby zapuszczać się tam po nieszporach...

Mimo to, pełen wiary w ludzi i tego, że w budynku zatrudnienie ma około 2000 osób, parkuję mój jednoślad vis a vis popularnej drogerii, tuż pod jednym z czterech głównych wejść (w miejscu gdzie nikomu nie wadzi, nawet Straży Miejskiej). Pierwszy dzień, wszystko ok. Drugi dzień, próba kradzieży- motorower leży oparty słup ograniczający chodnik. Ma złożone nóżki. Jednak był przypięty i miał zablokowaną kierownicę, a 120kg nie każdy potrafi wziąć na barki.

Udaję się więc do ochrony, gdyż zauważam, iż baczne oko Wielkiego Brata spogląda idealnie na mnie. Oczywiście przepisy zabraniają pokazywania nagrań bez policji itp. Ale oni oglądali, i akurat kamera była odwrócona (oczywiście...). Niby jakieś dzieciaki się kręciły, ale nic nie ma. Natomiast z pozytywnych rzeczy, dostałem propozycję nie do odrzucenia w postaci: "Paaaanieeee, zjeżdżaj pan do nas do garażu. Byle legitkę okazać przy wjeździe i stawiaj pan koło rowerów. I tak na okrągło puste".

Ok... i tu się właściwie piekielność zaczyna. Napisałem od razu do działu przydzielającego miejsca parkingowe (HR). Że chcę stawiać motorower koło rowerów, że nie jest to wg przepisów pojazd silnikowy, że nie będę zajmował stojaka na rowery, gdyż mam centralną stopkę, że wczoraj kradli na zewnątrz, że to jest pomysł ochrony i podobno ktoś tak już robił, że jeśli komukolwiek będzie przeszkadzało i jeśli są stanowczo na nie, to poproszę o taką wiadomość. Odpowiedź była taka, że przykro im, że próbowali ukraść, nie widzą większego problemu i na najbliższym zebraniu poruszą ten temat. Jakby ktoś był na nie, to dadzą mi znać. Nie dali, więc zielone światło.

Pierwszego "karnego kutasa za ch*jowe parkowanie" dostałem dwa tygodnie temu. Naklejka była na kolumnie, przy której parkuję. Nic... może była tam wcześniej.
Nie! jednak była dla mnie, bo dwa dni później była przyklejona na moim siedzeniu. Zerwałem i nic. Kilka dni później mam skręcone lusterka. Piszę więc kartkę, że mam zielone światło od HRów i ochrony, podaję swoje dane kontaktowe (firmowe) i prośbę o kontakt. Kartka znika, a ja mam zakręcony kranik paliwa, ustawione światła na długie. Następny dzień- przyklejona guma do żucia. I wczoraj wreszcie... rysy na baku.

Ważne dla sprawy jest to, jak parking ten wygląda. Są to 3 (właściwie 3,5- na czwartym jest szyb wentylacyjny i zajmuje tylko jego część) miejsca dla samochodów dostawczych. Na dwóch jest ok 40 "stojaków na koło", gdzie rower można przypiąć. Pozostała przestrzeń jest pusta i to można zostawić jednoślad nie przypinawszy go. Tutaj parkuję ja + zmieści się kilkanaście bicykli.
Ważne jest również zapełnienie parkingu... o 9.00 rano dzisiaj naliczyłem 23 rowery... To nie jest nawet połowa. A nikt u nas nie ma na późniejszą godzinę.

Sprawę zgłosiłem ochronie, ale oczywiście nie odpowiadają za to. Jak zauważą, to zwrócą uwagę. Czekam na dalszy rozwój wydarzeń...

praca

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 266 (274)

#68275

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rower to Twój wróg! Przynajmniej do takiego wniosku doszedłem po 3 latach codziennej jazdy. Kierowcy mówią, że rowerzyści to zło, bo na ulicę wjeżdżają nie mając ubezpieczenia i nie znając przepisów (i notorycznie je łamiąc). Piesi im wtórują dodając, że jeżdżą po chodnikach, czego robić im nie wolno. Rowerzyści bronią się zatem tym, że piesi chodzą po ścieżkach rowerowych, kierowcy na nich notorycznie parkują, a jak wielbiciela dwóch kółek wyprzedzają, to nie zachowują 1m odległości. I dyskusja trwa. I każdy ma rację, bo z grubsza każda teza jest prawdziwa... Są wśród nich tacy, którzy na siłę próbują edukować innych. Tak było w przypadku pewnego kierowcy...

Droga osiedlowa w strefie ograniczenia prędkości do 30 km/h (nie zamieszkania). Jadę jak należy, prawą krawędzią. Wyciągam lewą rękę, w lewą stronę, gdyż tam bym chciał skręcić. Jednak nauczony doświadczeniem spoglądam wcześniej do tyłu i... dostawczak Lublin jedzie środkiem (wyraźnie chce mnie wyprzedzić pomimo skrzyżowania) i zbliża się do mnie z prędkością... no nie mam fotoradaru w oczach, ale jeśli ja jechałem ok 20 km/h, to on na pewno więcej niż 30km/h. W tym miejscu powinienem zjechać do lewej krawędzi jezdni i skręcić, ale coś nie ufałem kierowcy, który zasuwa na złamanie karku. Ten nagle hamuje z piskiem opon i prawie się zatrzymuje idealnie za mną. No ok... zakręcam. A ten nagle redukcja biegu, gaz do dechy i wyprzedza mnie z klaksonem podczas gdy ja jeszcze nie zdążyłem wjechać w prostopadłą ulicę.

Szpetnie zakląłem - no debil, co zrobię? Podobne zdarzenia mam 4-5 razy w tygodniu.
Jak się zdziwiłem gdy to samo auto nagle zajechało mi drogę z naprzeciwka. Kierowca wjechał kolejną ulicę i zatoczył koło, po to by mnie... nie wiem co. Wysiada z samochodu i biegnie do mnie. Ja się zatrzymuję, ręka do kieszeni i od razu 112. Ten widząc to, zrywa mi zestaw słuchawkowy (nie, nie słuchałem muzyki, nie robię tego, wprawdzie nie ma przepisu zabraniającego, ale wiem, że to niebezpieczne).

Nawiązała się miedzy nami pyskówka. Kierowca zarzucił mi, że go spowolniłem, bo powinienem płynnie zjechać do krawędzi i skręcić (super powód by się rzucić na kogoś!). No tak bym zrobił gdyby nie zasuwał środkiem jezdni. Zaczął mnie szarpać (a ja jego, bo się broniłem). Jak zacząłem głośno mówić, ze jestem na tej i na tej ulicy, że kierowca auta Lublin o numerach takich takich mnie atakuje, ten połapał się, że coś jest nie tak i wrócił się do auta. Zapamiętałem numery.

Jeśli myślicie, że to była ta piekielność... to nie. Tzn. była. Ale jest druga. Ja święcie przekonany, że ciągle jestem połączony ze 112, zacząłem dawać informacje gdzie jestem i co się dzieje (wcześniej wyciągnąłem jacka z telefonu, bo kabel z zestawu został urwany). A tu zonk... po 16 sekundach połączenie zerwano. I to nie ja zerwałem, tylko dyspozytor. Dzwonię raz jeszcze i mówię co i jak.

D: Ale pojechał już?
J: Pojechał, ale zjechał z głównej drogi na małe osiedle. Jest tu budowa, więc pewnie jechał tam. Są numery i dokładny opis. Więc w czym problem?
D: No bo jak pojechał, to patrolu nie wyślę, proszę zgłosić na najbliższej komendzie, czyli (nazwa i miejsce).

Niepocieszony z marnej pomocy pod numerem alarmowym, po dojściu do komputera (10 minut później) odszukałem numer na komendę i dzwonię. Okazuje się, że muszę osobiście się stawić z dowodem. Patrolu nie wyślą, bo nie wiedzą gdzie. A bez pisemnego doniesienia nie mogą ścigać po numerach.

Jadę na komendę z pisemnym doniesieniem, a tam się dowiaduję, że zgłoszenie przyjmą, ale najlepiej jakbym... poszedł do sądu i wystosował pozew (k#$%a do kogo? Do numeru rejestracyjnego?). Ja, że nie znam człowieka. Przyjmująca zgłoszenie, że ok, to oni ustalą kto to i się z nim, a potem ze mną skontaktują.

Dziś mijają 4 miesiące od zdarzenia. Ani widu, ani słychu. Czy to jest standard na policji?

Btw. A jakby dzwonił człowiek z zawałem i by zasłabł, to co? Też po paru sekundach się wyłączą?

policja jezdnia

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 193 (293)

#65867

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Taaaak... Kurierzy - temat rzeka. Bardzo często korzystam z ich usług, bo jestem do tego zmuszony - pracuję w godzinach urzędowania Poczty Polskiej. A w pracy jestem w stanie nadać paczkę dzięki nim. Na szczęście póki co oprócz nierozgarnięcia kuriera, który nie umiał mnie znaleźć i nie zadzwonił itp. większych incydentów nie było. Oprócz jednego... I o nim właśnie historia.

Jako początkujący fotograf, ciągle rozwijam swój sprzęt. A co za tym idzie, często sprzedaję ten, który wymieniam. Taki obiektyw jest bardzo delikatną rzeczą. Dlatego też chucham i dmucham podczas pakowania. Owijam watą, bąbelkami, zakładam płaszcz lewitujący, okładam w dmuchane koła ratunkowe i zawsze, co ważne, ubezpieczam i opisuję zawartość.

Sprzedałem duży, fajny obiektyw. Kupiec nie odbierze osobiście, zamawiamy kuriera. Przy sprzedaży sprzętu za kilka tysięcy złotych, zawsze dokumentuję stan wizualny, techniczny, oraz pakowanie- kręcę filmik. Przyjechał "nowy" chłopaczek z firmy na u i zabrał paczkę. Następnego dnia otrzymuję telefon, że mechanizm autofokusa nie działa.
Kupujący kręci filmik i mi wysyła, ja mu pokazuję mój, gdzie widać, ze działa. Szybka wymiana zdań - winowajcą jest kurier. Swoją drogą... jestem pewny, że paczka była na tyle zabezpieczona, że po upuszczeniu z 1,5m nic nie powinno się stać. Jakim fizolem trzeba być, żeby to uszkodzić - nie wiem.

Zgłoszenie szkody musi być przez nadawcę - zgłaszam. Przedstawiam filmiki z pakowania i po rozpakowaniu. Odpowiedź - na drugi dzień przyjedzie kurier, który dostarczył paczkę i sporządzi protokół. Nie wyrobił się... a było to 31 października, więc zjawił się dopiero 4 listopada (rok 2013 - weekend był). Sporządził protokół, ze brak jest mechanicznych uszkodzeń paczki- to ważne. I tylko tyle.

Żeby zgłosić reklamację należy przedstawić ten protokół, inne dokumenty i wycenę szkody. Obiektyw powędrował do serwisu, gdzie wyceniono naprawę na... cóż, 1/3 jego ceny! Dokumenty wystawione (w tym ekspertyza przyczyny- silny wstrząs/upadek i potwierdzenie, że paczka była zabezpieczona prawidłowo), zamawiamy naprawę, umawiam się z kupującym, że połowę ja opłacę, połowę on. No bo przecież ubezpieczone, więc za miesiąc - dwa będzie zwrot. Nic bardziej mylnego.

Okazuje się, że firma kurierska nie odpowiada za zawartość paczki! TAK! Jeśli na pudełku nie ma śladów uszkodzenia, to nie ważne co się dzieje z tym co jest w środku! Okazuje się, ze ekspertyza... kuriera sporządzona 5 dni po dostawie jest bardziej wiarygodna od tej od autoryzowanego serwisu! Ubezpieczenie to ściema. Mimo ewidentnych dowodów winy przewoźnika - odmowa.

Poszedłem więc do szefa i okazało się, że kamera złapała kuriera jak wrzuca - dosłownie wrzuca - paczkę na pakę do busa. Tam sobie cały dzień uroczo pewnie dyndała. Przedstawiam nagranie w odwołaniu się do odmowy wraz z innymi, wcześniejszymi dokumentami. Już wtedy zasięgnąłem rady koleżanki - prawniczki. Powołałem się na odpowiednie paragrafy itp. Tzn. te, które ona mi podała ;)

Odmowa! Dlaczego?
Po pierwsze kurier, który paczkę odebrał ma swoją firmę i zlecenie od nich. Wiec to nie oni są odpowiedzialni, ale on. A on nie pracuje juz z nimi i nie mają prawa mi podać jego danych kontaktowych bo ustawa o ochronie danych (miałem nazwisko na protokole, google- firma zawiesiła działalność, zarejestrowana na adresie firmy kurierskiej... brak numerów- brak możliwości znalezienia gościa).

Po drugie - właściwie to co ja reklamuję? Przecież usługę transportu wykonali wg umowy. Oni nie odpowiadają za to co jest w środku. Na pudełku nic nie było.

Także uważajcie na to co i jak wysyłacie. Osobiście polecam usługę, podczas której kurier sam sprawdza sprzęt, jest przy pakowaniu, oraz przy rozpakowaniu i wszystko dokumentuje. Niestety kosztuje ona 4 razy więcej... W aukcjach zastrzegam też, że wysyłka na odpowiedzialność kupującego.

kurierzy

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 283 (339)

#65814

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiosenne porządki zaowocowały kilkoma aukcjami na pomarańczowym serwisie oraz ogłoszeniami na dawnej tablicy. Jakbym wiedział ile piekła z tego będzie, to bym zapakował wszystko i zawiózł na giełdę elektroniczną w niedzielę... Ale do rzeczy.

1. Monitor, duży, z bajerami w stanie idealnym. Skończyła się gwarancja, a mam nowego laptopa, więc leci. Nowy kosztuje prawie 600zł, więc wystawiam za 289 z możliwością negocjacji- max 5 dych mogę zjechać jeśli ktoś po niego przyjedzie.

Następnego ranka, moja skrzynka pęka w szwach od zapytań... a właściwie "ofert". Oto kilka przykładów:
-180?
-150 i biorę.
-Mogę dać max 2 stówy.
-200zł z przesyłką, pasuje?
-Dam 210, jeśli mi przywieziesz (jesteśmy na "ty"?)

Ja rozumiem, że można się targować. Ja rozumiem, że można szukać okazji. Ale są pewne granice...

2. Stary komputer - specyfikacja podana w opisie. Cena 150zł (ale za stówkę bym też puścił). I znów mnóstwo "ofert" nie do odrzucenia, z rekordzistą "a za 25zł?" na czele (dodam, że jedna z dwóch kości RAMu tyle jest warta w tym kompie). Ale nie to jest piekielne. Piekielne były pytania z serii: "a pójdzie mi (i tu tytuł gry) na nim"? Pytania nie były zadawane przez dorosłych, a nawet nie przez nastolatków - wszak oni raczej wiedzą. Ja się pytam, jakim prawem dzieci w wieku 10-12 lat mają konto na allegro???

3. Zmieniłem telefon. Więc mój, będący na gwarancji Samsung (odchuchany, pozaklejany foliami, z etui - stan jak nowy) na sprzedaż. Cena "kup teraz" 130zł przy konkurencji w postaci poobdzieranych i porysowanych modeli w cenie ok 120-140zł jest i tak śmiesznie niska. O dziwo tylko jedna próba targu i dialog:
K: Mogę przelać 100zł.
J: Cena 130zł + przesyłka nie podlega negocjacji (dodałem kilka powodów dlaczego).
K: Przelać?

Nie odpowiedziałem... nie przelał ;)

4. Wisienka na torcie, która wciąż się toczy... Zabawkowy mikroskop. od 1zł bez ceny minimalnej. Po burzliwej licytacji - 32zł. Facet mieszka 3 osiedla dalej. Nie wybrał sposobu zapłaty, ani dostawy. Po tygodniu piszę maila - nic. Drugi tydzień, ponawiam - nic. W końcu dzwonię - wyłączony. Piszę smsa.
W sobotę niespodzianka: oddzwania! On nie dostał informacji od allegro (ta... jasne, a moich dwóch maili też nie?) i nie wiedział. On prosi o wysyłkę za pobraniem Poczta Polską.

Generalnie nie przewidywałem takiej opcji, ale niech mu będzie. Okazało się jednak, że nie nadam paczki tej wielkości w małej agencji pocztowej. A na stanie w kolejce w dużym urzędzie nie mam czasu. W niedzielę raz jeszcze próbowałem się skontaktować z kupującym (mail, telefon - wyłączony, sms) z pytaniem czy może być wysyłka kurierem, łącznie do pobrania 50zł. Dopiero dziś otrzymałem dość lakonicznego smsa o treści: "ok".

Jutro wysyłam... No zobaczymy co będzie... :)

sklepy_internetowe

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 243 (329)

#65197

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Awaria terminali do kart płatniczych może się zdarzyć wszędzie. Nawet w sieciowych sklepach. Nie należy się z tego powodu burzyć - no tak bywa. Trudno.

Obsługa sklepu może: rozwiesić kartki z informacją o tym i informować klientów.
Co robi obsługa sklepu: postanawia nie informować werbalnie klientów i faktycznie nakleja łącznie trzy informacje. Tylko...

Miejsce 1: Drzwi wejściowe. Miejsce odpowiednie, jednak zawieszenie jej pod samą framugą, na wysokości ok. 2 metrów jest już mniej trafione. Jak osoba o przeciętnym raczej wzroście, załóżmy 165-175cm ma to zauważyć? Dlaczego nie na wysokości klamki, gdzie każdy swój wzrok kieruje wchodząc? Dodam, że drzwi przezroczyste, szklane. Akurat dziś nie było żadnych reklam.

Miejsce 2: Terminal przy kasie. Też teoretycznie dobrze. W praktyce jednak... W sklepie tym terminale są na takich giętkich statywach, które w momencie płatności są przysuwane do klienta. Jakim cudem ktokolwiek ma to zobaczyć? "Przepraszam panią. Pani pozwoli, że zajrzę jej za ladę, gdyż przydatna mi informacja może się znajdować na terminalu, który tam pani chowa".

Miejsce 3: Terminal przy drugiej, nieczynnej kasie. Bez komentarza.

Zebrać ochrzan za to, ze "się nie patrzę" od sprzedawczyni- bezcenne... Cóż. Patrzę się, ale widać nie tam, gdzie akurat ona by chciała.

Płazik (taki sklep osiedlowy sieć) sklepy

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 213 (299)

#65087

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O braku sensu i logiki...

Kim jest poręczyciel? Osobą, która ręczy swoim majątkiem, za kredytobiorcę. Inaczej, gdy ten przestaje płacić raty, do odpowiedzialności pociąga się również poręczyciela. Czasami poręczenie występuje w innych przypadkach.

Zdarzyło mi się, że nie mam pracy, bo 28 już wiosna w moim życiu się zbliża, dawno po studiach, więc nie spełniam dwóch podstawowych kryteriów stawianych przez sporą rzesze pracodawców. PUP w stolicy Dolnego Śląska, rejestracja, profilowanie i... mam świetne predyspozycje do prowadzenia własnego biznesu. Ok, nawet o tym myślałem, ale otwarcie i wejście na rynek w branży, którą sobie upatrzyłem to 15-18 000 złotych, których fizycznie nie mam.

Żaden problem - PUP da mi nawet do 20 000 na otwarcie. Bezzwrotna dotacja! Skierowanie do pokoju odpowiedniego i rozmawiam z uprzejmymi paniami. Okazuje się, że spełniam wszystkie kryteria. Co ważne - dotacja wymaga poręczenia dwóch osób - na wypadek gdybym po otrzymaniu przelewu rozpłynął się w powietrzu, albo firmę zamknął po miesiącu (wymagają prowadzenie przez 15 miesięcy). Rodzice zgodzili się bez wahania! Na stronie oprócz podstawowych kryteriów i numeru pokoju, nie ma ŻADNYCH informacji.

Podejście 1: "Nie przyjmiemy wniosku. Nie ma pan udokumentowanych kwalifikacji" - cóż... mam, tylko nikt mi nie powiedział, ze muszę je przedstawić (wszak zawód obrany nie wymaga żadnych pozwoleń i kursów).

Podejście 2: "Możemy przyjąć wniosek, ale najprawdopodobniej zostanie odrzucony" - dlaczego? Piękny biznes plan, przykładowe produkty, pie**yliard załączników i wszystkie certyfikaty są - "bo poręczenie jest niewystarczające, muszą to być osoby, których dochód miesięczny to ponad 2000zł".

Oczywiście takiej informacji brak gdziekolwiek (potem poszukałem i są na forach i stronach innych PUPów, gdzie jest dopisek, ze każdy PUP ma inne procedury i nie musi właściwie nic wymagać. Logika nakazuje wierzyć w to, że jeśli tak, to brak informacji oznacza brak wymogu...). Dwa tygodnie szukania poręczycieli - brat, ciocia.

Podejście 3: "Nie przyjmiemy wniosku, bo tylko jeden poręczyciel może być uwzględniony. Drugi ma ponad 75 lat" - co??? A gdzie jest taka informacja?

Niestety tu się wyczerpały moje możliwości... Jednak spoza rodziny raczej nie chcę nikogo prosić o poręczenie. Zrezygnowany znalazłem jeszcze inne rozwiązanie...

BGK udziela pożyczek na otworzenie działalności gospodarczej. To już nie dotacja, ale oprocentowanie 0.05% nie boli aż tak bardzo. Spłaty po roku i inne bonusy w postaci wrzucania raty w koszty. Jedno spotkanie i... Tym razem brat nie może mi poręczyć (bo nie, bo działalność ma za krótko), a cioci nie proszę, bo to jednak pożyczka.

Rodzice mogą mi poręczyć, jednak okazuje się, że dostanę max 10 000zł, mimo, że można do 70 000. Dlaczego? Bo taka jest nasza zdolność kredytowa. Niestety to połowa sprzętu, który potrzebuję, a bez całości nie jestem w stanie ruszyć.

Poszedłem więc do najzwyklejszego banku. Też mają programy na otwarcie działalności. I... niespodzianka! Jest pełna zdolność. 18 000 mogę mieć choćby jutro. Niestety warunki faktycznych ok 15% w skali roku, na przestrzeni 10 lat sprawiają, ze mam oddać prawie 50 000zł. Dziękuję, wolę bez.

Podsumujmy: przy dotacji gdy nie muszę oddać kompletnie nic, nie mam ŻADNEJ zdolności. Przy pożyczce ze wsparciem rządowym, gdzie do zwrotu jest ok 500zł więcej niż wyniosła sama pożyczka, mam zdolność na połowę kwoty. A gdy chciałbym wziąć najzwyklejszy kredyt w najzwyklejszym banku, gdzie oddać muszę ponad dwa razy tyle co wziąłem, okazuje się, ze mam pełną zdolność...

Gdzie tu jest sens? Gdzie tu jest logika? Efekt? Dalej siedzę na tyłku...

pup i inne wspomagacze

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 406 (470)

#57991

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak człowiek ma nóż na gardle to mocno nie wybrzydza, nawet jeśli chodzi o pracę. Kilka lat temu i ja w takiej sytuacji się znalazłem. CV-ki poszły w obieg, a że jakieś doświadczenie miałem, kilku "pracodawców" się znalazło i na rozmowy zaprosiło.

1. Miejsce - osiedle na obrzeżach Wrocławia. "Dział marketingu zatrudni studentów 2 i 3 roku marketingu. Szkolenia, szmery bajery, elastyczny czas, żeby dało rade iść na zajęcia". W sumie zaoczny jestem, ale to nawet lepiej - więcej godzin itd.

"Rozmowa kwalifikacyjna" - siedzę na korytarzu, z dwoma innymi osobami. Przychodzi kierownik i wręcza kwestionariusze. Po 5 minutach wraca i pyta czy każdemu stawka ok 150zł dziennie pasuje i czy jest status studenta. Wszyscy, że tak. No to koleżanka na resztę dnia Was zabiera. Gdzie, co jak? Dowiemy się.
Wychodzimy i wszyscy pytają dokąd to - no na przystanek. A co będziemy robić? Sprzedawać płyty z muzyką, która pozytywnie wpływa na klientów sklepów. Takie, żeby puścić w Tesco i ludzie "więcej kupią". Cena 30 kilka zł i połowa zostaje dla sprzedawcy... Coś tam było jeszcze o cenie, ze można negocjować, podać wyższą... ale już byłem w drodze powrotnej, zresztą jak dwie pozostałe osoby. Co piekielnego? Ano to, że łącznie na ich ogłoszenie nieświadomie odpowiedziałem 6 razy. Za każdym razem dzwonili z innego numeru i za każdym razem zapraszali na "rozmowę" pod ten sam adres.

2. Ogłoszenie łudząco podobne do poprzedniego. Ale tym razem faktycznie jest jakieś biuro i kierownik w krawacie. Rzecz miała miejsce w centrum Wrocławia, przy Pasażu Grunwaldzkim. Rozmowa, wszystko ok. Jutro na dzień próbny. Czym firma się zajmuje? Tworzenie i prowadzenie kampanii marketingowych dla sieci TV satelitarnych. Akurat wtedy one wchodziły. No ok!

Następnego dnia o poranku zjawiam się pod firmą. Dostaję informację, że zajmie się mną jakaś team leaderka i zabierze na szkolenie. Wsiadamy w samochód z grupą innych osób. Na początku myślę - inni kandydaci. Ale nie... Jestem jedyny, a reszta pracuje tam już. Po chwili opuszczamy Wrocław... e...? Gdzie jedziemy? "Spokojnie, wszystko ok". I tak dojechaliśmy do wioski pod Strzelinem. Wysiadamy, każdy folder z eNką, czy innym Polsatem (mało ważne - outsourcing) w dłoń i wio! Wciskamy wszystkim babciom po kolei. Po dwóch wizytach (na szczęście nieudanych, bo bym miał do dziś wyrzuty sumienia) informuję team leaderkę, że dziękuję, nie jestem zainteresowany tą pracą. I na zajęciach na uczelni miałem trochę inną definicje marketingu i kampanii marketingowej...

A ona, że ok, nie ma problemu. I maszeruje do kolejnego domu.
Moment... jesteśmy jakieś 30 km od Wrocławia. Ona, że nie jej problem jak ja wrócę. Czy nie pytałem gdzie jedziemy? Czy nie pytałem po co? Czy nie pytałem co będziemy robić? Nie można było mi odpowiedzieć? "No bo wtedy byś od razu zrezygnował". No to teraz robię to samo, tylko 30km od domu i jestem kilka h w plecy...

Wtedy leaderka powiedziała, że ona za 6h kończy. Mogę wracać z nimi i daje mi wybór: poczekać przy samochodzie, albo kontynuować "szkolenie". No cóż...
U kolejnej potencjalnej ofierze gdy piekielna wypowiedziała swoją regułkę o tym, ze normalne anteny TV będą odłączać i trzeba będzie poradzić sobie inaczej, że każdy będzie musiał (był rok 2009, a TV naziemna weszła dopiero w 2013- wtedy wiadomo było, że kiedyś to nastąpi), przerwałem jej i powiedziałem miłej Pani, że tak naprawdę to ma na to kilka lat i pewnie będą jeszcze inne rozwiązania. Miła pani zamknęła drzwi.

Leaderka na mnie oczy wytrzeszcza, a ja tylko rzuciłem:
- Rozumiesz swoją sytuację teraz, czy mam ci tłumaczyć? Albo mi zapewnisz TERAZ transport do domu, albo nie sprzedasz dzisiaj kompletnie nic.
10 minut później czekałem na pociąg z kupionym przez nią biletem :)
Na to ogłoszenie odpowiedziałem jeszcze dwa razy...

Wyczulam wszystkich! Uważajcie na ogłoszenia w stylu "Do działu marketingu". W 80% będzie to akwizycja. Nie bójcie się pytać na rozmowach na czym polega praca! Jeśli ktoś chce zatrudnić osobę w wieku 19-23 lat i proponuje nienormowany czas pracy i kosmiczne pieniądze typu 150-200zł dziennie to coś jest nie tak. Jeśli pada pytanie o to czy zgadzasz się z tym, żeby wynagradzać za efekty, to na 99% zgadzając się, zgadzasz się na prowizję, najczęściej bez podstawy.

W poszukiwaniu pracy we Wrocławiu

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 431 (487)

#57500

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zrobiłem zakupy na Alledrogo - tydzień, dwa temu. Kupiłem trzy rzeczy. Dostawa do pracy w wojewódzkim mieście. Dwie przesyłki oddalone po 300 i 500km wysłane za pomocą listu poleconego. Trzecia przesyłka, ważniejsza, ma do pokonania nieco ponad 100km. Ale, że muszę ja mieć na już, wziąłem opcję super szybkiej przesyłki oferowanej przez kurierską filię Poczty Polskiej (oczywiście dużo drożej i przesyłka ma status "biznesowa", co ważne). Wszystkie trzy paczki wysłane tego samego dnia - w godzinach pracy.

Na drugi dzień otrzymuję smsa - jest, zarejestrowano i wysłano moja paczkę. Numer do śledzenia. No śledzę... A właściwie kolejnego dnia spojrzałem co się dzieje ;)

Godzina 15.30 - nadano w małym mieście.
18.30 - jest już w większym mieście
21.05 - no nieźle, jest w mieście powiatowym, całkiem niedaleko mojego (acz w innym województwie)
00.05 - zarejestrowano w... sortowni 150km od poprzedniego miejsca, jadąc w odwrotną stronę do mojego... No ale nie ma iść najkrótszą, acz najszybszą drogą. Jeśli tak jest, to ok... no nie...

Tu zrobię przerwę - otrzymuję dwie inne przesyłki... nieekspresowe... zwykły polecony, chyba z priorytetem za 75 groszy dodatku.

23.08 - ponad 20h leżenia na sortowni, później przesyłka wysłana
4.06 - zarejestrowano w sortowni w moim mieście
12.30 - wydano doręczycielowi (sms jednocześnie)
18.30 - (przypominam przesyłka biznesowa) nie doręczono z powodu braku adresata, awizowano

Musiałem się urwać z pracy by przesyłkę odebrać... Ktoś może mi wytłumaczyć jakim cudem przepłacona przesyłka biznesowa 100km idzie dłużej niż polecone z 300 i 500km? I z jakiej racji przesyłka na statusie "biznesowa" nadana na adres firmy, gdzie w nazwie adresata jest nazwa firmy, jest doręczana po 18.00?

W oczekiwaniu na paczkę

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 387 (439)