Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Salemone

Zamieszcza historie od: 11 maja 2011 - 10:08
Ostatnio: 6 lutego 2016 - 14:53
O sobie:

Zła. Wredna. Niedobra. Menda społeczna. ect ect

  • Historii na głównej: 6 z 16
  • Punktów za historie: 4198
  • Komentarzy: 361
  • Punktów za komentarze: 2284
 
zarchiwizowany

#25219

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia nie moja, a znajomej

Jej rodzicom między sobą układało się różnie. Pewnego razu mamusia postanowiła podać tatusia do sądu o rzekome znęcanie się nad nią i najmłodszą córką. Zdarza się prawda? Istotnym faktem było iż tatuś był w tym czasie bezrobotnym i nie stać go było na adwokata. Mamusie natomiast owszem. Tatuś złożył wniosek o adwokata z urzędu i go otrzymał. jak się okazało po jakimś czasie adwokat z urzędu i adwokat mamusi to była jedna i ta sama osoba.

Powiedzcie mi jakim trzeba być chytrym człowiekiem żeby próbować na jednej rozprawie ściągnąć pieniądze za bycie przedstawicielem obu stron.

adwokat

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 95 (181)
zarchiwizowany

#23779

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie chcę wylądować na głównej... Potrzebuje pomocy, a może raczej rady co robić.


krótki rys sytuacyjny:
Moja babcia ma syna, który uprzykrzył i jej i mi życie dość intensywnie. Całą trójką byliśmy do niedawna zameldowani w babci mieszkaniu. Na nasze szczęście "wujcio" zniknął kilka lat temu, a jedynym znakiem życia są pisemka od różnego rodzaju windykacji. Babcia po moich namowach go wymeldowała, niestety pisma nadal przychodzą.

No i tutaj moja prośba:
Co mogę zrobić, żeby tych pism nie było. Tym bardziej, że babcia zamiast je odnosić na pocztę (ciężko jej po prostu, ma już swoje lata) wyrzuca ją, co jest potraktowane jako przeczytanie. Obawiam się , że w końcu odwiedzą babcię szanowni panowie z windykacji. Mnie nie ma na miejscu, więc nie mogę interweniować.

Drodzy Piekielni- Wy się znacie, ja mniej... każda rada się przyda...

poczta windykacja "wujcio"

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 60 (108)
zarchiwizowany

#19327

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia http://piekielni.pl/19318 przypomniała mi moje przejścia z księżmi katolickimi.

Po urodzeniu Młodego czas przyszedł na chrzest. Mi osobiście on do szczęścia był niezbyt potrzebny, ale rodzinka nalegała więc niechaj mają. Wszystko ładnie, chrzestni wybrani, termin jako taki ustalony,ceny w restauracjach posprawdzane- jednym słowem czas do Plebana

No i tu się zaczęły schody.
Podejście nr 1:
Na wstępie został mi podany cennik (tak moi drodzy ksiądz w tej parafii ma ustalony cennik na każdy sakrament) ale pominęłam to na początku milczeniem. Doszło do magicznego pytania:

[Ks] Czy macie ślub?
[J] Nie, na razie nie mamy (z akcentem na "na razie")
[Ks] A dlaczego?
[J] Bo mnie na niego nie stać, wszystkie wydatki idą na dziecko, bo to On jest najważniejszy
[Ks] Nie stać Was na ślub czy na wesele?
No to mnie się w środku zagotowało! Stwierdziłam że nie odpuszczę
[J] proszę księdza a da mi ksiądz na ślub? wedle cennika ślub kosztuje około 1000 zł plus zapłacić organiście (a się ceni skubaniec), plus kupić kwiaty do kościoła ( bo taki tam zwyczaj) plus ustrojenie kościoła ( bo tamte kwiaty to tak osobno)
[Ks] ... No dobrze to kiedy?
[J] W pierwszy dzień świąt bożego narodzenia (a był koniec października)
[Ks] A to ja nie wiem to się proszę pytać 15tego grudnia bo jak się 10cioro dzieci nie zbierze to ja nie wiem czy będę robił chrzty...

No to Sal zrobiła takie klasyczne WTF?! Myślę sobie jakim cudem ja mam 15tego pytać jak ja muszę wcześniej wiedzieć, bo przecież restauracja się nie zamówi na ostatnią chwilę. Chatkę mam zbyt małą żeby całą watahę pomieścić.
Nic wstałam wyszłam po drodze kombinując, która pobliska parafia mi chrzest da.

Wymyśliłam dość szybko, bo okazało się że w miejscowości niedaleko jest Ksiądz z powołania (duża litera użyta celowo- mam do niego ogromny szacunek) i udało się załatwić wszystko

Podejście nr2 - po pozwolenie na chrzest w innej parafii

Niestety miałam pecha i trafiłam na tego samego księżulka

[J] Dzień dobry ja po pozwolenie na chrzest w innej parafii
[Ks](pod nosem ale słyszalnie) Do czego to doszło, żeby dzieciom z grzechu chrzest dawać
No i to była granica wszystkiego. Sal wstała i dość donośnie (a głosik szkolony, na uczniach w samorządzie, mocy nabrał solidnej)
[J]Jakim prawem ksiądz odmawia wydania zaświadczenia?! Przecież dziecko to Istota Boża i nie może płacić za grzechy rodziców, a ja wyraziłam wolę wzięcia (chyba tak to się pisze) ślubu, tylko akurat sytuacja mi nie pozwala. Jak ksiądz chce to ja mogę z kurią porozmawiać czy takie coś jest dopuszczalne!

No i księżulkowi się zbladło, pozwolenie wydał bez słowa jakiegokolwiek.

W tej drugiej parafii zupełnie inaczej- po dostarczeniu pozwolenia, przy pytaniu o termin Ksiądz zgodził się bez słowa sprzeciwu. Ba! Spytał czy może ma nam osobną mszę zorganizować, czy może tak w trakcie "sumy". Wszystko poszło doskonale, a z tego co wiem to księżulek nr 1 już ani słowem sprawy nie skomentował,mimo że teściowa była po zaświadczenie dla chrzestnego,który akurat za granicą był.

księża

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 111 (189)
zarchiwizowany

#14691

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mieszkam w Holandii. Nie mam tutaj spotkań z piekielnymi mocherkami, policją, urzędnikami czy tutejszym zamiennikiem PKP. Jednak ostatnio spotkała mnie i mego Przyszłego dość nieprzyjemna sytuacja na stacji benzynowej.

Postanowiliśmy odpocząć nieco w weekend i wybrać się nad morze. Nie do końca wiedzieliśmy jak obsłużyć biletomat więc wybraliśmy się samochodem. Samochód zarejestrowany w Polsce więc "nasze" blachy. No ale! W baku sucho jak na Saharze... Zjazd na najbliższą stację zatankować gaz. Tutaj jak i w Niemczech mają nieco inne wlewy do gazu więc należy zamontować taką specjalną końcówkę aby zatankować. no nic końcówka założona, pertraktacje w kwestii kwoty zakończone jednym słowem czas tankować. Zonk! nie da się... Sprawdzamy czy końcówka dobrze zamontowana...no ok wszystko. Próba nr 2... Niestety. Przyszły stwierdził, że idzie do kasy spytać czy może dystrybutor "spsuty" czy coś.. A w kasie się okazało , że Pan Kasjer nam dystrybutor zablokował bo on nam nie może sprzedać paliwa. Dopiero pokazanie dowodu rejestracyjnego i dowodu tożsamości poskutkowało... Do tej pory omijamy tą stację szerokim łukiem

Stacja benzynowa w NL

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 40 (132)

#9703

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będąc w około 20 tygodniu ciąży (co ważne w tym czasie wyczuwalne są już ruchy dziecka, a przynajmniej ja je wyczuwałam) nagle źle się poczułam. W sobotę zaczęłam wymiotować , w niedzielę doszła do tego biegunka. Nie mogłam jeść ani, o zgrozo, pić. Bojąc się o stan swój i potomka poprosiłam znajomego i pojechaliśmy, około 10 rano, na izbę przyjęć.
Przede mnę była tylko jedna osoba więc miałam nadzieję że szybko zostanę przyjęta bo byłam tak słaba ze ledwo stałam na nogach. Z karnacji jestem blada, ale tego dnia wyglądałam jak chodzący trup. Oczywiście okazało się że moje nadzieje były tylko mrzonkami, bo lekarz i dwie pielęgniarki musieli zrobić sobie przerwę. Ale dzięki temu dowiedziałam się, że na izbie przyjmuje pediatra. W głębi duszy ucieszyłam się bo myślałam że będzie świadom, że w moim stanie takie schorzenia są groźnie, nie tyle dla mnie ile dla dziecka. Oczywiście tuż za drzwiami czekało mnie kolejne rozczarowanie... Tuż przy drzwiach wygłosiłam formułkę:

[Ja] Dzień dobry. Jestem w 20 tygodniu ciąży, od wczoraj wymiotuję i mam biegunkę, nie mogę jeść ani pić.
[Lekarz] Proszę się położyć.

Gdy tylko wykonałam polecenie wyciągnął stetoskop i zaczął mnie osłuchiwać.
[L] No rzeczywiście słyszę że coś bulgocze (nie no dziwne... przecież tam jest dziecko). Proszę wracać do domu, pić wodę i jeść BANANY...

W ciężkim szoku, ale bez siły na jakiekolwiek kłótnie wyszłam stamtąd i wróciłam do domu wymiotować dalej.
Następnego dnia miałam umówioną wizytę kontrolną u ginekologa ale pech chciał że udało mi się tam dojechać dopiero o 17tej, gdy on już kończył praktykę. Złapałam go na oddziale i na pytanie o samopoczucie powiedziałam mu co i jak. W tym momencie zostałam totalnie owrzeszczana (lekarz ma specyficzne podejście do pacjentek - jest dość bezpośredni, lecz bardzo lubiany) że dlaczego nie przyszłam szybiej, że tak nie można, że coś mogło się stać dziecku. Powiedziałam mu że owszem, ale ja byłam, dzień wcześniej, rano na izbie i zostałam wysłana do domu, i tu podałam mu zalecenia jakie otrzymałam. Doktor spytał mnie tylko czy pamiętam nazwisko lekarza i stwierdził że idzie "ope**lić tego kretyna". Mi natomiast kazał zorganizować sobie piżamę i przybory toaletowe i wrócić na oddział.

Jak się okazało byłam tak odwodniona, że przez trzy dni dostawałam trzy razy dziennie kroplówki.

Izba przyjęć

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 360 (446)
zarchiwizowany

#9482

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ta historia będzie jak najbardziej pozytywna.Tych którzy takich nie lubią uprzejmie proszę o ominięcie :)

Mieszkam i pracuję za granicą ale co jakiś czas przyjeżdżam do kraju. Chwilowo samochód mamy w naprawie w Polsce (wiadomo, taniej) więc wraz z narzeczonym wybraliśmy się w podróż busem. Wyjazd był około 19tej, więc jechaliśmy całą noc. Gdzieś w środku Niemiec, w środku nocy kierowca zarządził tankowanie i postój. Stwierdziłam że muszę się koniecznie napić kawy - spanie w busach zapełnionych ludźmi jest dość niewygodne, więc potrzebowałam kofeiny.Wtaczam się kompletnie zaspana do kasy i rozglądam się za jakąś kawiarką... Nie zauważająć jej pochodzę do kasy i grzecznie po ANGIELSKU (niemieckiego nie znam i nie chcę znać)pytam:

- Sorry, have you got any coffie?
Na co kasjer spojrzał się na mnie i odpowiedział
-Nie męcz się...Kawa stoi tam.. po POLSKU! i wskazał na ogromną maszynę na monety.

Morał z tego taki że swój swego wszędzie pozna...A ja się nauczyłam żeby się spodziewać niespodziewanego...

Stacja benzynowa gdzieś w środkowych Niemczech

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 21 (213)