Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Skyye

Zamieszcza historie od: 14 lipca 2017 - 11:50
Ostatnio: 6 sierpnia 2017 - 10:57
  • Historii na głównej: 3 z 5
  • Punktów za historie: 452
  • Komentarzy: 32
  • Punktów za komentarze: 134
 

#79497

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Idę sobie do domu z miejsca X. Upał, temperatura odczuwalna ok. 35 stopni. Po mijanym akurat podwórku biega sobie jakiś dzieciak, wiek - obstawiam jakieś 4-5 lat, ubrany modnie, ale nieadekwatnie do pogody... T-shirt, na niego jakaś dziecięca marynareczka, długie spodnie, sportowe buty. Dzieciak zdejmuje marynarkę - trudno mu się dziwić w taką pogodę... kiedy jego Piekielna Mamusia (PM) zaczyna awanturę.

PM: Nie rozbieraj się, ku*wa! Zakładaj to z powrotem, gówniarzu je*any! Godzinę ci, ku*wa, wybierałam te ciuchy, a ty, mały ch*ju, pobrudzisz to zaraz! Albo pomniesz! Ubieraj się, ku*wa, zasrańcu je*any!
...i tak dalej.

Darła się tak na podwórku, nie chcę wiedzieć, co robi w domu... Gdyby nie to, że zostawiłam wtedy telefon w domu, dzwoniłabym na policję - chociaż z drugiej strony, trochę nie wiem, jak by mnie potraktowali, gdybym powiedziała, że matka "tylko" krzyczy na dziecko, bez bicia go.

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (183)

#79431

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja wczorajsza rozmowa z mamą.

Tytułem wstępu: cierpię na zespół bolesnego miesiączkowania. W skrócie, pierwszego dnia okresu mam silny ból brzucha, ból i zawroty głowy, słabo mi, mdleję, mam mdłości, wymiotuję, biegunka, brak apetytu itd... lista objawów jest długa.

Wczoraj rano czuję, że zbliża się okres ze wszystkimi atrakcjami, ale nie mogę znaleźć środków przeciwbólowych (dość silne, na receptę, do stosowania tylko raz w miesiącu, "wtedy"). Ok, idę do mamy spytać, czy nie wie, gdzie są (często przekłada takie rzeczy). Ona mówi, że mi je schowała i mi ich nie da. Bo ona przeczytała ulotkę i poczytała sobie w internecie (mama wierzy we wszystko, co jest w internecie), jaka to trucizna. I nie wierzy, że ja byłam AŻ TAK głupia, żeby to stosować. Przecież w skutkach ubocznych jest BEZPŁODNOŚĆ! A poza tym to ból brzucha to nic złego, każdego czasem boli brzuch, a ja wydziwiam, bo mnie raz w miesiącu trochę boli i jestem tak wygodna, że wolę się truć i potem zastanawiać nad jakimiś in vitro i innymi wymysłami szatana zamiast zachowywać jak normalny człowiek! - tak w skrócie zaczęła się ta rozmowa (nie cytuję dokładnie, ale sens jest zachowany).

Tak, to, że jak wstanę, to od razu się przewrócę, i że jestem w stanie zwymiotować z bólu, to normalne i to oznacza, że trochę mnie boli, a ja wydziwiam, bo tego dnia nie gotuję jej normalnie obiadu (ja jej gotuję) ani nie robię nic pożytecznego, tylko leżę w łóżku.
Potem: tyrada o tym, jaka młodzież jest głupia. I że jej wstyd, że ona ma "kogoś takiego" u siebie w domu. Że ja nic nie robię (chodzę do liceum w pierwszej dziesiątce w PL), nie uczę się wcale, ona by zamiast mnie wolała [imię chłopaka, z którym zawsze mnie porównuje]. Za jakie grzechy ona mnie urodziła?

Następnie: jakiś czas temu powiedziałam, że chciałabym kiedyś oddawać krew.
Nie wolno. Ona się dziwi, że istnieją aż tacy idioci, żeby tak robić. To szkodliwe, ona do 25 roku życia (?) nie pozwala mi podejmować tak głupich decyzji. Co za kretynizm w ogóle, oddawać krew.

Następnie: stwierdzenie, że sumienie mają tylko ci ludzie, którzy mają "normalne" poglądy względem morderstwa, czyli tak zwanej aborcji, eutanazji, in vitro itd.

Mnie trzeba przenieść do szkoły do mojego miasta, bo mi odbija i ona musi cały czas mieć na mnie oko, jak mi przychodzą do głowy takie debilne pomysły jak oddawanie krwi albo branie środków przeciwbólowych na okres (tego dnia nie pozwoliła mi wziąć nawet głupiej No-Spy).
Ja cały czas leżę plackiem na łóżku, zaryczana, z bolącym brzuchem, zero zdolności kontrargumentacji.
Zwracam jej uwagę, że nie jestem w stanie jej odpowiadać i ogólnie jestem trochę w nieodpowiednim stanie do takiej rozmowy.
Ona, że to dobrze, bo chociaż jej nie przeszkadzam i słucham, a "u debili jak ty z takiego stanu trzeba korzystać".
I prawi kazanie dalej.
W międzyczasie wyzywa mnie od debili, idiotów, kretynek i porównuje do Hitlera.

Po skończeniu go przestała się odzywać, trzasnęła drzwiami i wyszła, leżałam potem sama do czasu, aż mi przeszło, w międzyczasie zwymiotowałam koło łóżka. Moja siostra chciała do mnie przyjść sprawdzić, czy ze mną wszystko w porządku. Zabroniła jej, mówiąc, że "idiotka taka mądra, to niech się sama sobą zajmie". Matka nie zajrzała do mnie ani razu przez cały dzień, chociaż od rana do wieczora leżałam cały czas w jednym pokoju bez jedzenia i picia, nie dając żadnych oznak życia. Nie zaniepokoiła się. Wymiociny musiałam po sobie sama posprzątać, kiedy już mi przeszło, wcześniej kilka godzin leżałam koło nich, na chwilę zemdlałam. Nikt nawet nie sprawdził, czy żyję, mama nie odezwała się do mnie już ani słowem. Jak coś ode mnie teraz chce, przekazuje to przez moją siostrę.

Ot, taki zwykły dzień spędzony z moją mamusią.

Skomentuj (58) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 143 (197)

#79357

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chodzę do dobrego liceum, pierwsza dziesiątka w PL etc. W związku z tym wymaga się tam od nas dużo więcej niż przewiduje podstawa programowa. Postanowiłam wykorzystać sytuację i trochę dzięki temu zarobić (moje stałe miejsce zamieszkania znajduje się ponad 200 km od mojego miejsca nauki, więc dojazdy i bursa trochę kosztują, do tego mieszkam w małej mieścinie z bardzo kiepskimi szkołami średnimi).

W trakcie wakacji udzielam korepetycji, oferuję kilka przedmiotów, do ucznia mogę albo podejść do domu, albo uczyć go u siebie - jak on woli, ceny mam niewygórowane, ogólnie postarałam się, żeby moja oferta była względnie atrakcyjna, by na wstępie jako licealistka nie przegrać z udzielającymi korków nauczycielami.

Jednej dziewczynie udzielam korepetycji z matmy - dziewczyna tylko o rok młodsza ode mnie, a więc nie jakieś małe, nieodpowiedzialne dziecko.

Dzisiaj idę do niej na lekcję, wcześniej wachlarz atrakcji - drukarka odmówiła posłuszeństwa, leciałam na złamanie karku do sklepu papierniczego, żeby wydrukować jej zadania (w 35-stopniowym upale), dzień wcześniej przygotowywałam te zadania w środku nocy - wyjątkowo wszystko było na ostatnią chwilę, ze względu na remont mojego pokoju, a w związku z nim - brak czasu.

Potem idę do dziewczyny (ja przychodzę do niej), szybko, żeby zdążyć… Drzwi otwiera jej tata.

Okazuje się, że dziewczyna wyjechała kilka dni wcześniej na wakacje i nie raczyła mnie o tym poinformować (tak, ma kontakt do mnie, podobnie jej matka). Godzina życia niepotrzebnie zmarnowana.

Czy to było piekielne? Nie wiem, dla mnie owszem, wydaje mi się, że w wieku tych 16 lat wypadałoby umieć przewidzieć, że ja też nie mam nieograniczonej ilości czasu i mogę mieć jakieś plany, a nie nie informować mnie o wyjeździe przypadającym na umówiony termin lekcji, zwłaszcza kiedy to ja do niej chodzę…

Najlepsze jest to, że tego dnia odmówiłam wyjścia ze znajomymi właśnie po to, żeby przyjść do niej na te korki...

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 128 (166)
zarchiwizowany

#79475

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja...nie wiem, czy piekielna, ale na pewno bezmyślna ze strony pracowników opisanego lokalu. Wybrałam się dzisiaj na pizzę-ja, znajomi i młodsze rodzeństwo (moje i znajomych), bo plac zabaw tuż obok, a w pizzerii trochę atrakcji dla dzieci, tor przeszkód z basenem z piłeczkami, jakieś cymbergaje itp.
Składamy zamówienie...wybór bardzo mały, ja jako wegetarianka nie mam nic do wyboru (naprawdę, w całym menu ani jednej pizzy bez mięsa), koleżanka nietolerująca laktozy-tym bardziej, ser jest wszędzie, ale ok, rzadko zdarzają się gdzieś wegańskie (bezlaktozowe) pizze.
Trudno, ja i koleżanka zamawiamy sobie jakieś sałatki, ja jeszcze deser (odpowiednia liczba kalorii musi być :)), reszta dzieli się na 2 pizze, żeby każdemu jakoś w miarę odpowiadały składniki.
Wchodzimy na górę, bo stoliki na dole wszystkie zajęte (pizzeria ma parter i piętro, jest dość duża jak na małomiasteczkowe realia). Pogoda jaka dzisiaj jest-każdy widzi, do tego ja na południu Polski, gdzie upały sięgały dziś 38 stopni (jakby ktoś nie wierzył, sprawdzałam na termometrze-ok.godziny 13. temperatura wynosiła ok.38,5 stopnia w cieniu). Upał niesamowity, klimatyzacji nie ma. Nie ma? Jest, ale albo zepsuta, albo właściciel postanowił zaoszczędzić, wiedząc, że klientów w środku wakacji, do tego wieczorem, i tak nie zabraknie. Skąd więc wiem, że jest lub przynajmniej niedawno była tam klimatyzacja? Bo rok temu odwiedziłam ten sam lokal i klima chodziła, chociaż aż takich upałów chyba wtedy nie było.
Pani kelnerka przynosi pierwszą pizzę. Zamówiliśmy 2 małe...ta jest jakaś duża. Pytamy, czy tak wygląda mała pizza?
Nie, zaszła pomyłka, to jest duża pizza. Tak wyjaśnia sprawę kelnerka.
Super, zapłaciliśmy za małą, mamy dużą, nie przeszkadzają nikomu takie pomyłki. Sytuacja nieco zmienia się, kiedy okazuje się, że...to nie ta pizza. Pomylili nie tylko rozmiar, ale ta sama kelnerka, wbijając wcześniej nasze zamówienie, pomyliła w ogóle pizze i dostaliśmy zupełnie inny produkt niż zamówiony przez nas. O czym nas nie poinformowano.
Kiedy zwróciliśmy kelnerce (K) uwagę, że to zupełnie inna pizza niż zamówiona przez nas, przewróciła oczami i powtórzyła:
-Pomyłka...
My: Pomyłka miała być tylko w rozmiarze pizzy.
K: No ale co to za różnica, czy dostajecie takie dodatki czy inne? Przecież to tylko tym się różni.
My: Ale ktoś może mieć alergię na któryś składnik który w tej pizzy jest, a w tamtej go nie było. Albo po prostu czegoś nie lubić.
K: No i co z tego?
To ostatnie zasznurowało nam buzie. K odeszła bez słowa.
Poważnie, zamiast pizzy z dość neutralnym składem dać komuś pizzę z pieczarkami, oliwkami, kiełbasą i nie zapytać, czy komuś nie przeszkadza, że zaszła pomyłka i przygotowano nam inną pizzę, ba!
w ogóle nie poinformować, że zaszła pomyłka przy doborze pizzy?
Moim zdaniem to trochę nie fair w dobie rozpowszechniania się zarówno różnych stylów odżywiania jak i alergii pokarmowych. Mogło to skończyć się po prostu źle.
Nie komentujmy też zachowania kelnerki.
Tylko trochę szkoda...bo pamiętam, że jeszcze jakiś czas temu był to naprawdę fajny lokal, jeden z sympatyczniejszych w mojej mieścinie.

*ostatecznie zjedliśmy, co nam podano, zatkało nas trochę, więc nawet się nie kłóciliśmy. Zapłaciliśmy przy składaniu zamówienia, od razu-może i dobrze, bo jeszcze kazaliby nam płacić za dużą pizzę.
**w odpowiedzi na hejty i słabe za wzmiankę o wege-piszę, że jestem wegetarianką dlatego, żeby pokazać, że chociaż przyszłam na pizzę, nie mogłam zjeść pizzy, bo nie było nawet najzwyklejszej na świecie margherity.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (34)
zarchiwizowany

#79358

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed kilku dni (najbardziej absurdalna, jaka kiedykolwiek mi się przytrafiła):
Idę sobie z psem. Ubranie: Czarna koszulka, krótkie, podarte dżinsowe spodenki, czarne, kryte buty na grubych podeszwach (creepersy). Pies: maść czarno-podpalana, kundelek, czarne szelki i czarna smycz.
Z naprzeciwka zbliża się kobieta z dzieckiem, dziewczynką. Poza tym na ulicy pusto, trasa mało uczęszczana, osiedlowa.
Dziewczynka, już będąc dość blisko, patrzy na psa i się cofa. Myślę, że boi się psów, a że staram się nikomu nie komplikować życia, przechodzę z pieskiem na drugą stronę.
Kiedy kobieta z dziewczynką są dokładnie naprzeciwko mnie, kobieta (K) odzywa się do małej dokładnie tymi słowami:
-Patrz, tak wyglądają sataniści. Do takich ludzi się nie zbliża, bo mogą zrobić krzywdę. Zresztą ona też przeszła na drugą stronę, jak tylko wyczuła, że my jesteśmy wierzące. Cała na czarno, całe nogi gołe-fe! zero skromności. I ten czarny kundel!...
Miałam w uszach słuchawki (z puszczoną cicho muzyką, inaczej bym nie usłyszała, poza tym na ulicy, jak już słucham muzyki, zawsze puszczam ją jak najciszej, żeby nie izolować się od dźwięków z otoczenia), więc K pewnie myślała, że jej nie słyszę i nawet nie ściszyła głosu.
Potem nastąpiła piekielność ze strony mojej i psa: mijaliśmy podwórko, na którym mieszkają psy, których mój..hm, nie lubi, więc zaczyna ujadać i wyrywać się w ich stronę. Reakcja K? Pociągnęła dziewczynkę za rękę i prawie uciekła, chyba myślała, że szczuję na nią psa albo wzywam szatana :>
Do tego w tym samym momencie ja nie wytrzymuję i wybucham głośnym śmiechem...
Z jednej strony to straszne, że ktoś kształtuje umysł dziecka w taki sposób. Z drugiej: groteskowe, wręcz komiczne. Ja też byłam trochę piekielna (wg K dosłownie), ale twierdzę, że jednak K zdecydowanie przebiła mnie piekielnością...czy też zwyczajną nietolerancją na wszystko, co inne.
*nie wyglądam groźnie, jestem bardzo niska, drobna i mam łagodne rysy twarzy-tu chodziło tylko o mój ubiór.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (29)

1