Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Szpadelek

Zamieszcza historie od: 11 października 2011 - 8:36
Ostatnio: 24 kwietnia 2024 - 13:46
Gadu-gadu: 2664531
O sobie:

Mój Tata straszył mnie,że jak nie będę się uczyć,pojdę do łopaty. Po co uczyłem się,skoro i tak,w wolnych chwilach idę do łopaty?

  • Historii na głównej: 7 z 12
  • Punktów za historie: 4135
  • Komentarzy: 374
  • Punktów za komentarze: 1649
 

#23231

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Trochę o piekielności jednego z urzędów (bardzo "bliskiego" dla mnie z racji mojego hobby).

W mieście nadgranicznym mieszka sobie pewien Pan (X). Pan ten od wielu lat współpracuje z tamtejszym muzeum przekazując rzeczy zalegające w ziemi (tak jak domyślacie się - ten pan kopie).
Trzy lata temu przez przypadek odkrył stanowisko archeologiczne z czasów starożytnych (znalazł 3 rzymskie monety i dwie zapinki nazywane fibulami), o czym powiadomił panią będącą delegatką z tegoż "bliskiego" mi urzędu. Pani szybko zgłosiła to do centrali, popłynęły pieniążki - sporo (z naszych podatków) na dokładne zbadanie nowo odkrytego stanowiska.
Pan X kopał sobie dalej.

Coś jednak pani tej nie spodobało się (bo w końcu jak to, aby zwykły szary obywatel odkrywał w ramach swojego wolnego czasu stanowiska archeologiczne) i podkablowała tegoż pana na naszą wspaniałą policję.

W ubiegłym roku panowie niebiescy zajechali dwoma samochodami na pole, po którym pan X sobie szukał (pole nie było stanowiskiem archeologicznym, a pan miał pozwolenie właściciela). Na nic się to zdało, bo panowie niebiescy i tak lepiej wiedzieli. Pana zawinęli, w domu zrobili mu kipisz (rewizję), a na kraj poszła informacja, że złapano kolejnego grabieżcę zabytków.(!)
Oczywiście napisano, że zabezpieczono masę monet (tak- większość z nich to miedziaki XVIII i XIX-wieczne plus jeden rzymski denar) oraz to co pan X zbierał - pieczęcie szklane z butelek.

Pan X otrzymał zarzuty, ale z racji kłopotów z sercem mógł odpowiadać z wolnej stopy. Następnie policja zwróciła się z prośbą o ekspertyzę do fachowca z dziedziny numizmatyki. Ekspert ów napisał prawdę - że monety znalezione w domu pana X nie stanowią żadnej wartości historycznej - podobne są znajdowane praktycznie wszędzie (wiadomo, ludzie zawsze gubili pieniądze). Nawet denar rzymski pochodzący z IV wieku nie jest żadnym rarytasem. Zaś pieczęcie szklane nie leżą w gestii jego specjalizacji, ale oceniając ich wiek i pochodzenie (na każdej jest nazwa huty szkła) należy wnioskować, że są popularne.
Prokurator wobec tego stwierdził, że "szkodliwość społeczna" jest bardzo mała i odstąpił od zarzutów.

To jednak nie koniec historii. Pan X postanowił kontratakować.
Wystąpił mianowicie do tejże pani o wgląd do dokumentacji z prac na stanowisku, które on odkrył. I tu zaczyna się piekielność.

Osoba fizyczna nie ma prawa zobaczyć co tam wykopano (prace były prowadzone przez 2,5 roku). Wystąpił więc z oficjalnym pismem do delegatury w mieście wojewódzkim. Ale na pismo trzeba odpowiedzieć. I tu bomba - okazało się, że nie ma żadnych sprawozdań, żadnych dowodów na prowadzenie tam prac, ponieważ gdzieś zaginęły. Czyli jakieś kilkaset tysięcy złotych wyparowało.
Dodam od siebie, że z takich prac archeologicznych jest sporo dokumentacji (współpracuję z archeologami w moim regionie) i nie ma siły, aby tyle papierów "gdzieś zaginęło".

Czy to nie jest szczyt hipokryzji? - Pani ściga dalej poszukiwaczy, a sama ma lepkie ręce. Zaś piekielnym jest sam urząd tuszujący sprawę, bo w końcu nic wielkiego się nie stało... Oprócz prawie zniszczenia życia człowiekowi i defraudacji naszych pieniędzy.

Delegatury WKZ

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 638 (666)

#20782

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Witam
W wolnych chwilach lubię wyskoczyć sobie sam lub z kolegą do lasu poszukać tego co zgubili w 1945 roku rosyjscy żołnierze,kiedy to okradali opuszczone przez ludność niemiecką domy.Jako,że była ładna sobota (lat temu parę) szybkie zgadanie się,spotkanie,załadowanie sprzętu i wyruszamy.
Przyjeżdżamy na znalezione dzięki namiarom znajomego leśniczego miejsce i ruszamy.Po jakimś czasie słyszymy silnik samochodu.Widzimy w odległości jakieś 100 m zatrzymującego się mercedesa klasy C lub E (nie znam się na tyle na modelach,ale ten był "wypasiony") i wysiadającego jegomościa w niebieskim żarówiastym dresie. Facet otwiera bagażnik i wyciąga po kolei czarne worki,po czym wrzuca je do ziemianek (miejsca,gdzie przesiadywali wspomniani wyżej żołnierze).Szlag mnie trafia,kiedy widzę masę śmieci w lesie,a jeszcze bardziej,kiedy takie "nowobogackie mendy" żałują tych 20-30 złotych na miesięczną opłatę.Jako,że mialem świeżutką wtedy nokię n70,podkradłem się na odległość 60-70 m (byłem w "stroju roboczym",czyli moro od stóp do głowy) i pstryknąłem dwie fotki.Na jednej uwieczniłem auto,na drugiej gościa obok auta Facet odjechał,a my szybciutko zwinęlliśmy sprzęt,w samochód (oddalony jakieś 500 m)i do leśniczego. Który z resztą takze lubi połazić sobie z piszczałką po lesie.Zajeżdżamy,a tam-tenże facet coś z nim obgaduje. My ładnie-Dzień dobry Panie Mariuszu.Mamy dla pana informację o zaśmniecającym las troglodycie. I tutaj pokazuję fotkę samochodu i do gościa-myślał pan, że się uda zaśmiecić las. Za to chyba mandacik będzie niezły...
Facet( głupio się usmmiechając)-tak-to jest mercdedes,ale nie mój.Nie widać rejestracji ani kierowcy.Więc nie obrażajcie mnie-jestem tu szanownaym miekszańcem. Na to oddaje koledze telefon,a on na to:
-Może i owszem-takich aut jest parę,ale takich cwaniaków w niebieskiem dresiku chyba już mniej-mówiąc to przewija na drugą fotkę.
Mina gościa-bezcenna.
Leśniczy tylko się zapytał-co teraz zrobisz z tym fantem (widać było-byli do siebie na "ty").
Po czym odwrócił się do nas i powiedział-dzięki chłopaki.Macie wolną rękę na najbliższy rok poszukiwań.Tylko pokażcie co znajdziecie.
Z tego co wiem "szanowny mieszkaniec" uniknął mandatu,ale posprzątał swoje i wszystkie inne śmieci w promieniu 300 m od tamtego miejsca.
Przynajmniej można było w spokoju szukać...

Lasy Państwowe

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 471 (505)