Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Szpadelek

Zamieszcza historie od: 11 października 2011 - 8:36
Ostatnio: 24 kwietnia 2024 - 13:46
Gadu-gadu: 2664531
O sobie:

Mój Tata straszył mnie,że jak nie będę się uczyć,pojdę do łopaty. Po co uczyłem się,skoro i tak,w wolnych chwilach idę do łopaty?

  • Historii na głównej: 7 z 12
  • Punktów za historie: 4135
  • Komentarzy: 374
  • Punktów za komentarze: 1649
 

#82025

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na kanwie przyzwyczajeń ludzkich...

Tak się składa, że w tym roku kończy się kadencja samorządowców. Za namową jednego z nich wystartowałem 4 lata temu na radnego. Od trzech lat Ośrodek Pomocy Społecznej w naszej gminie organizuje trzy, cztery razy w roku fajną akcję - przyjeżdża do nas tir jabłek.
Jabłka biorą sołtysi i radni, i albo składują je u siebie, a ludzie przyjeżdżają po nie albo (jak w przypadku jednej wioski) rozwożą je osobiście po ludziach. Owoce są przeznaczone szczególnie dla osób chorych, starszych i rodzin mające małe dzieci.

Mój okręg to pół wioski, gdzie domy są porozrzucane w polach, część dróg (szczególnie po deszczach) jest przejezdna dla aut o dużym, prześwicie, a większość mieszkańców stanowią osoby starsze (powyżej lat siedemdziesięciu). Dlatego osobiście za każdym razem rozwożę skrzynki po swoich wyborcach. W dużej większości przypadków ludzie są wdzięczni za to. (Jest to także bardzo praktyczne dla mojego podwórka - wyobraźcie sobie 50-60 aut wjeżdżających na zieloną trawę po deszczu).

Jednak gdyby wszystko było ładnie, nie byłoby tego wpisu.

Parę razy rozwożąc, dostawałem telefony z pretensjami, dlaczego oni (mieszkańcy) nie mają jeszcze jabłek? Nieistotne, że dostają je w końcu - każdy dom po kolei. Istotne jest to, że chcą już, od razu. Takie coś idzie przeżyć. Dobijają mnie jednak ludzie, od których dostaję opie....ol za to, że przywiozłem im znowu te same jabłka. Bo inni dostali takie ładne czerwone, a ja znowu przywiozłem zielone lub na odwrót..
W takim przypadku zapraszam ich na plac w dniu dostawy - niech sami sobie wybiorą, jakie będą chcieli. Do tych gospodarstw moje auto nie zajedzie już.

Pomimo takich sytuacji (jak się uda wygrać) dalej będę to robił. Dlaczego? Po prostu lubię to.

ludzie "wdzięczność"

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 147 (169)

#77107

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Witam
Chyba zacznę nosić czołówkę (lampka zakładana na głowę) do kina. Po co? Przeczytajcie to Czytelnicy Piekielnych, co poniżej, to się domyślicie.

Do kina chodzę z moją piękniejszą połówką dosyć często-dwa, trzy razy w miesiącu. Podczas reklam poprzedzających film można zrozumieć, że spora część widzów na sali kinowej patrzy w swoje telefony zamiast na ekran.
Ale kiedy leci film i akurat akcja dzieje się w nocy, uwierzcie, nie ma nic bardziej wkur....jącego niż nagłe pojawienie się światełka ekranu telefonu/smartfonu/ajfonu kilka rzędów poniżej. Delikwent musi sprawdzić, co nowego na fejbuczku się pojawiło. Czy tak ciężko jest poczekać do końca filmu. Czy ludzie są już tak uzależnieni od tych urządzeń, że muszą co 5 minut sprawdzać, co nowego? Ok-jak chce sprawdzić coś-niech wyjdzie.

Ale nie-on musi teraz. Dlatego kupuję czołówkę z możliwością skupienia promienia światła i od kolejnego seansu, kiedy światełko pojawi się gdzieś poniżej mnie-"wyróżnię" to osobę.
Historię opisuję po doznaniach z wczorajszego seansu - 3 osobników przez pół filmu świeciło mi po oczach.
A film był przedni- "John Wick:
Pozdrawiam
Ps. Po napisaniu tej historii przeczytałem historię Ericka
Tematyka identyczna.

kino

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (199)

#67616

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielność od strony PKP (ogólnie rzecz biorąc przewoźników) była opisywana niejednokrotnie. Dzisiaj i ja dołożę coś do tego.

Mając bilet na ostatni koncert w Europie legendy znanej jako symbol prądu zmiennego i stałego, tydzień przed planowaną datą koncertu, sprawdziłem dostępność połączeń kolejowych ze stolicą. Kartki z pociągami wydrukowane, jedziemy po bilety.

Bilety kupione, nadchodzi sobota 25 lipca. Udajemy się (wraz ze swoją piękniejszą połówką) na miejsce zwane dworcem (dwa czynne perony) i oczekujemy na pociąg (planowo 09:46 do Poznania, potem 28 minut na przesiadkę na "berlińczyka" i dwie i pół godziny później witamy w Warszawie). O 09:50 zaniepokojony idę zapytać się w kasie, czy ten pociąg nie jest przypadkiem opóźniony.
Co się dowiaduję - z powodu zbliżającego się Przystanku Woodstock wieczorem 24 lipca rozkład został zmieniony. Nie ma bezpośredniego połączenia z Gorzowa do Poznania. Jedyne jakie jest nie urządza mnie - pociąg dotrze tam o 13:50.

W moim przypadku nie było źle - podwiózł nas mój ojciec na stację wcześniejszą, gdzie stawał "berlińczyk".
Ale dla paru innych pasażerów była to tragedia - mieli przesiadki na pociągi do Krakowa (oczywiście pełna rezerwacja). Jak wiadomo - teraz pociągi nie czekają na pasażerów - rożni przewoźnicy.

To, ze PW będzie, wiadomo było od dawna. Nie można było wprowadzić tych zmian do systemu w sieci? Po co, prawda?
Pasażer jest w końcu dla PKP, nie odwrotnie.
W tej kwestii jesteśmy dalej 100 lat za cywilizacją....

stacja Gorzów Wlkp. zwana dworcem kolejowym

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 274 (340)

#48145

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja ta miała miejsce kilka lat temu, ale nadaje się tutaj ze względu na to, iż jest piekielna dosłownie i w przenośni.

Wiecie co zrobić, gdy kupicie stary budynek i chcecie go zburzyć (nie opłaca się remontować) i wybudować nowy? (Tutaj wchodzi WKZ - Wojewódzki Konserwator Zabytków i mówi - ten budynek jest w rejestrze zabytków i nie może być zmieniona jego architektura. Koszt remontu zgodnie z zaleceniami jest parę razy większy niż budowa nowego). Jest na to jedno wyjście - spalić go. Na taki pomysł wpadł właściciel byłej fabryki mebli w pewnym mieście na zachodzie kraju. Wykazał się przy tym całkowitym bezmózgowiem - budynek stał w sąsiedztwie kamienic zamieszkałych przez ludzi. Ale dla niego liczyła się tylko kasa...

Podpalił raz - straż szybko ugasiła. Podpalił drugi - też nie udało się dopiąć swego. Wreszcie podpalił trzeci w sześciu miejscach (tylu punktów doliczono się przy oględzinach po pożarze.)
Wyobraźcie sobie ścianę ognia o długości 70 m, szerokości 20 i wysokości 15. 5 m od tej ściany stoją budynki mieszkalne. Wyobraźcie sobie, że woda trafiając na ściany tych budynków, parowała w mgnieniu oka.
W akcji uczestniczyło ponad 20 jednostek straży z trzech powiatów. Tragedii udało się zapobiec - oprócz budynku spaleniu uległo "tylko" 3 samochody, jeden nadawał się do wymiany karoserii (chyba, że właściciel jeździł dalej autem oblepionym zastygłą smołą). Dogaszanie trwało prawie tydzień.

Podpalacza nie załapano, a właściciel udawał Greka. Niestety, z braku dowodów nikt nie został ukarany.

Link do artykułu na ten temat: http://www.gazetalubuska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20071029/POWIAT04/71028005

miasto na zachodzie kraju

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 514 (588)

#41698

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miejsce - jeden z hoteli, gdzie odbywają się szkolenia. Podczas przerwy wchodzi pan i mówi, że jedna pani zemdlała przy windzie. Idę do niej i widzę, że ktoś ją układa na kanapie. Wokół z 10 osób przyglądających się i "wszystkowiedzących".

Podchodzę, szybki wywiad. Pani mówi, że godzinę temu była w lesie i skaleczyła się w nogę. Plaster sobie założyła, ale ma przypadłość, że robi jej się słabo i czasami mdleje. Dowiedziałem się również, że karetka wezwana (pani "nie wyglądała", czyli płytki oddech, kolor twarzy w kolorze zbliżonym do śnieżnobiałego). Szybki sprint po apteczkę samochodową i robimy opatrunek (rana do szycia).

Karetka przyjechała, ratownicy pakują panią na nosze. Pani mówi, że zadzwoni jak poczuje się lepiej do swojej koleżanki. Prosi ją aby zadzwoniła do niej, bo nie może znaleźć swojego telefonu. Miała go kiedy upadała koło windy. Koleżanka dzwoni, jest sygnał ale nic nie słychać. Szukamy wokół - pod kanapami, obok windy. Nie ma...

Tak - wśród tych "wszystkowiedzących" co stali, znalazła się kanalia, która ukradła tej kobiecie telefon.
Łapki opadają...

hotel

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 847 (907)

#23231

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Trochę o piekielności jednego z urzędów (bardzo "bliskiego" dla mnie z racji mojego hobby).

W mieście nadgranicznym mieszka sobie pewien Pan (X). Pan ten od wielu lat współpracuje z tamtejszym muzeum przekazując rzeczy zalegające w ziemi (tak jak domyślacie się - ten pan kopie).
Trzy lata temu przez przypadek odkrył stanowisko archeologiczne z czasów starożytnych (znalazł 3 rzymskie monety i dwie zapinki nazywane fibulami), o czym powiadomił panią będącą delegatką z tegoż "bliskiego" mi urzędu. Pani szybko zgłosiła to do centrali, popłynęły pieniążki - sporo (z naszych podatków) na dokładne zbadanie nowo odkrytego stanowiska.
Pan X kopał sobie dalej.

Coś jednak pani tej nie spodobało się (bo w końcu jak to, aby zwykły szary obywatel odkrywał w ramach swojego wolnego czasu stanowiska archeologiczne) i podkablowała tegoż pana na naszą wspaniałą policję.

W ubiegłym roku panowie niebiescy zajechali dwoma samochodami na pole, po którym pan X sobie szukał (pole nie było stanowiskiem archeologicznym, a pan miał pozwolenie właściciela). Na nic się to zdało, bo panowie niebiescy i tak lepiej wiedzieli. Pana zawinęli, w domu zrobili mu kipisz (rewizję), a na kraj poszła informacja, że złapano kolejnego grabieżcę zabytków.(!)
Oczywiście napisano, że zabezpieczono masę monet (tak- większość z nich to miedziaki XVIII i XIX-wieczne plus jeden rzymski denar) oraz to co pan X zbierał - pieczęcie szklane z butelek.

Pan X otrzymał zarzuty, ale z racji kłopotów z sercem mógł odpowiadać z wolnej stopy. Następnie policja zwróciła się z prośbą o ekspertyzę do fachowca z dziedziny numizmatyki. Ekspert ów napisał prawdę - że monety znalezione w domu pana X nie stanowią żadnej wartości historycznej - podobne są znajdowane praktycznie wszędzie (wiadomo, ludzie zawsze gubili pieniądze). Nawet denar rzymski pochodzący z IV wieku nie jest żadnym rarytasem. Zaś pieczęcie szklane nie leżą w gestii jego specjalizacji, ale oceniając ich wiek i pochodzenie (na każdej jest nazwa huty szkła) należy wnioskować, że są popularne.
Prokurator wobec tego stwierdził, że "szkodliwość społeczna" jest bardzo mała i odstąpił od zarzutów.

To jednak nie koniec historii. Pan X postanowił kontratakować.
Wystąpił mianowicie do tejże pani o wgląd do dokumentacji z prac na stanowisku, które on odkrył. I tu zaczyna się piekielność.

Osoba fizyczna nie ma prawa zobaczyć co tam wykopano (prace były prowadzone przez 2,5 roku). Wystąpił więc z oficjalnym pismem do delegatury w mieście wojewódzkim. Ale na pismo trzeba odpowiedzieć. I tu bomba - okazało się, że nie ma żadnych sprawozdań, żadnych dowodów na prowadzenie tam prac, ponieważ gdzieś zaginęły. Czyli jakieś kilkaset tysięcy złotych wyparowało.
Dodam od siebie, że z takich prac archeologicznych jest sporo dokumentacji (współpracuję z archeologami w moim regionie) i nie ma siły, aby tyle papierów "gdzieś zaginęło".

Czy to nie jest szczyt hipokryzji? - Pani ściga dalej poszukiwaczy, a sama ma lepkie ręce. Zaś piekielnym jest sam urząd tuszujący sprawę, bo w końcu nic wielkiego się nie stało... Oprócz prawie zniszczenia życia człowiekowi i defraudacji naszych pieniędzy.

Delegatury WKZ

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 638 (666)

#20782

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Witam
W wolnych chwilach lubię wyskoczyć sobie sam lub z kolegą do lasu poszukać tego co zgubili w 1945 roku rosyjscy żołnierze,kiedy to okradali opuszczone przez ludność niemiecką domy.Jako,że była ładna sobota (lat temu parę) szybkie zgadanie się,spotkanie,załadowanie sprzętu i wyruszamy.
Przyjeżdżamy na znalezione dzięki namiarom znajomego leśniczego miejsce i ruszamy.Po jakimś czasie słyszymy silnik samochodu.Widzimy w odległości jakieś 100 m zatrzymującego się mercedesa klasy C lub E (nie znam się na tyle na modelach,ale ten był "wypasiony") i wysiadającego jegomościa w niebieskim żarówiastym dresie. Facet otwiera bagażnik i wyciąga po kolei czarne worki,po czym wrzuca je do ziemianek (miejsca,gdzie przesiadywali wspomniani wyżej żołnierze).Szlag mnie trafia,kiedy widzę masę śmieci w lesie,a jeszcze bardziej,kiedy takie "nowobogackie mendy" żałują tych 20-30 złotych na miesięczną opłatę.Jako,że mialem świeżutką wtedy nokię n70,podkradłem się na odległość 60-70 m (byłem w "stroju roboczym",czyli moro od stóp do głowy) i pstryknąłem dwie fotki.Na jednej uwieczniłem auto,na drugiej gościa obok auta Facet odjechał,a my szybciutko zwinęlliśmy sprzęt,w samochód (oddalony jakieś 500 m)i do leśniczego. Który z resztą takze lubi połazić sobie z piszczałką po lesie.Zajeżdżamy,a tam-tenże facet coś z nim obgaduje. My ładnie-Dzień dobry Panie Mariuszu.Mamy dla pana informację o zaśmniecającym las troglodycie. I tutaj pokazuję fotkę samochodu i do gościa-myślał pan, że się uda zaśmiecić las. Za to chyba mandacik będzie niezły...
Facet( głupio się usmmiechając)-tak-to jest mercdedes,ale nie mój.Nie widać rejestracji ani kierowcy.Więc nie obrażajcie mnie-jestem tu szanownaym miekszańcem. Na to oddaje koledze telefon,a on na to:
-Może i owszem-takich aut jest parę,ale takich cwaniaków w niebieskiem dresiku chyba już mniej-mówiąc to przewija na drugą fotkę.
Mina gościa-bezcenna.
Leśniczy tylko się zapytał-co teraz zrobisz z tym fantem (widać było-byli do siebie na "ty").
Po czym odwrócił się do nas i powiedział-dzięki chłopaki.Macie wolną rękę na najbliższy rok poszukiwań.Tylko pokażcie co znajdziecie.
Z tego co wiem "szanowny mieszkaniec" uniknął mandatu,ale posprzątał swoje i wszystkie inne śmieci w promieniu 300 m od tamtego miejsca.
Przynajmniej można było w spokoju szukać...

Lasy Państwowe

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 471 (505)

1