Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Szpadelek

Zamieszcza historie od: 11 października 2011 - 8:36
Ostatnio: 24 kwietnia 2024 - 13:46
Gadu-gadu: 2664531
O sobie:

Mój Tata straszył mnie,że jak nie będę się uczyć,pojdę do łopaty. Po co uczyłem się,skoro i tak,w wolnych chwilach idę do łopaty?

  • Historii na głównej: 7 z 12
  • Punktów za historie: 4135
  • Komentarzy: 374
  • Punktów za komentarze: 1649
 

#89345

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podczas pobytu w Polsce otrzymałam od lekarki receptę (ponowną) na pewien lek. Idę do pierwszej lepszej apteki, żeby ją zrealizować, niestety aptekarka odmawia wydania leku z powodu "błędnie wypisanej recepty". Recepta jest wypisana identycznie jak poprzednio, pytam więc, na czym polega błąd, to skontaktuję się z lekarką i poproszę o korektę. Aptekarka odpowiada, że "jeżeli receptę wystawił prawdziwy lekarz, to będzie wiedział. Mnie informacji nie udzieli, bo nie wie, czy nie kupiłam recepty przez internet".

Wyszłam, dzwonię do lekarki, mówię, w czym problem. Ta się chwilę zastanawia, czego może brakować, bo na jej gust wszystko jest, ale wystawiła receptę ponownie, dopisawszy jeden detal.

Wracam do apteki, trafiam na tę samą babę. Wręczam jej nową receptę i ponownie spotykam się z odmową. "Ja tego pani i tak nie wydam. Za dużo narkomanów to bierze i ja tam nie wiem, do czego to pani potrzebne, skąd tak naprawdę ma pani receptę, ani czy ten lekarz, który ją wypisał jest prawdziwym lekarzem".

Stwierdziłam, że nie będą się kłócić z kretynką, poszłam do apteki kilkaset metrów dalej, gdzie bez najmniejszego problemu otrzymałam przepisany lek. Dowiedziałam się również, że pierwsza recepta była wypisana jak najbardziej poprawnie oraz że farmaceuta nie ma prawa nie zrealizować recepty wyłącznie z powodu swojego widzimisię "sumienia" czy jak tam to nazwie. "Klauzula sumienia" owszem istnieje, ale dotyczy tylko personelu medycznego, farmaceutów nie.

W domu opowiedziałam sytuację mojej mamie, na co ona: "Wiem, o kim mówisz, ta baba jest nawiedzona. Mnie kiedyś nie wydała przepisanych leków na złagodzenie objawów menopauzy". Tylko po co taki ktoś wybiera zawód farmaceuty?

apteka

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 188 (204)

#89185

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czasem przychodzi taka chwila w życiu lodówki, że się zepsuje. Lodówka, wiadomo, w dzisiejszych czasach produkt dość strategiczny. Bez pralki czy zmywarki da się tydzień czy dwa wytrzymać, bez lodówki gorzej.

Z takich czy innych powodów odmawia posłuszeństwa i bij, człowieku, głową o ścianę, egzorcyzmy odprawiaj, zaklinaj, proś i groź, ustrojstwo nie ruszy. Nie, bo nie.

Wiecie pewnie wszyscy, że obecnie urządzenia AGD są produkowane tak, żeby przetrwać bezawaryjnie czas gwarancji producenta (24 miesiące) a potem ... Niech się dzieje wola nieba z nią się zawsze zgadzać trzeba.

Moja lodówka przetrzymała dokładnie 4 lata i 11 miesięcy, więc i tak spisała się nieźle.

Dnia pewnego zauważyliśmy, że masełko takie miękkie dość. Wiadomo, masło po wyjęciu z lodówki winno twarde i nierozsmarowalne być. A nasze miękkie takie. Poobserwowaliśmy, podumaliśmy. W lodówce ciepło. Jaka temperatura na zewnątrz (w kuchni) takaż i w lodówce. Kompresor się włącza, pracuje normalnie, światło w lodówce świeci, ale efektów nie widać i nie czuć. Jako, że pracuję w elektronice już prawie 13 lat, objaw rozpoznałam. Ubytek czynnika chłodzącego. Wiem, że niektóre serwisy stosują napełnianie czynnikiem, ale z moich doświadczeń wynika, że nie jest to skuteczne, bo jak raz czynnik uciekł to i ucieknie znowu, bo gdzieś musi być nieszczelność. Na nieszczelność rady nie ma.

Święta idą to i w zamrażarce zacne i wyszukane mięsiwo oczekuje na swoje przeznaczenie. Producent lodówki gwarantuje trzymanie temperatury do 20 godzin w przypadku awarii. Nie ma na co czekać. W samochód i pędzimy kupić nową lodówkę, mięso ratować! Godzina 20, wpadamy jak dwie niewielkie burze, wybieramy tą! Nie, tą!, Nie, jednak tamtą! Po 15 minutach dochodzimy do konsensusu i jednak tamtą. Wszystkie są w miarę OK, czas się liczy, mięso ratować! Płacimy za lodówkę, dopłacamy za transport ekstra (na jutro - transport płatny dodatkowo, na pojutrze byłby już gratis, ale pojutrze za późno, bo mamy tylko 20 godzin na ratowanie dóbr kulinarnych).

No dalej to już chyba przewidywalnie. Ja poszłam do pracy ale mąż siedział kamieniem w domu i czekał. Transport, zaplanowany na godziny 10:00 - 20:00 nie dojechał. Istotne jest to, że nie była to zewnętrzna firma kurierska tylko transport własny sieci. Około 19:45 zadzwoniłam na infolinię. Dowiedziałam się, że kierowca ma jeszcze 15 minut. Zapytałam, co mam zrobić w razie, jak nie dojedzie, do której pracuje infolinia. Okazało się, że właśnie do 20. A co mam zrobić, jak lodówka nie dojedzie do 20, skoro infolinia już nie będzie pracować? Panienka z rozbrajającą szczerością poradziła mi dzwonienie z reklamacją od jutra.

Jest oczywiste, że lodówka nie dojechała.

Dzwonię nazajutrz punkt 8:00. I co słyszę? Słyszę mianowicie, że około 23 poprzedniego dnia kierowca wpisał w system, że „była próba doręczenia, ale nikogo nie zastał” Co mnie trafiło? No szlag a co miało trafić? Tłumaczę, że mąż, że czekał, że nie było, że mięso, że lodówka, że zepsuta, że nowa, że dopłata za ekspres, że nie dojechał. Dużo tłumaczę. Pani wysyła mi formularz reklamacyjny. W międzyczasie mięsiwo świąteczne intensywnie się rozmraża, już go nie uratujemy (fakt, ze te 20 godzin wytrzymało, nie kłamali), mąż zaczyna przyrządzać świąteczne dania na teraz, przecież nie wyrzucimy tego wszystkiego a zamrozić ponownie się nie da, ja jedną ręką wypisuję formularz reklamacyjny, drugą trzymam telefon i żądam skomplikowanych przysiąg, że lodówka DZIŚ dojedzie.

Nie dojechała.

Dojechała na trzeci dzień. Zaoferowano nam - jako rekompensatę za trzydniowe oczekiwanie 50 zł w formie bonu na kolejne zakupy w tej sieci.

A wsadźcie sobie! Nic już nigdy u was nie kupię!!!

sklepy

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 204 (222)

#89187

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wyjazd do traw.

Jedziemy w 6 chłopa, bo tyle maksymalnie może wejść do auta (zgodnie z prawem, ale zmieściłoby się nas 9). PSP skierowała nas do pożaru w naszej miejscowości, według meldunków oni (PSP) jadą do akcji z drugiej strony bo wracają od innego pożaru.

My zaś kierujemy się na drogę która dawniej była polną drogą, ale teraz gdy wzdłuż niej pobudowało się kilka domów zaczyna walczyć o miano ulicy. I na tej właśnie drodze napotykamy na blokadę.

Otóż u jednego z mieszkańców domów wzdłuż tej "ulicy" byli goście, którzy swoimi autami zastawili przejazd. Kierowca oczywiście w momencie dojazdu do aut już trąbił, a klakson jest donośny. Po dobrej chwili z domu wychodzi elegancko ubrana kobieta i pyta się o co chodzi. Kierowca krzyczy:" Nie mogę przejechać, proszę przestawić te auta!" Kobieta burcząc coś pod nosem odchodzi do domu i po chwili pojawiają się panowie, którzy idąc do aut zaczynają nam pyskować: że co my sobie wyobrażamy żeby przerywać im imprezę dla jakiś traw bo się palą. Że to jest droga prywatna i w ogóle to wcale nie powinniśmy tu wjeżdżać.

Dowódca w krótkich żołnierskich słowach mówi im, że nic nas nie obchodzi ich impreza i możemy jechać do pożaru najkrótszą możliwą trasą. Panowie łaskawie przestawili auta. Koniec historii?

Akurat, chciała by dusza do raju! Na akcji dowódca dostaje polecenie zadzwonienia do stanowiska kierowania w celu podania składu w którym wyjechaliśmy. Odpowiada, że zrobi to po akcji, SK KP nalega. Po telefonie okazało się, że paniusia złożyła skargę na nas, że zakłóciliśmy spokój jej rodziny poprzez wykorzystanie ich PRYWATNEJ drogi na dojazd do akcji.

W pożarze spaliło się 3ha nieużytków i w jego gaszeniu uczestniczyło 6 zastępów straży pożarnej (PSP i OSP).

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 186 (194)

#89074

przez ~AnaStasz ·
| Do ulubionych
Skoro jesteśmy przy historiach szpitalnych, to i ja coś dorzucę. Historia sprzed kilku lat, gdy jeszcze nikt o Covidzie nie słyszał.

Byłam na SORze w pewnym mieście wojewódzkim, w którym mieszkam. Zostałam wysłała przez lekarza rodzinnego, który chciał wezwać karetkę, ale poinformowałam go, że nie ma potrzeby, pojadę taksówką. Dolegliwość nie miała znaczenia dla historii, więc ją pominę.

Na SORze z racji sporego obłożenia przyszło mi poczekać. Gdy przyszła moja kolej, zaprowadzono mnie do sali z łóżkami, gdzie miałam czekać na badania. Na sali, wiadomo, kilka łóżek, pacjenci w normalnych ubraniach, bez bagażu, itd. Jak to na SORze...a nie wróć.

I tu zaczyna się historia właściwa. W pewnym momencie przywieziono Piekielną - starszą Panią lat ok. 65-70, w pełni na chodzie. Przywiozła ją kartka, więc ominęło ją czekanie na triaż. I słusznie, gdyby nie fakt, że... o tym za chwilę.

Pani wesoło schodzi sobie z noszy sama (chociaż ratownicy oferują pomoc), bierze torbę, wypakowuje ręczniczek, układa paputki, wyciąga szlafrok i kosmetyczkę. Troszkę się zdziwiłam, ale co tam. Za chwilę przychodzi lekarka robić wywiad. Pyta pacjentkę co jej dolega, gdzie boli. Pani informuje, że nigdzie, ale jutro ma w tym szpitalu operację.

I tu przytoczę mniej więcej dialog:
(L)ekarka: No dobrze, ale Panią przywiozła karetka. Co się zatem dzieje?
(P)iekielna: No przecież mówię, że nic. Mam tu jutro operację, a nie chcę córki fatygować, żeby mnie przywoziła, bo pracuje.
L: W karcie mam ból głowy, zawroty, utrata przytomności....
P: No tak, bo coś musiałam powiedzieć. Inaczej by nikt nie przyjechał i mnie tu nie przywiózł.
L: Nie rozumiem... gdzie zatem boli Panią ta głowa? Ma Pani nadal zawroty? Widzę, ze ciśnienie prawidłowe, pobraliśmy krew, czekamy na wyniki....
P (przerywając): Ale ja tu nie przyjechałam na badania i nie potrzebuję pomocy. Proszę mnie przewieźć z rzeczami na okulistykę.
L (już zirytowana): Przepraszam, proszę mi wytłumaczyć, skoro Panią nic nie boli, to po co Pani wzywała karetkę?
P (z nerwami): Jak po co? Miałam pieniądze wydawać na taksówkę albo córkę fatygować, żeby mnie do szpitala przywiozła?! Nie po to płacę podatki! Przewieźcie mnie na okulistykę, a nie cyrk robicie!

Lekarce ręce opadły. Mnie szczęka. Pani nie miała choroby psychicznej (raczej). Potem wesoło zadzwoniła do córci, że sobie transport do szpitala załatwiła, ale ze jej tu pyskują, więc ich poustawia.

Pozostawię komentarz Wam, drodzy czytelnicy.

Szpital

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 207 (215)

#89062

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Teraz już jest dużo informacji na ten temat i każdy kto chce pomóc znajdzie informacje. W czwartek Putin zaatakował Ukrainę, w sobotę już miałam ulotki z adresami przy przejściach granicznych i listą potrzebnych rzeczy. Roznosiliśmy je (w Rotterdamie) po miejscach gdzie przychodzą Polacy i w sumie odzew był fajny.

Aż trafiłam do polskiego kościoła. Ksiądz powiedział "Ale po co takie rzeczy? Przecież my się tu za nich modlimy!"
Odpowiedziałam, że jeszcze nikt dziecka modlitwą nie nakarmił i poszłam, ale ręka swędziała...

Wiem, że ulotka świata nie uratuje, ale co mu to przeszkadzało?

Rotterdam

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 132 (150)

#88090

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielna rodzinka.

Problem jaki istnieje w wielu polskich rodzinach. Brat czy siostra żyje jak darmozjad – pasożyt, a rodzice nie chcą widzieć co ich oczko w głowie wyrabia
Jedno z dzieci jest oczkiem w głowie rodziców, nic nie musi robić, sprzątać, może nie pracować i to rodzicom nie przeszkadza, zaś drugie dziecko jest poganiane do sprzątania, pracowania, dokładania się do domowych wydatków, i jeszcze słyszy jak to on jest niedobry, niewdzięczny zaś po latach rodzice wykombinują, że ten niewdzięczny będzie się zajmował się nimi na stare lata i tym z rodzeństwa „któremu się nie wiedzie”.

Też to przerabiałem w mojej rodzinie. Musiałem harować, czasem na nocnych zmianach w zimnych magazynach, po 12 h na dobę, a tymczasem młodszy braciszek...

Mam młodszego brata w Polsce, którego rodzice wychowali na rozpuszczonego gnojka, którego będę nienawidził do końca życia za to co mi zrobił.
Mnie rodzice zawsze poganiali, musiałem szukać pracy, dokładać się do domowych wydatków, remontów, zakupów, a braciszek, oczko w głowie rodziców, sobie imprezuje, wraca nad ranem, śpi do południa, pracować nie musi, „bo nie ma pracy dla ludzi z jego wykształceniem”, na FB ma status „szlachta nie pracuje”, no bo on byle robolem nie będzie, wszyscy chcą go wykorzystać, wredni kapitaliści, masoni, iluminaci, a matka jeszcze się pyta co książę życzy sobie na obiad.

Ja musiałem pracować, wyjechać za granicę do pracy. Moja pasja to m.in. historia i numizmatyka, która oni nazywali „zbieractwem”. Inwestowałem w historyczne monety, miałem m.in. złote 5 rubli z ostatnim rosyjskim carem, austro-węgierski złoty dukat Franciszka Józefa, złote 5$ z 1888, złoty krugerrand, angielski suweren króla Jerzego, złote i srebrne monety okolicznościowe NBP, monety krzyżackie, orty gdańskie, rożne talary, floreny, grosze, szelągi, krajcary wybite przez rożnych królów, cesarzy i książąt. Przy dzisiejszych cenach to moja kolekcja byłaby warta sporo ponad 20 tysięcy PLN. Jak ktoś tutaj zna rynek numizmatyczny to wie o co chodzi.

Braciszek to wyciągał, sprzedawał za grosze w lombardzie i w internecie, a pieniądze przepuścił na papierosy, piwko, adidaski, ciuchy, trawkę bo on jest młody, musi imprezować, szuka dziewczyny.

Przyjechałem zza granicy na Boże Narodzenie 2019, odkryłem co się stało, zrobiłem wielka awanturę, mało się nie pobiłem z bratem i ojcem, ojciec chciał wzywać na mnie policje. Oni jeszcze go bronią, i uważają ze nic się nie stało, bo ja to sobie zawsze dam rade bo młodszy to biedaczek, któremu zawsze pod górkę i pod wiatr i to jemu bieda a ja to powinienem według brata, jeszcze mu pieniądze przysyłać zza granicy, bo jemu ciężko, a z moimi zbiorami „daj spokój – kupisz sobie nowe”

Nie mieszkam w Polsce, wtedy wyjechałem po świętach, zaczęła się pandemia covida-19 to ciężko jeździć, nie przyjechałem do Polski od prawie 1.5 roku, kontakt z rodzicami jest sporadyczny, pewnie się urwie, ale zapowiedziałem, że jak gnojek wyląduje na ulicy to kawałka chleba ode mnie nie dostanie. On jest raczej nienaprawialny, niereformowalny i będzie uważał, że mu się wszystko należy a on pokrzywdzony, przez wszystkich, podejrzewam, że dom z rodzicami przehula i tak im powiedziałem na wyjeździe albo wpakuje się w jakieś złodziejstwa, handel narkotykami.

Tak jak ktoś jest starszy na tym forum i ma podobną sytuacje, tak powiem młodszym, że scenariusz jest podobny w każdym przypadku, że jeden w rodzinie będzie się starał i harował a drugi przepuszczał wszystko co kto inny zgromadził, to powiem Wam młodszym – nic się z tym zrobić nie da, ludzkiego charakteru nie da się zmienić przez lata, zwłaszcza starszych osób, oni sobie wymyślą, że ty jesteś zaradniejszy to w razie ich śmierci zajmij się tym młodszym „bo jemu ciężko”, a że młodszy ulubiony bimba sobie na wszystko, do roboty się nie garnie, gra w gry, imprezuje do później nocy, do białego rana, a że spieniężył w lombardzie zbiory numizmatyczne starszego brata za mniej niż pół ceny to nie ma znaczenia...a że starszy brat harował po 12 h na dobę, dojeżdżał godzinami do tej roboty to nie ma znaczenia...jemu młodszemu „się należy”, to wielka życiowa niesprawiedliwość, że on nic nie ma, a inni mają

zagranica rodzina

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 257 (279)

#89013

przez ~ecosciema ·
| Do ulubionych
Wczoraj oglądałem filmik na YT, gdzie narrator przypomniał niedawną aferę z jedną z linii lotniczych, która musiała wykonać tysiące lotów na pusto, bądź niemal pusto, aby w myśl unijnych przepisów utrzymać "miejsce" na lotniskach. Śmiał się przy tym, że my mamy jeździć autobusem, rozważane są już pomysły nie wpuszczania do centrum miast aut o napędzie spalinowym itd. itp., a to wszystko dla dobra planety. Niedługo po tym miałem okazję przekonać się jak wygląda ekologia w praktyce.

Przyjechał Pan naprawić moją pralkę. Po objawach wyglądało to na łożysko, Pan potem wspomniał, że to raczej krzyżak (nie wiem czy dobrze zapamiętałem). To zresztą nieistotne, bo i tak trzeba wymieniać cały bęben. Nie da się wymienić samego łożyska czy czegoś, tylko trzeba wymienić cały bęben z oprzyrządowaniem. Wygląda to tak: https://north.pl/baza-porad/wp-content/uploads/2020/03/zbiornik-z-bebnem-727x1024.jpg Czyli ten metalowy bęben plus sporo plastiku. Pośmialiśmy się z Panem od naprawy, że "Ty człowieku pij przez słomkę z makaronu, bo plastiku za dużo, a tu taka "ekologia".

I jeszcze taka wisienka na torcie: pralkę naprawiłem w ramach gwarancji. Miałem fart, że jak kupowałem ją, to była promocja typu "Zarejestruj swój produkt na naszej stronie internetowej, a przedłużymy Ci gwarancję z 2 do 5 lat." Zarejestrowałem, i skorzystałem niemal rzutem na taśmę, bo w październiku mija 5 lat od zakupu (Tutaj ukłon w stronę producenta pralek "Cukierek", bo naprawy dokonano bez najmniejszego szemrania). Ponieważ miło mi się z Panem rozmawiało, to jak już wychodził zapytałem "A ile gdzieś by mnie kosztowała ta przyjemność, gdyby nie gwarancja?".

"Zobaczy Pan (tu pokazał na małą naklejkę z boku kartonu na bęben). Część 530 netto, plus podatek, robocizna- no to gdzieś z 800. Czyli na pewno by Pan się nie bawił w naprawę bo jak widzieliśmy (robił zdjęcie dowodu zakupu) za nową dał Pan 1000.
Tak więc, szary człowieczku, segreguj odpady, do pracy piechotą albo autobusem, a jak już musisz jechać samochodem, to zabierz ze sobą przynajmniej jedną osobę. Pij przez słomkę z makaronu itd. itp.

A przede wszystkim mocno trzymaj się za portfel, bo nie dość że eko kosztuje, to jeszcze jak popsuje Ci się pralka, czy też inny sprzęt (bo nie oszukujmy się - wszystko jest zrobione w podobny sposób) to nie naprawisz za 200 czy 300 złotych, tylko bardziej opłacalne dla Ciebie będzie kupno nowej. A stary sprzęt będzie tworzył kolejne tony odpadów.

uslugi

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 221 (235)

#68536

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kochane Urzędy.
Wierzyliście kiedyś w te wszystkie dziwne historie związane z tzw skarbówką? Czy tak jak ja ślepo wierzyliście iż uczciwemu obywatelowi krzywdy żaden urząd nie uczyni? To czytajcie uważnie.

Rok temu mój były mąż (będący jeszcze mężem) postanowił nie odprowadzać podatku z prowadzonej działalności. Skutki łatwe do przewidzenia. Komornik zajął jego wszystkie konta. Moje także postanowił zająć, ale że na moje konto wpływały jedynie przelewy z wynagrodzenia, przysługiwała mi kwota wolna od zajęć. Więc dostawałam wypłatę niepomniejszoną. Komornik skarbowy zadowolił się w pełni tym co znalazł na koncie eks i dług został spłacony już po miesiącu. Sprawa została dawno przeze mnie zapomniana. Do teraz.

Otóż wrześniową wypłatę dostałam pomniejszoną o 1500zł. Dlaczego? Bo urząd zapomniał wysłać do mojego banku pismo o umorzeniu postępowania. Szanowna pani urzędnik przez telefon poinformowała mnie spokojnym głosem, że no przecież dziś wyśle, rok zwłoki? To nic takiego...W banku konsultant mnie równie spokojnie poinformował iż po otrzymaniu pisma z US mają, uwaga! 30 dni na odblokowanie środków. Tak więc mam 500zł na przetrwanie 30 dni, zrobienie opłat,wyprawki szkolnej syna. Ale no przecież nic się nie stało, spokojnie!

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 199 (213)

#87805

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowiem wam historię, która dzieję się obecnie każdego dnia.

Do szpitala pogotowie przywozi pacjenta z zaostrzeniem jego przewlekłej choroby. Przywozi dużo później niż powinno, bo pacjent boi się covida i czeka z wezwaniem pomocy do ostatniej chwili. W szpitalu personel również boi się covida, więc nie wdraża odpowiednich procedur, robi niepotrzebne testy i czeka godzinami na ich wyniki. Pozbawiony opieki schorowany pacjent umiera na swoją przewlekłą chorobę. Do aktu zgonu wpisują, że zmarł na covid...


PS. Nie zaminusujecie prawdy, kiedyś zajmie się tym prokuratura.

słuzba_zdrowia koronoszaleństwo

Skomentuj (96) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 361 (407)

#88878

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znajomy właśnie miał nalot policji w domu.

Posiada dużą ilość roślin doniczkowych, a ponieważ jest zima, czyli ponuro, zimno i prawie cały czas ciemno, więc niektóre kwiatki wymagają doświetlania. Zakupił więc specjalistyczne ledowe żarówki, oprawki i automat zegarowy. Od tej pory codziennie rano i po południu jeden z pokoi rozjaśnia się charakterystyczną niebiesko-czerwoną poświatą.

Poświata jest na tyle ciekawa, że wzbudziła zainteresowanie jednego z sąsiadów. Wydedukował że znajomy na 100% hoduje w domu konopie, więc zawiadomił policję. No i dzielni stróże prawa, sztuk cztery, załomotali dzisiaj mu do drzwi. Prawie jednocześnie z włączeniem się światełek, czyli mocno wcześnie.

Wpuścił, a na stanowcze żądanie pokazał po co i na co się świeci. Ponieważ żaden z liści w domu nie miał charakterystycznego kształtu, policjanci zrezygnowali. Ale co najlepsze - na odchodne jeden z nich tak się przejął rolą, że zażądał aby znajomy zlikwidował doświetlenie. Bo posiadanie takowego wymaga pozwolenia! Ale jakiego i od kogo, to już nie potrafił powiedzieć. A w ogóle najlepiej żeby zajął się czym innym niż hodowlą roślin w domu, bo dostają potem takie fałszywe zgłoszenia, a mają inne rzeczy do roboty.

Znajomy się zapienił i zapytał czy tymi rzeczami jest np. poszukiwanie jego skradzionych miesiąc wcześniej rowerów? Bo na razie dostał tylko powiadomienie, że mimo wyraźnych nagrań z kamery w garażu postępowanie zostaje umorzone ze względu na brak możliwości ustalenia sprawców. Niestety, panowie polucjanci zawinęli się bez odpowiedzi.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 245 (259)