Profil użytkownika
Tarija ♀
Zamieszcza historie od: | 2 października 2011 - 12:48 |
Ostatnio: | 30 marca 2018 - 20:14 |
O sobie: |
https://www.youtube.com/watch?v=vCXsRoyFRQE&list=RDMMQ_F0Z8qn8SA&index=31 |
- Historii na głównej: 69 z 115
- Punktów za historie: 81392
- Komentarzy: 677
- Punktów za komentarze: 6821
zarchiwizowany
Skomentuj
(12)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Historia będzie o tym jak to okazałam się złym prorokiem.
Jechałam do domu autobusem. Te najdłuższe autobusy, mają zaraz za miejscem dla wózków takie podwyższenie na którym znajdują się siedzenia. Takie jak tu: http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/d/de/Solaris_Urbino_wnetrze.jpg/800px-Solaris_Urbino_wnetrze.jpg
Na którymś przystanku wsiadły dwie kobiet z wózkiem dziecięcym, przypuszczalnie matka z córką. W autobusie znajdowały się wtedy tylko 4 osoby, a dwie z nich siedziały w ostatnim rzędzie, w związku z tym kobiet mogły sobie wybrać miejsce jakie im tylko pasowało.
Panie postawiły wózek w miejscu do tego przeznaczonym, po czym zablokowały go, wyłuskały ze środka niemowlaka i usiadły na tym właśnie podwyższonym stanowisku.
Dodać tu trzeba, że młodsza kobieta która trzymała dziecko była wyjątkowo otyła. Do tego stopnia że małe trzymała w dłoniach, bo nie miała miejsca na kolanach. Dzieciak się kręcił, a ona, dyskutując ze swoją matką przekładała go z jednej ręki do drugiej.
Zrobiło mi się niedobrze. Dzieciak fruwał sobie w powietrzu ładny kawałek nad ziemią, a właściwie nad wózkiem. Jakieś takie złe przeczucie mnie ogarnęło. No ale siedziałam cicho, bo na dzieciach się nie znam, a kobiety wyglądały nieco... dresiarsko. Do tej pory się na siebie złoszczę za nieśmiałość ale cóż.
W którymś momencie, babcia (siedziała od okna)przechyliła się przez barierkę i zaczęła czegoś szukać w wózku. Matka, przełożyła dziecko do lewej dłoni i zaczęła jej komenderować, gdzie co leży. Ten właśnie moment autobus wybrał sobie żeby szarpnąć, co na tej trasie jest normalne, bo jeżdżą po niej tiry i nawierzchnia przypomina wzburzone morze. Dzieciak oczywiście wypadł matce z ręki. Znacie to uczucie kiedy widzicie jak coś spada i wydaje się że leci niesamowicie powoli? Właśnie w takim zwolnionym tempie widziałam jak dzieciak odbija się od pleców babci, po czym spada między wózek a płytę oddzielającą siedzenia od wolnej przestrzeni. Babcia w próbie uratowania wnuczęcia uderzyła w spadającego dzieciaka przedramionami, przez co ten na chwilę rozpłaszczył się na szybie a potem spadł niżej.
Wydaje mi się że nic mu się bardzo złego nie stało, ale to tylko dlatego że upadł w momencie kiedy seniorka wychylała się z miejsca. Gdyby matka upuściła go wcześniej pofrunąłby na podłogę jak kamień.
Ale oczywiście wszystkiemu winny kierowca autobusu!
Jechałam do domu autobusem. Te najdłuższe autobusy, mają zaraz za miejscem dla wózków takie podwyższenie na którym znajdują się siedzenia. Takie jak tu: http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/d/de/Solaris_Urbino_wnetrze.jpg/800px-Solaris_Urbino_wnetrze.jpg
Na którymś przystanku wsiadły dwie kobiet z wózkiem dziecięcym, przypuszczalnie matka z córką. W autobusie znajdowały się wtedy tylko 4 osoby, a dwie z nich siedziały w ostatnim rzędzie, w związku z tym kobiet mogły sobie wybrać miejsce jakie im tylko pasowało.
Panie postawiły wózek w miejscu do tego przeznaczonym, po czym zablokowały go, wyłuskały ze środka niemowlaka i usiadły na tym właśnie podwyższonym stanowisku.
Dodać tu trzeba, że młodsza kobieta która trzymała dziecko była wyjątkowo otyła. Do tego stopnia że małe trzymała w dłoniach, bo nie miała miejsca na kolanach. Dzieciak się kręcił, a ona, dyskutując ze swoją matką przekładała go z jednej ręki do drugiej.
Zrobiło mi się niedobrze. Dzieciak fruwał sobie w powietrzu ładny kawałek nad ziemią, a właściwie nad wózkiem. Jakieś takie złe przeczucie mnie ogarnęło. No ale siedziałam cicho, bo na dzieciach się nie znam, a kobiety wyglądały nieco... dresiarsko. Do tej pory się na siebie złoszczę za nieśmiałość ale cóż.
W którymś momencie, babcia (siedziała od okna)przechyliła się przez barierkę i zaczęła czegoś szukać w wózku. Matka, przełożyła dziecko do lewej dłoni i zaczęła jej komenderować, gdzie co leży. Ten właśnie moment autobus wybrał sobie żeby szarpnąć, co na tej trasie jest normalne, bo jeżdżą po niej tiry i nawierzchnia przypomina wzburzone morze. Dzieciak oczywiście wypadł matce z ręki. Znacie to uczucie kiedy widzicie jak coś spada i wydaje się że leci niesamowicie powoli? Właśnie w takim zwolnionym tempie widziałam jak dzieciak odbija się od pleców babci, po czym spada między wózek a płytę oddzielającą siedzenia od wolnej przestrzeni. Babcia w próbie uratowania wnuczęcia uderzyła w spadającego dzieciaka przedramionami, przez co ten na chwilę rozpłaszczył się na szybie a potem spadł niżej.
Wydaje mi się że nic mu się bardzo złego nie stało, ale to tylko dlatego że upadł w momencie kiedy seniorka wychylała się z miejsca. Gdyby matka upuściła go wcześniej pofrunąłby na podłogę jak kamień.
Ale oczywiście wszystkiemu winny kierowca autobusu!
komunikacja_miejska
Ocena:
303
(363)
zarchiwizowany
Skomentuj
(13)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
3 września pojechałam na uczelnie po wpisy. Podróż tramwajem przerwał mi Pan Żul, który z bliżej nikomu nie znanych przyczyn postanowił pozałatwiać swoje potrzeby fizjologiczne w wagonie.
Ściągnął porty, kucnął i rozpoczął tworzenie malowniczego żółtego jeziorka do którego chciał również dorzucić na środku wysepkę.
Pana wywaliło z tramwaju za szmaty dwóch mężczyzn. Ten, w zemście, zaczął ciskać kałem w okna pojazdu, BOR-owi dzięki nie trafił w uchylone wywietrzniki. Cieszę się również że nie wpadł na pomysł ciskania w ewakuującą się z zanieczyszczonego środka transportu ludność.
5 września, ten sam tramwaj, jadę zdać indeks. Na szybie od zewnętrznej strony DALEJ brązowy kleks.
No drogi ZTM-ie, na miłość boską! Tylko od środka sprzątacie te tramwaje czy nawet to się po prostu wynosi na butach podróżujących?
Ściągnął porty, kucnął i rozpoczął tworzenie malowniczego żółtego jeziorka do którego chciał również dorzucić na środku wysepkę.
Pana wywaliło z tramwaju za szmaty dwóch mężczyzn. Ten, w zemście, zaczął ciskać kałem w okna pojazdu, BOR-owi dzięki nie trafił w uchylone wywietrzniki. Cieszę się również że nie wpadł na pomysł ciskania w ewakuującą się z zanieczyszczonego środka transportu ludność.
5 września, ten sam tramwaj, jadę zdać indeks. Na szybie od zewnętrznej strony DALEJ brązowy kleks.
No drogi ZTM-ie, na miłość boską! Tylko od środka sprzątacie te tramwaje czy nawet to się po prostu wynosi na butach podróżujących?
komunikacja_miejska
Ocena:
222
(290)
zarchiwizowany
Skomentuj
(4)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Miejsce: Restauracja "suszi". Zamówiłam, podali, czekam na mojego osobistego blondynkę. Rozgrywam konkurs gapienia z kawałkiem krewetki. Miałam nawet szansę wygrać, ale odwróciłam wzrok gdy do mojego stolika przycwałowała elegancka pani.
- Proszę, niech pani się ubierze bo MÓJ MĄŻ się gorszy.
Po czym wróciła do stolika gdzie siedział już elegancki pan, ponad dwa razy starszy niż ja.
Niestety nie zabrałam dodatkowych ubrań na wypadek zgorszonego społeczeństwa, a w restauracji nie było nawet obrusów którymi mogłabym się zawinąć więc siedziałam dalej i gorszyłam.
Za chwilę elegancka pani obsztorcowała o coś kelnerkę energicznie wskazując brodą w moją stronę. Nie niepokojono mnie.
Przybył mój ukochany. Zajęliśmy się pojedynkiem szermierskim z potrawą. Tymczasem elegancka pani wzywała do swojego stolika coraz to nowe osoby. Do mnie nikt nie podchodził. Koniec końców elegancka pani lokal opuściła, zaszczycając mnie przez okno złowrogim spojrzeniem.
- Proszę, niech pani się ubierze bo MÓJ MĄŻ się gorszy.
Po czym wróciła do stolika gdzie siedział już elegancki pan, ponad dwa razy starszy niż ja.
Niestety nie zabrałam dodatkowych ubrań na wypadek zgorszonego społeczeństwa, a w restauracji nie było nawet obrusów którymi mogłabym się zawinąć więc siedziałam dalej i gorszyłam.
Za chwilę elegancka pani obsztorcowała o coś kelnerkę energicznie wskazując brodą w moją stronę. Nie niepokojono mnie.
Przybył mój ukochany. Zajęliśmy się pojedynkiem szermierskim z potrawą. Tymczasem elegancka pani wzywała do swojego stolika coraz to nowe osoby. Do mnie nikt nie podchodził. Koniec końców elegancka pani lokal opuściła, zaszczycając mnie przez okno złowrogim spojrzeniem.
Ocena:
54
(194)
zarchiwizowany
Skomentuj
(3)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Robiłam wczoraj bratom* pizzę.
Przy wyciąganiu placka z pieca oparzyłam rękę blachą w dwóch miejscach.
Mam teraz takie dwie ciemno bordowe krechy, na mojej jasnej skórze to bardzo mocno rzuca się w oczy.
Rano poszłam po mleko do sklepu w którym pracuje moja Mama.
Przy kasie stała moja przyszywana Ciocia, i kiedy tylko zobaczyła moją rękę zaczęła się śmiać.
- Co się stało? - zapytałam
- A bo wiesz, Tarijko, że takie dwie panie już do mnie przybiegły, że po sklepie łazi jakaś pocięta narkomanka, i żebyśmy ją wygonili bo nam "zachifi" jedzenie.
*Braty - określenie zbiorcze na młodsze rodzeństwo (sztuk 2) plus młodsze kuzynostwo (sztuk 2) plus sąsiada, którzy przesiadują wspólnie na naszym podwórku.
Przy wyciąganiu placka z pieca oparzyłam rękę blachą w dwóch miejscach.
Mam teraz takie dwie ciemno bordowe krechy, na mojej jasnej skórze to bardzo mocno rzuca się w oczy.
Rano poszłam po mleko do sklepu w którym pracuje moja Mama.
Przy kasie stała moja przyszywana Ciocia, i kiedy tylko zobaczyła moją rękę zaczęła się śmiać.
- Co się stało? - zapytałam
- A bo wiesz, Tarijko, że takie dwie panie już do mnie przybiegły, że po sklepie łazi jakaś pocięta narkomanka, i żebyśmy ją wygonili bo nam "zachifi" jedzenie.
*Braty - określenie zbiorcze na młodsze rodzeństwo (sztuk 2) plus młodsze kuzynostwo (sztuk 2) plus sąsiada, którzy przesiadują wspólnie na naszym podwórku.
sklepy
Ocena:
171
(277)
zarchiwizowany
Skomentuj
(25)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Krótki słowniczek sytuacyjny Tariji. (Podoba mi się "Tariji" brzmi lepiej niż "Tarii")
Piorun sycylijski: Nagłe, wyjątkowe, druzgocząco silne zauroczenie. Może wywoływać nagłe zaćmienia umysłu. Takim piorunem został trafiony wczoraj Pan, który zdecydował się że fala namiętnej miłości jaką poczuł do mijającej go właśnie Tariji nie może zostać zaprzepaszczona, i musi ją zatrzymać! A że niewiasta mijała go właśnie biegnąc do autobusu na swoich wysokich obcasach, zadziałał wiedziony impulsem i podstawił jej nogę.
I to oznajmiam, że kobieta której twarz wyląduje telemarkiem na chodniku, może nie wysłuchać naszych płomiennych wyznań z należytą uwagą zajęta wypluwaniem górnej dwójki.
(Nie, pan nie był złośliwy. On naprawdę przepraszał za swoje zachowanie tłumacząc się nagłym napływem uczuć. I nawet się popłakał. I nawet był trzeźwy.)
Ale zęba szkoda. Lubiłam go.
Piorun sycylijski: Nagłe, wyjątkowe, druzgocząco silne zauroczenie. Może wywoływać nagłe zaćmienia umysłu. Takim piorunem został trafiony wczoraj Pan, który zdecydował się że fala namiętnej miłości jaką poczuł do mijającej go właśnie Tariji nie może zostać zaprzepaszczona, i musi ją zatrzymać! A że niewiasta mijała go właśnie biegnąc do autobusu na swoich wysokich obcasach, zadziałał wiedziony impulsem i podstawił jej nogę.
I to oznajmiam, że kobieta której twarz wyląduje telemarkiem na chodniku, może nie wysłuchać naszych płomiennych wyznań z należytą uwagą zajęta wypluwaniem górnej dwójki.
(Nie, pan nie był złośliwy. On naprawdę przepraszał za swoje zachowanie tłumacząc się nagłym napływem uczuć. I nawet się popłakał. I nawet był trzeźwy.)
Ale zęba szkoda. Lubiłam go.
dworzec Wileński.
Ocena:
333
(491)
zarchiwizowany
Skomentuj
(11)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Cześć piekielni!
Surfowałam sobie po sieci i wpadłam na bloga, którego autor(ka) podwędziła mi historię, tutaj nawet na naszym portalu opublikowaną.
Co z tym robić?
http://www.motyla-noga.pl/2012/01/17/dla-dziecka-wszystko/
Surfowałam sobie po sieci i wpadłam na bloga, którego autor(ka) podwędziła mi historię, tutaj nawet na naszym portalu opublikowaną.
Co z tym robić?
http://www.motyla-noga.pl/2012/01/17/dla-dziecka-wszystko/
Ocena:
20
(94)
zarchiwizowany
Skomentuj
(9)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Im starsza jestem tym częściej w szpitalu.
Ale jeszcze za dzieciaka, kiedy miałam lat kilka-kilkanaście, trafiłam na "poleżynki" do szpitala w Wołominie. O tym jak się tam nami opiekowano, można książki pisać. Nie wiem do końca dlaczego tam wtedy trafiłam, bo oprócz standardowych badań w stylu EKG nic ciekawego się nie działo. Oprócz...
Leżałam w pokoju czteroosobowym, ale było nas tej nocy tylko dwie. Zestawiłyśmy łóżka i zaczęłyśmy, jak to smarkate, straszyć się nawzajem duchami, bolesnymi badaniami, tym że od leków zielenieją zęby, i że w tych łóżkach na pewno umarło mnóstwo ludzi. Sami pewnie rozumiecie jak to wyglądało.
W którymś momencie naszą rozmowę przerwało... miałknięcie. Do naszej sali wkroczył KOT. Duży, tłusty kot. Połaził po pokoju, pomiałczał przy oknie, po czym wyszedł.
KOT. W szpitalu. Oczywiście, obie uznałyśmy ze jest to manifestacja złych mocy i resztę nocy leżałyśmy drżąc schowane pod kołdrami.
Teraz śmieszy mnie to niesamowicie, tylko... Kto do cholery wpuścił kota do szpitala? Leżałyśmy na 4 piętrze, czemu nikt go nie wyrzucił? Kot w szpitalu pełnym dzieciaków, które mogły być chore, uczulone, po operacjach, roznoszący pchły i zarazki po pokojach, załatwiający się byle gdzie.
Kot został znaleziony dopiero DWA dni po tym zdarzeniu i wyrzucony przez którąś matkę. Przez ten czas..? Diabli wiedzą. Fakt, że nikt z personelu tego kota nie zauważył, dość dobitnie świadczy o tym jak ta placówka funkcjonowała.
Ale jeszcze za dzieciaka, kiedy miałam lat kilka-kilkanaście, trafiłam na "poleżynki" do szpitala w Wołominie. O tym jak się tam nami opiekowano, można książki pisać. Nie wiem do końca dlaczego tam wtedy trafiłam, bo oprócz standardowych badań w stylu EKG nic ciekawego się nie działo. Oprócz...
Leżałam w pokoju czteroosobowym, ale było nas tej nocy tylko dwie. Zestawiłyśmy łóżka i zaczęłyśmy, jak to smarkate, straszyć się nawzajem duchami, bolesnymi badaniami, tym że od leków zielenieją zęby, i że w tych łóżkach na pewno umarło mnóstwo ludzi. Sami pewnie rozumiecie jak to wyglądało.
W którymś momencie naszą rozmowę przerwało... miałknięcie. Do naszej sali wkroczył KOT. Duży, tłusty kot. Połaził po pokoju, pomiałczał przy oknie, po czym wyszedł.
KOT. W szpitalu. Oczywiście, obie uznałyśmy ze jest to manifestacja złych mocy i resztę nocy leżałyśmy drżąc schowane pod kołdrami.
Teraz śmieszy mnie to niesamowicie, tylko... Kto do cholery wpuścił kota do szpitala? Leżałyśmy na 4 piętrze, czemu nikt go nie wyrzucił? Kot w szpitalu pełnym dzieciaków, które mogły być chore, uczulone, po operacjach, roznoszący pchły i zarazki po pokojach, załatwiający się byle gdzie.
Kot został znaleziony dopiero DWA dni po tym zdarzeniu i wyrzucony przez którąś matkę. Przez ten czas..? Diabli wiedzą. Fakt, że nikt z personelu tego kota nie zauważył, dość dobitnie świadczy o tym jak ta placówka funkcjonowała.
służba_zdrowia
Ocena:
49
(159)
zarchiwizowany
Skomentuj
(5)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Będę miała wziernikowanie. Muszę brać środki przeczyszczające.
Chirurg idiota zapisał takie, które należy rozpuścić w min 4 litrach wody.
Ważę 48 kilo, i w tej chwili wypiłam już 3 litr, dzięki czemu mogę oddychać tylko kiedy siedzę, a pije to świństwo przez słomkę żeby nie zwymiotować.
Serio, to jest okropny ból dla osoby mojej postury. Płaczę i piję, Nawet w rozpiętych spodniach nie mogę siedzieć, musiałam całkiem zdjąć.
A żebyś się konowale sam tak przemęczył.
Mam jeszcze 20 minut na ostatni litr, trzymajcie kciuki, i życzcie temu sadyście żeby mu żona jeża urodziła.
Chirurg idiota zapisał takie, które należy rozpuścić w min 4 litrach wody.
Ważę 48 kilo, i w tej chwili wypiłam już 3 litr, dzięki czemu mogę oddychać tylko kiedy siedzę, a pije to świństwo przez słomkę żeby nie zwymiotować.
Serio, to jest okropny ból dla osoby mojej postury. Płaczę i piję, Nawet w rozpiętych spodniach nie mogę siedzieć, musiałam całkiem zdjąć.
A żebyś się konowale sam tak przemęczył.
Mam jeszcze 20 minut na ostatni litr, trzymajcie kciuki, i życzcie temu sadyście żeby mu żona jeża urodziła.
Ocena:
96
(220)
zarchiwizowany
Skomentuj
(3)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Jestem w szpitalu i ciągle śpię.
Śpię tak dużo że przegapiam posiłki.
Nie jadłam nic od wczorajszego śniadania, chleba z dżemem.
Budzę się tylko do wc.
Dziś był obchód, lekarz opierdzialił mnie że zaćpię się lekami przeciwbólowymi, że nie mogę ciągle o nie prosić.
Ale jakkolwiek miałam je dostawać, w razie potrzeby, to nie prosiłam o nie.
Najwidoczniej pielęgniarki miały za dużo pracy?
Nie wiem. Po co dawać mi takie rzeczy w innym wypadku?
Śpię tak dużo że przegapiam posiłki.
Nie jadłam nic od wczorajszego śniadania, chleba z dżemem.
Budzę się tylko do wc.
Dziś był obchód, lekarz opierdzialił mnie że zaćpię się lekami przeciwbólowymi, że nie mogę ciągle o nie prosić.
Ale jakkolwiek miałam je dostawać, w razie potrzeby, to nie prosiłam o nie.
Najwidoczniej pielęgniarki miały za dużo pracy?
Nie wiem. Po co dawać mi takie rzeczy w innym wypadku?
służba_zdrowia
Ocena:
56
(134)
zarchiwizowany
Skomentuj
(37)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
To co się stało to czysty pech. Przecież tu nie ma niczyjej winy, po prostu pech. A tak fajnie żarło! Prawo jazdy zaliczył za pierwszym razem, z bratem co prawda gorzej, kombinował na Litwie, ale jak już wyrobił, to pierwsze co, we dwóch sprowadzili z Niemiec samochód. Kolegi brat załatwił. Bezwypadkowe, czarne BMW. Zrobili tuning optyczny i w ogóle.
Czasy nastały piękne. Podjeżdżali pod "mokrą" to cizie same wskakiwały na pal. Żadna się nie oparła. Samochód, zegarki, telefony, wszystko jak trzeba. Kobiety to lubią, a oni? Oni lubią kobiety.
No i wracali wieczorkiem, jechali sobie powoli przez miasto, i wypatrzyli na pasach zgrabną dupencję. No to co? Chcieli pożartować. Przygrzali porządnie, i chcieli wyhamować i zatrąbić przed samymi pasami. Z piskiem. Kiedy jechali, to cizia nawet nie spieprzała z pasów, stała i gapiła się na nich jak ogłuszona owca.
No i pech, zapomnieli, że padało trochę i jezdnia śliska. Ale spoko, nic się nie stało, stuknęli lekko, leciutko, tyle że upadła na tyłek, nawet nie na plecy, oparła się o maskę i poleciała z powrotem do tyłu, na dupę. Trochę się wystraszyli i spierdzielili na chatę.
No i za co? Za co niby? Nie ich wina że lalka wyszła półtora godziny temu ze szpitala i z miejsca dostała jakiegoś ataku czy migotania serca czy coś tam. I żeby było jeszcze fajniej, to po tych pasach szła do samochodu którym miała ją odebrać z przystanku uczynna sąsiadka, policjantka. Wbili im na chatę 2 godziny później.
Pech. Żeby nie to serce, to jeszcze pól biedy, ale teraz dziumdzi będzie w szpitalu powyżej 7 dni, i ciągle nie wiadomo ile w końcu.
A tak się fajno żyło.
Czasy nastały piękne. Podjeżdżali pod "mokrą" to cizie same wskakiwały na pal. Żadna się nie oparła. Samochód, zegarki, telefony, wszystko jak trzeba. Kobiety to lubią, a oni? Oni lubią kobiety.
No i wracali wieczorkiem, jechali sobie powoli przez miasto, i wypatrzyli na pasach zgrabną dupencję. No to co? Chcieli pożartować. Przygrzali porządnie, i chcieli wyhamować i zatrąbić przed samymi pasami. Z piskiem. Kiedy jechali, to cizia nawet nie spieprzała z pasów, stała i gapiła się na nich jak ogłuszona owca.
No i pech, zapomnieli, że padało trochę i jezdnia śliska. Ale spoko, nic się nie stało, stuknęli lekko, leciutko, tyle że upadła na tyłek, nawet nie na plecy, oparła się o maskę i poleciała z powrotem do tyłu, na dupę. Trochę się wystraszyli i spierdzielili na chatę.
No i za co? Za co niby? Nie ich wina że lalka wyszła półtora godziny temu ze szpitala i z miejsca dostała jakiegoś ataku czy migotania serca czy coś tam. I żeby było jeszcze fajniej, to po tych pasach szła do samochodu którym miała ją odebrać z przystanku uczynna sąsiadka, policjantka. Wbili im na chatę 2 godziny później.
Pech. Żeby nie to serce, to jeszcze pól biedy, ale teraz dziumdzi będzie w szpitalu powyżej 7 dni, i ciągle nie wiadomo ile w końcu.
A tak się fajno żyło.
Ulica
Ocena:
174
(436)
‹ pierwsza < 1 2 3 4 5 > ostatnia ›