Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Tee_can_do_that

Zamieszcza historie od: 8 listopada 2021 - 13:51
Ostatnio: 14 kwietnia 2024 - 8:43
  • Historii na głównej: 36 z 40
  • Punktów za historie: 3835
  • Komentarzy: 32
  • Punktów za komentarze: 124
 
zarchiwizowany

#89564

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tragedia autokaru z pielgrzymami przypomniała mi mój szok i niedowierzanie, którego doznałam jadąc kilka lat temu autobusem rejsowym z Warszawy do Zamościa.

Wybierałam się z koleżanką z roku na zwiedzanie. Startowałyśmy z różnych miejsc, więc umówiłyśmy się w Wawie, że wsiądziemy do jednego środka transportu.

Gdy zajmowałyśmy miejsca na końcowych siedzeniach w autobusie zauważyłam, że rząd 5 miejsc na tyle jest odgrodzony kocem czy jakąś płachtą. Był środek nocy, byłyśmy zaspane, ale nieco mnie otrzeźwiło, gdy zorientowałam się, że kierowca, który przed chwilą sprzedawał nam bilety, zniknął za wspomnianą zasłoną. Miał ,,luksusowe'' miejsce do odpoczynku. Autobus jechał z jakiegoś miasta na północy kraju, już nie pamiętam skąd. Ale przecież kierowca, który zmienił tego, zapewne do tej pory zajmował to samo miejsce na tyle. Szczęśliwie dojechałyśmy do celu. Ale myśl, że ludzi wożą kierowcy śpiący na tyle autobusu przeraża mnie do dzisiaj.

Inna rzecz, wyjazdy organizowane samozwańczo, przez osoby bez właściwego doświadczenia. Znajoma pojechała niedawno, niestety służbowo, do Grecji. Autokar pełen, połowa pasażerów to były dzieci, i brak noclegu po drodze. Domyślam się tylko, że kierowcy nie mieli odpowiednich warunków do odpoczynku. Dojechali, wrócili, na szczęście bez problemów. Szacun dla kierowców, że dali radę.

Ja wiem, że zorganizowanie siatki zmienników na długiej trasie to wyzwanie, ale bezpieczeństwo i życie ludzkie nie ma ceny. Niestety czasem jednak oszczędność wygrywa ze zdrowym rozsądkiem.

Autobus

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (35)
zarchiwizowany

#89432

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia #89423 przypomniała mi coś z czasów liceum.
Realiów polskich szkół nikomu przedstawiać nie trzeba. Szatnie od wf-u w mojej szkole były dosyć obskurne, o indywidualnych szafkach nie było co marzyć. W pierwszej klasie co jakiś czas zdarzały się kradzieże w damskiej szatni, ale nikt nikogo za rękę nie złapał. Były podejrzenia wobec jednej koleżanki, ale dowodów nie było. W drugiej klasie nie odliczyły się 3 dziewczyny, w tym ta podejrzewana.
Więcej kradzieży nie było. Ale to, co zginęło, to przepadło. A piekielna była nasza wychowawczyni, która nic nie zrobiła w tej sprawie, przez cały rok szkolny, a była właśnie od wfu...

Szkolna szatnia

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 29 (61)
zarchiwizowany

#88798

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wycieczka do lat studenckich - wspomnienia lokatorskie 2. (kontynuacja #88794)

Mieszkałyśmy na 1. piętrze. Nad nami było puste mieszkanie, o którym dowiedziałyśmy się, że ma mroczną historię. Jakiś czas wcześniej, nie pamiętam ile, na 2. piętrze wydarzyła się rodzinna tragedia – ojciec i syn w trakcie popijawy zabili żonę/matkę. Obydwaj przebywali w zakładzie karnym, mieszkanie stało puste.

Ten stan rzeczy nagle zmienił się na przełomie maja i czerwca. Pewnego poranka korzystając z łazienki usłyszałam dziwny szum wody. Zakręciłam kran, ale woda nadal szumiała. Było to bardzo dziwne, ponieważ od początku zasiedlania tej stancji takiego szumu wody nie słyszałam. Wyszłam więc na klatkę schodową. Woda lała się po ścianie, po schodach, gdzie tylko znalazła ujście. Szybki telefon do (już wtedy nowego) administratora. Dowiedziałam się, że ekipa już działa w piwnicy, czyli szukają głównego zaworu. Cóż, woda nie lała się w naszym pokoju, współlokator, czyli chłopak Kasi, był w mieszkaniu, wiec poszłam na zajęcia.

Co się stało? Od naszego współlokatora dowiedziałam się później, że któryś z panów opuścił zakład karny, wrócił do mieszkania i zastał pozdejmowane krany i zaślepione rury (może taka jest procedura w takich przypadkach, nie wiem, a może mieli już wcześniej odciętą wodę). W każdym razie uznał za dobry pomysł, żeby zdjąć zaślepki z rury. Co się działo dalej wiadomo. Jakimś cudem w wynajmowanych przez nas pomieszczeniach nie było zalania.

Kilka dni była cisza. Któregoś czerwcowego wieczoru ok. 22:00 usłyszałyśmy z koleżanką hałasy u góry. Pierwszy raz od października. Zadzwoniłam do administratora, bo nie wiedziałam czego można się po tym człowieku spodziewać; uznałam, że administrator powinien wiedzieć. Po kilkudziesięciu minutach zapukali do nas dwaj panowie z odznakami, w cywilu. Byli na górze, ale nikogo nie zastali. Wyglądało na to, że mieszkanie nie było nawet zamknięte. Jeden stwierdził, że wolałby spać na wycieraczce niż tam. Nasza wyprowadzka nastąpiła tydzień później, ale co strachu użyłyśmy przez te parę dni, to nam nikt nie zdejmie.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 38 (70)

1