Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Vixen_

Zamieszcza historie od: 29 listopada 2012 - 11:42
Ostatnio: 12 lipca 2018 - 3:13
  • Historii na głównej: 12 z 16
  • Punktów za historie: 9127
  • Komentarzy: 45
  • Punktów za komentarze: 460
 
zarchiwizowany

#60621

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na początku czerwca zostałyśmy z mamą zaproszone na ślub (nieco dalszej, ale lubianej) kuzynki. Nie widujemy się zbyt często ze względu na sporą odległość dlatego chętnie przystałyśmy na propozycję noclegu w domu kuzynki. Na miejscu okazało się, że jeszcze ONA wraz z rodziną będzie tu nocować. Mowa o (podobno, bo pierwszy raz kobietę na oczy widziałam) Ciotce z mężem i synem, lat 17.

[Ciotka]: A Daniel (syn) to same sukcesy w naszej WARSZAWIE odnosi. Nauczyciele go chwalą za angażowanie się w życie szkoły! A przecież on taki zajęty! Trenuje to, to i to. A od września zaczyna jeszcze tamto! Ostatnio był na zawodach z tamtego. ZA GRANICĄ! Pierwsze miejsce chłopak zajął! I jeszcze ma czas na rozwijanie swoich pasji. Bo wiecie, on artystą-fotografem jest... Ma własną stronę w Internecie! Hehehe... A ty, Vixen?

Zamiast mnie odpowiedziała moja mama, że może w WARSZAWIE nie mieszkamy, ale jestem dobrą uczennicą i przyznano mi stypendium. Że ostatnio pomagałam w organizacji festynu rodzinnego. A wcześniej również zaangażowano mnie do pomocy w organizacji tego i tamtego. Że rysuję, samouk ze mnie, ale wszyscy mnie chwalą za talent. Że zajęłam pierwsze miejsce w konkursie literackim, itp.

[Ciotka]: Ooo! Słyszysz, Mietek (mąż)? Śliczna dziewczyna, zwłaszcza te rude włoski, zgrabna… i do tego jeszcze nie głupia! Szkoda, że się, Vixuniu, w tym wygwizdowie marnujesz! Bo wiesz, u nas, w WARSZAWIE, to byś miała perspektywy. A teraz? To tylko w markecie na kasie możesz siedzieć, hehe. Wiesz co, Vixuniu? Tak sobie pomyślałam. Skoro ty taka dobra z tej literatury jesteś, to może byś Danielowi streściła książkę ABC? Bo on taki zajęty jest, słyszałaś, prawda? No i kartkówkę z tego ma niezaliczoną…

Haha, nope.

Czemu w ogóle o tym piszę? Bo dzisiaj odebrałam telefon od szanownej Cioci (z rozpędu, bo z reguły od nieznanych numerów nie odbieram).

[Ciotka]: Dzień dobry, Vixuniu! Tu ciocia, poznajesz? To świetnie! Bo słuchaj, ja sobie pomyślałam, że może chciałabyś przyjechać do WARSZAWY? Odpoczniesz sobie od tego waszego wygwizdowa, zobaczysz naszą piękną stolicę, pobawisz się, Daniel ci pokaże najlepsze kluby, ze znajomymi pozna. Za darmo u nas pomieszkasz i może sobie nawet dorobisz! Bo Pan Zdzichu to prowadzi firmę CDG i chętnie zatrudni hostessę. A ty taka śliczna jesteś, nadasz się i jeszcze zarobisz pieniążki! Tylko wiesz, Vixuniu kochana, pomogłabyś Danielowi? Bo on w sierpniu będzie poprawkę z polskiego pisał, a ty z tej literatury to byś mu pomogła, co? Tak godzinkę dziennie i reszta dnia twoja, co ty na to?

Propozycja nie do odrzucenia, ale wbrew wszystkiemu - odmawiam.

[Ciotka]: Ty niewdzięczna dziewucho! Słyszysz, Mietek?! Ona nie przyjedzie! Rude to jednak wredne, własnej rodzinie nie pomoże! A ja jej jeszcze zaproponowałam wakacje w WARSZAWIE i to ZA DARMO! Żeby się wyrwać mogła, coś osiągnąć w życiu... Każda inna to by na kolanach dziękowała. Wiesz co, Vixen?! Ja cię prosić nie będę! Zostań tam sobie, proszę bardzo! Ale jeszcze mnie poprosisz, żebym cię zabrała do WARSZAWY! Twoje niedoczekanie!

I sru słuchawką.

Puenty nie będzie.

rodzina_z_WARSZAWY

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 181 (373)
zarchiwizowany

#60023

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Cudowny Dzień Dziecka.

Wiadomo, jesteśmy przed wyborami, dlatego w każdym możliwym miejscu organizuje się rodzinne festyny. Świetnie byłoby zamknąć się w jakiejś konkretnej oraz niewysokiej kwocie. Cóż robimy? Organizujemy zabawę na terenie szkoły a zamiast najmować profesjonalną obsługę stawiamy uczniów tejże szkoły: Ci uzdolnieni malują dzieciakom twarze, jakaś dziewczyna upiekła czterysta babeczek, wjechały ciasta domowej roboty, ktoś inny rozlewa grochówkę w styropianowe miseczki… Ja miałam zaszczyt obsługiwać stoisko z napojami (choć to szumne określenie na kawę, herbatę i zwykłą wodę).

Wiadomo, jedni byli bardziej piekielni, inni mniej, ale w pamięć zapadły mi trzy konkretne sytuacje.

Numer jeden:
Podchodzi Pani rozmawiająca przez telefon, szarpie dziecko za rękę i między jednym a drugim ”aha” rzuconym do słuchawki pyta dzieciaka, czy chce mu się pić. Chce. No to jedną kawkę i herbatkę. Ok.

[Dziecko]: Mamo, mamo! Ja nie chcę ciepłego!
[Pani]: Czekaj! Mamusia rozmawia z ciocią Basią!
[Dziecko]: Ale mamo! Ja chcę zimne! Wody!
[Pani]: No dajże mu tej wody! Głucha jesteś?!

Zamotałam się trochę, nie wiem, czy tą herbatę też czy teraz już tylko wodę, ale nalewam i podaję.

[Pani]: Co Ty robisz?! Basiu, muszę się rozłączyć, papatki kochanie. Cmok, cmok. Chciałam herbatę! Rozchoruje mi się od tej zimnej wody! (dajmy na to) Karolek to bardzo chorowite dziecko!
[Ja]: Przepraszam, wydawało mi się, że chciała Pani też wodę. W takim razie proszę tu kawa i herbata.
[Pani]: A bo ja tak powiedziałam, żeby Karolek był cicho. MIAŁAŚ SIĘ DOMYŚLIĆ!

Przykro mi, nie jestem jasnowidzem. Pani oczywiście zdążyła już oddzwonić do Basi i głośno zdać jej relację o niekompetentnych gówniarach z tego festynu, co to ona właśnie przyszła ze swoim Karolem.

Numer dwa:
W pewnym momencie zabrakło plastikowych kubeczków. My już nie mamy, w szkole nie ma, ale Pan Dyrektor zaraz pojedzie dokupić. No spoko. Tłumaczymy wszystkim zainteresowanym, że niestety w tej chwili stoisko zawiesiło swoją działalność, bo nie mamy w czym tych napoi podawać, ale zaraz ruszymy, więc proszę chwilę zaczekać. Tłumaczymy to również Piekielnej Mamusi - bezskutecznie.

[PM]: Ale (dajmy na to) Szymonkowi chce się pić!
[Ja]: Oczywiście, rozumiem, jest gorąco, ale naprawdę nie mamy już kubeczków.
[PM]: Ale jemu chce się pić TERAZ!
[Ja]: Zrozumiałam, ale proszę mnie zrozumieć, nie mam w czym podać tej wody.
[PM]: Słyszeliście gówniarę?! Pewnie sama z koleżaneczkami wzięła wszystkie kubeczki i teraz dla dzieci nie starcza! A mojemu Szymonkowi chce się pić! Dziecko mi się odwodni, gówniaro jedna!
[Ja]: Co miałabym zrobić z tymi kubkami? Proszę się uspokoić i chwilę zaczekać.
[PM]: Jeszcze mi tu pyskuje! To ja wiem! Szymonek się napije z butelki!
[Ja]: Przepraszam, absolutnie nie ma takiej możliwości. Jak Pani to sobie wyobraża? Jak mam później podawać taką wodę innym gościom?
[PM]: Sugerujesz coś, gówniaro?! Ja zaraz do nauczyciela jakiegoś pójdę! Do dyrektora!

No to poszła, ale najwyraźniej bezskutecznie, bo na stoisku kwitłam do samego końca uroczystości.

Numer trzy:
W godzinach późno popołudniowych zrobiło się dosyć tłoczno przy stoisku (oczywiście wszystko za darmo): rodzice, dzieci, uczniowie szkoły odpowiedzialni za inne elementy zabawy... a my we dwie. Starałyśmy się utrzymywać jakieś tempo żeby goście nie czekali pół godziny na kubek wody, ale...

[Głos z tyłu kolejki 1]: Ku*wa! Plaszczą tam te grube dupy a ludzie stoją w kolejce po dziesięć minut!
[Głos z tyłu kolejki 2]: Racja, Pani Jadziu, racja! Żebym to ja sama stała, no ale ja z dzieckiem!
[Głos 1]: Pani Krysiu, one chyba jakieś upośledzone, że kawy w tempie zrobić nie potrafią.
[Głos 2]: A tam upośledzone! LENIWE! Pewnie pierdoły pociskają zamiast się wziąć za robotę, o!

Tak, oczywiście. To nic, że na terenie szkoły mamy jakieś 500 duszyczek a połowa stoi w kolejce.

Dzień Dziecka

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 235 (331)
zarchiwizowany

#55565

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Lekcja "ukochanego" wychowania fizycznego.
Pomijam fakt, że mamy WF dzielony na dwie grupy, a w mojej jest dziesięciu chłopaków i aż cztery dziewczyny. Pomijam, że wobec powyższego, jesteśmy zmuszone grać w piłkę nożną z chłopakami, a wiadomo, że oni nie patrzą, gdzie i z jaką siłą, kopią. Ważne jest, że upadłam.

Tak niefortunnie, kolano jakoś dziwnie wykrzywione, nie chce się wyprostować, boli jak mało co. Co robi nauczyciel? Udziela pierwszej pomocy? Chociażby interesuje się, czy wszystko w porządku? Może w innej szkole. W mojej - krzyczy, że mam się podnieść, bo miejsca nie ma, żebym się wylegiwała na boisku. Okej, koleżanka mnie podnosi, wychodzimy do szatni.

W międzyczasie okazuje się, że Pani Higienistka prosi dziewczyny z mojej klasy, z tej grupy, na bilans. Myślę sobie: ok, ktoś kompetentny, może coś poradzi. Utykając, idę do gabinetu.

Udzielono mi pomocy? A gdzie tam!

Higienistka nakrzyczała na mnie, że mam wyprostować tę nogę, bo nie może zmierzyć mi wzrostu.

szkoła

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (285)
zarchiwizowany

#48227

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja sprzed kilku godzin, a we mnie nadal, na samą myśl, budzi się żądza mordu. Szybkim krokiem pędzę na autobus i kiedy od ulicy (i tym samym przystanku) dzieliło mnie kilka kroków - widzę, że mój numer właśnie podjechał. Z lewej pusto, z prawej pusto, autobus stoi, bo na przystanku spory tłumek... Truchtem przebiegam przez ulicę tuż przed autobusem (zaznaczam, nadal stojącym), ale "od wypadku" macham do Piekielnego Kierowcy. Drzwi zatrzaskują mi się przed nosem, jednak chwilkę potem znów się otwierają. Ok, może Kierowca mnie nie zauważył, albo już wcześniej nacisnął przycisk?, zdarza się. Wchodzę i słyszę... krzyki (nie kulturalne zwrócenia uwagi, albo nawet podniesiony ton, tylko wrzask).

[PK]: Co ty sobie wyobrażasz!? Tak wybiegać przed autobus? Mogłem cię zabić! [...]

I dalej w ten deseń. Ja na twarzy klasyczny karpik. Ani jednego samochodu, autobus stał, a nawet, jeśli nagle by ruszył, to przecież nie z prędkością wystrzelonego pocisku. Zanim by ruszył, dawno byłabym na chodniku. Ale w porządku, rozumiem, że nie powinnam wyskakiwać "znikąd". Może Pan miał jakiś stresujący dzień, albo był po prostu zmęczony? Przecież też jest tylko człowiekiem, mógł się unieść, nie?

[Vix]: Przepraszam Pana, i dziękuję, że Pan zaczekał.

Myślałam, że na tym koniec historii. Każdy inny człowiek dałby spokój. Przeprosiłam. Ale nie Piekielny.

[PK]: Co mi po twoich przeprosinach!? Mógłbym iść siedzieć! - i znowu tyrada w tym stylu.
[Vix]: Proszę na mnie nie krzyczeć. Przecież Pana przeprosiłam, poza tym, autobus stał...
[PK]: Co mnie obchodzi, że stał!? (WFT? to chyba dość znaczący szczegół)
[Vix]: Ale prosiłam, żeby Pan na mnie nie krzyczał. Nie jestem Pana znajomą...
[PK]: Nie pyskuj, gówniaro, bo cię wysadzę!

W tym momencie się we mnie zagotowało. Wszystko rozumiem, naprawdę, ale chyba gdzieś są granice. Moja mama, kasjerka, nigdy nie zwyzywała klienta. Tata również pracuje z ludźmi, ale nikomu nigdy nie nawymyślał. Pan był w pracy, a nie sądzę, by jakikolwiek "pracownik" miał prawo obrażać "klienta"...

[Vix]: A od kiedy my jesteśmy na "ty", bucu jeden? Płacę za bilet, jestem trzeźwa, to Pan się awanturuje.

Autobus (wreszcie) ruszył. Miałam pecha, bo przystanek, na którym chciałam wysiąść był na żądanie... Pewnie się domyślacie, że facet się nie zatrzymał, chociaż nacisnęłam przycisk "stop"? Na następnym, również na żądanie, też nie raczył stanąć, przejechał kilka metrów; wysadził mnie w jakieś błoto i krzaki.

Oczywiście w akompaniamencie krzyków, że mam już "wypier... z tego autobusu, bo mu psuję nerwy".

Reasumując, musiałam wracać się taki kawał drogi jakimś rowem z błotem po kostki i krzakami, które wczepiały mi się we włosy. I nie wierzę, że Piekielny Buc nie widział, że chce wysiąść. Zostałam również zwyzywana. Spisałam rejestrację autobusu, numer, datę, godzinę. Tylko czy skarga cokolwiek da?

komunikacja_miejska

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (86)

1