Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Vixen_

Zamieszcza historie od: 29 listopada 2012 - 11:42
Ostatnio: 12 lipca 2018 - 3:13
  • Historii na głównej: 12 z 16
  • Punktów za historie: 9127
  • Komentarzy: 45
  • Punktów za komentarze: 460
 
[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
15 lipca 2015 o 23:56

@Salemone: Ja jakoś zawsze znajduję jakąś "magiczną ofertę specjalnie dla mnie", a nie jestem klientem biznesowym. Cuda zaczynają się dziać już w momencie, gdy dzwoni do mnie konsultant z informacją, że kończy mi się umowa i może mi zaproponować to, to czy tamto, a ja odpowiadam, że "się zastanowię". Z każdym kolejnym telefonem proponują mi coraz to ciekawsze oferty, a jak wspomnę, że sieć XYZ ma taką a taką ofertą, co mnie zainteresowała, to pan/pani po drugiej stronie słuchawki chce się zapalić. A na miejscu, oczywiście po wypowiedzeniu magicznej formułki: "pani przez telefon zaproponowała to czy tamto, ale skoro jednak nie, to w takim razie zrezygnuję i przeniosę się do XYZ, bo widziała pani, jaką mają fajną ofertę?" - PUF! Jednak jest zadowalająca mnie oferta. A nawet proponują mi więcej niżbym chciała. Jak już wspominałam - nie jestem klientem biznesowym. Prawda, nie mam najtańszego abonamentu, no ale jednak jestem zwykłym szarym klientem i nie mam takiego potencjału jak klient biznesowy. A jednak się dało.

[historia]
Ocena: -5 (Głosów: 9) | raportuj
9 lipca 2015 o 16:50

@Zeus_Gromowladny: Moja mama wcześnie przekuła mi uszy (nie miałam nawet roczku), bo bała się, że później ze strachu nie pozwolę sobie zrobić dziurek. Dlaczego? Ano, @Vendere już wyjaśniła, że kolczyki to typowo dziewczęcy atrybut. Wyjąć zawsze można, trudniej posadzić siłą na fotelu świadome "bólu" dziecko. Wiele lat nosiłam malutkie złote kółeczka i żadna krzywda mi się nie stała. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że mama "zaspokoiła tym swoją próżność". Teraz mam już po kilka dziurek w uszach, ale znam osoby, która nie mają kolczyków, bo jak same mówią "boją się przebicia uszu".

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
8 lutego 2015 o 23:21

@ljubomora: Tak, klasyczny błąd. Dzięki :)

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
8 lutego 2015 o 23:19

@Jia: Może tak jest, niestety nie orientuję się w temacie. Rozumiem dlaczego tak jest w "normalnej" sytuacji, gdy wszystko sprawnie działa, a klient chce zrezygnować "bo tak", ale czy tak samo jest, gdy to firma ewidentnie nie wywiązuje się ze swojego obowiązku i nie dostarcza mi usługi, za którą płacę (w tym przypadku nie miałyśmy internetu/kablówki, a rachunki przecież płacimy)? I jeszcze odmawia jakiejkolwiek pomocy, naprawy czy czegokolwiek zbywając klienta "resetowaniem komputera" i złotymi radami "proszę wyciągnąć wtyczkę z kontaktu"?

Komentarz poniżej poziomu pokaż
[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
8 lutego 2015 o 22:59

@zmywarkaBosch: Nie. Za meblami mamy (od razu mówię, nie znam się kompletnie i nie wiem, jak fachowo nazywa się to urządzenie) taką skrzyneczkę, która rozdziela sygnał na komputer i telewizory. Całe to urządzonko jest za szafą, bo tam jest kontakt, a kabel jest za krótki, żeby postawić to w jakimś łatwo dostępnym miejscu. I to tą skrzyneczkę trzeba było wypiąć z tego kontaktu.

Komentarz poniżej poziomu pokaż
[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 5) | raportuj
27 grudnia 2014 o 20:14

@Bydle: Powiem tak. Moja mama również jest kasjerką, nie w takim wielkim molochu jaki opisywałam w swojej historii, no ale jest. I nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby powiedziała klientowi "nie mam pani wydać, ale niech pani pójdzie do Halinki z naprzeciwka, tam może pani wydadzą". Jak drobne się kończą to leci się do piekarni, cukierni, spożywczaka, kiosku, gdziekolwiek żeby rozmienić. I robi się to w momencie, gdy się widzi, że jeszcze chwila i nie będzie czym wydać, a nie w momencie, gdy już jest po fakcie. Wiadomo, że pani z takiego sklepu o jakim pisałam nie wyleci gdzieś rozmienić, ale nie wierzę, że nie ma możliwości rozmienienia na zapleczu czy u koleżanki na innej kasie. Przecież taki sklep nie miałby prawa funkcjonować. Ja następnym razem zrobię zakupy u konkurencji, która zechce zadać sobie ten trud i postara się rozmienić pieniądze. Wiem, że jestem jednostką, która nikomu łaski nie robi i sklep nawet tego nie odczuje, ale gdyby traktowano w ten sposób wszystkich klientów to sklep by upadł. Nigdzie nie wisi ostrzeżenie, nikt mnie nigdy nie poinformował, że muszę mieć "zgodne". Zatem pani powinna mieć mi wydać. Oczywiście rozumiem sytuację, że święta, wszyscy płacą grubymi pieniędzmi, że faktycznie mogło zabraknąć. Tylko co miałam zrobić w tej sytuacji? Pani nie wyda. Ja nie zapłacę drobniejszymi pieniędzmi, bo zwyczajnie nie mam. Rozmienić nie ma gdzie. Zostawić zakupy? Zrobiłam to, ale pani krzyczała, że musimy zapłacić. JAK się pytam? Naprawdę uważasz, że najrozsądniejszym co mogła zrobić ta biedna kasjerka w obliczu takiego wrednego klienta jak ja, to skasować dwie obce osoby na jeden rachunek i kazać im się rozliczać nie wiadomo jak i gdzie?

Komentarz poniżej poziomu pokaż
[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
11 grudnia 2014 o 13:39

@sla: Masz rację, że ten papierek oczywiście nie jest żadnym problemem, po prostu w mojej głowie zawsze czai się taka myśl, że może jednak jest na nim jakiś zabłąkany kawałek czekolady, jakaś galaretka, która zaraz poskleja mi strony, coś, co zostawi tłustą plamę. Czego używam? Zakładek, które swego czasu były dodawane do książek z pewnego wydawnictwa, ale teraz już nawet nie pamiętam, którego. Paragonów (pani w Empiku zawsze wsadza mi paragon do książki i on tak tam sobie leży). Karteczek biurowych. Kart do gry. Kawałka kartonu. Różnych rzeczy, ale te papierki jakoś mnie odrzucają i staram się ich nie używać.

[historia]
Ocena: 15 (Głosów: 21) | raportuj
9 grudnia 2014 o 15:36

Mam pokaźny zbiór książek, bo (poza czytaniem, oczywiście) zwyczajnie je "kolekcjonuję". Lubię mieć świadomość, że taka książka należy do mnie, że mogę wrócić do niej kiedy mam na to ochotę i nie muszę się prosić w bibliotekach czy po znajomych. Z resztą, nie ważne... Ale książek mam dużo. I mam też "fioła" na punkcie wyglądu mojej kolekcji: książki muszą być odpowiednio ustawione i nie wyobrażam sobie, żeby były zagięte czy poplamione. Moja obsesja na tym punkcie sięga tak daleko, że domownicy nie mogą wziąć takiej książki brudnymi rękami, nie mogą użyć w ramach zakładki jakiegoś papierka czy cokolwiek. Pożyczenie książki komukolwiek nie wchodzi w grę. Może zachowanie nie do końca normalne, ale płacę za te książki i dbam o nie, ot - takie hobby. A kupuję TYLKO w Empiku/Matrasie w sąsiednim mieście, bo takiej typowej księgarni niestety w pobliżu nie mam. Owszem, zdarzyło mi się raz albo dwa, że spotkałam się na półce z takim egzemplarzem jak w historii, ale naprawdę było to kilka razy, nie więcej. Wszystkie moje książki mają stan idealny - nie zaplamione, nie pogięte, z prostymi grzbietami. Pytam więc, jaki stan, według Ciebie, jest "akceptowalny"? Albo przesadzasz albo źle szukasz albo oczekujesz nie wiadomo czego...

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
13 lipca 2014 o 2:13

Kurczę, dziewczęta, może jakieś sprawdzone porady odnośnie odrastania bezlitośnie ciachniętych włosów? Miałam włosy sięgające... jakby to obrazowo przedstawić, do pępka z ambicjami na zapuszczenie jeszcze odrobinkę dłuższych. Również popełniłam ten grzech zdradzenia "swojej" fryzjerki i poszłam podcinać końcówki do takiej, którą poleciła mi matka. Laska uciachała mi połowę włosów (dosłownie, bo teraz mam raptem do łopatek) i wycieniowała, bo "według niej taka fryzura mi pasuje". Chyba miała złą rękę, bo włosy odrastają cholernie wolno i od dwóch lat nie mogę wrócić do poprzedniej długości. Chucham, dmucham, odżywki, maski, cuda wianki i nic nie pomaga. I jeszcze mam uraz do fryzjerów, teraz nawet końcówek boję się iść podciąć... Może macie jakieś sprawdzone sposoby, bo w internecie tyle tego, że człowiek nie wie, w co ręce włożyć. Naprawdę współczuję wszystkim paniom, które spotkał taki los i życzę powodzenia w ratowaniu sytuacji.

[historia]
Ocena: -5 (Głosów: 17) | raportuj
10 lipca 2014 o 18:41

@wonsik: A owszem. Z tym, że zanim ktokolwiek raczył się na miejscu pojawić, to Pan gruz już wynosił. Mamy moje słowo przeciwko niemu, bo niestety nie pomyślałam żeby zrobić zdjęcie. A nikt inny nie chce się mieszać "bo właściwie to nic nie widzieli". @Vella: Nie pluj tym jadem tak zaciekle, bo się zadławisz.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
7 lipca 2014 o 14:24

Może wyjaśnię jak to wygląda ze strony sklepu, z perspektywy kierownika zmiany (nie, nie ja nim jestem). Oczywiście nie chciałabym tu powielać stereotypów, ale wiele osób już pisało o możliwej kradzieży. Gdyby rzeczywiście okradziono jednego z klientów to wina spada na sklep, ponieważ nie zadbał o odpowiednie zabezpieczenie swoich klientów i potem taki sklep musi świecić oczami. Czy to sprawiedliwe i słuszne - tego nie wiem, ale takie są fakty jeżeli mowa o Biedronce i żaden z kierowników zmiany nie będzie się podkładał ryzykując zwolnieniem, bo na jego zmianie już po raz n-ty okradziono jednego z drugim... O ile można zrozumieć sytuację jednorazową (cóż, wszędzie może się zdarzyć) to notoryczne okradanie klientów nie będzie mile widziane przez szefostwo. Jedna wizyta policji, druga, trzecia... ósma itd. To niedopuszczalne dla sklepu. Dlatego lepiej, bezpieczniej, wygodniej otworzyć tę kasę na chwilę, pozbyć się problematycznych klientów (w trosce o portfele tych pozostałych) i mieć spokój. Ktoś jeszcze musi złożyć zamówienie, rozłożyć towar na półkach, posprzątać sklep (tak, w Biedronce lata się z mopem co jakiś czas, nie tylko po zamknięciu), ułożyć grafik na przyszły miesiąc, poukładać rzeczy na magazynie i zadbać o całą resztę czynności, które mają swoje fachowe nazwy, a których nie przytoczę, bo się na tym nie znam. Dlatego kasa jest szybko zamykana. Proste.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
4 lipca 2014 o 1:04

@catwoman: Historia nie o tym, więc czego zaczynasz? Nie mam obowiązku się spowiadać. Ale jeżeli koniecznie chcesz wiedzieć - całe szczęście, ale jednak nie. Możesz umierać spokojnie.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
2 lipca 2014 o 20:28

@powidla: Serio. "Wygwizdów". Jeszcze pojawiło się określenie "pipidówa" oraz tradycyjne "zadupie". I wypowiedziane ze śmiechem "tam u was to psy dupami szczekają, nie? hehehe"

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 20) | raportuj
2 lipca 2014 o 20:25

@SuperKotletSchaboszczak: Godzina dziennie według zapewnień szanownej Cioteczki, cholera wie, jak wszystko wyglądałoby w praktyce? Chłopak taki zalatany, pierdyriald zajęć, treningów i jeszcze ma swoją pasję(!) Sądzę, że w ciągu dnia mógłby nie mieć czasu na takie trywialne zajęcia... A najlepsze kluby w mieście też się same nie obczają, więc i noc odpada. Nie wspominając o tym, że jeżeli bym pojechała, to nie chciałabym sobie dopasowywać całego planu dnia do Jaśnie Panicza, skoro już jechać to chociaż coś zobaczyć. I jeszcze praca do tego wszystkiego. Zapewne z obciętą stawką, bo jakże to, żeby firmę znajomego rodziny okradać? Druga sprawa, owszem, jestem dobra z polskiego. Ale między mną a kuzynem jest tylko rok różnicy. To aż taka wielka różnica w wiedzy? Gość ma siedemnaście lat, podejrzewam, że na poprawce nie zapytają go o części mowy. Więc w czym mam mu pomóc? Nauczyć czytać, żeby mógł pracować z tekstem? Nauczyć myśleć, żeby zinterpretował wiersz? A może nauczyć pisać, żeby poradził sobie z wypracowaniem/rozprawką? Albo wiem! Streszczać lektury! Ciotunia miała chyba błędny obraz mojej wiedzy z literatury. Konkurs konkursem, ale nie znam wszystkich lektur na pamięć, żeby kuzynkowi streścić. Z resztą, przeczytać nie łaska? Ciotka wzięła mnie za ostatnią idiotkę, bo nie mieszkamy w takiej metropolii jaką jest Warszawa, a teraz nagle tak mnie pokochała, że pomocy potrzebuje? Niech znajdzie jelenia w WARSZAWIE, a ja, istotnie, zostanę w moim wygwizdowie (gwoli ścisłości, mieszkam koło Katowic. może to nie jest "stolyca", ale krów nie doimy, mamy internet, bieżącą wodę, prąd, zasięg w komórce i wszystkie inne przywileje cywilizacji).

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
2 czerwca 2014 o 15:49

@kasiunda: Ano ma się tak, że np. rok wcześniej czegoś podobnego nie organizowano. Ale teraz się pokazać przed potencjalnymi wyborcami, prawda? Niestety nie wiem dokładnie kto był organizatorem tej zabawy (przykro mi, nie orientuję się w sprawach politycznych) niemniej jednak nie jest to pomysł szkoły; owszem, dyrektor dał teren i darmową siłę roboczą (plus kilka innych rzeczy), ale nie sądzę żeby dmuchane zamki czy koniki jeżdżące dookoła boiska albo postawienie sceny były finansowane przez szkołę...

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
2 czerwca 2014 o 15:47

@kalulumpa: Cóż, osobiście uważam, że postąpiłam najlepiej jak mogłam w zaistniałej sytuacji. Naprawdę nie uważam żeby zwrócenie uwagi, że "proszę mnie nie obrażać" rozwiązało któryś z przedstawionych przeze mnie problemów. A mnie to w sumie wisi i powiewa jak flaga na wietrze czy któraś z "Pań" ma mnie za gówniarę czy jednak nie. Przykre jest tylko to, że ludzie się starają, poświęcają wolny dzień a przyjdzie sobie taka jedna pańcia z drugą pańcią i traktują obsługę jak podludzi.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
1 czerwca 2014 o 22:56

@Bronzar: Jasne, rozmowa potoczyłaby się w zupełnie innym tonie gdyby napadła na mnie pani w autobusie. Tutaj nie miałam zbyt wielkiego pola do popisu: poniekąd reprezentowałam szkołę a ponadto, jak zgodziłam się na pracę z ludźmi to moim obowiązkiem jest bycie miłą. Kropka. Mogłabym zacząć pyskować do każdego, ale gdyby ktoś poszedł na skargę do nauczyciela to JA miałabym kłopot. Nawet jeśli miałabym rację. Bo jako uczennicy, przedstawicielce szkoły, osobie z "obsługi" (oraz w towarzystwie nauczycieli, innych rodziców, etc.) - po prostu nie wypada. I mój szacunek do samej siebie nie ma ze sprawą nic wspólnego.

[historia]
Ocena: 20 (Głosów: 22) | raportuj
30 marca 2014 o 15:21

@mijanou: Genialne! Każ powiedzieć dzieciakowi z gimnazjum, że jego światopogląd to jego sprawa i przecież rodzic nie może mu niczego zrobić: z domu wrzucić nie może, nakarmić musi, ubrać musi a babcia na życzenie zawału nie dostanie. Serio? Podejrzewam, że większość gimnazjalistów zostałaby objechana od góry do dołu przez rodzica i na tym by się skończyło. Fajnie, że Twoi rodziciele ”zrozumieli i uszanowali” jednak moich nie było stać na taki gest. Pytam więc po raz kolejny: co miałam zrobić? Nie znasz mnie, nic o mnie nie wiesz i nie możesz wiedzieć jakie mam poglądy i jak bardzo jestem ich pewna, więc w buty sobie wsadź swoje przemowy moralizatorskie. Kwestia wiary po mnie spływa jak woda po kaczce i to raczej się nie zmieni, ale po kiego mam się zaprzeć jak wół jakiś i toczyć w domu wielkie batalie o raptem dwie godziny tygodniowo? Wolę mieć święty spokój, posłuchać mogę a ze światopoglądem obnosić się nie muszę i nie ucierpi on na lekcji religii.

[historia]
Ocena: 13 (Głosów: 23) | raportuj
30 marca 2014 o 0:48

Sama również miałam niesamowity Meksyk w domu z powodu mojej (nie)wiary oraz nieszczęsnego bierzmowania. Nieważne jak tłumaczyłam rodzinie – uparli się, że bierzmowanie muszę przyjąć: cała rodzina wierząca a potem zapewne będę chciała wziąć ślub kościelny i inne standardowe tłumaczenia plus stan przedzawałowy babci, że jak to i co ludzie powiedzą? Co Waszym zdaniem miałam zrobić? Wyprowadzić się z domu będąc jeszcze w gimnazjum? Musiałam chodzić na religię, co niedzielę do kościoła i przyjąć ten nieszczęsny sakrament dla własnego spokoju i spokoju reszty rodziny. Autorka ma podobną sytuację, decyzji/widzimisię/nazwij-jak-chcesz rodziców nie przeskoczy i nie rozumiem dlaczego niektórzy tak strasznie się oburzają takim stanem rzeczy. Wy nie słuchaliście się rodziców? Wszyscy się już domyślili, że jestem niewierząca. A na religię również chodzę. Dlaczego tak? Choćby dlatego, że etyka w mojej szkole jest wepchnięta na dziewiątą lekcję cztery razy w tygodniu; lepiej i wygodniej iść na dwie religie uwzględnione w planie, które przegada się z koleżanką z ławki.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
2 marca 2014 o 18:06

Niestety, nie mam Facebooka, więc nie mogę odpowiedzieć Panu Pawłowi (a niech będzie, że z szacunkiem) bezpośrednio, ale nie zdzierżę, że ktoś obcy zarzuca mi kłamstwo i wie lepiej niż ja sama. Ciekawe. Co mi Pan jeszcze o mnie opowie? Jeżeli zabiera się Pan za komentowanie to proszę zapoznać się z pozostałymi komentarzami. Tłumaczyłam jak to u mnie wygląda: mam niski próg bólu i WSZYSTKO, nawet maluteńki ubytek, sprawia mi ból. Trudno. Jakim prawem zarzuca mi Pan kłamstwo, nie znając mnie ani nic o mnie nie wiedząc? Zupełny brak kultury, a denerwuje mnie to tym bardziej, że o higienę osobistą dbam wręcz obsesyjnie. Rozumiem, że Panu można wyrwać zęba "na żywca", ale niestety to nie dotyczy każdego, więc proszę nie mierzyć wszystkich swoją miarą. Inna sprawa, żaden inny dentysta NIGDY czegoś podobnego mi nie powiedział, a przecież odwiedzam też wielu ortodontów. I jakim cudem dla jednego lekarza "był syf, ale nie ma tu nic do robienia" a u drugiego był już ubytek? Zrobił się w drodze? Czy może drugi dentysta leczył mi zdrowego zęba, żeby sobie zarobić a bólu pozbył się siłą woli? CUD! Już nawet nie komentując uwagi o króliku, chyba, że ma Pan na to jakieś ciekawe wytłumaczenie? Nie? Szkoda. To pytanie retoryczne.

[historia]
Ocena: 13 (Głosów: 17) | raportuj
1 marca 2014 o 20:37

@AlexPlayer: Niestety, mam bardzo niski próg bólu jeżeli chodzi o zęby. Dbam o nie jak mogę, bo nawet oczyszczanie (zęba) przez dentystę tymi specjalistycznymi machinami sprawia mi ból, nie mówiąc już o jakimkolwiek leczeniu. Nawet małe dzieci lepiej to znoszą, ja muszę mieć wszystko na znieczuleniu, bo inaczej kaplica ;)

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 1 marca 2014 o 20:38

[historia]
Ocena: 14 (Głosów: 94) | raportuj
4 stycznia 2014 o 17:26

"Małolata"? Wypraszam sobie. Nie znasz mnie, ja nie znam Ciebie. Oboje korzystamy z Forum publicznego, więc może odnośmy się do siebie z - byle jakim, ale jednak - szacunkiem? Mam wrażenie, że Ciebie i kilka innych osób najbardziej boli mój wiek... I pytam po raz n-ty, jakie są korzyści z wymyślania historyjek na tej stronie? Płacą? Rozdają talony na zakupy? Wysyłają na Karaiby? Och, no jasne, powinniśmy udawać szczęśliwą rodzinkę? Ojciec powinien jeszcze całować moją matkę po stopach, bo ja chciałam wzywać policję. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek mnie uderzył.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 4 stycznia 2014 o 17:28

« poprzednia 1 2 następna »