Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Wuwu

Zamieszcza historie od: 16 lipca 2012 - 4:22
Ostatnio: 10 maja 2016 - 11:48
  • Historii na głównej: 5 z 6
  • Punktów za historie: 3366
  • Komentarzy: 41
  • Punktów za komentarze: 312
 
zarchiwizowany

#69059

przez ~Izunia ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed kilku miesięcy z gabinetu pani doktor ginekolog.

Słowem wyaśnienia, mam 34 lata i nie odczuwam potrzeby ani chęci posiadania dzieci. Wolno mi prawda..?

Pani Doktor robi wywiad, wypytuje mnie o tryb życia i współżycia, naprawdę dokładnie. Dowiaduje się więc ode mnie że owszem że partner, że owszem że mieszkamy ale że ciaża nie jest planowana i to wcale, nigdy i zdecydowanie nie.

komentarz Pani Doktor:

- Ale to jak pani nie chce wcale dzieci to wie pani że on panią zostawi?


Kurtyna.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 130 (324)

#38298

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak się pozbyć niechcianego psa? Ludzie znają różne sposoby. Oddać do schroniska, oddać znajomym, przywiązać do drzewa... Dziś poznałem jeszcze jeden sposób. Rzut pod jadący samochód. Niestety, psiak doznał zbyt dużych obrażeń, został uśpiony.

Były właścicielu - smaż się w piekle.

Droga

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 636 (702)

#6490

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracowałam w sklepie z upominkami, kartkami i akcesoriami papierniczymi. Nasz sklepik mieścił się w osiedlowej galeryjce handlowej, sam też był malutki, a jako, że rzeczy w nim raczej drogie, to grono stałych klientów znałyśmy bardzo dobrze.
Pewnego dnia przyszła właśnie jedna ze stałych [k]lientek, zrobiła u nas małe zakupy, po czym zapytała:
[k]: Mogłyby mi panie przechować moje siatki? Bo chciałam jeszcze wejść na „Sam” (supermarket) a tam zlikwidowali szafki, ciężko mi będzie z tym latać...
[kol]eżanka: Wie pani, raczej nie mamy miejsca tutaj, proszę spojrzeć...
[k]: Ale tam za ladą na kilka minutek no bardzo panie proszę!
[kol]: No dobrze, ale tylko w drodze wyjątku, jako że pani jest naszą stałą klientką
Klientka poleciała na „sam”, wraca, my oddajemy torby, ona stara się z tym wszystkim zabrać i nagle wypala:
[k]: A gdzie moja torba z laptopem?!
[kol]: To wszystkie torby, jakie nam Pani dała, jesteśmy tego pewne, może nie brała Pani dzisiaj laptopa z sobą, albo zostawiła Pani gdzie indziej?
[k]: Co mi pani tu bezczelnie wmawia! Brałam laptopa, na pewno go tu zostawiałam! Proszę go natychmiast oddać! Myślałyście, że się nie zorientuję?!
[ja]: Proszę pani, proszę się uspokoić, my Pani zrobiłyśmy przysługę, nawet nie zaglądałyśmy do toreb żeby wiedzieć co w nich jest, za ladę nie wchodził nikt obcy, na pewno wszystko Pani oddałyśmy.
[k]: Jesteście zwykłymi złodziejami! Dzwonię na policję! Komputer wart 5tys, nie wywiniecie się, ja tego tak nie zostawię, ostatni raz tu zakupy robię i wszystkim znajomym powiem, że tu pracują dwie złodziejki!
W tym momencie wezwałyśmy ochronę, próbując wyjaśnić sprawę przez telefon, pani oczywiście starała się nas przekrzyczeć „Złodziejki! Kłamią! Ukradły!”. Kiedy przyszła [O]chrona, jako, że byłyśmy z nimi w dobrych stosunkach a moja koleżanka miała już czerwone od płaczu oczy (mimo, że nasz sklep był drogi, to zarabiałyśmy mało), to starali się uspokoić Panią i naprowadzić ją gdzie ostatnio widziała swój komputer. Niestety pani się zacięła na swojej wersji, że oddawała nam i koniec, ciągle powtarzała, że jeśli ochrona go nie znajdzie, to ona dzwoni na policję i wszyscy odpowiemy za to. Po dobrej godzinie awantury i przeszukiwań (wyraziłyśmy zgodę, spuściłyśmy roletę i wywiesiłyśmy kartkę o przerwie).
[k] do ochroniarza: Niech panowie popilnują, ja muszę iść do samochodu po psa, nigdy go na tak długo nie zostawiam!
[o] To ja pójdę z panią.
[k] Ale po co? Ja eskorty nie potrzebuje, złodziejek lepiej pilnujcie!
Ochroniarz się jednak uparł i poszedł z panią. Po dosłownie minucie wrócili, bez psa, jednak [k] była w wybitnie złym humorze. Okazało się, że laptopa zostawiła w samochodzie razem z psem. Nie usłyszałyśmy nawet przepraszam, ani żadnego wytłumaczenia, poza słowami:
[k] Jakby panie straciły taki drogi laptop, to też by się panie tak zachowały!
Po czym obrażona wyszła szybkim krokiem ze sklepu.

znana

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 691 (875)

#64915

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedy czytałam historię Lowczego o neurologu, przypomniała mi się historia przyjaciela sprzed kilku miesięcy.

Młody mężczyzna skarżył się na migreny. Często go łapały, trzymały kilka godzin jeśli były bardzo silne, lub kilka dni, jeśli były bardziej rozmyte. Uniemożliwiały mu jazdę samochodem, powodowały poważne problemy z widzeniem. Leki przeciwbólowe dostępne bez recepty nie pomagały wcale.

Znajomy poszedł do neurologa. Neurolog skierował go na rezonans. Znajomy wyniki z rezonansu odebrał samodzielnie (wykonywane były w innym miejscu niż przyjmował lekarz). Po próbie zarejestrowania się do tego samego lekarza, okazało się, że on już nie przyjmuje, albo jest na urlopie zdrowotnym (dokładnie nie wiem). W każdym razie ten konkretny lekarz nie mógł znajomego przyjąć w najbliższym czasie, w tym konkretnym miejscu. Trudno, znajomy zapisał się do innego lekarza, a dokładniej lekarki.

Lekarka, starsza kobieta, po wejściu znajomego do gabinetu nawet nie odpowiedziała „dzień dobry”. Zapytała tylko: „O co chodzi?”. Znajomy: „O migreny, wszystko jest w karcie zapisane i mam wyniki rezonansu przy sobie”. Kobieta popatrzyła na niego. Nie wzięła do ręki nawet wyników rezonansu. Nie zajrzała też w kartę pacjenta, zawyrokowała: „Pan jest młody jeszcze, proszę kontynuować leczenie apapem”.

Znajomy jak miał migreny, tak je ma. I oczywiście czeka w kolejce (NFZ) na wizytę do kolejnego neurologa.

neurolog

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 298 (374)

#13826

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Mój kot został pobity przez mojego współlokatora, jak już tu pisałam, ale większość z was uznała go za mało piekielnego, ale i tak dodam ciąg dalszy ;)
Zgodnie z zaleceniem przesympatycznych panów policjantów, którzy pomogli mu wyprowadzić się tamtego dnia, poszłam na policję złożyć zawiadomienie. Jako człowiek wychowywany w rodzinie mundurowej, od dziecka wpajano mi, że policja i wojsko są dla ludzi. Toteż na komisariat dotarłam owszem, zestresowana, ale pewna, że osiągnę co chcę. W końcu nawet patrol był tego zdania.
Za biurkiem przywitał mnie wąsaty policjant:
- Dzień dobry, nazywam się tak i siak, ostatnio Panowie mi pomagali w trudnej sytuacji (tu następuje opis). W związku z tym chciałam złożyć skargę.
- Mhm... A kim on jest dla Pani?
- Obcym człowiekiem.
- Mhm...
- A ma Pani jakiś dowód na to?
- Tak, tu karta od weterynarza, mają Państwo również w dokumentach potwierdzenie wezwania w tej sprawie.
- Mhm... A on jak się nazywa..?
- Tu są dane (z umowy wynajmu: imię, nazwisko, nr dowodu, PESEL)
- Mhm... A kot żyje..?
Przyznam, lekko zdgłupiałam. No, ale może za mało wyraźnie wet napisał..?
- Tak, żyje.
- Mhm. Proszę poczekać.
Pan policjant zniknął za szybką, gdzie z papierkami naradzał się z innym policjantem i panią policjantką, Po chwili wychodzi.
- Przyjmę tę skargę. Ale nie dziś.
- A mogę zapytać dlaczego..?
- Nie mam ludzi, żeby spisać protokół.
Zdębiałam.
- No ale...
- Nie dziś. Słucham Pana..? - to pytanie skierowane było do człowieka za mną.
Wyszłam na papierosa. Moja przyjaciółka, która poszła ze mną, była w takim samym szoku jak ja. No, ale chcę załatwić sprawę na spokojnie, nie zależy mi na kłótni z Policją, więc za 5 minut wracam i pytam grzecznie:
- Przepraszam, a mógłby Pan mi powiedzieć, kiedy mogłabym przyjść..?
- Ja Pani nie powiem. Może ktoś być za 3 minuty, albo za 3 godziny.
- Dobrze, ale może Pan podpowie, w jakich godzinach mam największa szansę kogoś zastać..?
- Ale ja Pani mówiłem!!! Nie wiem!!! To nie przychodnia!!! Tu na godziny się nie umawia!!!

No cóż. Pan nie robi dobrej opinii ludziom w niebieskich mundurach...

Policja

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 428 (538)

#50667

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Oddałam do reklamacji uszkodzoną torebkę. Oczywiście reklamacja odrzucona, bo po poddaniu towaru badaniom stwierdzono: „Wszelkie uszkodzenia są wynikiem naturalnego zużycia obuwia i nie wynikają z wadliwości materiałów zastosowanych w obuwiu.”

Mogę się zgodzić, że uszkodzenia to wynik zużycia, tylko skoro zużywało mi się obuwie, to czemu torebka jest uszkodzona?

ccc

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 944 (976)

#38525

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dekarze. Niby zawód jak każdy inny, ale są tacy co naprawdę potrafią uprzykrzyć komuś życie. W tym akurat wypadku mojemu dziadkowi. Dziadek ma już 77 lat, dwie kosy jak to mówi. Chciał mieć na szopie, w której trzyma węgiel na zimę nowy dach, bo stary i dziurawy i brzydki. Dostał więc ulotkę, a na ulotce nic innego jak ogłoszenie, że dekarz, że we Wrocławiu i że tanio. Kto by się nie skusił?

Dziadek więc się skusił na ofertę, dekarz przyjechał, zaliczka bodaj 200 zł zapłacona, zobaczył dach, powiedział że może się z tym uwinąć w parę dni (a był to koniec słonecznego czerwca). Jeszcze pierwszego dnia zaczął ściągać stary dach. Pomijam to, że nawet narzędzi nie wziął, wszystko pożyczył od dziadka. Dach już wywiózł następnego dnia i o co poprosił? Oczywiście o pieniądze. Konkretnie 150 zł na zakup papy bo z czegoś dach być musi. Pieniądze dostał, a tego dnia już nie przyjechał, następnego też nie.

Dziadek zaczął się niepokoić i już mu zapaliła się czerwona lampka. No ale dał pieniądze to cóż? Zadzwonił więc w sobotę na numer z ulotki, a tu co? Nie odbierają. No może sobota, to zaczekam do poniedziałku. Zaczekał. Zadzwonił o 10 (żeby nie było, że za wcześnie) i co się okazuje? Jego domowy numer zablokowali. I odebrać im się nie śni. Więc dzwoni z komórki.

[Dziadek]: Dzień dobry, dzwonię z ulicy Pięknej, co z panem? Miał mi pan zrobić dach.
[Dekarz]: Na razie jeszcze papy nie kupiłem.
[Dz]: Przecież minęło już kilka dni!
[D]: No ale w hurtowni nie było.
Po czym się rozłącza.

Dziadek chce oddzwonić, bo może coś przerwało, albo co. A tu niespodzianka, od razu wyłączył się dekarz. Poczekał kilka dni, aż do mojego i mojego taty powrotu. Dałem mu więc swój telefon. Rozmowa podobna, z tym, że już dziadek proponuje, że papę kupi sam, a on ma mu oddać 150 zł. Ten na to, że zna sklep i jutro w nim kupi. Minął tydzień. Później dzwoni z komórki ojca. Efekt? Żaden. Powiedział, że kumpel ma ślub i jest teraz zajęty. Mijają 3 dni. Udało się zadzwonić tylko z mojego domowego. Powiedział, że w sobotę jego żona odda całe 350 zł. Był poniedziałek. A dlaczego nie wcześniej? Bo mieszka poza Wrocławiem i w tygodniu jest zajęty, a żona pracuje gdzie indziej. Sprawa toczy się już drugi miesiąc! Dziadek z telefonu służbowego taty mówi, że sprawę zgłosi na policję jeśli nie otrzyma pieniędzy do piątku (był poniedziałek), bo wniosek już napisał.

Mija kolejny tydzień, a dziadek dalej bez pieniędzy. Dach zrobiłem mu z ojcem i węgiel też przywieźli. Dzwoni już z telefonu mojej matki i co się okazuje? Ano to, że dekarz oszukał już nie jednego klienta (wnioskuję po pytaniu "a z jakiej jest pan ulicy?"), a do tego rozmowę zakończył dumnie stwierdzając "Zgłoś to k%&wa na policję, mnie to g#$no obchodzi!"

Wrocław

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 541 (593)

1