Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Zanate

Zamieszcza historie od: 18 czerwca 2012 - 23:26
Ostatnio: 10 kwietnia 2022 - 23:24
  • Historii na głównej: 8 z 22
  • Punktów za historie: 6026
  • Komentarzy: 51
  • Punktów za komentarze: 366
 

#79292

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od niedawna pracuję w sklepie zoologicznym. Tuż obok jest poczta, na której czasem są ogromne kolejki. Znudzone dzieci zaglądają wtedy do mnie.

Większość jest mało piekielna, raczej pooglądają zabawki i wychodzą, czasem przyprowadzą rodzica, żeby mu koniecznie coś pokazać... Te bardziej gadatliwe mnie zagadują.

No i dziś z samego rana wpadł taki gadatliwy [C]hłopczyk.

[C]: A pani ma jakieś zwierzątka?
[J]: Mam dwa koty i chomika.
[C]: O, też miałem chomika, ale zdechł.
[J]: No niestety, takie malutkie zwierzątka żyją dość krótko. Mój to też już staruszek...
[C]: Nie, on nie był stary. Nadepnąłem go, bo był wredny i mnie ugryzł, hehe.

Aż mi dreszcz przeszedł po plecach...

sklepy zoologiczny

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 185 (201)

#80261

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia ze sklepu zoologicznego.

Z pozoru nieszkodliwy [P]an uprzejmie się wita i rozgląda po sklepie. Przywitałam się, zapytałam w czym mogę pomóc, wywiązuje się taki dialog:

[P]: Poproszę krople na pchły dla psa.
[J]: Ile waży pies?
[P]: Tak z 35 kilo, ale może pani dać więcej, bo to jeszcze na dwa koty.
[J]: Pudełko zawiera jedną dawkę, a dla kotów mamy inny preparat.
[P]: Eee tam, przecież to jedno i to samo jest.
[J]: Nie proszę pana, preparatem dla psów można kota otruć.
[P]: A to nie szkodzi, bo to i tak nie moje, tylko sąsiada.
I w śmiech.

Miałam nadzieję, że żartuje. Nie żartował.

zoologiczny

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 110 (140)

#76917

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zachorował mi chomik.
Niektórzy pewnie powiedzą, że po co leczyć zwierzę za parę złotych? Dla mnie jest sens i nie chcę o tym dyskutować. Uparłam się, że go wyleczę.

Nie znałam żadnego weterynarza w mieście, w którym studiuję, więc poszłam do takiego, którego poleciła mi znajoma. Facet chomika obejrzał, dał mu zastrzyk, skasował 25zł, powiedział, żeby zgłosić się za dwa dni. Dobra.

Za dwa dni zapłaciłam kolejne 25zł. Facet postawił diagnozę - problemy neurologiczne, trzeba go będzie leczyć do końca jego życia, nieleczone się pogorszy i umrze w cierpieniach.

Panika. Nie jestem w stanie wydawać kilkaset złotych na leczenie chomika co miesiąc. Kolejne dwie wizyty, każda 25zł - stówa poszła. 80zł za samo pojawienie się i 20zł za leki.

No i nadeszły święta, wróciłam do domu. Chomikowi się nie poprawiało, więc poszłam z nim do swojej pani weterynarz. Powiedziałam co i jak, co zdiagnozował poprzedni lekarz, jakie podawał mu leki.
I co mi powiedziała?

Facet mnie oszukał i naciągnął. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy weterynarz pomoże tak małemu zwierzęciu - ale chomik cierpiał wiecie na co? Na grzybicę. Miał łysy brzuszek i było to widać gołym okiem, gdy się go obróciło do góry nogami. Za trzy wizyty zapłaciłam 12zł, chomik ma się świetnie, a element wystroju klatki, który nieprzyjemną dolegliwość spowodował, został wymieniony (dostał domek z plastikowym denkiem, do którego sikał i w tym spał, podrażnił sobie głupol skórę. Z domkiem się pożegnaliśmy!).

Uważajcie. Warto skonsultować decyzję z innym lekarzem, czy to weterynarz, czy ktoś bardziej "ludzki".

uslugi weterynarz chomik

Skomentuj (60) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 267 (287)

#70332

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Odzyskałam dzisiaj wiarę w ludzi! Na krótko.

Idąc ulicą, przyuważyłam Panią z pieskiem. Piesek załatwiał swoje potrzeby w miejscu, które jest zazwyczaj mocno zanieczyszczone przez inne pieski, również załatwiające swoje potrzeby. Już zaczęłam mruczeć pod nosem, że znów bałagan zostawią, że nie da się tym chodnikiem przejść, żeby w niespodziankę nie wdepnąć... A tu Pani się schyla i bombę podnosi i w woreczek pakuje!
Jak mi się dobrze zrobiło, tak miło, że istnieją jeszcze porządni ludzie!

A potem Pani minęła pojemnik na psie niespodzianki, który miała tuż obok siebie, i wrzuciła torebeczkę do pojemnika na szkło, jakieś 10 metrów dalej.

Ręce opadają.

sprzątanie po psie

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 188 (230)

#68678

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia opisana przez użytkownika darekw przypomniała mi o moich niedawnych przebojach na allegro i pierwszym (w sumie jedynym) negatywnym komentarzu, jaki udało mi się zgarnąć.

Znajomy poprosił mnie o kupienie mu dostępu do pewnej strony hostingowej pokroju zamkniętego już RapidShare. Nie był to pierwszy raz, kiedy płaciłam mu za takie usługi - zawsze sam wynajdował sobie odpowiednią aukcję na allegro, ja przekazywałam mu tylko odpowiedni kod/dane logowania.

Tym razem znalazł aukcję, mówiącą o koncie czynnym 24 godziny, bez limitu transferu. Dostawa danych logowania w pięć minut.
Spoko! Kupuję. Kosztowało mnie to 1,49zł.

Minęło pięć minut, dziesięć, dwadzieścia, minęła godzina. Kumpel z niecierpliwości łazi po ścianach, ja się zaczynam wkurzać, bo kasa kasą, więcej na ulicy można znaleźć, ale skoro gwarantują dostawę w pięć minut, to czekam na maila pięć minut. Doczekałam się w efekcie końcowym po czterech godzinach. Odetchnęłam z ulgą. Za wcześnie.

Po kolejnej godzinie kumpel pożalił się, że właśnie wykorzystał swój limit transferu - 30GB. Po pierwsze - zdążył ściągnąć raptem 2GB, po drugie - konto miało być bez limitu, więc jak to wykorzystał limit?
Zaczęłam uważniej przyglądać się aukcji, jednak nigdzie nie znalazłam informacji o tym, że konta mają jakiś limit transferu. Drobnym druczkiem jednak napisali informację, że jeśli konto przestało działać, należy je wymienić na stronie sklepu.
Okej!

Wchodzimy na stronę sklepu, odnajdujemy odpowiedni formularz, podajemy dane. I... niespodzianka, kont akurat tego serwisu nie można wymieniać!
Stwierdziliśmy, że olać to, kupi się drugie. Szkoda nerwów za 1,50zł. I kupiliśmy, bezpośrednio przez stronę sklepu. Zaskakujące okazało się to, że...
Kumpel dostał dokładnie te same dane logowania, które dostałam ja, kupując konto przez allegro. Transfer oczywiście wykorzystany, konta wymienić się nie da. Konta więc gość sprzedaje współdzielone, wykorzystywane przez kilka osób naraz. Facet kupuje jedno, a później sprzedaje je kilku osobom, zarabiając na nim kilkakrotnie.

Nieco się zagotowałam, więc nasmarowałam maila z wyjaśnieniem sytuacji do sprzedającego - dla pewności dwa razy, raz jako maila przez allegro, raz jako wiadomość przez formularz kontaktowy na stronie internetowej sklepu. Zero odpowiedzi przez cztery dni.

Chcąc, nie chcąc, wystawiłam facetowi negatywny komentarz - informując o tym, że nie ma z nim kontaktu, sprzedaje współdzielone konta, kłamie o braku limitu transferu, nie wspominając już o dostawie w pięć minut.

Odpowiedzi na swoje maile nie zobaczyłam. Zobaczyłam za to odpowiedź do mojego komentarza:
"Niestety, po przejściach z tym panem musieliśmy zakończyć współpracę".
No i komentarz u mnie:
"UWAŻAJCIE! NIE POLECAMY!".

I tak się zastanawiam, na co osoba, która to czyta, ma uważać? Na to, że płacę od razu przy zakupie, czy może na to, że jeśli jest oszustem, to uda mi się to odkryć?
P.S. Jeszcze spór założyłam i wyszarpnęłam swoje złoty pięćdziesiąt, a co. Dla zasady.

sklepy_internetowe

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 425 (457)

#68621

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Myślałam, że tego tematu nigdy tu nie poruszę, dzisiaj jednak przelała się czara goryczy.

Mój dziadek jest mocno zaangażowany w działalność młodzieżowych kół filatelistycznych. Spotyka się z dziećmi, pomaga im organizować ich zbiory i eksponaty i dba o to, żeby dzieciakom się nie znudziło.
Reszta opiekunów kół się wypięła, więc dziadek sam obskakuje cztery kółka. Spoko.
Oprócz tego nasz lokalny prezes związku ma jeszcze dwójkę chłopaków - z własnego koła. Jego własne koło składa się z owych chłopców, będących dziećmi jego konkubiny. Spoko.

Na wystawie został zorganizowany plebiscyt na najładniejszy eksponat wystawy - w dwóch kategoriach wiekowych. O ile z dorosłymi nie było problemu, o tyle przy dzieciach zaczęły dziać się dziwne rzeczy...
Plebiscyt polegał na tym, że każdy zwiedzający mógł wziąć sobie kupon ze specjalnym miejscem na numer eksponatu, który był jego faworytem. Później kupony wrzucaliśmy do urny, odwiedzający dostawał numerek kuponu, a przy zamknięciu wystawy następowało losowanie jakichś drobiazgów. Wszystko cacy, ale...

Plebiscyt rozłożony był na kilka dni. W międzyczasie pojawiały się wycieczki ze szkół, w których urzędował dziadek, więc nikogo nie dziwiło, że nagle jednemu uczestnikowi przybywało po 15 głosów (wiadomo jak to wygląda, "ej, głosuj na 5! 5 jest moje!". Nie przeskoczy się tego w życiu, a i nikt nie spodziewał się, że dwudziestka dzieci będzie oglądała uważnie każdy jeden eksponat, żeby zagłosować zgodnie ze swoim sumieniem, zamiast po prostu pomóc koleżance/koledze).

W przedostatni dzień Prezes wziął pliczek kuponów do domu, żeby "rozdać je na poczcie". Nikt nie protestował, w końcu kto Prezesowi zabroni? A i jak na poczcie rozda, to może zwiedzających przybędzie?
Dzisiaj zliczam głosy.

Dwadzieścia parę kuponów, z kolejnymi numerami, wypełnionymi takim samym charakterem pisma, tym samym długopisem, zostało oddane z głosem na dziecko od Prezesa. Przez wcześniejsze dni dzieciak głosów dostał 2. Słownie: dwa. Gdzie inni mieli ich po kilkanaście.

Wnioski wyciągnijcie sami.

Pojawia się tylko pytanie: Naprawdę, warto oszukiwać trzydziestkę dzieci po to, żeby własny dzieciak dostał coś wartego stówę? Ja wiem, że zawsze to trochę radochy, że coś się wygrało, i w ogóle... Ale na litość boską, bądźmy uczciwi, zwłaszcza w stosunku do dzieci.

W przyszłym roku nie przyłożę do tego palca, jeśli kupony nie będą zawierały imienia, nazwiska i daty urodzenia. Niech sami się bawią w ten cyrk.
P.S. Nie, nie wygrał. Paru dodatkowych kuponów zabrakło. :)

wystawa i konkurs

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 406 (444)

#43428

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielni klienci? Dopóki nie zaczęłam pracować w sklepie, nie wiedziałam, że tylu ich jest.

1. Klient MUSI sprawdzić, czy w pudełku ryżu na pewno są cztery woreczki. Najlepiej sprawdzić ze dwanaście pudełek, rozrywając je doszczętnie, by wziąć sobie trzynaste i mieć pewność, że w środku jest tyle ryżu, ile trzeba.

2. Czekoladowym Mikołajom należy OBOWIĄZKOWO urwać głowę. Można ją potem ugryźć i zostawić między pomidorami (w ostateczności na półce z parówkami).

3. Jeśli w koszach leży pięć bluzek wyjętych z opakowań, należy wyjąć drugie tyle. Jak to po co? A jak któraś z identycznych bluzek przypadkiem jest INNA?!

4. Dobrym miejscem na odłożenie pizzy, która powinna znajdować się w zamrażarce, jest półka z wafelkami.

5. Sklepy prowadzą nieustającą akcję "weź sobie kiść winogron/garść pistacji i wpieprzaj chodząc po sklepie". Oczywiście wszystko w ramach darmowej degustacji.

6. Jeśli kasjerka nie dotrze na kasę w ciągu siedmiu sekund od dzwonka, należy na nią nawrzeszczeć, że przesiaduje sobie na zapleczu zamiast zapieprzać. Nie szkodzi, że właśnie zamiata parking przed sklepem lub jest na drugim końcu całej hali.

7. Kiedy zobaczysz pracownika sklepu układającego coś na półkach, podejdź i rozwal, gdy tylko skończy.

8. Kasjerki są kompendium wiedzy na wszelkie tematy. Potrafią odpowiedzieć, która śmietana lepiej się ubija, który olej mniej śmierdzi, gdy się przypali, a nawet wiedzą, czy dany ekspres do kawy pieni mleko.

9. Kasjerki mają obowiązek wiedzieć, jaka zabawka jest w środku kinder niespodzianki.

10. Pracownicy sklepu muszą wiedzieć, jaki obrazek na kalendarzu adwentowym bardziej przypadnie wnusi do gustu.

11. Słodsze mandarynki powinny być podpisane.

12. NIGDY, ale to PRZENIGDY, nie wolno dać sobie wmówić, że laptop podpisany COMPAQ jest w rzeczywistości laptopem firmy HP z linii produktów o tej nazwie. Jeśli jest napis COMPAQ, to laptop jest firmy COMPAQ, czyli jakiegoś kompletnego badziewia.

13. To samo tyczy się telefonów komórkowych i innych sprzętów elektronicznych.

14. Jeśli sprzedawca zaproponuje Ci jakikolwiek japoński sprzęt, wydrzyj się na niego, że wciska Ci jakieś chińskie gówno, po czym odejdź z wysoko podniesioną głową.

15. Bądź oburzony, że kasjerzy mają piętnastominutową przerwę. Na osiem godzin pracy.

16. Świąteczne zestawy kawy są popakowane w folie po to, żeby móc je rozrywać i wynosić w kieszeniach torebeczki z napisem "gratis". Poważnie!

17. Poproś, żeby sprzedawca wybrał Ci zestaw klocków lego dla półtorarocznego wnuczusia i obraź się, kiedy powie, że części są za małe i dziecko raczej sobie z nimi nie poradzi, wobec czego proponuje inne, większe, TAŃSZE klocki, dostosowane do dzieci w jego wieku.

18. Obowiązkiem jest również wyzwanie pracownika od kłamców, kiedy powie, że czegoś z produktów promocyjnych już nie ma. Przecież wszyscy kitrają najlepsze kąski po zapleczach! Na pewno coś leży!

19. Otwórz siedem kalendarzy adwentowych i w każdym wyżryj większą czekoladkę z okienka numer 24.

20. Łańcuchy na choinkę DOSKONALE sprawdzają się jako szal. Urwało się? Och, nie szkodzi. Załóż drugi i zrób sobie z bandą koleżanek zdjęcie na fejsika z kaczym dzióbkiem.

Chyba zacznę zapisywać takie akcje.

sklepy

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1263 (1361)

#39482

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak to zostałam puszczalską panienką, która zadowala... własnego dziadka.

Odkąd byłam mała, chodziłam z dziadkiem lub z babcią na działkę, pomagać w różnych rzeczach. A to wyrwać chwasty, a to pomalować płotek, a to trawę zagrabić, jabłka zerwać... Innymi słowy, zrobić coś niezbyt męczącego, żeby sobie "zarobić" - serio, dla dziesięciolatka te 10zł za podlanie kwiatków to było coś. W każdym razie, tak się utrzymało aż do dziś - już raczej w formie żartu, w stylu "masz 5zł, po zebraniu malin kupisz sobie loda/soczek/whatever". Żartu - bo mam prawie 20 lat...

Pewnego dnia pomagałam dziadkowi na działce zbierać aronię. Po zakończonej "pracy" poszłam jeszcze do niego do domu, bo chłopina średnio radzi sobie z komputerem, a chciał, żeby mu coś wydrukować. Jak dla mnie nie ma problemu. Pech chciał, że na ławce siedziały dwie staruszki. Dziwnie się na mnie patrzyły, kiedy wchodziłam do klatki w ubraniu "roboczym" (stara koszulka, jeszcze starsze spodnie...) ufajdana na fioletowo. Zrobiłam, co miałam zrobić, przebrałam się w swoje ubrania, a dziadek stwierdził, że zejdzie ze mną na dół - bo musi iść do kiosku.
Na klatce schodowej zaczęliśmy rozmowę o tym, co jeszcze trzeba zrobić na działce. Nie będę jej przytaczać do końca, bo nie jest aż tak istotna, jak jej końcówka ;)
Otworzyliśmy drzwi od klatki.

- Nie... Na razie nie mam ochoty.
- No, to jakbyś miała ochotę, to wiesz, gdzie mieszkam - dziadek z uśmiechem wepchnął mi w łapę dychę. Dostał buziaka w policzek, po czym poszedł do kiosku, a ja zabrałam się za odpinanie roweru. Wszystko na oczach pań, które siedziały na ławce.
- No widziałaś? Puściła się za jakieś szmaty i 10zł!
- Tanio sobie liczy, to pewnie i klientów ma dużo.
- Nie no, zobacz, ubrania wyglądają na markowe... Pewnie woli dostawać ciuchy niż kasę.
- Jak myślisz, czy jego żona o tym wie?
W tym momencie nie wytrzymałam i odwróciłam się do kobiet.
- Tak się składa, że BABCIA doskonale wie, że widziałam się dzisiaj z DZIADKIEM, nawiasem mówiąc tą bluzkę dostałam właśnie od niej. A skoro rozmawiamy już o dziadkach, to przytoczę paniom powiedzonko mojej drugiej babci.
Babki czerwone, patrzą się na mnie spode łba. A ja ze złośliwą satysfakcją wycedziłam:
- Każda ku*wa mierzy swoją miarą.

Babcie oburzone, wykrzyczały mi że jestem niewychowana i sobie poszły. Może i to nie było grzeczne, ale nie trawię takich plotkar. Całe zajście widział sąsiad, który stał z psem na trawniku jakieś 15m za ławką staruszek. Jego komentarz ulotnił ze mnie całą złość, za to wprawił w rozbawienie.
- I dobrze im powiedziałaś. Te 40 lat temu to niezłe ziółka z nich były.

ławka pod blokiem

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 944 (994)

1