Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Zielonaa89

Zamieszcza historie od: 23 lutego 2012 - 9:54
Ostatnio: 6 lipca 2016 - 22:54
  • Historii na głównej: 4 z 6
  • Punktów za historie: 2138
  • Komentarzy: 47
  • Punktów za komentarze: 366
 

#71591

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przygarnęłam ostatnio kocurka, kot jak kot, nic nadzwyczajnego, chyba tylko to, że jechaliśmy po niego 80 km...

Z rozmowy z panią właścicielką dowiedziałam się, że kot ma 9 tygodni (tak na moje oko około 4).
Dowiedziałam się, że chce się szybko pozbyć tych pchlarzy, bo brudzą jej w domu, a jak nikt nie będzie ich chciał, to je utopi.

Po krótkiej rozmowie, jaka to ona jest dla nich cudowna (taa, jasne...), wzięłam kota pod pachę i pojechaliśmy do domu.
Dopiero w domu zaczęłam go oglądać i zobaczyłam obraz tragedii i rozpaczy.

Kocurek ledwo jadł mokrą karmę rozdrobnioną widelcem, chętniej pił mleko dla kotów.
Był tak brudny, że dopiero po kąpieli okazało się, że ma białe łapki i inne białe plamki.
Brzuszek napuchnięty od robaków (najprawdopodobniej).
Cały zapchlony, pchła na pchle pchłę goniła, jeszcze nie widziałam takiego czegoś.
Uszy czarne w środku, krew i inne paskudztwa, wyczyściłam je trochę w domu, a na drugi dzień pojechaliśmy do weterynarza.

Kocurek, jak się okazało, faktycznie na oko jakieś cztery tygodnie, strasznie zarobaczony.
Zapchlony tak, że wet powiedział, że rzadko się zdarza taki "pacjent" i to w takim wieku.
W uszach świerzbowiec i to w dość zaawansowanym stadium, pokazał nam pod mikroskopem co to takiego, i zastanawiam się teraz jak to odzobaczyć, bo do tej pory mi niedobrze, jak sobie przypomnę.

Podsumowując to nie żałuję, że zabrałam go tak wcześnie od matki, żałuję, że tej babie nie skopałam dupy na miejscu.
O dziwo kocur jest taką przylepą, że nie zdawałam sobie sprawy, że koty mogą takie być :)
Ciągle jest przy mnie, śpi całą noc wtulony pod ręką i tylko czeka, aż położę się do łóżka.
Przybiega na każde zawołanie, spokojnie siedzi, jak go wyczesuję, obcinam paznokcie, kapię, bawi się z dziećmi, nie gryzie, nie drapie...

I teraz chciałbym podziękować tej pipie z polskiego silent hill, dzięki tobie mam najlepszego przyjaciela na świecie, ale miej nadzieję, że cię nigdy już nie spotkam, bo bym ci chyba nogi z d... wyrwała...

Silent hiil

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 340 (370)

#71382

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Hej, nie wiem czy to będzie aż tak piekielne, ale muszę Was ostrzec. Wiedzieliście że zwykły ból głowy, gorączka i sztywność karku może nas doprowadzić prawie do śmierci?

Piekielna byłam tu chyba ja, dla samej siebie.
Z takimi objawami jak wyżej chodziłam do pracy półtora tygodnia, jadłam tabletki przeciwbólowe i jakoś dawałam radę, aż w końcu któregoś dnia dostałam ataku padaczki i straciłam przytomność, mąż znalazł mnie w pokoju dziecka...

Po przewiezieniu do szpitala, zdiagnozowali u mnie wirusowe zapalenie mózgu (nawet nie wiedziałam że jest taka choroba).

Choroba w 80% śmiertelna, po 6 tygodniach w szpitalnej izolatce, 3 tygodniach śpiączki, wróciłam do żywych, a dostałam nawet ostatnie namaszczenie. Nie byłam w stanie jeść, chodzić, mówić, ruszać rękami, ani wstawać.
Wszystkiego uczę się na nowo, jak dziecko we mgle.
Połowy czasu spędzonego w szpitalu nie pamiętam. Może to i dobrze, miałam zwidy,urojenia, wyzywałam lekarzy, rodzinę, pielęgniarki i połowy tego czasu nie pamiętam.
Opowiadają mi ze strasznie się męczyłam, próbowałam wyrywać wenflony, sondę i respirator (respirator założyli po tym jak zaczęłam się dusić i musieli mnie reanimować).

Teraz wychodzę na prostą, powoli odnajduję siebie, tą którą kiedyś byłam.
Mam trójkę dzieci i wspaniałego męża, który był przy mnie cały czas.
Zostało mi kilka małych skutków choroby, na przykład niedowład lewej strony ciała, ale walczę, mam dla kogo. Uwierzcie mi dostałam drugie życie, i od tego czasu całkiem zmieniło się moje podejście do życia, i spraw ważnych i mało ważnych.

Piekielna byłam tak naprawdę ja. Dla samej siebie.
Dlatego proszę Was nie lekceważcie swojego zdrowia.
U mnie mogło skończyć się tragicznie, ale dostałam drugą szansę.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 219 (295)

#68022

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dawno temu miałam wypadek w trakcie którego złamałam kręgosłup w odcinku piersiowym, szczęście w nieszczęściu, bez uszkodzenia rdzenia. Ładnie się zagoiło, więc od jakiegoś czasu znów uprawiam sporty ;)

Niestety ostatnio podczas jazdy na rolkach przy znacznej prędkości przewróciłam się na tyłek.
Przeszywający ból, chwilowa niemożność złapania oddechu i po jakiejś chwili się pozbierałam, a następnie niepodejrzewając niczego złego ( oprócz potłuczenia tyłka) do domu na rzeczonych rolkach jakoś dojechałam i położyłam się spać.
Rano ból nie pozwalał się ruszyć z łóżka, więc mąż zawiózł mnie na pogotowie.

Przyjechaliśmy, miłej pani wyłuszczam sprawę, zarejestrowała mnie kazała usiąść i poczekać na lekarza.
Lekarz przyszedł, wywiad przeprowadził, odpowiedziałam mu o starym urazie i z podejrzeniem ponownego złamania wysłał mnie... Uwaga! Na badania na "pieszo"...
Pójdzie pani na 1 piętro, potem parter i z wynikami wróci.

Ledwo powłócząc nogami, załatwiłam komplet badań i posłusznie wróciłam.

Po obejrzeniu rtg i tomografu, jego oczy zrobiły się wielkie i rzecze do mnie tak:
No i co tak pani stoi, proszę się położyć! O tam! pani ma odnowione stare złamanie i jedno nowe, o tu! Pani ma leżeć, nie stać, to jest niebezpieczne w pani stanie... Pani powinna przyjechać już wczoraj, i absolutnie nie chodzić, już miała złamanie i takich rzeczy nie wie, no totalnie nieodpowiedzialne zachowanie...
No i wszystko było by super, szybkie przyjęcie, szybkie badania, szybka diagnoza...

Ale zaraz... Czy to czasem nie on kazał mi IŚĆ na badanie na własnych nogach, pomimo tego, że podejrzewał odnowienie starego złamania...
Chciałoby się coś powiedzieć, ale szkoda słów...

słuzba_zdrowia

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 411 (507)
zarchiwizowany

#47049

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Duzo tu historii o nieodpowiednim traktowaniu zwierzaków. W nawiązaniu do poprzedniej końskiej historii coś mi się przypomniało.
Zamiast gadać trzeba się wziąć w garść i pomóc.
Mozna by powiedzieć ze uratowałam kiedyś takiego końskiego biedaka. Pomimo tego ze miałam trzy swoje bestyjki zdecydowałam się wytargać siłą od pewnego gospodarza (pod groźbą zawiadomienia policji) starusienkiego konia.
5 lat nie był wypuszczany ze swojego "boksu", miał pozrastane stawy, przerośnięte kopyta i zęby, otarcia do krwi, nie potrafił się poruszać.
Z jego starego "domu" wyciągaliśmy go na plandece po środkach uspokajających.
W nowej stajni bal się wszystkiego, ludzi, koni, ostrego światła... Długo dochodził do siebie, jeszcze dłużej uczył się wstawać, 3 miesiące wałczyłam o to żeby pokonał dystans 20 metrów.
W końcu się udało :) zaczął wychodzić na pastwisko z pozostała trojka, mniej się bal, zawsze jak wchodziłam do stajni podnosił się w boksie i nasłuchiwał czy idę :) Przeżył tak 3 ostatnie lata swojego życia, w cieple z dobrym jedzonkiem i zawsze dobrym słowem :)
Od tamtej pory nie spotkałam się już z większa miłością i wdzięcznością ze strony żadnego zwierzaka.
Dlatego uważam ze jeśli się widzi lub słyszy o takiej sytuacji to TRZEBA wziąć się w garść i pomóc, a nie pisać i żalić się ludziom jaki ten świat jest okrutny i niesprawiedliwy, bo to nikomu nie pomoże.

zwierzakowo

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 220 (316)

#25471

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W połowie stycznia czekałam sobie jak co miesiąc na to na co zazwyczaj czekają kobiety. ;) No ale nie ma i nie ma, no to do apteki, test zrobiony i BACH! 2 kreski. Szczęściu mojemu i mojego lubego końca nie było.
Standardowo lekarz, itd. wszystko jest OK.

2 tyg później z powodu plamienia wylądowałam w szpitalu, lekarz stwierdził że ciąża martwa i trzeba "wyczyścić". Z płaczem wybiegłam z gabinetu, 2 dni męki i ciągłego rozpaczania, no ale trzeba się zebrać i w końcu odwiedzić INNEGO lekarza tym razem prywatnie, ponoć dobry specjalista, no to idziemy (jak na ścięcie).

Weszłam, wyjaśniłam co i jak, lekarz stwierdził, że mu przykro ale badanie zrobić musi, żeby to swoim okiem ocenić.
Patrzy, patrzy i patrzy to na mnie to na ekran i wypala do mnie:
- Co mi tu pani gadała za głupoty? Przecież tu jest piękna, zdrowa 10 tygodniowa ciąża!!

I tak nie wiem, czy przez zwykłą niewiedzę, czy ze zwykłego niedbalstwa, pan doktór chciał usunąć zdrową ciążę.

służba_zdrowia

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 617 (673)
zarchiwizowany

#25546

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nawiązując do poprzedniej historii, opowiem wam coś jeszcze co usłyszałam będąc u mojej szwagierki w szpitalu i teraz UWAGA: na jednej sali leżały kobiety w:
zaawansowanej ciąży, z zagrożeniem ciąży, i po skrobankach!
Nie ma to jak zapewnienie odpowiedniego komfortu psychicznego pacjentek :/ (szwagierka przed porodem)
Ale nie o tym tu mowa... Jedną z nich, właśnie po poronieniu zabrano na standardowy zabieg tak zwane "czyszczenie"
Ponoć nic skomplikowanego, ale nagle straszne zamieszanie na oddziale wiozą kogoś w trybie ekspresowym na blok operacyjny...
Co się okazało DOKTÓR podczas czyszczenia uszkodził kobietce macicę, przebił i oderwał kawałek... więc musieli otwierać i pozszywać...
Ale to co było później to była masakra...
Przywieźli ją już półprzytomną na sale, i w trakcie przerzucania z łóżka na łóżko, pielęgniarka klepła ją w udo i z hasełkiem: NO RUCHY, RUCHY BO DZISIAJ RUCH W INTERESIE JEST...
Nie powiem, kobietkom na sali ponoć kopary opadły na podłogę...
Ale jest też i wisienka na torcie:
Lekarz któremu się omsknęła ręka w trakcie obchodów nawet nie wchodził do sali, nie przyszedł sam wyjaśnić co się stało.
Gdy w końcu jej mąż zmusił go do rozmowy, powiedział mu: ale proszę nie PRZESADZAĆ przecież każdemu może się zdażyć!
Tak to był ten sam lekarz do którego trafiłam ja...

służba_zdrowia

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 120 (188)

1