Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

bee

Zamieszcza historie od: 26 czerwca 2011 - 19:30
Ostatnio: 14 kwietnia 2024 - 11:25
  • Historii na głównej: 16 z 20
  • Punktów za historie: 6097
  • Komentarzy: 96
  • Punktów za komentarze: 600
 

#70462

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kraków jeden ze szpitali, oddział ginekologiczny.
Tak się wydarzyło, że miałam problemy ginekologiczne, na które moja ginekolog natychmiastowo wysłała mnie do szpitala. Nie było zagrożenia życia, jednakże wymagałam zabiegu. Po dotarciu do szpitala i badaniu przez lekarza zostałam odesłana do domu ze stwierdzeniem "może samo się zagoi".

Niestety byłam wtedy sama, z bólu ledwo trzymając się na nogach więc nie protestowałam, zamówiłam taksówkę i wróciłam do akademika, do którego weszłam już przy asyście portiera bo nie miałam siły dojść do pokoju. 6 ketonal z rzędu zapewnił mi spanie do wieczora kiedy już moja przyjaciółka mogła przyjechać, gdy mnie zobaczyła zdecydowała, że raz jeszcze szpital.

Po kolejnym przyjęciu, już przez innego lekarza i przebadaniu usłyszałam od lekarza ładną wiązankę, że jestem nieodpowiedzialną gówniarą, że czemu zwlekałam, idiotka etc. No to cichutko powiedziałam, że byłam już tu rano. Doktor zapytał się pielęgniarki kto rano miał dyżur, gdy padło nazwisko, zamilkł. Powiedział tylko, że z samego rana mam zabieg. Jak się później okazało wcześniej byłam przyjmowana przez ordynatora oddziału ginekologicznego.

Mój przypadek to jednak pikuś.

Położono mnie na sali z młodą kobietą, która non stop płakała. Jak się okazało też została przyjęta tego dnia co ja, tylko popołudniu, po wykonaniu USG usłyszała od ordynatora, że niestety ale płód obumarł, a że on już idzie do domu, to na drugi dzień będzie czyszczenie macicy.

Nazajutrz na dyżurze był już inny lekarz, który dla pewności zrobił ponowne USG, gdzie było słychać ledwo, ledwo ale jednak bicie serca. Gdyby tylko ten dupek zwany ordynatorem miał czas... szkoda gadać.
Ze szpitala wyszłam na własne żądanie jak tylko byłam w stanie się podnieść z łóżka, od tej pory omijam go szerokim łukiem.

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 475 (495)

#64646

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Infolinia banku, który jest reklamowany przez francuską aktorkę.

9.12.14 składałam na infolinii dyspozycję o wydanie nowego pinu do karty płatniczej, 11.01.15 czynność tę musiałam powtórzyć gdyż pinu nie było. Dzisiaj mija 51 dni od pierwszego telefonu i 14 od drugiego. W obu przypadkach zapewniono, że do 14 dni otrzymam nowy pin.

Aby zweryfikować swoje konto należy wpisać swój pesel oraz kilka cyfr z telekodu, następnie konsultant zadaje pytania m.in. nazwisko panieńskie matki, adres korespondencyjny, czy ma się kredyt hipoteczny itp.

Po przedstawieniu sytuacji i dodatkowych 5 minutach Pan Konsultant oznajmia, że: składała pani dyspozycję 11.01 więc dzisiaj nie... tu mu weszłam w zdanie tłumacząc, że owszem minęło 14 dni, a karty dalej nie ma.

PK: - Faktycznie, zaraz to sprawdzę dlaczego (kilka minut później) Bo nie mamy pani adresu korespondencyjnego!

Tu wykonałam przysłowiowy facepalm.

Ja: - A czy kilka minut temu nie pytał się mnie pan o adres korespondencyjny w celu weryfikacji mojej tożsamości? Ponadto za każdym razem mnie pytano na jaki adres wysłać, więc chyba sobie jaja robicie.

PK: - No tak, wie pani co, to ja się skonsultuję biurem obsługi kart i dowiem, o co chodzi.

Dwie poprzednie konsultantki źle wypełniły wniosek, przez co został on odrzucony, a nie byli na tyle łaskawi żeby mnie poinformować o tym fakcie. Chyba czas zmienić bank...

infolinia banku francuskiej

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 405 (443)

#58690

przez (PW) ·
| Do ulubionych
To, że pseudokibice to idioci i debile mówić nie trzeba. Chcą niech się nawalają, ale między sobą.

Kraków, autobus 152, godzina przed 21:00, między przystankiem Rondo Młyńskie a Miechowity, 3 debili zaatakowało chłopaczka gazem pieprzowym. W autobusie pełnym ludzi. I nie takim gazem do samoobrony w małej butelce, która mieści się w dłoni, a z co najmniej półlitrowego opakowania, które chyba całe zużyli. Cała akcja działa się gdzieś pośrodku autobusu, ja siedziałam na końcu. Gdy udało się nam wydostać z autobusu myślałam, że gardło wykaszlę, a oczy wypłaczę.
Noż cholera, jakimi trzeba być debilami. A jeśli koło chłopaczka siedziałaby jakaś starowinka albo kobieta w ciąży? Zero rozumu, zero wyobraźni.

Naprawdę nie rozumiem tych baranów. Sami siebie wykańczają w imię czego? Głupiego szalika i kolorów klubu?

Kraków

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 560 (684)

#57850

przez (PW) ·
| Do ulubionych
o wynajmowaniu mieszkania i piecykach gazowych.

Znajoma wynajmowała pokój w 2 pokojowym mieszkaniu. Warunki tragiczne, cena kosmiczna, ale okej jej sprawa i wybór. Akurat zbliżał się termin sprawdzania piecyków i podbijania ich ważności/sprawności. Nie znam się dokładnie, ale generalnie chodziło o dopuszczenie do użytku, że nie jest wadliwy. Właścicielka mieszkania, pani X zadzwoniła do koleżanki, że będzie pan od piecyków, i podała mu numer koleżanki, żeby na pewno kogoś zastał.
Facet przyszedł, zrobił przegląd, postukał, popukał, poszedł. Wszystko ładnie cacy, wydawałoby się.

Wieczorem koleżanka odbiera telefon.
- Wie pani co, ja jednak nie mogę pani tego podbić jak się umawialiśmy, ja pieniądze oddam. Gdyby była jakaś mała usterka, to jeszcze. Ale ja to przemyślałem, piecyk nadaje się tylko do śmieci, ja nie chcę później odpowiadać jak komuś coś się stanie.
- Eee słucham?
- Pani X?
- Nie, pani y, lokatorka pani X.
W słuchawce dźwięk przerwanego połączenia.

Pan pomylił numery na szczęście znajomej, która długo już tam nie pomieszkała. Ja rozumiem, że właścicielka chciała przyoszczędzić, jednak są rzeczy, na których nie można oszczędzać.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 537 (577)

#57622

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W nawiązaniu do historii http://piekielni.pl/57619 odnośnie czekania na złożenie zeznań.

Sytuacja podobna, chęć, a raczej potrzeba zgłoszenia kradzieży portfela z dokumentami. Na swoje szczęście znajomy również mundurowy, ale nie z policji, mnie podwiózł.

Wchodzę na komisariat podchodzę do okienka, przedstawiam sytuację.
- Trzeba czekać 4-5 godzin. Bo teraz nikogo wolnego nie mamy.

Cóż po ciężkiej nocy i niewątpliwymi "przeżyciami" związanymi z samą kradzieżą, łzy w oczach mi stanęły. Przerażona, zmęczona, bezsilna, wizja czekania 5 godzin wcale mnie nie podniosła na duchu. Na szczęście znajomy od razu zareagował.

- Nie dałoby się coś wcześniej, dziewczyna naprawdę potrzebuje odpoczynku. - Znajomy nawet nie dokończył zdania, gdy policjant jak z automatu wypluł odpowiedź
- Nie.
W międzyczasie znajomy wyciągnął legitymację służbową. Policjant spojrzał.
- Zapraszam do pokoju 23, za 5 minut ktoś podejdzie.

Cóż, da się? Da się...

policja

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 496 (558)

#55983

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wczoraj w wiadomościach mówili o kierowaniu pacjentów do szpitali, nie wiedząc czy znajduje się tak oddział/lekarz mogący udzielić pomocy. Przypomniało mi to moją historię z obozu, gdzie byłam wychowawcą.

Jedna z kolonistek dostała ostrych bóli brzucha, po wizycie u ośrodkowej pielęgniarki, skierowanie do miejscowego lekarza, a od lekarza do szpitala A. Niestety z wychowawcą, który nie ogarnął sytuacji, ale mniejsza z tym. W szpitalu A, do którego dotarli, okazało się, że dzieciaka nie przyjmą, bo nie ma chirurgii dziecięcej, a być może to wyrostek. Po wycieczce do kolejnego szpitala B, po badaniach pozwolili wrócić na obóz z zastrzeżeniem, że w razie WU natychmiast wracać. Bosko. Ale nie to piekielne.

Dwa dni później bóle się ponawiają, dziewczę ledwo chodzi, pielęgniarka obozowa wzywa karetkę. Tym razem dziecko już pod moją opieką. Podczas badania informuję panów ratowników o poprzedniej wycieczce. Z zaznaczeniem, że nie ma co jechać do szpitala A, bo i tak nie przyjmą, a wnioskując z ich rozmowy szpital A miał być celem. Ratownicy przekazują informację dyspozytorowi. Co robi dyspozytor? Ano kieruje ich do szpitala A. Po co? Bo takie są zasady. Mnie szlag trafia, ratowników również, próbują tłumaczyć, że szkoda czasu, szkoda kilometrów, ale na nic.

Tym bardziej się wkurzam, gdyż wiem, że w szpitalu A nie ma karetek aby mogły nas przewieźć do szpitala B. Więc sytuacja zarysowuje się tak, że nas tam zawiozą i zostawią, bo nie mają obowiązku czekać i martw się człowieku sam. Na szczęście Panowie ratownicy okazali się wspaniali i po przyjeździe na miejsce dzwonili do góry gór, aby mogli nas przewieźć do szpitala B. W szpitalu A okazało się wiadome, że nie ma oddziału chirurgii dziecięcej, ba nie ma nawet lekarza, który dziecko mógłby zbadać.

Dużo jestem w stanie zrozumieć, ale trzymać się uparcie zasad, mimo iż są wbrew logice? Straciliśmy x km i x czasu, bo można było od razu jechać do szpitala, w którym natychmiast by nas przyjęli. Ale nie, bo szpital A był najbliżej. Dzięki Bogu był to tylko lekki stan zapalny wyrostka, a co jeśli by był gorszy i podczas jazdy z jednego szpitala do drugiego pękł?

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 446 (476)