Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

budyniek

Zamieszcza historie od: 19 kwietnia 2013 - 17:51
Ostatnio: 16 czerwca 2016 - 6:41
  • Historii na głównej: 23 z 28
  • Punktów za historie: 18592
  • Komentarzy: 104
  • Punktów za komentarze: 945
 

#49508

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O piekielnych właścicielach mieszkań do wynajęcia już było, więc może opowiem kilka historii z tej drugiej strony, czyli o [PL] piekielnych lokatorach będzie.

Dom spory posiadamy, zbudowany na zasadzie bloków, czyli klatka schodowa z niezależnym wejściem na piętro. Na piętrze 5 pokoi, kuchnia, łazienka. Pokoje po remontach, nie żadne pałace, ale też słoneczne, jeden ponad 35m2, jeden z balkonem, wszystko wyposażone.
Oferta następująca, XXX miesięcznie od osoby (pokoje jednoosobowe, ewentualnie jeden dwuosobowy, bo duży, w cenie wszystko, opłaty, parking na ogrodzonym placu, internet na wifi itp. Jako, że to opłaty od osoby a nie od pokoju, to nie ma możliwości nocowania osób nie "opłaconych". Oczywiście raz na jakiś czas nie ma sprawy, jesteśmy ludźmi, ale jeśli to więcej niż 2 noce to prosimy o dopłatę, bo media są przecież opłacone na jedną osobę.

[PL1]
Pan około 50-tki. Przyjechał tu popracować na jakiejś budowie. Po około 3 miesiącach zaczyna się robić kłopot z terminowością opłat. Zwodzi, że szef wyjechał i on sam nie ma, przy okazji prosząc o ... pożyczenie pieniędzy, bo nie ma na jedzenie. Zapłacił prawie 20 dni po terminie. Zdarza się. Następny miesiąc, znów on nie ma, szefa nie ma. 10 dni po terminie przychodzi pijany kompletnie z jakimś podstarzałym kolegą i proszą o pożyczenie pieniędzy, bo wódka im wyszła, ewentualnie mogę też ich pozabawiać erotycznie. Wściekła odsyłam ich do siebie. Na drugi dzień mówię, że albo zapłaci, albo go wywalam. Wyżebrał termin do końca miesiąca (z góry nie opłaconego). Pod koniec miesiąca drzwi zamknięte na głucho. Pan przemieszkał miesiąc za darmo i... zwiał. Oczywiście kaucji nie wzięłam, bo łzy w oczach i on nie ma.
Efekt? wymiana wszystkich zamków, bo klucze skradzione, w pokoju pozatykana wentylacja, wielki grzyb na ścianie, w komorze łóżka po brzegi pustych butelek. Tak się kończy dobre serduszko.

[PL2]
Sympatyczny pan fotograf. Biedny, pieniędzy nie ma, ale potrzebuje dużego pokoju, żeby zarabiać, bo on tam studio zrobi. Znów w naiwności darowałam kaucję. Notoryczne spóźnienia z opłatami starałam się zrozumieć, sympatyczny był i rozumiałam problemy. Przychodzi i oświadcza, że on się wyprowadza do jakiejś dziewczyny, pieniędzy na uregulowanie długów nie ma, ale zostawi mi w zastaw zestaw lamp i jeśli do 25 maja (był 10 maja) nie ureguluje, to sobie lampy sprzedam, dodatkowo do 25 ma załatać dziury w ścianach, bo zamontował haki na tła i przewiercił się na wylot, nie zmieszczą się mu rzeczy do auta, więc je przechowam w pokoju.
25 maj - dzwonię i pytam, kiedy ureguluje. Oj, teraz to go nie ma, ale do 30 to na pewno. Czekam.
30 maj - telefon milczy.
5 czerwiec - wysyłam informacyjnego smsa, że lampy sprzedaję.
10 czerwiec - lampy sprzedane. Dziury łatam sama.
25 czerwiec - (miesiąc po terminie) przyjeżdża po lampy. I tu się zaczyna piekielność.

Wyzwiska pod moim adresem, inwektywy tak złożone, że nawet nie chcę ich sobie przypominać. Jestem oszustką, złodziejką i szmatą, jakim prawem sprzedałam jego rzeczy?! Tłumaczę spokojnie, przypominam o umowie, "a **uj mnie obchodzi!".

Podsumowując. Byłam wspaniała i cudowna, gdy miesiąc w miesiąc czekałam cierpliwie na zapłatę, pożyczałam pieniądze i częstowałam obiadem, a jestem *urwą gdy chciałam odzyskać pieniądze, nie wspominając o tym, że około 1,5 miesiąca trzymałam za darmo pokój, żeby składować jego szpargały...

Historii o Piekielnych Lokatorach mam od groma, poczynając od imprez i butelek w ogródku, poprzez ognisko na środku pokoju, do obrazy majestatu, gdy wyprosiłam "babcię 3 wspaniałych wnucząt" prowadzącą po cichu agencję towarzyską.

uslugi

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 638 (718)

#49512

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielny nie jako lekarz, ale jako człowiek.

Mam 25 lat, mój mąż ma 30. Jesteśmy razem kilka lat, mamy własną firmę. Nie planowaliśmy dziecka, ale też specjalnie się nie broniliśmy. Czas dobry, kochamy się, jeśli los obdaruje nas dzieciaczkiem to będzie to radość.
Teraz jestem już w zaawansowanej ciąży, nasza córeczka niedługo przyjdzie na świat. Gdy padło podejrzenie ciąży, potwierdzone aptecznym testem, była wielka radość, łzy szczęścia i nadzieja, że wszystko będzie dobrze.

Zapisałam się do lekarza, przychodzę na wizytę, przyszły tata dumny czeka w poczekalni. Wywiad [L]ekarza po wejściu do gabinetu:
[ja]- Witam serdecznie, mamy z mężem dość duże nadzieje, że jestem w ciąży.
[L]- No i? Skąd niby takie przypuszczenie?
[ja]- Spóźniona miesiączka, pozytywny wynik testu (prawie łzy w oczach na wspomnienie cudownego momentu).
[L]- Jakby każda puszczająca się nastolatka tak łatwo w ciążę zachodziła, to świat byłby pełen debili.
[ja]- *uśmiech zamiera na ustach*
[L] - Tak, tak, te młode to teraz się pi*rdolą na prawo i lewo i potem przychodzą usuwać.
[ja]- Ale my się bardzo cieszymy i chcemy tego dziecka...
[L]- Chcemy, nie chcemy... pewna jest kto jest ojcem? Pewnie nie.
[ja]- Wie pan co, ja poszukam innego lekarza chyba jednak...
[L]- Już się nie bulwersuje. Zabieg drogi, ale zrobię, kiedy chce? Tylko zaliczkę zostawi, to się umówimy w moim gabinecie.

Wstałam i wyszłam, męża musiałam wręcz ciągnąć do wyjścia, bo myślałam, że zabije doktóra jak powiedziałam o "wywiadzie".
Skończyło się na pisemnej skardze, z której nic nie wynikło, jak powiedziała mi inna lekarka "to stary lekarz jest, ordynatorem ginekologii był i teraz sobie dorabia jeszcze przed emeryturą, nie ruszą dziada, mimo, że ciągle skargi są".

słuzba_zdrowia

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 777 (893)

#49478

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie lubię szpitali. Mam całkiem spory zapas historii z piekielnych placówek. Opiszę jak oszczędzanie na badaniach jest ważniejsze niż ratowanie życia.

O godzinie 15 dzwoni do mnie matka (ona lat 58, ja lat 21), źle się czuje, głos jakby była pijana, prosi, żebym szybko przyjechała. Zwalniam się z pracy, łapię się na fotoradary, przyjeżdżam.

Matka leży, ledwo przytomna, majaczy, zachowuje się jakby była doszczętnie pijana, bądź odurzona. Mierzę ciśnienie (chorowała na nadciśnienie wiele lat), ciśnienie rzędu 140/190, nie pamiętam już dokładnie, było to kilka lat temu, w każdym razie olbrzymie. Karetka przyjeżdża po godzinie. Zabierają do niedalekiego szpitala. Tam informują mnie, że to ciśnienie "skrajnie złośliwe" i będą zbijać lekami.

Rano znów jestem u matki. No nie spadło, ale zbijają. Po 24 godzinach od dojazdu do szpitala dowiaduję się, że zabierają ją do innej placówki, bo ciśnienie nie spadło. W drugim szpitalu szybkie badania, diagnoza - rozległy krwotok, pęknięty tętniak w mózgu, natychmiastowa operacja. Operacja ponad 8 godzin, ciężko, zagipsowali wszystkie naczynia, ale było bardzo trudno. Na następny dzień szanse minimalne, brak reakcji.

Chronologicznie. Poniedziałek-wezwanie, wtorek-operacja, środa-rokowania minimalne, czwartek-szanse żadne, popołudnie czwartkowe-komisyjne stwierdzenie śmierci mózgu, piątek-pobranie narządów do przeszczepów.

Co jest piekielne? Moja matka mogłaby żyć, gdyby tylko w pierwszym szpitalu wykonano jakiekolwiek badania, poza zmierzeniem ciśnienia i podaniem leków na nadciśnienie. Neurochirurg operujący moją rodzicielkę uronił kilka łez i przepraszał, bluźniąc, i przeklinając placówkę nr 1, bo kobieta mogłaby żyć, gdyby nie zwlekali tyle i nie próbowali oszczędzać na badaniach, trafiła na stół po prostu zbyt późno... A tak niestety zbyt długie skrajne ciśnienie spowodowało nieodwracalne zmiany i przez to niestety nie odzyskała przytomności po operacji. (Z tego co pamiętam to wystąpiło krwawienie podpajęczynówkowe spowodowane zbyt długim brakiem interwencji i to był powód, dlaczego nie udało się jej uratować).

Nie jestem jedyną osobą, która straciła ostatnią osobę z rodziny przez szpitalne oszczędności. JAK ufać i wierzyć, że lekarze zrobią wszystko, by człowieka ocalić?

Nie jestem lekarzem, nie mam wiedzy medycznej, wierzę w słowa dobrego człowieka, który zrobił wszystko by ocalić pacjentkę.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 875 (963)