Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

chora_na_glowe

Zamieszcza historie od: 26 stycznia 2019 - 16:24
Ostatnio: 15 listopada 2023 - 16:01
O sobie:

Przybyłam na stronę jako obserwator, ale niektóre sytuacje wymagają opisania.

  • Historii na głównej: 5 z 6
  • Punktów za historie: 548
  • Komentarzy: 39
  • Punktów za komentarze: 86
 

#88814

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielność branży gastronomicznej część druga.

Wcześniej opisałam te najgorsze przypadki, więc jeśli ktoś ma ochotę zniechęcić się do hotelowych bufetów, lub przeczytać poprzednią część zapraszam na mój profil.

Dla przypomnienia: pracowałam w restauracjach hotelowych (w dwóch na raz bo były połączone zarządem i pracownikami), jako kelnerka przez miesiąc (pierwsza praca, niedługo po skończeniu liceum, bardziej wakacyjna niż na poważnie).

1. Znowu głównie skupię się na menadżerkach, tym razem szanowanie czasu pracowników. Ogólnie kiedy coś się działo w restauracji a menadżerki nie było, lub kiedy coś pomyliły z grafikiem, to nie było opcji żeby odpisały na jakąkolwiek wiadomość. One mają wolne i to jest ich czas. Znalazłam na to haczyk i pisałam od razu do szefa że jest błąd, lub coś się dzieje a tu zero odpowiedzi i za jakieś 10 min nagle się okazywało że jednak da się odpisać.

Jednak nie pisałabym do szefa, tylko czekała gdyby nie jeden mały szczegół. One miały gdzieś to że ja mam wolne. Bardzo często zdarzały się sytuację kiedy dostawałam wiadomość czy przyjdę za kogoś za 2 godziny do pracy bo on nie może. Niby normalne, wystarczy odpisać że dzisiaj nie dam rady, ale żeby nie było tak prosto to "nie dam dzisiaj rady" nie było poprawną odpowiedzią, jeśli nie usłyszały historii o tym że zmarła mi ciotka wujka psa sąsiada i musze iść na pogrzeb żeby zapobiec apokalipsie zombie to nie było opcji żeby skończyło się " A na pewno nie dasz rady?", "Ale to możesz przyjść godzinę później", "Możesz się nawet trochę spóźnić". Oczywiście tylko od nowych pracowników oczekiwało się gotowości do przyjścia 24h.

2. Wziąć dłuższe wolne w wakacje? Wydaje się normalne, zwłaszcza że to "dłuższe" znaczy 5 dni (których nie liczę do miesiąca pracy) i poinformowałam o tym szefa na rozmowie kwalifikacyjnej, bo wszystko już miałam zarezerwowane. Niby wszystko ustalone, ale do ostatniego dnia przed wyjazdem nie mogłam się doprosić do wypisania z grafiku, nawet pojawił się pomysł żebym znalazła sobie zastępstwo, ale tutaj akurat zadziałał szef kuchni (czyli znajomy znajomego mamy z poprzedniego wpisu) i jakoś się udało dotrzymać słowa z wolnym.

3. Jednym z powodów mojego zwolnienia było to, że chciałam mieć jeden dzień w weekend wolny, a jako że pracowały tam głównie studentki, które mogły pracować głównie w weekendy myślałam że nie będzie z tym problemu, zwłaszcza że na rozmowie kwalifikacyjnej z szefem potwierdził, że nie będzie z tym problemu. Umówiłam się również na pracę 4 dni w tygodniu, bo jednak w tym czasie musiałam mieć kilka dni wolnego z powodów rodzinnych. Problem? Nieee, skąd.

Tak mi przynajmniej powiedziano, ale menadżerki były bardzo niezadowolone z tego, że sobie wybieram kiedy pracuję, chociaż na wszystko miałam odgórną zgodę, gdybym nie miała to dostosowałabym się. Oczywiście menadżerka stwierdziła, że tylko blokuję grafik tym, którzy naprawdę chcą pracować po 7 dni w tygodniu (a zdarzali się tacy). Ok, fajnie, ale mogli powiedzieć najpierw że to będzie problem.

4. Wszystkie nowe osoby były traktowane gorzej dużo gorzej niż starsze pracownice (czyli takie pracujące rok, jak widać była duża rotacja pracowników, ale chyba nie z powodu takiego zainteresowania tą pracą), oprócz jednego chłopaka, jak się potem okazało dobrego kolegi z imprez jednej z menadżerek.

5. O pracowaniu dużo dłużej niż jest w umowie tylko wspomnę, bo w gastro jak pracę powinieneś kończyć o 22 to wyjdziesz najwcześniej o 23:30. Po tym jak oczywiście wszystko posprzątasz, a jak klient sobie siedzi jeszcze po zamknięciu to już w ogóle zapomnij, że zdążysz wyjść o w miarę normalnej godzinie. Niektóre dziewczyny brały sobie pokoje w hotelu bo nie opłacało im się wracać o 3 w nocy do domu, jak na następny dzień mają na 6 (tak, zdarzało się że jak ktoś nie przypilnował sobie grafiku to kończył o 22 niby, a na 6 miał na następny dzień).

5. W tym punkcie ponarzekam na kucharzy. Niby byli mili, wszystko fajnie, nawet wolałam często ich od innych kelnerek, ale z tego co wiem to trwałą ciągła walka o to żeby to kelnerki musiały wynosić śmieci (to akurat się działo tylko w tej 4 gwiazdkowej restauracji). Oczywiście 70% śmieci było z kuchni, ale jak tylko kucharze o czymś rozmawiali, oczywiście na głos to było to głównie powtarzane w kółko "Dlaczego to ja mam wynosić śmieci, kelnerki powinny, bo my mamy tak ciężko".

Oczywiście wszyscy dorośli faceci, którym płacono dużo więcej niż nam. O sprzątaczkach nawet nie było mowy, bo to było by nie opłacalne skoro kucharze mogą sobie sami sprzątać kuchnie, a kelnerki wszystkie sale, ogródek i co tylko się jeszcze da.

6. Oczywiście pieniędzy również było szkoda na pomoc kuchenną, więc zawsze pracowała tylko jedna osoba na zmywaku, a na śniadaniu była już sama pomoc kuchenna, na zmywaku i przy robieniu jedzenia. Oczywiście taka pomoc kuchenna wykonywała jednocześnie pracę 3 osób. Raz byłam świadkiem jak jedna dziewczyna na śniadaniu z natłoku zamówień po prostu usiadła na podłodze i płakała, bo nie było opcji żeby się wyrobiła ze wszystkim.

gastronomia

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 125 (157)

#88811

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielność branży gastronomicznej jest przewałkowana chyba na wszystkie sposoby, ale muszę dodać coś również od siebie.

Przez znajomego znajomego mamy dowiedziałam się że w pewnej 4-gwiazdkowej restauracji szukają pracowników, na stanowisko kelnerek na już. Razem z koleżanką postanowiłyśmy spróbować swoich sił w pierwszej pracy. Matura napisana, więc na wakacje można się czymś zająć. Rozmowa kwalifikacyjna załatwiona na następny dzień, nie miałam ani CV, ani książeczki sanepidowskiej, ale znajomy powiedział żebym poszła i w między czasie sobie książeczkę wyrobię, a zamiast CV wystarczy rozmowa. Koleżanka nawet rozmowy nie miała rozmowy, tylko ja ją umówiłam na dzień próbny. I tu się zaczynają pojawiać kwiatki.

1. Jako że dużo nowych pracowników przyjęli niedawno do pracy to szefostwo zarządziło zebranie (co ważne to były dwie zupełnie inne restauracje hotelowe, połączone jedynie zarządem i pracownikami wysyłanymi raz do jednej, raz do drugiej restauracji). Na zebraniu oczywiście wiadomość że to jest praca, w której trzeba pracować w weekendy, święta, sylwestra, trzeba poświęcić swój czas, oni wymagają zaangażowania i tego że będziemy ciężko pracować (oczywiście stawka w święta i weekendy taka sama jak w dni powszednie). Tu każdy musi oddać część siebie dla tej pracy itp. teksty na miarę coacha, a umowa oczywiście na zlecenie i najniższa krajowa. Czyli oddaj nam swój cały czas, ale gdyby prawo pozwalało to byśmy ci za to najchętniej w ogóle nie płacili.

2. Posada kelnerki, przynajmniej na umowie. Praktycznie już w pierwszy dzień nauczyłam się że jestem też sprzątaczką (sprzątaczki były wynajęte tylko na część hotelu, na restaurację nie zaglądały), pomocą kuchenną, oraz człowiekiem od zadań specjalnych. Mycie podłóg to jedno, ale mycie i noszenie samodzielnie wielkich maszyn używanych podczas bufetu to drugie. Oczywiście wszystko w białej koszuli i oczywiście własnej. Co z tego że nosisz ciężką maszynę wypełnioną kakao, czy różnymi tłustymi rzeczami, przecież jak się ubrudzisz to to nie nasz problem.
Najbardziej zaskoczyło mnie jednak że moja "wspaniała" menadżerka kazała mi samej sobie przynieść po schodach ze schowku hotelowego wysoką, niezbyt stabilną drabinę i umyć lustra na suficie, jak mi się coś stanie to trudno.

3. Bufety. Po tym co zobaczyłam nigdy nie wykupię bufetu hotelowego. O ile w pierwszym hotelu tylko muchy pływały w wymienianym co parę dni soku to w tym 4 gwiazdkowym oprócz tego że jedzenie nie było wymieniane, tylko dokładane (kiedyś dżem tak długo nie był zmieniony że zaczął się pienić) to np. robaki też są czasem naszymi gośćmi. Kiedyś wykładając bufet zobaczyłam robaka w sałatce pobiegłam spanikowana do kuchni że są robaki że jedzenie całe trzeba wymienić, ale skąd. Kucharka wyjęła robaka i kazała odłożyć sałatkę. Przecież skoro goście o tym nie wiedzą to im to nie będzie przeszkadzać. Nie wspomnę już o tym ze wszędzie latały muchy (a sala restauracyjna była pod parterem), bo to już w ogóle nikogo nie obchodziło.

4. Spodziewałam się piekielnych klientów, ale żadnego takiego nie spotkałam przez miesiąc mojej pracy (wyjaśnienie w punkcie niżej), ale piekielni okazali się inni pracownicy, a najbardziej menadżerki. Wysługiwanie się nowymi pracownikami we wszystkim co wymagało więcej wysiłku (np. myciu maszyn wspomnianych wyżej) było na porządku dziennym. Za to żeby wytrzymać z menadżerkami dosłownie musiałam stworzyć nową osobowość, bo nie było innej opcji żeby nie dochodziło do konfliktów. Zaczynając od tego że praca przebiegała normalnie, dopóki one nie pojawiały się w restauracji. Zaczynało się natychmiastowe przepytywanie i szykanie co zrobiłam źle. Dodatkowo wymagały ode mnie że od razu będę umiała robić wszystko, zwłaszcza napoje bo barmana nie mieliśmy, bez żadnego szkolenia. Jeśli o cos zapytałam, bo nie miałam okazji tego robić wcześniej i akurat widziała to menadżerka to zaczynało się wzdychanie. Ciekawe jest to że na rozmowie powiedziano mi że bardzo dobrze że nie mam doświadczenia bo oni wyuczą mnie wszystkiego po swojemu. Jakoś się okazało że nikt nie miał ochoty mnie szkolić.

5. Ostatnia historia, chociaż pisać bym mogła jeszcze co najmniej kilka, chociaż pracowałam tam tylko miesiąc. Zostałam zwolniona po miesiącu dlatego że okazało się że restauracje zatrudnili za dużo pracowników, a potem sobie zostawili sobie tylko tych, którzy pasowali menadżerkom. O ile jestem w stanie zrozumieć dlaczego mnie chcieli się pozbyć (nie byłam w stanie czasami nie wdawać się w dyskusję z innymi i średnio chciałam wykonywać czarną robotę na każdej zmianie) to kompletnie nie rozumiem tego że zwolnili również moją przyjaciółkę, ale żeby nie było tak zwyczajnie to zapomnieli ją o tym zawiadomić. Wtedy był taki okres że obydwie gdzieś wyjeżdżałyśmy na kilka dni (o czym mówiłyśmy przed zaczęciem pracy i wszystkim to niby pasowało), jednak kiedy koleżanka chciała się dowiedzieć w jakie dni ma pracować po powrocie z wakacji, niestety się okazało że nie została wpisana do grafiku, chociaż na następny dzień miała wrócić do pracy, a od tygodnia próbowała uzyskać tą informację. W końcu napisała do drugiej menadżerki (pierwsza nie odpowiadała) i dowiedziała się że została zwolniona, ale zapomniano jej o tym napisać. Bo przecież to takie oczywiste że powinna się sama domyśleć.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 126 (144)

#86431

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nauczanie zdalne, temat nowy, ale od samego początku dosyć piekielny. Dzisiaj, korzystając z chwili świątecznego odpoczynku ponarzekam na organizację tej całej szopki.

Na wstępie powiem, że jestem uczennicą 2 klasy liceum, więc na szczęście stres związany z maturą mnie na ten moment nie dotyczy, za to wiem jak wygląda to całe zdalne nauczanie. Rozumiem, że przez pierwszy tydzień nauczyciele sami musieli się połapać w nowej rzeczywistości, dodatkowo z presją z góry, bo dostali nakaz prowadzenia zdalnych lekcji w praktycznie 2 dni. Zrozumiałym jest, że panował chaos, to było oczywiste, jednak skalę problemu zobaczyłam w drugim tygodniu tego eksperymentu.

Nauczyciele mieli wolną rękę, mogli wymyślać co chcą, przez co zamieszanie zrobiło się jeszcze większe, jedni korzystali z Librusa, inni zażądali dodania się na grupy na prywatnych kontach na Facebooku uczniów, jeszcze inni kontaktowali się przez maila, czy podali różne hasła do różnych stron przez co wszystko się pomieszało. Każdy nauczyciel korzystał z innej formy. Dodatkowo większość nauczycieli prowadziła lekcje zgodzie z planem, czy to na kamerce na Skype, czy innej stronie, czy poprzez wysyłanie wiadomości, albo dodawanie postów. Oczywiście aby uzyskać obecność trzeba odczytać wiadomość na samym początku lekcji.

Problemem jest to, że nie wiadomo jaką formę tym razem wybierze osoba prowadząca lekcje, więc trzeba szukać, właściwie nawet nie wiadomo czy dostaniemy jakąś wiadomość, czy lekcja w ogóle się odbędzie. Są też nauczyciele, którzy na początku nie organizowali lekcji, nikomu o tym nie mówiąc, uczniowie, w tym ja, nie wiedzieliśmy czy będzie lekcja o tej godzinie, czy może dostaniemy wiadomość o 21 z zadaniem na następny dzień, co się zdarza, czy nic nie dostaniemy. Cały dzień w stresie czy nie będzie trzeba czegoś szybko zrobić, albo popadanie w paranoję i szukanie wiadomości gdzie się da. Nauczyciele kompletnie zapomnieli, że mamy też inne lekcje, znam nawet przypadek gdzie kolega miał dwie lekcje w tym samym czasie, a nauczycielki nie dały się przekonać żeby rozłożyć je na dwie różne godziny, więc jedna klasa, miała dwie lekcje na raz. Tak właśnie wygląda to wspaniałe przygotowanie.

Oczywiście nie można za wszystko winić nauczycieli, bo to często kobiety, lub mężczyźni 50+ (w mojej szkole nauczyciele 50+ to 90% kadry nauczycielskiej), którzy dopiero zaczęli przygodę z technologią, dodatkowo ciąży na nich straszna presja i nie mają żadnych instrukcji, ale jednak mogliby chociaż porozumieć się ze sobą, ustalić kto kiedy ma lekcje (chociaż nie powinno być z tym problemu, bo przecież mamy ustalony plan lekcji) i dogadać się z jakiej formy zajęć online będzie korzystać szkoła.

Ja staram się zrozumieć nauczycieli, teraz jest czas żeby to oni spróbowali zrozumieć uczniów.

Lekcje

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 113 (127)

#85775

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zainspirowana opowieściami o polskiej policji postanowiłam opisać mój pierwszy kontakt z tą służbą.

Historia działa się jak miałam około 12 lat. Muszę wspomnieć że mieszkam w domu z dużym ogrodem, gdzie na końcu ogrodu stoją garaże, wynajmowane głównie taksówkarzom, a oddziela je od części z domem bardzo zarośnięty teren, przez który trudno przejść.

W dzień mojej "przygody" byłam sama w domu, w końcu byłam już samodzielna, więc dlaczego nie. Po pewnym czasie, wyglądając przez okno zobaczyłam jakiegoś mężczyznę "nie pierwszej świeżości, ostatniej też nie" chodzącego sobie po moim ogrodzie tuż obok domu.

Oczywiście najpierw telefon do mamy, mama że zaraz będzie, ale mówi mi żebym dzwoniła na policje, bo nikogo tam nie powinno być.

Ja, przestraszone dziecko wykręcam magiczny numer i opowiadam jak wygląda sytuacja, wspomniałam że mama wynajmuje garaże i teoretycznie ktoś mógł przejść przez cały ogród, a ja nie znam twarzy, ale raczej to nie był żaden z wynajmujących, a poza tym co robił by na terenie gdzie ma zakaz wstępu? Ale pani dyspozytorka wzięła sobie do serca te garaże i stwierdziła że to na pewno jakiś pan wynajmujący i kazała mi wyjść do niego i zapytać co robi obok mojego domu, a jak sobie nie pójdzie to dopiero mam dzwonić...

Może jestem tchórzliwa, a może po prostu mądra, ale nie skorzystałam z cudownego pomysłu pani policjant. Kiedy mama przyjechała człowieka już nie było, pewnie widział że przez okno że dzwonię i zaraz ktoś może się tam pojawić, ale nie chcę myśleć co mogło by się stać gdybym skorzystała z cudownej rady.

policja

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 121 (131)

#83978

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielne według mnie jest to, że w XXI w. kobiety nie mogą czuć się bezpiecznie, chodząc po ulicach.

Dla przykładu podam kilka sytuacji z mojego życia, lecz wiem od osób mi bliskich, czy też zwykłych znajomych, że nie jestem jedyną, której przytrafiają się takie sytuacje.

Zacznijmy od małego opisu dotyczącego historii przedstawionych przeze mnie.

Mieszkam w dużym mieście, jestem niepełnoletnia, ale wyglądam na około 18/19 lat, nie jestem wielką pięknością, nie ubieram się wyzywająco, nie noszę wyzywającego makijażu.

Historia pierwsza.
Jest godzina ok. 21, przełom lato/jesień, więc trochę się ciemni, środek tygodnia. Zawinięta w cienką kurtkę i w ciepłych spodniach, wracam spokojnie od koleżanki (20 min drogi, więc czemu nie spacerek), na ulicy nie ma tłoków, ale co chwilę jakieś auto przejedzie, jakiś człowiek przejdzie, ale do rzeczy.
Idę spokojnym krokiem, oglądam się za siebie, jakichś dwóch, na oko 40-letnich, wielkich, pijanych mężczyzn podąża za mną szybkim krokiem. Wyjęłam z uszu słuchawki, usłyszałam szowinistyczne wołanie w moją stronę. Bardzo dosadnie dawali znać, że nie dadzą mi spokoju, dopóki z nimi nie pójdę. Na szczęście tylko na śledzeniu i krzykach się skończyło, bo szybko uciekłam, a oni, jako że byli podpici, nie dogonili mnie.

Historia druga.
Muszę wyjść wcześniej do szkoły, więc 05:10 autobus, byłam na przystanku wcześniej i nagle zobaczyłam jego. Obnażony, pijany pan żul, rzucający w moją stronę niewybrednymi żądaniami. Już miał do mnie podejść chwiejnym krokiem, kiedy nadjechał autobus - moje zbawienie.

Historia trzecia.
Choć ostatnia opisana tutaj, nie jest ostatnią, jaka mi się przydarzyła. Poniedziałek, godzina 20, wychodzę z terapii, wszyscy inni już odjechali, ja, nie mając wyboru, wyruszam na przystanek autobusowy oddalony o jakieś 10 min. Już na początku zauważyłam, że mężczyzna, wcześniej stojący za pobliskim sklepem, podąża za mną. Ja, z nadzieją, że idzie on tylko w tę samą stronę, postanowiłam zawrócić i zobaczyć, czy mężczyzna pójdzie w swoim kierunku. Szybki obrót na pięcie i powrót w miejsce startu. Facet zrobił to samo i dalej za mną podążał. Przestraszona, szybkim krokiem weszłam do najbliższego sklepu, zadzwoniłam do chłopaka. Przyjechał natychmiast. Ze sklepu wyszłam już w towarzystwie, a facet, najwidoczniej czekający pod sklepem, gdy ujrzał mojego ukochanego u mego boku, postanowił szybko odejść.

Takich historii jest bardzo dużo i dzieją się one codziennie, nie ma dla mnie nic bardziej piekielnego od braku bezpieczeństwa samotnie idącej ulicą kobiety.

pijany_facet żul tajemniczy_mężczyzna

Skomentuj (85) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 87 (185)
zarchiwizowany

#83995

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzisiaj postanowiłam podzielić się historią o piekielnych 9-latkach. Tak, będę dzisiaj opowiadać o moim bracie i jego kolegach.

Otóż problem z moim bratem jest taki że cały dzień za mną chodzi i przekazuje mi niepotrzebne informacje, ok to dziecko, miło że chce znać moje zdanie, ale gdy tylko w rozmowie z rodzicami sprzeciwię się ich wyborowi na korzyść brata rozpoczyna, brat staje się piekielny. Są to wybory błahe typu:
Mama-[A]lex (mój brat), weź sobie to ciastko.
Ja-Ale to moje ciastko.
M- Rzeczywiście, to Kupię ci ciastko jutro Alex.
I początek koszmaru:
"NIEE! JA CHCĘ TO NIECH TO GÓWNO ODDA MI TO CIASTKO!!!!
NIECH SE SAMA KUPI!!! ALBO MA MI KUPIĆ!"
Grzecznie mu tłumaczę że to moje ciastko, ale nie przestaje, więc robię się mniej miła (ale nie używam w stosunku do niego przekleństw, czy obelg).
Na co słyszę:
"P*****L SIĘ! KUP SOBIE!
Mama oddaje mu ciastko, oczywiście uradowany że zrobił na złość dalej musi dać mi do zrozumienia że wygrał.
Mama stara się mówić mu żeby ze mną nie zaczynał, bo są z tego same kłótnie, lub po prostu że coś mi się należy, ale oczywiście oburzony 9-latek odpowiada "JA ZACZYNAM!?!?!?!? TO NIE JA ZACZYNAM!!!"

Moi rodzice popełnili błędy w wychowaniu (moim pewnie też, ale jestem trochę znośniejsza), teraz próbują to naprawiać "krzycząc na niego" że tak nie wolno (a raczej mówiąc lekkim tonem), ale im to nie wychodzi. Wiem że dużo takich zachowań nauczył się w szkole (2 kl. podstawówki).

Teraz opowiem trochę o jego kolegach i zachowaniem wobec starszych. Mój brat ostatnio zaprosił do siebie kolegów, nazwijmy ich Z i Y.
Z był u nas pierwszy raz. Wparował do domu bez żadnego "dzień dobry", ani do mnie, ani do mojej mamy. W pokoju hałas, bawią się, ale warto sprawdzić. Moja mama otwiera pokój i widzi że coś leży na ziemi rozlane i pyta grzecznie co to jest. Na to Z odpowiada "Gówno".
Trochę mnie to zdenerwowało i postanowiłam upomnieć go że należy się grzeczniej odzywać do starszych, na co usłyszałam że "Gówno wiem"...

Rozumiem że jedno dziecko takie może być, ale żeby każdy przychodzący kolega mojego brata (jest ich około 20 jak naliczyłam) był tak samo bezczelny? Za pewne nie jest to przypadek, a raczej standard.

Wiem że to nie do końca wina dzieci, ale żeby rodzice aż tak bardzo mieli gdzieś wychowanie swoich dzieci?

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (76)

1