Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

czerwony_kapturek

Zamieszcza historie od: 18 maja 2013 - 14:51
Ostatnio: 24 czerwca 2016 - 19:24
  • Historii na głównej: 8 z 14
  • Punktów za historie: 6248
  • Komentarzy: 70
  • Punktów za komentarze: 648
 

#72644

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia koleżanki - Kasi, która cudem ominęła wdepnięcie w głęboki dół.
Historia ta rozpoczęła się, kiedy koleżanka była jeszcze w technikum. Poznała tam Tomka, chłopaka o bystrych oczach, szelmowskim uśmiechu i niezwykłej aparycji. Kasia była zachwycona! Szybko stali się parą i żyli miłością niezmierzoną.

Mijały lata, technikum się skończyło. Każde z nich poszło do pracy. Chłopak jest specjalistą w dziedzinie mechatroniki, więc jego zarobki powinny być całkiem wysokie. Właśnie - powinny. Nigdy nie wnikałam ile zarabiał, nie mój w tym interes. Koleżanka jednak chciała z chłopakiem zamieszkać. Już byli parą ze stażem, więc chcieli przenieść się na wyższy poziom wtajemniczenia - czyli ślub. Niestety chłopak ledwo miał pieniądze na bilet autobusowy do niej, a co dopiero na wesele.

Kasia zmartwiona tym, że chłopak tak mało zarabia, skoro powinien więcej, zaczęła go namawiać na rozmowę z szefem, przecież ewidentnie robi z chłopaka prawie darmową siłę roboczą! Chłopak obiecał, że porozmawia z szefem. Sprawa ucichła na trochę, chłopak nadal zarabiał tyle, ile zarabiał.

Pewnego dnia Kasia odwiedziła mamę Tomka, bo obiecała, że pomoże jej w posprzątaniu stryszku. Przed pracą herbatka, panie siedziały i plotkowały, kiedy Kasia zauważyła na szafce obok list zaadresowany do Tomka z wyraźnym adresem zwrotnym komornika. Zapytała się mamy Tomka o co chodzi. Mama wyraźnie zmieszana powiedziała, że Tomek wziął małą pożyczkę, ale nie miał z czego jej spłacić, więc komornik "siadł" Tomkowi na pensji.

Kasia się przestraszyła, chciała chłopakowi pomóc. Jak tylko wrócił do domu porozmawiali o tym. Chłopak powiedział, że to miały być pieniądze na pierścionek, ale były ważniejsze wydatki i już nie miał z czego później spłacić. Przejęta Kasia, chcąc pomóc chłopakowi, zaproponowała mu pożyczkę. Ale żeby wiedzieć ile mu pożyczyć, musiała się zapytać ile tej pożyczki było. Tomek zmieszany zaczął się tłumaczyć, że da sobie radę i nie musi mu nic pożyczać. Dziewczyna nieugięta zapytała ponownie. Tomek delikatnie wydusił z siebie - 40 tys. zł. Kasia oniemiała - jak pożyczka na 40 tys. zł? Przecież to niemożliwe! Taka kwota to już przecież poważny kredyt. Tomek stwierdził, że nie ma co już więcej ukrywać. Pożyczek było kilkanaście - w różnych providentach i innych takich. Dlaczego? Bo nie sprawdzają zdolności kredytowej. Kasia drążyła temat - chciała wiedzieć, po co mu były takie pieniądze. Tomek nie odpowiedział tylko pokazał jej stronę z zakładami bukmacherskimi. Był uzależniony, tłumaczył, że wielokrotnie próbował zerwać z tym, ale wiedział, że następny mecz na jaki postawi na pewno będzie zwycięskim i odbije się od dna!

Kasia była przerażona. Jeszcze przez jakiś czas próbowała pomagać Tomkowi, zapisała go na terapię - nic to nie dawało, zawsze znalazł sposób na postawienie zakładu. A co najgorsze, znajdywał coraz to nowsze parabanki, które z chęcią udzielały mu pożyczek. Z 40 tys. zł długu zrobiło się 60 tys. zł, a odsetki rosły i rosły. Komornicy siedzieli chłopakowi tak mocno na wypłacie, że dalsza praca w zakładzie nie miała sensu. Tomek rzucił pracę, lecz zamiast znaleźć kolejną, zajął się pełnoetatowym obstawianiem zakładów. Kasia walczyła jeszcze długi czas, dając z siebie wszystko komuś, kto tego nawet nie doceniał. W końcu nie wytrzymała i zerwała z chłopakiem.

Jednakże w całej tej historii była piekielna jeszcze jedna rzecz. Wszyscy w jego rodzinie wiedzieli, że chłopak ma problem. Nikt nie starał się mu pomóc. Kiedy Tomek szedł po kolejną pożyczkę, mamusia wystawiała rękę po część pieniędzy - tłumaczyła to kosztami mieszkania i wyżywienia. Póki pieniądze były było dobrze, kiedy pieniądze się skończyły, bo już nikt nie chciał mu dać pożyczki, matka zagroziła, że wyrzuci go z mieszkania, jak nie pójdzie do pracy i nie da jej pieniędzy.

Brat przy okazji kolejnej pożyczki poprosił brata o wzięcie większej, gdyż zepsuł mu się telewizor i na szybko chce kupić jakiś używany. Tomek wziął - brat nigdy nie oddał. Siostrze znowu urodziło się dziecko, wybrała najmłodszego na chrzestnego (czyli Tomka) i wymyślała coraz to nowsze zabawki, pieluszki itd., kosztami obarczając Tomka, bo przecież jest chrzestnym, musi pomagać! I tak rodzina jeszcze bardziej stoczyła chłopaka na dno, który załamał się i nie wyściubiał nosa poza pokój, przeglądając kolejne strony bukmacherskie.
Kontakt się urwał całkowicie - nie wiemy co się z Tomkiem dzieje.

Przypomniała mi się ta historia, gdyż parę dni temu go zobaczyłam. Wrak człowieka. Nie zatrzymał się nawet, żeby wymienić parę słów. Po prostu odszedł patrząc rozmytym wzrokiem w dal. Szkoda, że kilka złych decyzji może doprowadzić do ruiny człowieka.

bukmacherka

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 261 (311)

#72813

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wczoraj razem z chłopakiem udałam się do salonu sieci P. [Ch]łopakowi kończy się umowa, chciał obejrzeć telefony oraz wypytać o wszystkie kwestie. Wchodzimy do środka, na straży tylko jedna konsultantka, która była zajęta klientami. To nic, pooglądamy sobie telefony. Nie było nam to dane, bo kilka minut później pan zaczął wydzierać się na konsultantkę. Dlaczego?

W skrócie. Pan z małżonką przyszli zmienić coś w umowie. Do takiej zmiany trzeba mieć ze sobą dowód osobisty - logiczne. Jednak pan nie wziął ze sobą. Żona nie wzięła torebki - dowodu też brak.
[P]: Nie mam dowodu osobistego, ale po co wam on potrzebny, przecież umowę już mam. Ja chcę coś zmienić!
[K]: Niestety nie mogę dokonać żadnych zmian bez weryfikacji danych.
[P]: Ale przecież ja mam dowód! Został w domu! Moja żona może potwierdzić!
[PŻ]: Przecież to my! Proszę się nie wygłupiać, tylko zmienić tą umowę!
[K]: Proszę państwa, nie mogę zmienić umowy bez weryfikacji danych. Coś zmienię, a potem się okażę, że państwo nie są tymi osobami za które się podają. Będę miała problemy. Zapraszam ponownie, jak już państwo będą mieli dowód osoby na którą jest umowa.

Normalni ludzie w tym momencie odpuściliby sobie i wyszli, wracając w późniejszym terminie z tym nieszczęsnym dowodem osobistym, ale nie oni!
[P]: Ty głupia babo! W zeszłym tygodniu ja tutaj byłem i problemów nie było. Zrobili mi co chciałem bez dowodu!
[K]: Proszę mnie nie obrażać. To nie możliwe, żeby ktokolwiek zmienił umowę bez dowodu osobistego. Takie mamy zasady i takie jest prawo. Nie mogę sobie zmieniać umowy ot tak.
[P]: Masz mi zmienić tą umowę! No mówię ci, że to ja! No przecież bym nie kłamał!
[ŻP]: To my przecież! Co ona jakaś głupia czy co.
Z chłopakiem już byliśmy lekko podirytowani absurdem tej sytuacji. Podeszłam do biurka konsultantki i wtrąciłam się do rozmowy.

[J]: Ależ proszę pani, przecież musi mi pani uwierzyć! Ja jestem z tym panem! On może udaje, że mnie nie zna, ale wie pani jacy to ludzie bywają. To co, poproszę o najdroższy pakiet jaki macie możliwy, z najdroższym telefonem i ogólnie wszystkim! Czemu tak pani na mnie patrzy - proszę usiąść do biureczka i piszemy umowę, szybciutko! Dane do umowy proszę wziąć z umowy tego pana, przecież wie pani, ja jestem z tym panem! Na pewno mi pani wierzy na słowo!

[P]: Co pani robi!
[J]: Pokazuje panu absurd pana żądań. Naprawdę chce pan, żeby sobie przyszła pierwsze lepsza osoba, która wystarczy, że zna pana personalia i wzięła sobie umowę na pana? Niech pan się chwilę zastanowi, zamiast się drzeć na osobę, która wykonuje poprawnie swoją pracę. Według tego co pan mówi, mogę podać się za kogokolwiek. Gdyby nie ta weryfikacja nie wiadomo ile miałby pan problemów. Proszę się uspokoić i wrócić kiedy będzie miał pan dowód ze sobą.
Pan zrobił głęboki wdech. Chyba zaczęły mu pracować trybiki, bo zabrał swoją teczuszkę i szybkim krokiem opuścił salon. Za nim pobiegła żona.

Nie rozumiem takiego podejścia. Skoro mnie się nigdy coś takiego nie spotkało to znaczy, że nigdy się nie spotka? Naiwność niektórych ludzi mnie rozbraja. A potem płacz i lament, bo ktoś się pode mnie podszył i wziął kredyt, albo abonament.

Powinno się zrobić kampanię - "Ludzie myślcie - to nie boli".

Salon P.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 274 (298)
zarchiwizowany

#69457

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o nadmiernej radości, która przypomniała mi się czytając poprzednią historię o pracowniku, który nie płacił mandatów.
Kolega dostał pracę. Szczęśliwy jak mało kto, bo już dawno szukał stałej pracy, a tu proszę, umowa o pracę na czas nieokreślony! Po prostu cud, miód i orzeszki! Postanowił, że nie powie od razu małżonce, żeby nie zapeszać. Pracował ciężko, wypłata za pracę co miesiąc zawsze na koncie. Udało mu się nawet troszkę odłożyć. Po trzech miesiącach zdecydował się powiedzieć żonie. A więc radość w domu nastała!
A wspomniałam już o tym, że żona jest z tego typu osób, co nie odpuszczą dopóki nie wydadzą ostatniego grosza ?
Kolega po mimo tego, że wiedział jaka jest jego żona dał się namówić, na kupno nowego telewizora. Wzięli go na raty. Następnie żona stwierdziła, że potrzebuje nowej lodówki, bo stara już tak nie chłodzi, a skoro umowa o pracę to i drugi kredyt dostanie! Pojechali do innego sklepu z AGD, kupili lodówkę, a do tego żona dorzuciła mikrofalówkę. W następnym sklepie kupiła nową pralkę i jeszcze parę innych sprzętów. W ciągu jednego dnia zaciągnęli 4 kredyty na dość wysokie kwoty. Udało się im, gdyż każdy kredyt był zaciągany w innym banku, a odstępy pomiędzy podpisywanymi kredytami były na tyle krótkie, że systemy jeszcze nie odnotowały poprzednich kredytów. Nie wiem czy to przemyśleli, czy w porywach radości nie myśleli o kolosalnych wysokościach rat. W każdym bądź razie, kiedy ich odwiedziłam i zobaczyłam te wszystkie sprzęty usłyszałam tylko, że Marek ma umowę o pracę i wszystko się szybko spłaci. Niestety trudno spłacić 4 raty kredytów, które łącznie dawały przybliżoną kwotę pensji. Żonka nie pracowała, więc na rachunki czy jedzenie nie zostawało nic. W końcu podjęli decyzję, żeby płacić po dwie raty na zmianę. Oczywiście po jakimś czasie pojawił się komornik i siadł na pensji. Później kolejny komornik i tak do momentu, aż chłopak zrezygnował z pracy, bo z wypłaty zostawała marnota i nie miał za co żyć. Wrócił do prac dorywczych na czarno, bo przynajmniej tego mu nie zabrali.
Przez ten jeden dzień chłopak będzie ścigany przez długi czas przez komorników.
A wszystko to przez jedną mało przedsiębiorczą żonę!

kredyty

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 61 (209)

#64953

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przez parę dni zastępuję pracownicę mojego taty w sklepie meblowym. Odebrałam dzisiaj telefon od niezadowolonego klienta [K]

[J] - Sklep meblowy, słucham?
[K] - Oszuści! Złodzieje! Oszukaliście mnie! Złą kuchnię dostałem! Pozwę was, zobaczycie!

Myślę sobie, ani się nie przedstawił, ani nie powiedział, czy to kuchnia ze sklepu, czy z zamówienia. Można kupić od ręki kuchnię ze sklepu, lub zamówić u producenta. Może faktycznie przy ładowaniu coś się pomyliło i tragarze wsadzili nie tą. Ale przecież każdy towar zawsze dokładnie sprawdzamy przed wyjazdem i nie ma mowy o pomyłce! Więc staram się spokojnie dowiedzieć o co chodzi.

[J] - Ale o co chodzi, proszę pana? Co jest nie tak z kuchnią?
[K] - Zła jest ! Oszuści! Za małą szafkę mi daliście!
[J] - A to kuchnia pod zamówienie, tak?
[K] - Tak! Wymiary dałem, wszystko dobrze wymierzyłem! Idioci u was pracują, nic nie wiecie!
[J] - Proszę kulturalniej, możemy załatwić to po dobroci, albo się rozłączam, i wtedy niech pan przywozi kuchnię do sklepu jeżeli chce pan reklamacje!
[K] - Ty ku**o! Nie będziesz mi groziła! Nic nie muszę! To ty mi będziesz po nią jechać! Do sądu pójdę i jeszcze odszkodowanie mi wypłacicie!
[J] - Jest pan tego taki pewny? To niech pan spojrzy na tył paragonu, co tam jest napisane?

A według naszego polskiego prawa możemy umieszczać na paragonie lub fakturze pieczątkę, lub może być dopisek na fakturze, że w przypadku reklamacji klient sam przywozi towar własnym transportem. Jest nam to na rękę, gdyż czasami dowozimy meble ludziom, którzy mieszkają 60 - 100 km od naszego sklepu. Nasze miasto znajduje się około godzinę drogi od granicy z Niemcami, a więc często mamy niemieckich klientów. Prosimy wtedy o przemyślane zakupy i uprzedzamy o tym, że po reklamacje nie jeździmy, tylko trzeba przywieźć samemu dany mebel. Jak na razie nielicznym się to nie podobało i wtedy rezygnowali z zakupu. Wolna wola, do niczego nie można zmuszać. Ale w większości przypadków ludzie rozumieją i wyrażają zgodę. W końcu samochód na wodę nie jeździ. ;)

Nagle facet zmalał, siły go chyba opuściły, bo cichutkim głosem zaczął od nowa.
[K] - No bo jest źle. Co mam zrobić?
[J] - Najpierw proszę mi powiedzieć jak się pan nazywa. Sprawdzę w bazie pana zamówienie i zaraz zobaczę o co chodzi. Która szafka jest za krótka?
[K] - Nazywam się Iksiński i ta szafka ostatnia co ma być przy ścianie jest za krótka o 15 cm!

Wpisuję nazwisko, wyskakuje mi rysunek, wymiary i oznaczenia i już widzę, że to co pan mówił jest zgodne z prawdą. Tyle, że ta szafka już przy składaniu zamówienia miała być krótsza o 15 cm, tylko blat miał dochodzić do ściany. Było zaznaczone nawet czerwonym kolorem, że to nie jest błąd i tak ma być. To już wiedziałam, że będzie ciekawie.

[J] - Ale proszę pana, według zamówienia ta szafka miała taka być. Wszystko się zgadza.
[K] - Jak to się zgadza, jest źle! Ty ku***, szm***! Kłamiesz mnie, bo nie chcesz mi pieniędzy oddać! Jak oddacie mi połowę pieniędzy to zapomnę o sprawie! Oszuści! Do rzecznika konsumenta pójdę ! Ty ku*** będziesz mnie okłamywać!
[J] - Nie będę z panem rozmawiać takim tonem. Do widzenia! - I się rozłączyłam. A co! Nie będę się denerwować.

Lecz nie musiałam długo czekać, minęło parę minut.
Na parking z rozpędu wjeżdża auto, a z niego wybiega łysawy facet. Na siedzeniu pasażera starsza kobieta, powoli wychodzi za panem. A ten już wparował do biura i od progu się drze i wyzywa od oszustów i złodziei. I tak krzyczy i krzyczy, przekrzyczeć się go nie da, więc drze się, aż kobietka [Kk] nie doszła do biura. Trzepnęła męża w ramię i się pyta.

[Kk]- Co się tak drzesz? Co ci ta pani zrobiła!
[K]- Jak to co! Szafkę za krótką nam przywieźli, a ta ku*** nie chce nic z tym zrobić!
[Kk]- Jak ty mówisz na tą panią! W tej chwili przeproś!
[K]- Nie! Oszukali nas!
[Kk]- A o którą szafkę chodzi proszę pani?

Pokazuję kobietce schematy, już zabieram się za tłumaczenia, a pani jak uderzyła pana w ramię!

[Kk] Przecież ta szafka tak miała wyglądać, Zdzisiu! Sami to omawialiśmy! Że wstawię ten ładny wysoki koszyczek na przyprawy, co go od Jadzi na urodziny dostałam w to miejsce, bo jest za ładny, żeby go przykrywać! Przeproś panią i do samochodu, ale to już!
Pan zrobił się czerwony, zapowietrzył się, burknął pod nosem przepraszam i uciekł do samochodu. Kobietka jeszcze parę razy gorąco przepraszała i wróciła do samochodu. Jeszcze przez okno widziałam, jak krzyczy na niego w samochodzie i odjechali w siną dal.

Ale co się najadłam nerwów, to moje!
A wystarczy porozmawiać z żoną :)

Sklep meblowy

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 599 (693)
zarchiwizowany

#63932

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Praca i praca. Jak już kiedyś pisałam, od czasu do czasu zastępuje pracowników mojego taty podczas ich urlopu. A praca ta polega na obsłudze klientów w sklepie meblowym. Ze względów osobistych nie mówię klientom, że jestem córką szefa.

Ot, taka wygoda dla mnie, gdyż nie chce mi się setnemu klientowi tłumaczyć relacji z poszczególnymi pracownikami sklepu, gdyż jak tylko klient dowiaduje się, że jestem córką kierownika i właścicielki od razu wypytują o każdy szczegół mojego prywatnego życia, licząc na to, że jak się ze mną "zaprzyjaźnią" to dostaną jakiś rabat na mebelki. Myśli tak około 70% klientów, którzy dowiadują się o relacjach wśród pracowników sklepu (Oprócz taty i mamy w sklepie pracuje mój brat - jako kierowca, oraz jego żona - jako ekspedientka).

Ale jedna z Pań z synem pobiła wszystkich!
Pewnego słonecznego dnia przyszła sobie dobrze zakonserwowana 60-tka wraz z synem wiernie stojącym u jej boku. Syn na oko miał około 30 - 35 lat. Jako dobry pracownik od razu poszłam się z państwem przywitać i zapytać czy nie potrzebują mojej pomocy. Pani wyraziła zgodę i powiedziała, że poszukują łóżka dla syneczka, bo jego stare już nadaje się tylko do wyrzucenia.

A więc ruszamy po zakamarkach sklepu aby obejrzeć wszystkie dostępne modele. Na sklepie zazwyczaj mamy po jednym wystawionym modelu wersalki, kanapy, narożnika itp., a inne kolory znajdują się na magazynie. Jeżeli klientowi spodoba się któryś model, ale kolor już nie koniecznie pasuje, zabieram go na magazyn, a nuż może tam się coś spodoba. Chodzę z Panią i synkiem, ogląda, zachwala, już jest zdecydowana na konkretny model, ale kolor nie ten więc ona chce zobaczyć inne.

Nie ma problemu, pójdziemy na magazyn. W międzyczasie przyszedł mój brat, aby powiedzieć mi, że tata coś chce ode mnie i że czeka w biurze. Zrobił ten błąd, że powiedział "tata" zamiast "szef". I zaczęło się! Wypytywanie o życie rodzinne itd. Pani widząc, że niezbyt chętnie odpowiadam na pytania obrała inną strategię. Zaczęła mnie swatać z synkiem! Trochę się pośmiałam, bo co jak co ale zabawne to już było i prowadzę na magazyn.
Warto zaznaczyć, że magazyny znajdują się poza sklepem. Aby do nich dojść trzeba wyjść ze sklepu i przejść ok. 20 m. Magazyny też są podzielone na pokoje, nie jest to jedna otwarta powierzchnia.

Doszliśmy do magazynów, a Pani nadal swoje teksty w moją stronę, że taką niedostępną udaje, ale jakby synek mnie trochę popieścił, to by mi serducho stopniało. Tu już mi się przestało uśmiechać kontynuowanie tej monologu, dlatego też wskazałam inne kolory wybranego modelu wersalki i stanęłam obok. Pani zamiast zająć się oglądaniem kolorów szepcze coś synkowi na ucho. Po chwili wzdycha i mówi, że ona musi wyjść na zewnątrz i do męża zadzwonić. Nie ma sprawy, proszę iść. Zostałam w magazynie sama z synkiem, który uważnie studiował kolory poszczególnych wersalek.

I stoję sobie i czekam na Pani powrót, aż słyszę ogromny huk zamykanych drzwi, nim zdążyłam podbiec do drzwi poczułam ręce synalka na moich biodrach, więc stanowczo go odtrąciłam i pobiegłam do drzwi, a tu baba trzyma hardo drzwi od zewnątrz i krzyczy do synka, żeby się zajął mną porządni,e to może będzie miała dobrą, bogatą synową! Co jak co, ale tu już wystraszyłam się na poważnie. Synek zaczął się do mnie dobierać, więc zrobiłam jedyną rzecz jaka przyszła mi do głowy i zaczęłam się wydzierać najgłośniej jak umiałam i próbowałam siłą otworzyć drzwi.

Synek spanikował, mamusia tak samo - przybiegł mój brat i pyta się co się dzieje, czemu krzyczę. Szybko odpowiedziałam, ale widzę, że mamusia z synkiem już biegną do auta. Brat biegiem za nimi i woła tatę. Złapał synalka za bluzę i rzucił nim o ścianę budynku. Wybiegł mój tata i bratowa i patrzą na sytuację: Brat trzyma synalka przy ścianie i jest gotowy go uderzyć, a mamusia drze się wniebogłosy, że ona po policję dzwoni. Tata, nie wiedzący o co cała afera, próbuje uspokoić Panią i brata. Brat tylko rzucił do mnie- dzwoń na policję, zgłaszamy to! To zadzwoniłam, powiedziałam co i jak, kazałam się pospieszyć. W międzyczasie brat wytłumaczył tacie o co chodzi i już w dwójkę przytrzymywali wyrywającego się synalka.

Policja przyjechała szybko - zgłosiłam wszystko, powiedziałam co chciał zrobić mi synalek z mamusią, więc zapakowali synalka w policyjne autko i zabrali na komisariat. Pani pomstując na całą moją rodzinę pojechała za radiowozem.

Teraz się śmieję z całej sytuacji, ale wtedy byłam bardzo wystraszona i roztrzęsiona. Z tego co wiem Synalek dostał zawiasy, a Pani rozpowiada plotki na jedną i drugą stronę o naszym sklepie. I tak się kończy swatanie przez zachwiane psychicznie osoby.

PS. Synalek miał już parę podobnych akcji na koncie. A ja z racji problemów zdrowotnych nie mogłam być na ostatniej rozprawie, dlatego dowiedziałam się od znajomych jaki zapadł wyrok oraz, że dostał zawiasy.

Sklep meblowy

Skomentuj (61) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 275 (461)
zarchiwizowany

#54079

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję podczas wakacji w sklepie meblowym taty, zastępując pracownicę na urlopie. Dzisiaj zaraz po otwarciu tato zabrał auto dostawcze na wymianę oleju, więc siłą rzeczy zostałam sama w pracy.
I akurat miałam pecha, że przyszła ONA. Pani po 50-ce, wymalowana, z kurczącym się mężem przy jej boku. Facet jakby mógł to by uciekł gdzie pieprz rośnie. Wyszłam z biura przywitałam się i zapytałam co potrzeba.
[O] Szukam wersalki, albo kanapy.
[J]To proszę tutaj za mną, pokaże wszystkie wersalki i kanapy jakie mamy.
[O]Wersalki i kanapy?! Ale ja tapczanu szukam!
Spojrzałam na nią ze zdziwieniem, ale ok, może źle usłyszałam, więc odpowiadam
[J]Tapczany w tę stronę, proszę
[O] Pani głucha jest czy co!? Przecież mówię, że chcę narożnik!
Już sobie myślę, o ki ch** chodzi, może jestem w ukrytej kamerze, ale ok, bez słowa ruszyłam w stronę narożników. Doszłyśmy do narożników, a Pani zaczyna krzyczeć
[O] Gdzie Ty mnie prowadzisz! Przecież mówię, że chcę coś do sypialni. Taka głupia jesteś, że nie wiesz jaka jest różnica między łożem a wersalką, kto ci dał tu pracę!
Z szoku nie wiedziałam co robić. Tylko powiedziałam, że łoża sypialniane są na drugim piętrze.
[O] A jakie one są?
[J]Drewniane
[O]Ale ja chcę tapicerowane łoże
Zgodnie z prawdą odpowiadam, że nie mamy tapicerowanych. Na co ona się obraca, pokazuje na wersalkę i krzyczy
[O] A to co k***a jest?! Ale jesteś tępa! Nie znasz się na podstawowych rzeczach!
Nie powiem, wkurzyła mnie. Więc zaczęłam jej tłumaczyć różnice między wersalką, kanapą, tapczanem, łożem i narożnikiem. Wszystko z szerokim uśmiechem. Patrzyła na mnie wzrokiem bazyliszka, a usta poruszały się jej jakby wymawiała klątwy na mnie
[O]Ale ja chce łoże!! Tapicerowane!!
Znowu odpowiadam, że takiego nie mamy i mieć nie będziemy.
[O]A drewniane gdzie są?
[J] Na drugim piętrze.
[O]Na drugim?! A to ja nie będę chodzić. Marek! Idziemy!
Po czym wyszła ze sklepu, tupiąc niczym małe dziecko i bluzgając na moją rodzinę do sześciu pokoleń wstecz. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do biura.
I ja się teraz pytam, co takim osobom w głowie siedzi...

sklep meblowy

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 143 (253)

#52959

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia opowiedziana mi przez mamę, właścicielkę sklepu meblowego.

Otóż jakiś miesiąc temu przyszedł Pan, aby zamówić kuchnię. Kuchnia z bajerami i co najważniejsze dla tej historii z szafką narożnikową. Pan sobie zażyczył niestandardowej szafki narożnikowej 90cmx90cm. Przy zamówieniu mama zapytała, czy jest pewien co do rozmiarów, bo szafka będzie naprawdę duża. Pan się zgodził, był pewny że wszystko będzie ok. Część kwoty zapłacona i za dwa tygodnie przyjeżdża kuchnia, taka jaką Pan zamawiał.

Akurat jeździł samochodem mój brat, więc on miał tą nieprzyjemność dowozić Panu kuchnię. Od razu było widać, że Pan jest nie w sosie, od progu krzyczy, że co tak długo jechali i że pewnie zniszczyli mu chłopaki jego kuchnię! Brat tylko spojrzał na kolegę, z którym dowoził kuchnię i przewrócił oczami, na znak, że będą z Panem problemy. Szafki zostały zniesione z samochodu na ziemię, Pan je obejrzał bardzo dokładnie, ale, no cóż, żadnej wady nie znalazł. Więc zabrał pierwszą szafkę (odmówił, aby zrobił to brat z kolegą, bo na pewno zniszczą!), a w tym czasie szczęśliwa żona rozpływa się nad mebelkami, mówi, że są dokładnie takie jakie chciała, dziękuje chłopakom i płaci z uśmiechem.

W tym momencie zszedł Pan i jak nie zaczął krzyczeć na żonę, że głupia jest jak but! Po co im płaciła, przecież teraz jak coś znajdą zepsutego, to nie oddadzą im pieniędzy. Brat oponuje, przecież przed chwilą sprawdzał Pan szafki i nie znalazł Pan żadnej wady! Pieniacz jeszcze coś tam krzyczał do żony i złapał za tą nieszczęsną szafkę narożnikową, żeby ją wnieść. Brat znowu zaproponował pomoc, bo szafka jest na rawdę ciężka, sam nie da rady, ale odmówił warcząc w stronę brata. Żona znowu wróciła do wychwalania i machnęła ręką, mówiąc, że on tak zawsze.

I nagle wszyscy słyszą huk, a po nim serię przekleństw. Co się stało? Ano, Pan wniósł szafkę na schodki przed drzwiami i zahaczył o ostatni stopień stopą przez co szafka uderzyła w ścianę budynku. Lekkie wgniecenie w boku szafki, od razu podbiegł do brata, krzycząc, że czemu mu nie pomógł, skoro wiedział, że tak będzie. On teraz żąda, żeby oddał mu połowę pieniędzy, bo przecież, przez mojego brata szafka jest zniszczona! Brat tylko powiedział, że i tak ten element idzie w środek kuchni, więc widać tylko przód, a nie boki, a po drugie nie odda mu żadnych pieniędzy, bo to Pan zniszczył wnosząc, a nie oni. Jeszcze parę minut krzyczał, ale odpuścił i wrócił do szafki ją wnieść.

Chłopaki już chcieli wrócić do auta, bo nie było sensu stać i czekać, aż wniesie całą, kiedy znowu słyszą krzyki i przekleństwa! Stało się to przed czym ostrzegała Pana moja mama, że szafka jest duża i że może się nie zmieścić w standardowych drzwiach. I tak temu Panu szafka przez framugę przejść nie chce! Więc, czyja to wina? Tak, sklepu! Bo przecież mu nie powiedzieli! Od razu telefon na sklep do mamy, mama potwierdza, że mówiła, że tak może być i że teraz jedyną radą jest rozebranie szafki na części. Więc Pan żąda, żeby chłopaki zostali i żeby mu to zrobili, a jak teraz nie mogą to mają przyjechać po pracy, żeby mu to zrobić, on będzie czekał! A jak się nie zjawią to moja mama pożałuje!
Moja mama tylko zapytała Pana czy żartuje, czy ma traktować tą groźbę na poważnie, to wtedy od razu pójdzie na policję (już mama miała do czynienia z takimi pieniaczami, a ten argument działa od razu). Pan umilkł i się rozłączył. Więcej nie powiedział i chłopaki mogli wracać do sklepu.

Potem jeszcze parę razy dzwonił, że jak nie przyjmą jego szafki do reklamacji, to on pójdzie do Rzecznika konsumenta i wtedy Pana popamięta cała rodzina, łącznie z kotem wujka i papugami kuzynki.

Nikt się nie przejął. Reklamacje moja mama z chęcią zrobiła (jeżeli klient chce dać towar na reklamacje, nie można mu tego odmówić) tylko po to, żeby Pan uzyskał oficjalne pismo od producenta, że uszkodzenie jest mechaniczne i nie podlega reklamacji.

Tak to jest, jak ktoś myśli, że jest mądrzejszy od wszystkich i jest przekonany, że krzykiem, może załatwić wszystko, czyli w naszym przypadku, darmową kuchnię.

Sklep meblowy

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 531 (591)

#52247

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Parę dni temu mama opowiedziała mi historię o pewnej klientce, która zamawiała kanapę.

Z początku praca układała się dobrze, kobieta wybrała którą chce kanapę, jaki materiał, wszystko zamówione. Zaliczka całkiem spora wpłacona, z racji tego, że to była kanapa zamówiona w prawdziwej skórze, a takie meble są drogie. Wszystko uzgodnione, podany przybliżony czas dostawy. Wszystko ładnie, pani się z uśmiechem żegna i prosi o najszybszy kontakt.
Wszystko mogłoby być już ok, ale? No właśnie, ale...

Następnego dnia pani wraca i mówi, że ona jednak chce inny kolor skóry. Trochę kiepsko, bo zamówienie już poszło, ale ok, mama zadzwoniła do producenta zapytać, czy jest jeszcze możliwość zmiany obicia. Tak, jest, jeszcze nie zaczęli robić kanapy dla tej pani, więc jak najbardziej, można decyzję zmienić. Przy czym przestrzegli, że jak już potną materiał, a pani zmieni znowu zdanie, to będzie musiała zapłacić podwójnie, gdyż naturalna skóra jest materiałem drogim i zamówienia na ten materiał są bardzo rzadkie. Pani została powiadomiona, zgodziła się, wybrała materiał i poszła.

Tydzień później jak się domyślacie wróciła! Po co? Tak! Zmienić materiał, bo syn jej powiedział, że w takim kolorze będzie ładniej. Pyta się czy można zmienić, bo w zeszłym tygodniu można było, to ona chce znowu zmianę. Mama się zdziwiła, przecież godzinę wcześniej zadzwoniła do tej pani z wiadomością, że około godziny 15 kanapa będzie już na sklepie i pytała kiedy ją dowieźć. Odpowiedziała pani, że można zmienić, ale będzie pani musiała pokryć koszty benzyny i nowego materiału, bo tamten już nie będzie nadawał się do użytku. Kobieta zaczęła krzyczeć na moją mamę, że ona jest klientem, ona ma prawo żądać czego chce, bo ona płaci i ona wymaga! Mama tłumaczy jej spokojnie, że zużycie materiału, że majster poświęcił czas na wykonanie tej kanapy, że ona za godzinę już będzie na sklepie. W akcie złości Pani zrzuciła na ziemię materiały i wyszła ze sklepu, mówiąc, że nigdy więcej nic tutaj nie kupi. Oczywiście zaliczka pani przepadła, zawsze to jakieś pokrycie kosztów.

Kanapa przyjechała, bardzo ładna, ale cena ogromna. No cóż, mama się pogodziła z tym, że będzie musiała długo czekać na kupca.
Długo nie czekała, tydzień później przyszedł młody chłopak, od razu stwierdził, że chce tą kanapę, mama szczęśliwa, adres podany, zapłacone.

I coś ją tknęło, żeby porównać adres młodego chłopaka do tamtej pani. Zgadzały się. Za swoją głupotę pani zapłaciła o 800 zł więcej (tyle wyniosła zaliczka).

sklep meblowy

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 969 (1007)

#50818

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj przeżyłam szok. Moja mama do mnie zadzwoniła przed chwilką, roztrzęsiona, że zaparkowała poprawnie autko na parkingu przed Lidlem i poszła na zakupy.

Po paru minutach wraca i co widzi, wgniecenie w prawym boku! A nad wgnieceniem duma sobie pan koło 40-tki. Zauważył moją mamę, powiedział jej szybko "naprawi sobie Pani, to tylko lekkie wgniecenie", wsiadł w autko i odjechał z piskiem opon! Mama nie miała szans niczego zrobić, a z szoku zapomniała spisać numery rejestracyjne.

Szybko wróciła do sklepu i zapytała czy mają kamery na parkingach. Kierowniczka odpowiedziała, że tak i zaraz zadzwoniła po policję i znalazła to nagranie. Na marginesie, cud kobieta, po wysłuchaniu mojej mamy od razu się wszystkim zajęła.
Policja szybko przyjechała i znalazła faceta. I zamiast się ugadać z mamą, facet dostał mandat za spowodowanie kolizji i ucieczkę z miejsca wypadku oraz będzie obarczony kosztem naprawy auta...

I takim sposobem, 12 letnie autko, które nigdy nie miało wypadku, odwiedzi pierwszy raz blacharza i to nie z winy właściciela auta, tylko faceta, który nie potrafi wjechać na miejsce parkingowe. A mówią, że to kobiety nie potrafią parkować...

Lidl

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 614 (864)

#50823

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się jeszcze jedna historia związana z starym naszym autkiem i moją mamą jako kierowcą. Mama moja ma prawo jazdy bardzo długo, a z racji tego, że raczej jest strachliwa, jeździ swoim tempem, uważa na innych uczestników drogi i jest strasznie ostrożna, ale zawalidrogą nie jest. Od czasu uzyskania prawa jazdy mama nigdy nie miała wypadku samochodowego, a prawo jazdy już ma od ponad dwóch dekad :) Zawsze były to sytuacje z winy kogoś innego.
I taka oto sytuacja zapadła mi w pamięci.

Byłam jeszcze dzieciaczkiem i razem z mamą i rodzeństwem jechaliśmy na wakacje do mojego chrzestnego. Mijaliśmy jakieś miasto i właśnie w tym mieście pewien kierowca tira czekał sobie w bramie, aż będzie mógł wyjechać. Czekał i czekał, a że samochody sznurem jechały to facet najwyraźniej się zirytował i chciał się wepchnąć. Akurat trafiło, że chciał się wepchnąć przed nas. Więc ruszył z kopyta, a że mama jechała powoli to zatrzymała się szybko, aby nie narazić nas i siebie. Ale facecik najwyraźniej się wystraszył się i ostro zahamował.
Jak wyskoczył z auta i zaczął się drzeć na moją mamę, że mu butelki wódki (sic!) rozbiła i ma mu natychmiast je odkupić, bo inaczej on na policję dzwoni. Mama jednak zauważyła że pan nie tylko przewoził alkohol, ale także popijał od czasu do czasu ów trunek. Może mocno pijany nie był, ale alkoholową woń wydzielał. Z uśmiechem na twarzy kazała mu dzwonić po policję i zaraz za tym panem wjechała przez bramę z której Pan usilnie starał się wyjechać.

Policja przyjechała, obydwie strony powiedziały co miały powiedzieć. Pan został zbadany alkomatem i zabrany na posterunek. Co z nim dalej było nie wiemy, ale mama otrzymała podziękowania, że zatrzymała go, bo kto wie jaką większą szkodę by wyrządził.
A i pozdrowienia dla Panów policjantów, bo po zobaczeniu trójki wystraszonych i zarazem zaciekawionych dzieciaków, pozwolili nam posiedzieć w policyjnym aucie i porozmawiać z dyspozytorką ;)

Takie miasteczko :)

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 445 (519)