Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

czerwony_parasol

Zamieszcza historie od: 3 stycznia 2016 - 14:15
Ostatnio: 2 lipca 2021 - 22:46
  • Historii na głównej: 5 z 14
  • Punktów za historie: 742
  • Komentarzy: 15
  • Punktów za komentarze: 41
 
zarchiwizowany

#84914

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Około dwadzieścia lat temu, kiedy byłam jeszcze dzieciakiem zauważyłam jak bardzo inne dzieci się wywyższają z głupiego powodu. Takie dwa przykłady.
Harcerstwo. Fajna sprawa, obozy, nowi znajomi, wyjazdy pod namioty. Problem pojawił się jak zbiórki były co drugi tydzień w innym miejscu. W jednym tygodniu blisko mojego miejsca zamieszkania, w kolejnym dużo dalej. Chodziłam na każde spotkania "blisko domu", a dużo dalej chodziłam dużo rzadziej. Część dziewczyn chodziła tylko na zbiórki "dużo dalej" i nagle zaczęły się wywyższać, "bo ja nie chodzę na zbiórki tam gdzie one.
Kościół. Pierwsza komunia, przygotowania w kościele. Jako dzieciak nawet lubiłam te spotkania. Było miło, śpiewy o barankach i chmurkach. Komunia się odbyła, ale spotkania dla chętnych dzieci nie. Czasami jeszcze na te spotkania chodziłam, bo były tam miłe koleżanki. Z koleżankami bawiłam się po spotkaniach, ale zaczęły się wakacje, a mnie się znudziły pieśni o barankach. Przecież bawić się można z koleżankami nie tylko po Religii dla chętnych. Szybko okazało się, że "nie jestem godna" zabaw z nimi, bo nie chodzę na spotkania. Gdy dziewczyny, które uczęszczały na spotkania pojawiały się podczas zabaw, to się bardzo wyrażały i robiły z siebie "te lepsze".

Instytucja może mieć dobre chęci, ale ludzie to łatwo niszczą. Już od dawna nie jestem osobą wierzącą, ale nie z powodu "nawiedzonych koleżanek".

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -10 (14)
zarchiwizowany
Nie mam pojęcia czy to ja mam pecha, czy to urok miejscowości, w której mieszkam, czy też jest to normalne, ale tego typu sytuacje zdarzają mi się dość często. Już piszę o co chodzi. Mieszkam w UK ponad rok, język znam, czasami mam problem z poprawną wymową, a konkretniej poprawnym akcentem i głoskami, których nie ma w języku polskim, więc nie ma tragedii.

Zdarza mi się kupić coś, zapłacić i dostać coś innego. Nie chodzi tu o to, że chcę kupić mydło, a dostaję pastę do zębów. Podam dwa przykłady.

Idę na lody, chcę 2 gałki. Pan się pyta, w którym rożku..wybieram rożek z czekoladą i otoczką cukrową. Mówię mu 2 smaki lodów. Siadam, bo tam podają zamówienie do stolika. Jem loda, a tam jedna gałka. Nie patrzyłam na ceny i nie zwróciłam uwagi ile kosztują dwie, a ile jedną, więc podchodzę i pytam, gdzie drugi smak. Pan mi mówi, że w tym rożku można podać tylko jedną gałkę. Pokazuje mi rachunek i tam jest nabita jedna gałka i "fajny rożek". Dostałam to za co zapłaciłam, ale można było powiedzieć, że do tego rożka wchodzi tylko jeden smak.

Teraz jadę autobusem i podobna sytuacja. Zazwyczaj kupuję bilet z miasta A do B, ale z przesiadką w X. Kupuję bilet w obie strony, bo tak jest najtaniej. Dzisiaj wiedziałam, że będę wracać samochodem, więc w mieście A kupuję bilet do B. Pan podaje cenę, płacę, biorę wydrukowany bilet i widzę na nim. Bilet z miasta A do miasta X, więc pytam się kierowcy, o co chodzi. On mi mówi, że bilet w obie strony może sprzedać do miasta B, ale w jedną stronę tylko do X i tam muszę kupić bilet do B. Fajnie, ale nie powiedział mi tego.

Takiego niepoinformowanie jest tu dużo więcej i nie wiem, czy to mój pech, czy tak tu się robi.

komunikacja_miejska

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (22)
zarchiwizowany
Przypomniała mi się sytuacja że studiów. Egzamin. Mi i kilku osobom nie poszedł, ale Pan Profesor był na tyle miły, by poinformować nas, że można poprawić ocenę ustnie u niego w gabinecie tego i tego dnia, między godziną tą a tamtą. Przyszłam na daną godziną, a na korytarzu mały tłumek. Profesor odpytuje po jednej osobie, ta po 5-10 minutach wychodzi. Ja czekam na swoją kolej, siedząc podobnie jak reszta z materiałami, aby przypomnieć sobie najważniejsze rzeczy. Dziewczęta (kierunek z przewagą kobiet) wchodzą, bo albo nie poprawiły swojej czwórki, albo poprawiły z 4 na 4+. Ogólnie prawie wszyscy poprawiali oceny dobre. Po godzinie Pan Profesor wyszedł mocno zdenerwowany i powiedział:
Mówiłem, że można poprawić ocenę, ale chodziło mi o osoby, które nie zaliczyły egzaminu. Jeżeli ktoś chce poprawić ocenę, to proszę się porządnie przygotować, a nie marnować czas i poprawiać o pół oceny.
Zapytał czy ktoś dostał dwa. Zgłosiłam się ja i kolega. Mam powiedział żeby zostać, a resztę odesłał do domu.

Kto był bardziej piekielny? Osoby, które chciały podnieść sobie ocenę, ale nie były przygotowane, czy Profesor?

Uczelnia

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (26)
zarchiwizowany

#84828

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Może nie tyle Piekielne, ale dla mnie na tyle dziwne, aby to gdzieś opisać. Szukałam pracy. Na stronach gdzie pracodawcy umieszczają ogłoszenia przeglądałam interesujące mnie oferty. Wysyłałam CV, ktoś do mnie co jakiś czas dzwonił, czasami szłam na rozmowę o pracę, jednak na tym się kończyło. Po wysłaniu CV do jednej z firm dostałam e-mail i informacje, że jeżeli jestem zainteresowana, to mam zadzwonić pod podany numer.

Pierwszy raz w życiu dzwoniłam do pracodawcy w celu umówienia się na rozmowę kwalifikacyjną. Czułam się jakbym mówiła "jestem zainteresowana, to kiedy mogę przyjść na rozmowę?"

Dla mnie dziwne, ale rozmowa była ciekawa i praca wydaje się być taka, jaką chcę. Dostałam tę pracę. Dopiero zaczynam, ale wydaje się być dobra. W czasach, gdzie wszyscy chcą "nie ważne jak, byle szybciej" znalazłam pracę w której "ważne, żeby było dobrze".

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -10 (18)
zarchiwizowany
Zastanawiałam się nad kulturą w autobusie. Jest pełno historii o nieustąpieniu miejsca, ja sama jeżdżąc staram się ustąpić miejsce dla kogoś starszego i tutaj pojawia się problem kultury, czy też dobrego wychowania.
Teoretycznie (jak usłyszałam) powinno się wstać kiedy widzimy, że ktoś tego miejsca może bardziej potrzebować i jak ta osoba zauważy wolne miejsce, to sobie usiądzie. Teoretycznie pokazanie wolnego miejsca jest niegrzeczne, bo w ten sposób możemy dać odczuć komuś, że jest starszy, czy "gorszy".

Z drugiej strony normalne jest to, że ustępujemy miejsca i "zapraszamy" daną osobę i zazwyczaj ktoś dziękuje za ustąpienie miejsca.

Jednak zdarzają się przypadki, w których ktoś został urażony, bo co ja sobie myślę, "że ja taki stary jestem?!".

Uczą nas, młodych, ustępowania miejsca, ale nie uczą JAK to zrobić z taktem.

Czy zwrócenie komuś uwagi, na to, że jest wolne miejsce jest niegrzeczne?
Z jednej strony może ktoś być urażony, a z drugiej wdzięczny.

Jak ustępować miejsca z taktem?

Autobus

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -12 (22)
zarchiwizowany

#82753

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ubezpieczenie zdrowia i życia, oraz erytura.

Chcę tylko otworzyć oczy wszystkim co: "panie, po co mam płacić od nieszczęśliwych wypadków, skoro mogę do skarpety składać, a jak coś się stanie to będę przygotowany". Dodatkowo: "widzi Pan, tych niemieckich emerytów? Oni to mają Emeryturę! A my z ZUSu?"

Nieszczęśliwe wypadki zdarzają się niespodziewanie. Możesz się ubezpieczyć i przez 20 lat się "nie przyda", a możesz już po kilku miesiącach mieć wypadek, wtedy się "opłaca". Szczerze powiem, że lepiej aby się nie przyszło, niż żeby się "opłacało". Pracując jako doradca finansowy mam kilka historyjek.

Kobieta, była ubezpieczona na życie, chorób i innego dziadostwa, ale umowa się kończy. Moje zadanie, to odnowienie oferty i znalezienie najlepszych warunków za dane pieniądze. Akurat wersja opcja "z nowotworem", czyli można wykupić trochę drożej, a ubezpieczyciel wypłaci nawet jeżeli ktoś zachoruje na raka. Niestety kilka lat później klientka mi dziękowała bardzo wylewnie. Złośliwy nowotwór, a dała radę finansowo tylko dzięki ubezpieczeniu.

Młody mężczyzna. Silny, zdrowy, wysportowany. Ubezpieczył się "na wszystko". Po około roku miał wypadek, skutkiem czego nie może pracować. Lekarze nie pozwalają, dzięki temu, że się ubezpieczył na za co żyć.

Emerytura. Niemcy państwowej emerytury dostają mniej (procentowo) niż Polacy. Proszę, nie przeliczajcie obcych walut na złotówki, bo zarabiając w euro wydajesz w euro. Oni są nauczeni inwestować w swoją emeryturę i większość z nich robi to, bo wiedzą, że od państwa dostaną bardzo mało. Ci wszyscy niemieccy emeryci całe życie odkładali na prywatne emerytury, dlatego ich stać na takie rzeczy. Mamy skłonność do "nic nie robienia" i narzekania, że za emeryturę żyć się nie da.

Co w tym wszystkim piekielnego? Podczas darmowych konsultacji prawie wszyscy byli nieubezpieczeni. Nie odkładali na przyszłość, albo mieli stare, drogie ubezpieczenie, gdzie można zmienić tak, aby klient miał lepiej i taniej. Ja w większości przypadków mówiąc tylko teoretycznie jakby to mogło wyglądać byłam "tą złą". Złodziejem chcącym wyciągnąć pieniądze. Niestety tylko nieliczni reagowali normalnie. Jako doradca finansowy zostałam zwyzywana od "złodziei i oszustów".

Rzeczywistość

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (43)
zarchiwizowany

#73707

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Głównie czytam Piekielnych, ale nie chcę być tylko pasożytem, więc dodam coś od siebie.

Postaram się, aby wstęp był krótki, rzeczowy. Pracuję z ludźmi, którzy są rozstawieni w różnych miejscach. Szef przekazuje kto ma gdzie iść, gdzie stanąć. Często robi to w biegu, prosząć żeby osoba A przekazała osobie B informacje. Zaczęła u nas pracować koleżanka, która okazuje się mieć pretensję do wszystkich o wszystko. Nazwijmy koleżankę Misia.

Akcja właściwa. Podchodzi do mnie szef i mówi:
- Ty i Misia będziecie teraz "tutaj" stać razem, ale o godzinie XX Misia idzie "tam", a ty zostajesz sama.

Widzę plecy Misi, która idzie powolutku w jakimś kierunku, ogólnie nadal jest "tutaj", po prostu zamiast stać - chodzi. Chodzi wahadłowo: kilkanaście kroków w jedną i kilkanaście kroków w drugą stronę. Nie jest daleko, więc wołam:
- Misia, szef powiedział, że o XX idziesz "tam".
No cóż, nie odwraca się, zero reakcji, pewnie nie usłyszyła, to powiem jak zawróci. Zawróciła, podeszła kilka kroków, ja do niej też podeszłam i powtarzam, a ona na mnie naskakuje i słyszę monolog w stylu:
-Po co moi to piąty raz mówisz?! Już mówiłaś, szef mówił. Rozumiem co się do mnie mówi. Przecież Cię słyszałam!
- Ale jak nie reagujesz to skąd mam wiedzieć... - Nie skończyłam zdania, bo przerwała mi słowami:
- Dobra, skończ już drążyć temat, słyszałam i nie musisz mi nic więcej mówić.

No, ładny wybuch, myślę sobie, ale ok nic niebędę mówić. Po jakimś czasie zaczyna nazrekać mi, że szef jej powiedział, że coś robi nie tak. Widziałam jak pracuje i uznałam, że szef ma rację. Rozwinąć myśli mi nie dane było, bo Misia podeszła do klienta, więc pomyślałam sobie, że dziewczyna ma zły dzień, jest podenerwowana, więc spokojnie jej coś poradzę. Jest w pracy trzeci albo czwarty raz. Postaram się zrobić to delikatnie z zaznaczeniem, że nie chcę jej gnębić, a pomóc. Misia skończyła, więc podchodzę do niej i zaczynam rozmowę:
- Misia słuchaj... (tu też nagle mi przerywa)
-Przecież już ci mówiłam że słyszałam! Po co znowu zaczynasz ten temat?!
Tu zgłupiałam, jednak nadal spokojnie staram się do niej coś powiedzieć, ale nie daje mi dojść do słowa. W końcu udaje mi się wcisnąć, że nie chcę jej mówić o tym co było 15 minut temu, tylko doradzić, pomóc.
Ona odwraca się do mnie i mówi :
- No, to mów! Słucham!
Pewnie nie raz słyszeliście "słucham" powiedziane w taki sposób, że oznacza "mów sobie co masz powiedzieć, ja wiem swoje". To było dokładnie takie "słucham". Tu moja cierpliwość się skończyła, bo ja chcę jej coś poradzić, ona mnie atakuje słowotokiem. No, Misia, nie tym tonem do mnie. Nie, to nie. Z taką osobą nie będę rozmawiać. Gdy się zdenerwowałam i poszłam usłyszałam, że zachowuję się jak dziecko i nie można ze mną normalnie porozmawiać. Jestem kłótliwą osobą.

Zastanawiam się nadal. Rzeczywiście jestem kłótliwa i niewyrozumiała, czy jednak ze mną wszystko jest ok, a to jej reakcje były nietypowe? Jestem ciekawa co o tym sądzicie.

Praca

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (82)
zarchiwizowany

#70409

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czy kontroler tak może?

Pojechałam do małego miast. Niby małe, ale swoją linię autobusów ma. Jechałam autobusem na dworzec PKP, a mając tego dnia pecha wcześniejszy nie przyjechał, a ten przyjechał kilka minut po zasie, więc wiedziałam, że będę biec na pociąg. Jadę sobie tym autobusem, widzę przez okno, że pociąg już stoi, więc ustawiam się w drzwiach.
Wychodząc odbijam się od brzuchatego Pana, który całą swoją osobą zasłania wejście do autobusu i nie pozwala wysiąść, bo on wyciąga odznakę (blaszka na sznurku) i chce sprawdzić mój bilet. Mam dużo szczęścia, że schowałam go do kieszeni i szybko wyciągnęłam bo jak dobiegłam do pociągu, to już gwizdali na odjazd. Gdybym schowała bilet do portfela albo gdzieś do torebki nie zdążyłabym na pociąg, a był to ostatni pociąg, który jechał tam gdzie chciałam.

Czy kontroler ma prawo zablokować wyjście komuś kto wysiada na tym samym przystanku co on wsiada?

autobus

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 33 (115)
zarchiwizowany

#70391

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem promotorką, a praca z ludźmi powoduje wiele miłych i piekielnych sytuacji. Lubię swoją pracę, nie jest ciężka, większość ludzi jest neutralna ("nie dziękuję"), ktoś powie coś miłego, kilku minutowa rozmowa najczęściej miła i idziemy dalej. Niestety zdarzają się kwiatki, oto przykładowe (może być dużo):

- Brak kultury. Na, jak mi się wydaje, miłe "dobry wieczór, zapraszam tu i tu" reakcja typu "spie..sznie się oddalaj" wyzwiska i nawet groźby. Ja rozumiem że to już 15 raz w ciągu 2 minut w których ktoś proponuje Ci klub, piwo gratis, czy inne cuda, ale to nasza praca. Zwykłe "nie" wystarczy.

- Groźby. Kim trzeba być, aby do drobnej dziewczyny, 160cm wzrostu, na oko lat 20 reagować agresją i groźbami? Nie tylko "typowy Seba z osiedla" ale wydawałoby się porządny koleś grozi mi pobiciem. Naprawdę, ego rośnie im wtedy?

- Propozycje seksu. Nie jestem desperatką, która zacznie całować po rękach i dziękować każdemu kto chce mi dać kasę za pieniądze. Nie ważne jakie, naprawdę.

- Nawracanie. "Znalazłabyś sobie porządną pracę." Już mam taką. Jest naprawdę dobrze płatna, dodatkowo jest lekka, mili ludzie ze mną pracują i mam normalną umowę. Przykładowo tyrając (nie pracując) w sklepie po 12h mogę liczyć na najniższą krajową, może czasami trochę więcej. Raz przepracowałam miesiąc, wypłata do ręki, umowa jakoś do mnie nie dotarła (och jakie to dziwne), dodatkowo bóle kręgosłupa, bo dźwiganie ciężarów. To ma być "porządna" praca? Wolę swoją ;)

rynek

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (34)

1