Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

dab68

Zamieszcza historie od: 12 września 2011 - 21:08
Ostatnio: 28 października 2023 - 19:05
  • Historii na głównej: 8 z 11
  • Punktów za historie: 7731
  • Komentarzy: 51
  • Punktów za komentarze: 458
 
zarchiwizowany

#40959

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O tym, że nawet nudne szkolenia mogą mieć głębszy sens...
Onegdaj w pracy zorganizowano nam szkolenie BHP. Wiecie, jakie to ciekawe :)
Ze stanu lekkiej katatonii wyrwała mnie dopiero końcowa część spotkania, gdy prowadzący opisywał, jak sobie radzić w szkole z różnymi przypadłościami wśród uczniów (omdlenia, złamania, itp.).

Minęło trochę czasu.
Dzień, w którym to się stało, niczego nie zapowiadał. Ot, zwykła porcja śmiechu i radości, a także lekkich nerwów - jak to w szkole. W jednej z klas zrobiłem sprawdzian z przeczytania "Dziadów" - no i trochę jedynek wpadło. Na dużej przerwie miałem dyżur na zewnątrz. Spaceruję powoli, rozkoszując się grzejącym jeszcze wakacyjnie słoneczkiem i podchodzę do miejsca, gdzie mur szkolny tworzy maleńki zakątek, szczególnie ulubiony przez brać uczniowską na różnorakie spotkania.
Mam już mijać statecznym krokiem to miejsce, gdy nagle usłyszałem własne nazwisko. Podszedłem więc - tak, nie myliłem się, przypałowany przeze mnie kilkanaście minut temu uczeń snuł najróżniejsze teorie spiskowe na ten temat, co chwilę wplatając jak mantrę wypowiedź: "Ten pieprzony (tu moje nazwisko) może mnie w dupę pocałować!"
Wszedłem więc w towarzystwo i słodkim głosem rzekłem:
- Ławrowski (nazwisko zmienione), co prawda najpierw wolę kino i kolację, no ale dla ucznia wszystko... No to ściągaj spodnie!

Grupka już wcześniej wpadła w stupor, Ławrowski przypominał słup soli, no i zdarzyło się nieszczęście. Kompletnie zaskoczonemu wpadł nie do tej rury, co trzeba fragment jakiegoś śmieciowego żarcia, którym się aktualnie raczył.
Gostek zaczął charkotać i zdradzać ewidentnie objawy zakrztuszenia. Mnie banan zniknął z twarzy, no bo widzę, że wyraźnie nie udaje. Kumple w tym momencie odzyskali czucie w kończynach i wykonali szybki manewr nożny.
Klepnąłem więc gostka kilka razy tak, jak nam tłumaczył prowadzący szkolenie i wróciły mu naturalne barwy twarzy.
Oczywiście nastąpiło sakramentalne, że on przeprasza, że już nigdy, itd.
To chyba ja się okazałem piekielnym...

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 289 (323)
zarchiwizowany

#23840

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
I jeszcze raz ja w roli piekielnego tatusia.
Wstęp
Jak doskonale wiecie, każda rodzina wytwarza swój własny zespół pewnych zachowań, zabaw, tekstów, itd.
Nasz młody był fanem historii o psiaku. Stworzyliśmy sobie taką weekendową zabawę, że gdy leżeliśmy z żoną w łóżku, ja ją obejmowałem, a ona wołała syna. Ten wpadał do łóżka z impetem i krzycząc: "W szczeniaku siła"! boksował mnie swoimi piąstkami, aż wreszcie "pokonany" musiałem mamę puścić i za chwilę przytulaliśmy się wszyscy.
Historia właściwa - znam ją z relacji żony
Syn chodził już do przedszkola. Pewnego dnia była tam zaproszona żona na przygotowany przez dzieci Dzień Matki. Wiadomo - ciastko, kawa, wierszyki dzieci, laurki - no, te klimaty. Po uroczystości przedszkolanka prosi żonę na chwilę rozmowy, po czym w zaciszu gabinetu informuje ją, że ona jako pracownica tej instytucji może jej pomóc, że żona nie musi się godzić z taką sytuacją, że są instytucje, organa i procedury na takie sytuacje. Małżonka zastygła, po czym wyjąkała pytanie co do istoty tej rozmowy.
Okazało się, że kilka dni przed imprezą pani rozmawiała z dziećmi na temat ich relacji z rodzicami. Przy jednym z pytań dzieci miały określić rodzaj panujących w ich rodzinach stosunków - oczywiście cała rozmowa była prowadzona bez zbytniego wścibstwa, na poziomie przedszkolaków. No i okazało się, że mój rezolutny syn (od małego miał tzw. "gadane") wypalił, że u niego w domu tatuś bije mamę, a on stara się ją bronić, ale jest jeszcze mały i nie daje rady.
Przedszkolanka szybko zmieniła temat rozmowy grupy, po czym o wszystkim została powiadomiona dyrektorka - i stąd ta rozmowa z żoną.
Małżonce przeszło trochę osłupienie i zaprzeczyła, aby w nasze rodzinie panowała przemoc domowa. Przedszkolanka zaczęła ją namawiać, żeby "przestała mnie kryć", bo próby zaprzeczania i udawania, że nic się nie stało, nie są metodą walki z patologiami rodzinnymi. Tu jeszcze dodała, jak to nasz syn ze szczegółami (ten jego okrzyk)opisał, jak wygląda to moje dręczenie.
No, wtedy wszystko się wyjaśniło. Pani żona wybuchnęła śmiechem i wyjaśniła zaskoczonej nauczycielce, jak sprawy wyglądały. Tak więc uważajcie, co robicie i mówicie przy waszych szkrabach, bo może być różnie... :)

dom/przedszkole

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 295 (317)
zarchiwizowany

#17326

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed paru lat, przedstawiająca, jak piekielnymi potrafią być dzieci. Byłem początkującym nauczycielem w szkole podstawowej, sytuacja miała miejsce w czasie mojego dyżuru na przerwie.
Brodzę sobie wśród dziatwy szkolnej - raz, że Bozia dała mi słuszny wzrost, a dwa, dyro dał mi dyżur w części zajmowanej przez nauczanie początkowe. Przechadzam się, zanurzony w ultradźwiękach emitowanych przez młode paszcze, gdy nagle widzę następująca sytuację.
Oto z klasy wybiega uczeń (2 klasa), zanosząc się od płaczu. Nawet w tym hałasie dotarło też do mnie, że jednocześnie coś krzyczy. Zanim zdążyłem zareagować, podbiegł do kąta, położył się na podłodze (cały czas płacząc i coś wykrzykując). Dostałem zastrzyk adrenaliny i podbiegłem do niego (J-ja,U-uczeń, imię zmienione).
J (nachylając się nad nim)
-Robercik, co się stało?! Dlaczego płaczesz?
U (cały czas rozszlochanym krzykiem)
-JA NIE CHCĘ UMIERAĆ, NIE CHCĘ, NIE CHCĘ!
J
Ależ nie umrzesz, co się stało?
U
Nie chcę umierać, babcia powiedziała, że gdy się będę żenił kupi mi komputer, ja nie chcę umierać!
J
Daję słowo, że nie umrzesz dzisiaj - dlaczego w ogóle przyszło ci do głowy, że umrzesz?
Po kilku minutach uspokajania chłopca, okazało się w czym rzecz. Zaraz na początku przerwy bawił się swoim kompletem pisaków. Zasadniczym elementem zabawy stało si pomalowanie sobie języka na różne kolory. Kumple z klasy, którym postanowił pochwalić się swoim "pomysłem" stwierdzili autorytatywnie, że jego dni są policzone, a tak zatruty pisakami organizm, nie przeżyje przerwy. No cóż, musieli być naprawdę przekonujący...

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 234 (280)

1