Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

groszkowa

Zamieszcza historie od: 22 listopada 2010 - 17:55
Ostatnio: 12 października 2016 - 23:51
  • Historii na głównej: 19 z 24
  • Punktów za historie: 13797
  • Komentarzy: 183
  • Punktów za komentarze: 1571
 

#10720

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracując jakiś czas na infoliniach różnych instytucji, miałam okazję poznać chyba wszystkie typy piekielnych klientów. Do moich "ulubionych" zaliczam klientów roszczeniowych ("pani mi to załatwi już, bo ja tak chcę"), dociekliwych ("dlaczego tak się nie da, skoro mój kolega tak miał"), kombinatorów ("a jeśli zrobimy tak i tak, to da się to jakoś obejść?") i celebrytów ("czy pani wie, kim ja jestem?!").

Z doświadczenia wiem też, że ludzie, którzy najmniej płacą za daną usługę mają roszczenia z kosmosu, nieważne czy chodzi o oprogramowanie, pakiet telewizji cyfrowej, bilet tanich linii lotniczych czy obsługę konta bankowego. Im mniejsze koszty ktoś ponosi, tym większe robi awantury - proste.

Zdarzyło mi się pracować na infolinii pewnej telewizji cyfrowej. Jak wspomniałam w innej historii, klientów piekielnych było ta co niemiara, ale ta pani na długo pozostanie w mojej pamięci.

Otóż pani była "abonamentem" telewizji cyfrowej i miała najtańszy możliwy pakiet (wówczas coś ok 16zł/mies), dodatkowo z promocyjnym rabatem, więc płaciła ok. 8 zł miesięcznie.
W ramach tej samej promocji mogła przez pierwsze trzy miesiące trwania umowy oglądać wyższy pakiet, a po upłynięciu tego czasu dostępne kanały wróciły do wersji podstawowej.

Pani zorientowała się, że gdzieś zniknęło jej kilkanaście kanałów i dzwoni z pretensjami, że co to, że jak to, że jak tak można? Że przecież miała i ten kanał i tamten kanał, a teraz nie ma. Ona je chce z powrotem i to już!

Tłumaczę jej grzecznie, że zgodnie z zasadami promocji (tu odczytałam stosowny punkt regulaminu) po trzech miesiącach pakiet wraca do wersji podstawowej. Pani krzyczy, że jaki regulamin, że ona nie czytała żadnego regulaminu, ona chce swoje programy, teraz, już, natychmiast.
Tłumaczę, że nieznajomość regulaminu nie zwalnia z obowiązku jego stosowania to po pierwsze, a po drugie na umowie ma napisane, że przeczytała i akceptuje rzeczony regulamin. Jeszcze kilka minut takiej bezowocnej rozmowy, ona swoje, ja swoje, wreszcie pani nie wytrzymała i krzyczy:

- Pani jest bezczelna! Ja pani pensję płacę, a pani tak mnie traktuje! Skandal! - po czym przerwała połączenie. Niestety, nie zdążyłam jej powiedzieć, że koszty jej miesięcznego abonamentu nie pokrywały nawet godziny mojej pracy...

Telewizja cyfrowa

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 426 (472)

#10457

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zainspirowana ostatnimi historiami dotyczącymi piekielnych kierowców, postanowiłam opisać historię swojej koleżanki. Choć w sumie nie wiem, czy to ona była piekielna, czy jaśnie pan kierowca...

Pracowałam kiedyś w pewnym miejscu, które było usytuowane w idiotycznym komunikacyjnie miejscu. Żeby dostać się z przystanku do miejsca pracy, należy przejść przez trzypasmową ulicę z małą wysepką pośrodku, bez świateł. Zdarzają się tam wypadki śmiertelne.

Niestety, większość kierowców kulturą nie grzeszy i nie chce im się zatrzymywać przed pasami, więc często trzeba czekać aż pobliskie rondo odrobinę się zakorkuje, żeby można było przejść. Czasem jednak ktoś się zatrzyma, aby przepuścić pieszych, albo kiedy zbierze się większa grupka.

Tego dnia koleżanka miała farta, z jednej strony ulica pusta, więc spokojnie doszła do wysepki. Czeka na wysepce, jakiś samochód zatrzymuje się, żeby ją przepuścić... niestety, kierowca jadący sąsiednim pasem nie był tak wspaniałomyślny. Jadąc z prędkością znacznie większą od dozwolonej, minął ją dosłownie o milimetry, dziewczynę aż obróciło. Zatrzymał się kilkanaście metrów dalej, ale bynajmniej nie po to, żeby sprawdzić, czy nic jej się nie stało, tylko żeby obejrzeć swój drogocenny samochód.

Koleżanka, co tu dużo mówić, ma gadane, w kaszę sobie nie da dmuchać, a że dodatkowo adrenalina ją napędzała, ruszyła w stronę gościa. Wyskoczył do niej z pyskiem, że o tu ma ryskę na lakierze i że ona będzie za to płaciła. Koleżanka nie zdzierżyła i po prostu obiła mu twarz. Należało się, nie? Facet wyskoczył do niej, że to napaść, że on to zgłosi, że po policję dzwoni. Zadzwonił. Na jego nieszczęście, całe zdarzenie widziała grupka pracowników naszej formy, która w międzyczasie dojechała kolejnym tramwajem i czekała po drugiej stronie ulicy.

Policja przyjechała, pytają co się dzieje. Jaśnie pan kierowca na to, że koleżanka mu wtargnęła na pasy, a potem go napadła, że on tego tak nie zostawi, że mają ją aresztować (!), że on ma znajomego prokuratora... Oczywiście został zakrzyczany przez tłum, ale to nie było to, co go uciszyło. Mianowicie kiedy panowie policjanci poprosili o dokumenty, okazało się, że pan kierowca ma nieważny dowód rejestracyjny i nie posiada aktualnego OC.

Pan kierowca, jak widać, bardzo się spieszył, ale gdziekolwiek miał być, raczej tego dnia tam nie dotarł. A koleżanka miała tego dnia wyjątkowego "farta" do piekielnych, ale to materiał na zupełnie inną historię...

pewne przejście dla pieszych

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 446 (548)

#9811

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu w jednym sklepów w mojej rodzinnej miejscowości pracowała kasjerka/ekspedientka, która zawsze miała pod górę i sprawiała wrażenie, jakby pracowała tam za karę. Wszystko jej było nie tak, źli klienci, zła praca, zła płaca...
Musiałam trafić na jej wyjątkowo zły dzień. Skasowała moje zakupy, burknęła ile się należy. Podałam jej banknot 50zł, po czym kasjerka wydała mi resztę i oddała moje 50zł. Zwróciłam jej uwagę, że się pomyliła, na co pani kasjerka nawrzeszczała na mnie, że co to ja sobie wyobrażam, że jak śmiem ją poprawiać, że ona chyba lepiej wie ile ma mi wydać. Niestety, za nic nie dała sobie wyjaśnić, że to na swoją niekorzyść się pomyliła, a na temat mojej "bezczelności" nasłuchała się jeszcze kobieta, która stała za mną w kolejce.
Tak oto zrobiłam pierwsze w życiu zakupy sponsorowane przez panią kasjerkę :)

sklep spożywczy

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 575 (621)

#9853

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia marchewki przypomniała mi moją, dosyć podobną.

Pracowałam kiedyś na infolinii pewnej telewizji cyfrowej. Piekielnych klientów było tam co niemiara, a i dziwić się nie ma czemu, bo niejasności w umowach było sporo, a dystrybutorzy kręcili jak mogli, byle więcej umów sprzedać.

Któregoś dnia trafił mi się klient piekielny, z gatunku tych dociekliwych. Coś mu się nie zgadzało w umowie, niby kolidowało z regulaminem promocji i spędziłam z nim na linii dobre pół godziny, analizując punkt po punkcie rzeczoną umowę wraz z regulaminem i tłumacząc, dlaczego jego (klienta) interpretacja niektórych zapisów nie jest prawidłowa, bo różna od jedynie słusznej interpretacji firmy.

Klient był poirytowany, ja też, no bo ile można tłumaczyć jedno zdanie? W pewnym momencie spytał mnie o imię i nazwisko. Przedstawiłam się, nastawiając się w duchu na to, że będzie składał na mnie skargę i słyszę w słuchawce stukanie w klawisze klawiatury, następnie parsknięcie i klient odzywa się tymi słowy:

- Znalazłem panią na naszej klasie. Ależ jest pani brzydka! Nic dziwnego, że musi pani pracować na infolinii. Do widzenia. - Po czym najzwyczajniej w świecie odłożył słuchawkę...

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 717 (825)