Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

inmymind

Zamieszcza historie od: 14 marca 2013 - 8:14
Ostatnio: 4 września 2015 - 22:36
  • Historii na głównej: 6 z 9
  • Punktów za historie: 3610
  • Komentarzy: 510
  • Punktów za komentarze: 2543
 

#67041

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak z okazji Dnia Ojca mi się przypomniało.

Pewien facet poznał kobietę - oboje w wieku reprodukcyjnym; poznali się pokochali, ciąża.

Sytuacja, gdy dzieciak ok. wówczas trzyletni. Dumny tata opowiada znajomej jakie to z jego synka mądre dziecko:

- Ty wiesz jaki on sprytny jest? Jaki cwaniak? Hehe, na przykład podejdzie do ciebie, powie "Ciocia, daj batonika", a ty powiesz "Nie mam", to on ci wtedy odpowie: "to ch*j ci w d*pę!" Hahaha....

Brawo!

wychowanie

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 397 (463)

#64703

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mała kamienica - jedno mieszkanie na parterze, jedno na piętrze i jeszcze jedno - maleńkie na strychu. Mieszkali od góry: babcia, niżej wnuczka z mężem, na parterze wnuczek z żoną. Kamienica należała do syna babci, a ojca wnucząt, który sam mieszkał gdzie indziej. Pewnej późnej zimy babcia zalała mieszkania wnuczki i wnuka - tyle wody popłynęło, że hoho, mniejsza o powód. Babcia przez lata opłacała ubezpieczenie w Powszechnie Znanej Ubezpieczalni (tak, skrót ten sam), m.in. od takich zdarzeń.

Zgłoszenie szkody poszło, przyszedł rzeczoznawca. Sytuacja o tyle "trudna" dla pana z PiZetjU, Że trzeba było chyba ze trzy razy tłumaczyć powinowactwo rodzinne i zależności finansowo-prawne dotyczące braku umów na wynajem mieszkań (dzieci ojcu nie płaciły za wynajem, czego pan rzeczoznawca nie potrafił objąć najprawdopodobniej rozumkiem).

Wszystko ładnie, pięknie, numer sprawy nadany, czeka sprawca i poszkodowani na decyzję, ile się należy.

A gó.. figa się należy! Dlaczego? Bo to rodzina jest! Napisane oczywiście tzw. prawniczym bełkotem.

pizetju

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 267 (363)

#61748

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Staż z dotacją z UE. Umowa wygląda (na ten konkretny staż) tak: pięć pełnych miesięcy płatnego przez UP stażu + minimum trzy pełne miesiące pełnego etatu płatnego przez pracodawcę.

Ostatni dzień stażu chłopaka, dzwoni ktoś z UP:
(UP) - Wy tam macie stażystę i on kończy staż..
Przerywam facetowi w pół zdania:
(ja) Tak, tak, już mam wszystkie dokumenty, umowa o prace będzie podpisana zaraz pierwszego dnia po podpisaniu stażu...
Tym razem przerywa facet.
(UP): Tak, ale ja nie o tym. Bo jak mu się kończy ten staż to dobrze by było gdyby tu się zgłosił, ja wiem, że go zatrudnicie, ale musimy zrobić oficjalnie ofertę pracy, już nawet bez podpisu kogoś od was, ja to już zrobię wszystko sam, żeby u nas w papierach było. Tylko pan, który był na stażu musi tu podejść do mnie i podpisać nam dokumenty, że mu tą pracę znaleźliśmy...

Reszty nie ma sensu powtarzać - w skrócie - chociaż to wynika z umowy i żadnej oferty pracy byśmy nie składali, bo niby po co?, to UP robi taki myk, że niby oni powiązali bezrobotnego z pracodawcą i znaleźli mu pracę. Statystyki lecą w górę, w papierach jest super, prawdopodobieństwo, że ktoś zacznie grzebać i zorientuje się, że jedno wyklucza drugie jest niewielkie, więc wszyscy są zadowoleni.

Taki mały wał. Można mniemać, że robi się tak wszędzie.

statystyka PUP

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 644 (700)

#58819

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Urząd Skarbowy - jak wiele innych instytucji i firm, przyjmuje do siebie stażystów wysłanych przez Urząd Bezrobotnych (mianujący się Urzędem Pracy).

Zasada jest taka, że do instytucji tego typu (czyli np. też sąd) przyjmuje się wyłącznie ludzi o czystej kartotece.

Siedzi sobie jeden z nowych narybków na tzw. okienkach przy porządkowaniu jakichś dokumentów - ksero czy inne "kopertowanie" ważnych danych. Ważne - stażyści mają pozakładane konta do programów, na których pracują - każdy program to dostęp do tysięcy wrażliwych i to bardzo danych obywateli danego regionu.

Jedna z petentek przygląda się narybkowi, przygląda i zaniepokojona pyta pana w informacji czy może z kimś od stażystów porozmawiać. Przychodzi pani kadrowa. Po krótkiej rozmowie z petentką, potem po rozmowie telefonicznej z kimś z Urzędu Bezrobotnych okazało się, że skierowali na staż do skarbówki chłopaczka, który miał już jakieś wyroki w zawiasach. Dwa. Za kradzieże. Ktoś w PUP najwyraźniej przeoczył tą jakże ważną informację...

Wyobraźcie sobie, jakie dane ma do wglądu stażysta i co może z tym zrobić...

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 441 (543)

#49195

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zniszczono w toalecie budynku, którym zarządzamy, jedną z baterii umywalkowej. Po skutku widać, że w tą "wajchę" od kranu ktoś ostro przygrzał ręką, jeśli nie nogą - niestety, "bohater" miał pecha przy tym, bo po ilości krwi widać, że sam sobie zaszkodził.
Winnego wątpliwe, że znajdziemy, więc baterię tylko wymieniliśmy.

Po kilku dniach do biura zawitał pan [P] z nastoletnim synem.

[P] - Dzień dobry, chciałem zgłosić, że syn rozwalił sobie u państwa rękę.

Patrzę na obandażowaną dłoń nastolatka i żaróweczka!

[J(a)] - O! To już wiemy, kto nam zniszczył baterię! Świetnie się składa, bo...
[P] - Ale jak to?!? Syn sobie rozwalił rękę w waszej łazience! Żądam jakiegoś zadośćuczynienia. Jakiegoś odszkodowania.
[J] - Dobrze, najpierw jednak pójdziemy zobaczyć baterię, syn pokaże jak sobie uszkodził rękę podczas normalnego używania kranu, a potem możemy rozmawiać na temat zapłacenia nam za szkody - wszystko wypowiedziane z najlepszym uśmiechem na jaki mnie stać.
[P] (odgrażając mi się burknięciami pod nosem, ale jednocześnie wycofując się z biura) - Co to za porządek, pani jest bezczelna, ja idę z synem zobaczyć jak to wygląda i jeszcze tu wrócimy!

Oczywiście nie wrócili. Jakim idiota trzeba być, żeby niszczyć mienie innych? Jakim idiotą trzeba być, żeby wmawiać rodzicom, że "to nie moja wina, to źle zamontowana bateria? I wreszcie - ile tupetu trzeba mieć, żeby przyjść i żądać kasy za zniszczenie czegoś?

Gwoli wyjaśnienia - w budynku znajduje się lokal otwarty do późnych godzin, gdzie - a jakże - dostępny jest i alkohol i pewnie to właśnie procenty dodały temu człowiekowi tyyyle odwagi do zaatakowania baterii....

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 635 (673)

#49024

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zaszłam w ciążę, w związku z tym w odpowiednim czasie należało znaleźć kogoś na moje miejsce do pracy. Z uwagi na fakt, że miało to być tylko tymczasowe zastępstwo, po prostu nagłośniliśmy z lekka sprawę wśród znajomych firm, może ktoś ma kogoś zaufanego, akurat bez pracy.

Tu gwoli wyjaśnienia - na umowie mam co prawda "sekretarka", ale ci, którzy spotkali się z takim stanowiskiem w małych firmach chyba zdają sobie sprawy, że w pod tym pojęciem kryje się więcej niż pani podająca kawę i odbierająca telefony. I o ile jestem dokładnie zapoznana ze szczegółami wewnątrz firmy, o tyle nie chcieliśmy nikogo nowego wdrażać we wszystkie szczegóły, a już na pewno nie księgowe, którymi też się zajmuję. Szukaliśmy więc sekretarki, której zadania to właśnie telefony, kawa, drobna korespondencja i radzenie sobie z pracownikami, którym przygotowuje grafik i jest takim łącznikiem "góry" z "dołem" - czyli nie może być miętka. Dodatkowym atutem byłaby znajomość chociażby excela, na którym pracuję najwięcej. Oczywiście lojalność i dyskrecja tez ważne.

SZEF przemyślał sprawę i uznał, że najlepiej będzie jeśli jednak zatrudnimy kogoś, kto nie jest w żaden sposób spokrewniony z nikim ze współpracujących firm, a najlepiej jeśli w ogóle będzie to zupełnie obca osoba, żeby przypadkiem nie rozgadywała ważnych spraw.

Aplikacji było 6, w tym znajomy mojej mamy, który został odrzucony na wstępie za płeć, chociaż obsługę daleko poza ms office miał w małym palcu - no ok, w końcu to wizytówka firmy i kobieta łagodzi obyczaje. Jedna kobieta odrzucona, bo została polecona przez najbliższa nam firmę, bo "pewnie będzie donosić". Inne odrzucone z różnych powodów, w tym - z komputerem to tylko czaty i inne...

Ale pojawiła się, przypadkiem zresztą, ONA - nazwijmy ją Lola. Lola była wygadana, niebrzydka, była blondynką i miała ładny uśmiech, a co najważniejsze nie była stąd - nikogo nie znała, mieszkała u faceta, którego poznała przez internet jakiś czas temu... Zarzekała się, że na komputerze się zna, a jak czegoś nie wie to szybko i chętnie się uczy. Nic - tylko brać. Wyraziłam powątpiewanie czy da radę, ale szef twierdził, że na pewno.

Zaczęło się od kilku dni, podczas których miałam ją przygotować, zaznajomić z firmą. A co interesowało Lolę? Czy szef mnie podrywa? Bo ona by nie chciała... Z której strony podaję gościom kawę, dlaczego w moich wyliczeniach (tak w przybliżeniu) np. godzina i 40 minut razy 30 wychodzi 50, skoro 1,4*30 = 42 - i to pozostało niewyjaśnioną zagadką mimo godzin(!) tłumaczeń i przeliczania systemu dziesiętnego na inny, nie dało jej spokoju mimo tłumaczenia, że ona i tak nie liczy tego sama tylko przygotowany program (ba! tabelka w excelu), do którego ma wpisać tylko tak lub nie...

Ale najlepsze było kiedy już została sama. Czasem szybko trzeba było coś załatwić, ale ona telefonu nie wykonywała do razu, bo - uwaga - wstydziła się przy szefie... Tu muszę dodać, że z racji, że firma była taką firmą-córką czegoś większego, to zdarzało nam się dostawać tymczasowych pracowników i na krótko przed moim odejściem dostaliśmy też kobietę - nazwijmy ją Wioleta. Więc z Wioletą Lola znalazła wspólny język, ba! mimo dzielących je różnic wieku, wykształcenia, rodziny (W. miała 5 dzieci) zostały przyjaciółkami. Zdarzało się, że Lola znikała gdzieś z Wiolą, w całym budynku szukanie kobiet, bo może jakiś wypadek, a one zamknięte w jakimś magazynie, po cichutku pitu-pitu i malowały sobie paznokcie. A to stwierdziła Lola, że ona na konferencję żadnej kawy parzyć nie będzie, bo ona nie jest tu od tego i zażądała od pań sprzątających, żeby one się tym zajęły. A to do najbliższej nam firmy chodziła na dwugodzinne kawki, gdzie - nie wiadomo skąd mając te dane - wyjawiała ile kto dokładnie zarabia. Albo plotkowała na temat rzekomego romansu szefa z właścicielką innej firmy. Wszystko w asyście Wiolki, z która podobno szef też chciał romansować.

Przyszedł czas, że Wiolka skończyła swoją karierę, a na jej miejsce przyszła inna kobieta, w dodatku dokooptowana do biura pani Loli, niech będzie to Karolina. Dziewczyna całkiem normalna, zdezorientowana z lekka taką "pracą" w biurze.

Już pierwszego dnia, podczas pierwszej godziny spędzonej razem Lola poinformowała kto z kim romansuje, ile zarabia, z kim współpracuje, wyciągnęła jakimś cudem od Karoliny informacje o jej narzeczonym, zbliżającym się ślubie, wykształceniu i nie tylko, którymi nie omieszkała podzielić się z mamusią - oczywiście w towarzystwie K. Bo tu trzeba napomknąć, że mamusia w życiu Loli odgrywała bardzo ważną rolę - zanim Lola przyszła na moje miejsce, musiałam z kobietą porozmawiać i wyjaśnić dlaczego dopiero pierwszego dnia dostanie umowę o zastępstwo, a nie kiedy jeszcze jestem w pracy. To samo jeśli tyczy się biurowej kasy i protokołu przekazania...
Tych historii było wiele, co rusz dochodziły do mnie jakieś wiadomości i błagalne spojrzenia "szybko wracaj" nie tylko pań sprzątających, nie tylko pracowników, ale też szefa - o tym zaraz.

Przed moim powrotem przyniosłam dokumenty do szefa, a moim oczom ukazał się widok jak z biura turystycznego - na całym wielkim biurku porozkładane gazety, katalogi różnych firm kosmetycznych i siedzącą Karolinę, za chwilę do biura wkroczyła Lola - koszulka na ramiączkach(!), krótkie spodenki (!!) i japonki, dzierżąca w dłoni telefon i rozmawiająca z mamusią; czyli wizytówka firmy, pracownica biura...

Czym tak naprawdę zajmowała się Lola pod moją nieobecność? Odbierała telefony, odbierała pocztę i... to wszystko. Cała robotę odwalał za nią szef razem z pracownikami (fizycznymi!). Czemu szef jej nie zwolnił, chociaż jak najbardziej miał do tego prawo? Aaaa, bo nam kłopotów narobi... A skoro nawet Lola nie usłyszała od szefa, że coś robi nie tak to była pewna, że szef da jej moją pracę, a mnie zwolni.

Minęło kilka lat od kariery Loli w naszej firmie, a do teraz szef odbiera telefon zanim zdążę wyciągnąć rękę po słuchawkę...

kariera biurowa

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 609 (717)

1