Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ivrin

Zamieszcza historie od: 15 sierpnia 2015 - 12:38
Ostatnio: 28 czerwca 2016 - 13:46
  • Historii na głównej: 1 z 4
  • Punktów za historie: 335
  • Komentarzy: 44
  • Punktów za komentarze: 231
 
zarchiwizowany

#72034

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam. Historia będzie dość długa, nie jestem w stanie powiedzieć, która ze stron jest piekielna, ale równocześnie proszę o pomoc.

Byłam z jednym, pojawił się mój były, uczucie niby wróciło, ale potem się okazało, że był naćpany, wspierał mnie nasz wspólny kolega, obecnie mój chłopak [M]. Historia będzie właśnie o nim.
Jest rok młodszy ode mnie (ma 17 lat w tym roku), ma kuratora za pobicia i narkotyki. Z narkotyków wyszedł już dość dawno a co do pobić... cóż.. teraz to już raczej stare porachunki i niewyjaśnione sprawy. W każdym razie wychodzi na prostą i staram się jak najbardziej go w tym wspierać. Nie zdał w trzeciej gimnazjum i siedzi tam teraz drugi rok. Co prawda do nauki ciężko go zagonić, ale staram się pomóc i w tym chociaż sama orłem nie jestem.
Kolejna sprawa jest taka, że jest punkiem. Nie mówię tylko o preferowanym gatunku muzycznym, ale również nie śmierdzi :P Zwyczajnie nosi glany, bojówki, luźne koszulki i ma irokeza.
Ponad to ma trzy lata starszą siostrę (skończyła plastyka i ma narzeczonego, z którym teoretycznie mieszka) i młodszego brata, ale nie jest on niezbędny w tym temacie.
Tyle tytułem długiego wstępu :)

Historia właściwa
Jego rodzice nienawidzą jego stylu bycia, ubioru, jego wagarów i złych ocen (w sumie to dość zrozumiałe), nie akceptują go, a najchętniej by go wyrzucili z domu (w sumie pare razy już tak zrobili, chociaż zawsze po jakimś czasie kazali mu wracać). Jedyna okazja kiedy może wyjść z domu to kiedy idzie do szkoły. Po prostu piekło.
Jego siostra zawsze była faworyzowana. Nie raz jej pomógł (nachalni faceci, krył ją przed rodzicami, gdy potrzebowała pieniędzy, on zawsze coś ogarnął. Po prostu oddał jej swoje życie bo zajmował się tylko nią). Jej rodzice na nią dmuchają i chuchają żeby tylko było jej dobrze. Czemu teoretycznie mieszka z narzeczonym? Bo i tak jest u nich w domu jak tylko nadarzy się okazja. Oczywiście jej narzeczonemu mój chłopak również pomógł.
[M] pracuje na czarno. Jego rodzice o niczym nie wiedzą i w sumie się nie interesują. Ale jak tylko widzą, że skądś ma pieniądze, biorą od niego trochę. Na ogół 1/3. Dlaczego? "Bo twoje utrzymanie nas za dużo kosztuje" ([M] nawet kupuje własne jedzenie, bo mu każą). Ostatnio zabrali mu buty i kurtkę (dali mu jakąś cienką kurteczkę i adidasy pomimo że nadal potrafi być bardzo zimno) i powiedzieli że to sprzedadzą. Powód? To co wyżej. Bo ich za dużo kosztuje. A to że oni nie wydali na te rzeczy ani złotówki tylko on to sam kupił to ich już nie interesuje. To się stało 3 dni temu. Dzisiaj sytuacja już gorsza. Jego siostra "nakablowała" na niego, że jestem z nim (jego rodzice nie widząc mnie ani razu na oczy stwierdzili, że na 100% jestem ćpunką, pewnie kradnę i jestem kobietą lekkich obyczajów). W tym momencie jego matka stwierdziła, że pewnie będzie z nim "jeszcze gorzej". Zastanawiają się nad wysłaniem go do monaru. Do tego teraz będzie codziennie sprawdzać jego plan lekcji i dzwonić jak tylko minie 15 minut od dzwonka czemu go jeszcze w domu nie ma (mieszka bardzo blisko szkoły). Generalnie 0 życia. [M] stara się jak może żeby chociaż trochę ogarnąć tą sytuację, ale co rusz dzieje się coś nowego.

Mam zaprzyjaźnionego prawnika, który obiecał pomóc i doradzić, ale może da się to załatwić w jakiś inny sposób niż prawny? Bardzo się o niego martwię. Wiem że po części on sam jest sobie winny, ale nie popadajmy w skrajności, zwłaszcza że chłopak bardzo się ogarnął. Proszę was drodzy piekielni o rady.
I przepraszam, że tak długo i za wszystkie błędy. Jestem zwyczajnie załamana tym co się dzieje i nie mogę dojść do siebie.

problemy rodzinne

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -10 (14)
zarchiwizowany

#70228

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W chwili obecnej znajduję się w szpitalu i piszę ze szpitalnego łóżka, już po operacji (co jest dość ważne bo mimo wszystko wypoczęta nie jestem, ale spać też nie chce). Kolejną ważną sprawą jest to że jestem osobą nie wyznającą ŻADNEJ religii (dlaczego nie mówię, że jestem po prostu niewierząca dowiecie się za chwilkę).

Leżę sobie spokojnie i rozmawiam z dziadkiem przez telefon kiedy nagle wchodzi mi do pokoju ksiądz (w tej chwili jestem sama bo 2 kobiety z którymi leżałam na tej samej sali wyszły dzisiaj). Mówię dziadkowie żeby chwilę poczekał, mówię księdzu dzień dobry, na co on patrząc się na mnie dziwnie powiedział oczywiście "szczęść boże". Powiedział, że przyszedł żebym mogła komunie przyjąć. Grzecznie podziękowałam i chciałam wrócić do rozmowy. Przytoczę teraz dialogi. Oczywiście nie słowo w słowo ale chodzi o to samo.
Ksiądz: a dlaczego?
Ja: bo jestem osobą niewierzący
K: ależ jest pani wierząca! Leży pani w szpitalu i wierzy w umiejętności lekarzy!
J: ale nie wyznaje żadnej religii
K: ale została pani ochrzczona! Robi pani sobie wielką krzywdę!
J: za pół roku dokonuje aktu apostazji
K: niech pani tego nie robi!
J: a to dlaczego? Sama podjęłam taką decyzję
K: Niech pani sie tak do mnie nie zwraca! (?) Jezus panią ukara za to co zrobiła pani ze swoją wiarą! Będę się za panią modlić i odprawie mszę w pani intencji!


Wróciłam do rozmowy dopiero jak mnie pobłogosławił i wyszedł, że względu na szacunek do niego, pomimo, że on mi go nie okazał.

Powiedzcie mi jak to jest że cała obsługa szpitalna jest taka miła (ba! nawet na jedzenie nie narzekam ;]) a przyjdzie jeden ksiądz i niszczy mi humor 7h po operacji (2h po całkowitym wybudzeniu się z narkozy)?

ksieza

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (139)

#68033

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Takich historii było pewnie wiele, ale dodam coś od siebie.
Wyczułam ostatnio w lewej piersi guzka. No to szybko do lekarza, a najszybszy termin do rodzinnej to lecimy. Tam ładne skierowanie do chirurga. Potrzebne są USG i biopsja cienkoigłowa. No i w tym miejscu zaczynają się schody. W mojej przychodni terminy na USG na grudzień. Umowy nie mają z ŻADNĄ przychodnią więc nie mam gdzie zrobić. Muszę zrobić prywatnie. Jakiego rzędu są to koszty? Nie wiedzą. Co z biopsją? Może w mieście 30 minut stąd. Pani chirurg mówi, że ona pracuje w szpitalu w mieście obok, ale oni nie przyjmują pacjentów z zewnątrz (jeśli ktoś nie leży na oddziale, nie przyjmą a dostać się na oddział jest trudno). Dlaczego? Nie wie. Jak się dostać na oddział? Trzeba się klasyfikować. Czy można jaśniej? Nie wiem. A w szpitalu w innym mieście przyjmą? Pisze skierowanie. Mam nadzieje że tak bo nie wiem.

W skrócie: nie wiem...

I po co płacimy składki na NFZ?

słuzba_zdrowia

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 219 (305)
zarchiwizowany

#67949

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja miała miejsce jakieś 5 miesięcy temu. Wracałam akurat od koleżanki z innego województwa. Z okolic Olsztyna do Trójmiasta. Była godzina około 22. W PKS-ie żadnych problemów. Miły kierowca nie policzył mi nawet dodatkowo za bagaże pomimo że miałam ze sobą 2 walizki. Przejście samej z PKS na peron było męczarnią. Ale pomyślałam że za 10 minut mam SKM'kę to sobie usiądę. Tylko sobie pomarzyłam. Nadają komunikat głosowy. Podają godziny odjazdów wszystkich pociągów oprócz mojego. Na ekranie jak byk wyświetla się jego godzina odjazdu. Chciałam się przejść do kas ale stwierdziłam że może zaraz pojedzie. Godzina odjazdu minęła. Następny pociąg za godzinę. Musiałam dzwonić po ludziach. Kolega podwiózł mnie pod sam dom, oddałam mu za wachę i miałam spokój. Ale niesmak pozostał. Pozdrawiam przewoźników SKM w Trójmieście.

EDIT jechał wcześniejszy pociąg ale jego kurs kończył się na wcześniejszej stacji niż moja.

komunikacja_miejska

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -18 (22)

1