Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kooment

Zamieszcza historie od: 20 stycznia 2014 - 17:17
Ostatnio: 13 września 2014 - 19:49
  • Historii na głównej: 4 z 6
  • Punktów za historie: 2847
  • Komentarzy: 20
  • Punktów za komentarze: 75
 
zarchiwizowany

#61888

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w usługach. Sprzedaję internet i inne media. Przychodzą różni klienci, wiadomo czasami również z roszczeniami. Ale ostatnią "perełką" była Pani która chciała zwrócić sprzęt.

Była dość duża kolejka. Ale wszyscy grzecznie czekali. (Posiadamy kolejkomat - co też sprawia że nie ma "zgrzytów" wśród oczekujących pt. "bo ja byłem pierwszy"). Pani nie wiem czemu wybrała sobie mnie choć moje stanowisko jest najbardziej oddalone od wejścia.

Pani oświadczyła że nie ma czasu czekać i żąda aby przyjęła sprzęt natychmiast.( Pomijając fakt że akurat obsługuje klienta)Wywiązał się mniej więcej taki dialog:

PANI: Nie będę czekać, niech Pani przyjmie sprzęt.
JA: Bardzo chętnie przyjęłabym sprzęt ale obowiązuje kolejka, jednakże proszę zapytać osób z kolejki czy wyrażają na to zgodę.
PANI: Ale ja z Niemiec przyjechałam specjalnie w tym celu, nie będę czekać bo mam busa.
JA: Proszę zapytać osób z kolejki czy Panią przepuszczą.
Pani nieco obrażona odeszła na krzesełko ale wraca po 5 minutach znowu gdy byłam zajęta rozmową z innym klientem.
PANI: Ile trwa obsługa przyjęcia sprzętu.
JA: Góra 5 minut.
PANI: To proszę przyjąć sprzęt. Przecież to chwila. Śpieszy się mi na bus.(I znowu ona z Niemiec itp.)
JA: Rozumiem że się Pani śpieszy jak wszystkim osobom z kolejki. Proszę się zapytać czy przepuszczą Panią.

Znów obrażona odeszła. I ponownie za parę minut sytuacja się powtarza. Tym razem Pani zdecydowała że zostawi sprzęt na moim biuru i odejdzie bez potwierdzenia. Następnie na infolinii zgłosiła skargę że byłam nie miła i nie okazałam empatii nie zgadzając się na przyjęcie jej bez kolejki. Pani ani razu nie zapytała oczekujących osób czy ją przepuszczą. Komentarze innych klientów gdy wyszła: A ja z Honolulu. Ja ja z Paryża itp. (W nawiązaniu argumentu że ona z Niemiec)

klienci

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 129 (259)
zarchiwizowany

#61873

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O chorym kolanie i "bezpłatnym" NFZ

Od ponad miesiąca mam problemy z kolanem. Musiałam wreszcie przestać ignorować ból i pójść do lekarza. Oczywiście dostałam skierowanie do ortopedy. (Miesiąc czekania na wizytę z NFZ.) Ortopeda wahał się nad diagnozą więc dostałam zalecenie zrobienia USG i RTG. I tu się zaczyna historia...

Mimo że mam zalecenie ortopedy na zabieg RTG... to i tak muszę dostać skierowanie od lekarza rodzinnego. Głupota. Jakby samo zalecenie nie mogło być skierowaniem. Ale cóż.

Poszłam potulnie do swojej przychodni (wczoraj) odstałam co swoje w kolejce i grzecznie się pytam rejestrującej o możliwość zapisu do swej pani lekarz rodzinnej. Okazuje się że moja doktor ma urlop. Trudno proszę o zapis do kogokolwiek. Ale po chwili rozmowy rejestratorka proponuje mi aby zostawiła zalecenie i wieczorem mogę przyjść po już gotowe skierowanie. Super, nie muszę czekać na wizytę i idę do pracy.

Po skierowanie poszłam dzisiaj. A tu ZONK. Skierowania nie ma. Pytam dlaczego. Okazuje się że "lekarz nie może przepisać skierowania bez wizyty". Wkurzam się pytam o termin wizyty. Najszybciej 10:30 - w planie nie było opcji że drugi dzień z rzędu mogę przyjść do pracy później.

Musiałam zrobić nie małą awanturę aby wreszcie uzyskać to co chciałam. Gdyby wcześniej nie wprowadzono mnie w błąd to miałabym sprawę załatwioną poprzedniego dnia. Straciłam 20 minut w kolejce żeby się dowiedzieć "skierowania nie ma". Przecież mają telefony - trudno było poinformować?

Najśmieszniejsza była jednak wizyta u doktor w celu wypisania skierowania. Zdała jedno pytanie i wypisała. Dlatego uważam że to celowe utrudnianie ludziom życia.

Ps. Koszt usg 150zł - bo fajne nasze "bezpłatne" NFZ nie refunduje tego typu badań.

słuzba_zdrowia; nfz lekarz

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 33 (219)

#58891

przez (PW) ·
| Do ulubionych
"Pan Stalker", który dwa razy był skazany za stalking tzn. nachodzenie, naruszanie nietykalności mieszkania, spokoju itd. wystosował do nas (swoich ofiar) pozew cywilny w sprawie zadośćuczynienia. Podobno jego dobra osobiste np. zdrowie uległo pogorszeniu z tego powodu, że pana pozwałyśmy o stalking. Twierdzi, że przez nas nie może znaleźć pracy.
Pan żąda kwoty 100.000 zł odszkodowania.

Ręce opadają na myśl, że prawo (sąd) dopuszcza aby kat ścigał o zadośćuczynienie swoją ofiarę.

stalking sąd prawo

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 664 (750)

#57959

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym razem o mym piekielnym tatusiu...

Wchodząc w dorosłe życie na dzień dobry dostałam porządnego klapsa, a zaczęło się niewinnie...

Tatko namówił mnie na otwarcie działalności gospodarczej - prosty sposób na zarobienie kasy i zdobycie doświadczenia. Protestowałam, nie czułam branży jaką są ubezpieczenia, i nigdy nie czułam że potrafię być handlowcem. No, ale namówić się dałam. Podpisałam umowę agencyjną z jedną z znanych firm ubezpieczeniowych (nazwijmy firma X). Ojciec zobowiązał się, że jako stary wyga w zawodzie wprowadzi mnie w temat i dam radę - na obietnicach się skończyło.

W międzyczasie ojciec namówił mnie na kredyt samochodowcy - bo on zdolności nie ma, a ja że ufałam rodzicowi również dałam się namówić. Miał dawać mi kasę na raty, a sam użytkować auto.

Po roku działalności zawiesiłam ją, studiowałam, miałam trudną sesję, a kasy z tego żadnej, nie widziałam w tym sensu. I wtedy się zaczęło...

Miesiąc później dowiedziałam się, że mam wobec firmy X zobowiązanie na bagatela 25 tysięcy zł. Zobowiązanie to powstało, bo wg wiedzy firmy X pobrałam składki od klientów i ich nie wpłaciłam na konto firmy. Ponieważ sama nigdy żadnego ubezpieczenia nie zrobiłam, a tym bardziej nie wzięłam żadnej składki, zapytałam o sprawę ojca.

Ojciec przyznał się, że faktycznie wziął składki, ale nie mógł ich wpłacić bo niby ZUS mu konto zablokował.

Sprawa była poważna, firma X chciała mnie ścigać przez prokuratora i policję. Z pomocą mamy (obie wzięłyśmy na ten cel kredyt) uregulowałam dług, bo oficjalnie wszystko było na moją firmę.

Oczywiście straciłam tym samym zaufanie do ojca i poprosiłam do zwrot auta. I tak pojawiły się dalsze problemy...

Kredyt we frankach szwajcarskich nagle zaczął drożeć (opisywane wydarzenia działy się między 2007/2012). Nagle zaczęłam płacić coraz większe raty za samochód, którego nie miałam. Miał go piekielny tatuś i za nic nie chciał oddać. Na nic oficjalne pisma, wezwania do zapłacenia raty, nic, zero reakcji. Zmuszona zostałam do uruchomienia drogi prawnej.

Gdy zgłosiłam do prokuratora zawłaszczenie sprawę umorzono, bo umowa między mną a ojcem ma znamiona umowy użyczenia, a zatem jest to sprawa cywilna.

I tu kolejna przeszkoda. Sprawa prosta jak konstrukcja cepa. A) kredyt na mnie B) właścicielem pojazdu wg dowodu rejestracyjnego jestem ja i bank. C) ja płacę raty na co mam dowody D) pozwany piekielny ojciec nie płaci rat do czego się zobowiązał, a na co mam dowody. E) mam dokument coś na kształt umowy użyczenia że samochód jest przekazany ojcu pod warunkiem płacenia terminowo rat.
I ta prosta sprawa trwała 3 lata łącznie z apelacją 3,5.

W tym czasie rata kredytu za auto wzrosła z 300 do 500 zł a parę razy zapłaciłam prawie 600. Ten 3 letni okres wspominam najgorzej. Nic nie mogłam sobie kupić (nie mówię nawet o ciuchach - jechałam na bułkach i jogurtach). Ciągle się stresowałam, że stracę pracę i nie będę miała nawet na ratę. (swoją drogą pracowałam wówczas najczęściej na umowę zlecenie).

Sprawę wygrałam, ale piekielny tatuś uważał że samochód jest jego własnością i wniósł apelację. Gdy wreszcie odzyskałam samochód był on 15-letnim wrakiem (tatuś nic nie naprawiał bo; tu argumentował: "to nie mój samochód").

W sumie kosztowało mnie to niemało stresu i pieniędzy. A kontakt z ojcem zerwałam nie mogąc mu dłużej ufać.
Ostatnio zadzwonił z prośbą o spotkanie bo uznał, tu cytuję: "kurz już opadł".

Nie, nie opadł - odparłam - jeszcze dziś mi się odbija czkawką.

kredyt firma ojciec

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 690 (800)

#57845

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dalszy ciąg historii mojego dziadka, który kupił garnki na prezentacji i okazało się że raz zapłacił za nie przelewem, a teraz musi jeszcze płacić za nie kredyt (http://piekielni.pl/57595)

Udało mi się dodzwonić do firmy od garnków. Przedstawiłam pokrótce sprawę, wyjawiłam również iż wystosowaliśmy pismo do banku z prośbą o przesłanie kopii kredytu. I to chyba był klucz wytrych, bowiem po tych słowach pani zapewniła mnie, że kredyt będzie anulowany, bo ona właśnie znalazła potwierdzenie przelewu.

Wkrótce dziadek otrzymał odpowiedź z banku. Kredyt został anulowany.

Zapytacie co w tym piekielnego? Przecież happy end, prawda?
Piekielny jest fakt ,że bank przesłał nam kopię umowy kredytowej i wyraźnie widać, że podpis dziadka na tejże był sfałszowany. Mój dziadek mimo 75 wiosen ma eleganckie piękne pismo, to co było na tej umowie łagodnie można nazwać bazgrołem.

Zastanawiamy się czy mimo szczęśliwego zakończenia nie wystosować sprawy do prokuratora, jakby nie patrząc za sfałszowanie podpisu jednak jakieś kary są.

ps. Na zwrot pierwszej raty, którą dziadek wpłacił będziemy czekać 30 dni, a taki "nowoczesny przyjazny" bank.

prezentacje garnków

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 533 (573)

#57595

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W tonie: http://piekielni.pl/57374

Mój dziadek ma 75 lat i ma problemy ze słuchem. Został zaproszony na prezentację garnków i takich tam przez firmę ProVital.
Bez żadnych konsultacji z resztą rodziny, zakupił szybkowar oraz przenośną kuchenkę elektryczną za bagatela 1500 zł. Zakupy średnio przydatne bo szybkowar można używać jedynie łącznie z kuchenką, a zakupy rozdzielił jako prezenty po choinkę dla mojej mamy i jej siostry. Ale to szczegół.

Dziadek zapłacił za towar przelewem, tyle że po 2 tygodniach otrzymał list z Getin Banku, iż zalega z ratą za kredyt. Szybko zorientowaliśmy się że kredyt został wzięty na zakup sprzętów z prezentacji. Tyle, że jest dowód zapłaty, na umowie jest nawet nr konta, na który można przelać pieniądze. Ale okazało się, że jakimś sposobem dziadek wziął kredyt. Nie udało się jeszcze ustalić czy sprzedawca sprytnie mu podsunął umowę kredytową, czy też korzystając z tego że na umowie kupna, sprzedawca zapisał sobie wszystkie dane z dowodu, po prostu wziął kredyt na dziadka.

Co więcej okazało się, że nr konta z umowy kupna nijak ma się do tego z kredytu. Nie mówiąc o tym, że regulamin dołączony do tejże umowy zawiera zapisy niedozwolone prawnie takie jak 20% odstępnego od umowy.

Podsumowując wygląda na to, że dziadek DWA razy będzie płacił za jeden towar. Tego typu firmy żerują nie tylko na niewiedzy osób starszych i wciskaniu tanich towarów wielokrotnie drożej. Bez wyrzutów sumienia wkręcają ludzi w kredyty i związane z tym problemy.

Oczywiście działamy (ja z mamą) aby jakoś wykręcić dziadka z tego kredytu. Ale sprawa jest trudna; Bank nie będzie dochodził jak kredyt został pobrany. Zaś firma ProVital jest niedostępna. Dzwoniąc na jedyny nr kontaktowy dowiedzieliśmy się, że umowy nie ma, bo sprzedawcy nie zjechali z delegacji. Pani przez telefon nie jest w stanie nic wyjaśnić.

Ku przestrodze uczulcie swoich dziadków.
A ciąg dalszy zapewne tej historii nastąpi.

prezentacje garnków

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 496 (548)

1