Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kot022

Zamieszcza historie od: 26 grudnia 2015 - 1:07
Ostatnio: 9 maja 2023 - 0:26
O sobie:

Nie dajesz wiary historii? Twoja sprawa.

Prowokujesz? Licz się z ripostą.

Nie czytasz ze zrozumieniem? Zacznij.

  • Historii na głównej: 3 z 16
  • Punktów za historie: 864
  • Komentarzy: 82
  • Punktów za komentarze: 120
 

#88990

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak reagować na zwracaczy uwagi? W dobie wszechobecnego czepialstwa i różnych "bohaterów narodowych", którzy swoje przegrane życie muszą odreagować poprzez strofowanie nieznajomych osób (oczywiście starannie wyselekcjonowanych), jest to niewątpliwie dobre pytanie. Zwłaszcza, jeśli nie ma się akurat dwóch metrów wzrostu, szerokiego karku, ortalionu, lub innych oznak świadczących o tym, że lepiej z Tobą nie zaczynać.

Uprzedzam, że obie strony są w tym przypadku piekielne.

Rzecz działa się pod koniec lat 90, kiedy to znajomemu (nazwijmy go Łukasz) urodził się syn. Łukasz do obowiązków ojcowskich był wręcz stworzony i zajmował się dzieckiem tak często, jak mógł. Oczko w głowie po prostu i nie ma tu grama przesady. Jako kulturalnego człowieka, denerwowało go tylko jedno - parkowa loża szyderców, z którą miał nieprzyjemność się spotykać podczas większości spacerów z synem do parku właśnie. Loża składała się z kilku, do często nawet kilkunastu starszych Pań, których głównym zajęciem było obgadywanie wszystkiego i wszystkich (w często chamski, prostacki sposób) i zwracanie uwagi na każdą rzecz, do której akurat można się było przyczepić.

Kiedy syn Łukasza zimą, zdjął sobie w wózku skarpetki i wystawił stópki spod kołderki - komentarze. A że się przeziębi, a to że Łukasz złym ojcem jest, a że powinno mu się zabrać prawa rodzicielskie. Kiedy synek trochę podrósł, prosił o rurkę z kremem i spotkał się z odmową - ale jak to? Zagłodzisz Pan to dziecko, zajmij się nim wreszcie, bo biedactwo sobie coś zrobi. I tak dalej, i tak dalej.

Łukasz na zaczepki z reguły starał się nie reagować, a synek rósł i rósł. Komentarze wzmagały się dalej, a synkowi wzrastał także temperament. Musiał się wyszaleć, biegał za gołębiami, bardzo szybko jeździł na rowerze - jak to dziecko. I pewnego dnia, gdy podczas jednego z rajdów syn Łukasza znów przejechał koło Loży, można było przewidzieć co za chwilę się stanie. Do stojącego obok Łukasza podeszła jedna z przedstawicielek tego gremium. W milczeniu przysłuchiwała się zajściu cała reszta.

- Co Pan najlepszego wyprawia? Co on (synek) tak szybko jeździ? Zrobi sobie krzywdę na tym rowerze! Zęby wybije! Czy Pan jest normalny? Dlaczego Pan na to pozwala?

Wtedy Łukasz spojrzał przenikliwym wzrokiem prosto w oczy Pani, a następnie na całą resztę i najspokojniejszym tonem na świecie odpowiedział:

- A bo go skur**syna nienawidzę.

I odszedł w swoją stronę.

Był to ostatni raz, gdy ktokolwiek z tego grona miał czelność zwrócić Łukaszowi uwagę na cokolwiek. A i w stosunku do całej reszty osób w parku, Loża była od tej pory troszeczkę milsza :)

staruszki loża szyderców park

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 141 (157)

#86827

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Parę lat temu, na pierwszym roku studiów, pracowałem w pewnym kinie w stolicy. Generalnie nie spotykałem się z większymi przypadkami piekielności, ale rzecz jasna, wyjątki były. I do nich należą, przeklęte przez większość obsługi takich miejsc, wycieczki szkolne. Tu będzie mowa o jednej, konkretnej, organizowanej w ramach tzw. "lata w mieście".

Pokaz, w którym miały uczestniczyć dzieciaki (wiek tak mniej więcej 6 klasa podstawówki) organizowany był w sali, za którą akurat nie odpowiadałem. Sprawdzałem wtedy bilety i widziałem tę całą czeredę przez chwilę. Po chwili przedarłem grupową wejściówkę i w holu zrobiło się pusto. Szybko jednak skończyła się swawola moja, bo każdy ze zmiany sprawdza bilety po równo i ani się obejrzałem, a musiałem oddalić się do innych zadań.

Niedługo po zakończonym pokazie w tamtej sali przybiega kolega ze zmiany i pyta, czy mam chwilkę. Odpowiedziałem, że jasne, filmy w salach, za które odpowiadałem kończą się za jakiś czas. Jak można się domyśleć, dostałem zaproszenie do sali po dzieciakach. Z krótkim wyjaśnieniem sytuacji i prośbą, bym się nie łamał (pracowałem dopiero 2 tygodnie).

Po wejściu do środka moim oczom ukazało się kompletne pobojowisko. Popcorn zaściełał podłogę przy siedzeniach i schodach w takim stopniu, że ktoś dowcipny mógłby założyć, że miały tu miejsce intensywne opady śniegu. Kukurydza była także z premedytacją wciśnięta między siedziska a oparcia foteli w ilości hurtowej. Poza tym co najmniej kilka wylanych napojów, głównie cola, fanta. Nie, nie tylko na fotele. W ten popcornowy chaos też. Plus porozsypywane resztki nachosów, wylane na ziemię sosy. O "drobnych" sprawach, jak rzucone byle jak puste butelki, papierki/pudełka po (kupionych oczywiście poza kinem) słodyczach wspominać nie trzeba.

Oczywiście trzeba było pomóc pani sprzątającej, bo za 20 minut leci tu następny film, a ona sama tego nie ogarnie. No to rzuciliśmy się w wir sprzątania i udało się wyrobić. W tym czasie dzieciaki, wraz z paniami wychowawczyniami, w milczeniu opuszczali salę.

I teraz puenta. Też kiedyś byłem w tym wieku. Zarówno w gimnazjum, jak i podstawówce, różne osoby sprawiały różne kłopoty wychowawcze podczas takich wyjść. Jednak doprowadzenie sali kinowej do takiego stanu i zostawienie jej tak byłoby po prostu niemożliwe. A nawet jeśli, po pierwszym zlustrowaniu sali, każda z naszych opiekunek po prostu wyprowadziłaby odpowiedzialnego za zaistniały stan rzeczy delikwenta za (metaforyczne oczywiście) ucho do obsługi, gdzie musiałby ładnie poprosić o szczotkę i zmiotkę. I posprzątać. A gdyby się nie przyznał lub buntował, zadziałałby po prostu presja klasy lub sprzątaliby solidarnie wszyscy. Tutaj (to wiedziałem od kolegi, który opiekował się salą) właściwie obyło się bez żadnych konsekwencji, szybkie zwrócenie uwagi i wspomniane wyjście w milczeniu.

Na szczęście, podczas mojej pracy tam, trafiłem (łącznie z tym przypadkiem) na tylko trzy wycieczki szkolne. Ale to już temat na inną historię.

Kino

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 115 (133)

#72232

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Trzepanie dywanów nie należy do moich ulubionych obowiązków, ale od czasu do czasu należy to zrobić. I około trzy lata temu, podczas porządków wielkanocnych, nastał czas wyplenienia wszelakiego brudu i kurzu z dywanów w moim domu.

Swoim zwyczajem, około godziny 19:40, zszedłem na osiedlowy trzepak ze zwiniętymi w duże dwa rulony dywanami i zacząłem wykonywać obowiązek. Bach, bach, posuwam się do przodu - sielanka.

W pewnym momencie okno na parterze jednego z bloków otwiera się i pojawia się w nim typowy [J]anusz - na oko ok. 45 lat, tłuste włosy, kilkudniowy zarost, zmęczona życiem twarz, biały bezrękawnik (idę o zakład, że dziurawy na brzuchu ;)) i obowiązkowy papieros w ustach.

Janusz przez chwilę obserwuje mnie, prawdopodobnie kilka lub więcej razy zaciągając się papierosem (tego już nie widzę, gdyż mam go za plecami). W pewnym momencie, zaczynam jednak słyszeć coraz to głośniejsze docinki pod swoim adresem. Brzmiały one mniej więcej tak:

- Dawaj, ch*ju, musisz wytrzepać ten spier*olony dywanik, kurzu ma nie być...
- Jeszcze głośniej, k*rwa, jeszcze głośniej...
- Trzep k*rwa dywanik, trzep...

itp. itd.

Przez parę minut udawało mi się jeszcze zachować spokój, jednak po tym czasie powoli zaczął mnie trafiać szlag. Postanowiłem więc na początek dowiedzieć się, co kieruje szanownym Januszem, a potem poczekać na rozwój sytuacji. Odłożyłem więc trzepaczkę, odwróciłem się i udałem się pod samo okno Janusza.

[K]ot: Witam pana. Czy mógłbym się dowiedzieć, o co panu konkretnie chodzi?
[J]anusz: Jak to o co chodzi? - zapytał niby zdziwionym głosem. - Jeszcze głośniej sobie trzep, k*rwa...
[K]: Normalnie pytam, o co chodzi? Od paru minut obraża mnie pan na całe osiedle, mimo że nic panu nie zrobiłem.
[J]: No oczywiście, bo musisz wyczyścić dywaniki podczas ciszy nocnej (!) i nie dasz porządnym ludziom telewizji oglądnąć...
[K]: Zacznijmy może od tego, że nie przeszliśmy na ty. Po drugie, cisza nocna, o ile mi wiadomo, zaczyna się od godziny 22:00 i do tego czasu mogę wytrzepać tutaj tyle dywanów, ile mi się żywnie podoba. Nie ma nawet 20:00. To pan utrudnia mi życie i przedłuża moje zadanie swoimi docinkami.
[J]: No pewnie, pewnie. Idź trzepać jeszcze mocniej!
[K]: Świetny kontrargument. Do widzenia.

Dywany skończyłem trzepać w ciągu następnych paru minut, by potem zwinąć cały majdan i udać się do domu. No i już do końca słyszałem głupawe komentarze Janusza, które ucichły do końca dopiero w momencie wejścia na klatkę schodową. Nadmienię tylko, że był to pierwszy i ostatni przypadek na moim osiedlu, kiedy komuś przeszkadzało moje trzepanie dywanów.

Skąd się tacy ludzie biorą? Ręce opadają...

osiedle

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 120 (184)

1