Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

lady_nymph

Zamieszcza historie od: 19 grudnia 2014 - 22:46
Ostatnio: 6 sierpnia 2015 - 17:35
  • Historii na głównej: 5 z 5
  • Punktów za historie: 2509
  • Komentarzy: 21
  • Punktów za komentarze: 185
 

#66093

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opalenizna piękniejsza niż zdrowie?

Jestem pielęgniarką i pracuję w miejscu, w którym leczymy pacjentów lekami cytostatycznymi, czyli stosowanymi w chemioterapii oraz immunosupresyjnymi, czyli obniżającymi odporność. Stąd szczególnie ważne jest, żeby zachować sterylność.
Pomagają nam w tym lampy biobójcze, które emitują światło UV-C, czyli ten rodzaj ultrafioletu, który jest najbardziej szkodliwy, a z którym człowiek w warunkach naturalnych praktycznie nie ma styczności, gdyż nasza wspaniała atmosfera zatrzymuje ten rodzaj promieniowania niemal w całości. Lampy włączamy codziennie rano zanim przyjdą pacjenci, oraz popołudniu, kiedy pacjenci już pójdą.

Oprócz pielęgniarek i lekarzy ośrodek zatrudnia też dwie sekretarki medyczne, które pracują na dwie zmiany. Okazało się, że jedna z nich nie jest chyba zbyt bystra. Dziewczyna uznała, że wykorzysta te lampy, żeby zaoszczędzić na solarium. Kiedy miała popołudniową zmianę i zostawała w ośrodku sama, regularnie zażywała ultrafioletowych kąpieli. Zupełnie nie niepokoiły ją zaczerwienienie skóry po takim naświetlaniu i nawracające zapalenie spojówek i rogówki. Na trop pomysłowej amatorki opalenizny wpadła jedna z lekarek, która zaobserwowała, że zapalenie spojówek pojawia się i nasila, kiedy dziewczę przychodzi na zmiany popołudniowe. Dziewczyna przyznała się, a słowo "czerniak" brzmiało chyba dla niej bardzo obco, bo nie rozumiała "o co tyle hałasu".

Dziewczyna nie pracowała w bezpośrednim sąsiedztwie pomieszczeń z tymi lampami. Żeby narażać się na to promieniowanie, musiała wziąć klucze do części zabiegowej ośrodka, pójść piętro wyżej, a potem włączyć którąś z lamp.

opalenizna taka piękna

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 634 (656)

#66003

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W mojej rodzinnej miejscowości, w bloku, w którym mieszka moja babcia, mieszka również pewna pani i jej 17-letni synek, który nie żałując brawury, jeździ samochodem matki. Wiem doskonale, że prawa jazdy nie posiada, nawet nie rozpoczął kursu, więc dlaczego jeździ?
Matka mu pozwala, ogólnie dzieciak robi co chce i choć wśród sąsiadów panuje nie lada oburzenie, to jakoś nikt nie czuje obowiązku zgłoszenia tego.

Trafiło, że akurat będąc u babci, miałam okazję zauważyć jak chłopak wsiada do samochodu i rusza do miasta. Od razu zadzwoniłam na policję, zgłosiłam. Chłopaka złapali, ale nie wiem na razie, jakie konsekwencje wobec niego wyciągną i czy w ogóle.

Otóż okazało się, że ojciec chłopaka to dość wpływowy obywatel tej miejscowości, blisko związany z lokalną policją i zdobycie informacji o tym, kto podkablował jego synka nie przysporzyło mu wielu trudności. Z racji tego, że ja nie mieszkam w tej miejscowości, a jedynie tam bywam, chłopak w ramach zemsty obrał sobie za cel moją babcię. Jak do tej pory obrzucili z kolegami jej okna jajkami i wrzucili do skrzynki niemiło pachnącą niespodziankę. Jego matka również nie pozostaje w tej kwestii obojętna i przy każdej nadarzającej się okazji, nie szczędzi mojej babci przykrości. Chłopak dalej jeździ i mam tylko nadzieję, że nie wydarzy się żadna tragedia.

Więc w sumie przestaję się dziwić ludziom, którzy wcześniej tego nie zgłosili. Ja to zrobiłam w dobrej wierze i jak widać nie mogłam liczyć ani na dyskrecję ze strony policji, ani na sprawiedliwość.

nie może się doczekać na prawo jazdy

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 629 (721)

#65478

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O takiej piekielności jaka miała mnie (nie)przyjemność spotkać po zakupach w jednym z dużych marketów RTV AGD nigdy mi się nawet nie śniło.

Mianowicie kilka miesięcy temu kupiliśmy mamie nowy telewizor LCD, oraz do niego przedłużoną gwarancję i ubezpieczenie od przypadkowego uszkodzenia. Całe szczęście, ponieważ jakiś miesiąc temu kot mojej mamy (nie wiemy jakim cudem, nie pytajcie) zwalił go z meblościanki. Jak się łatwo domyślić matryca potrzaskana. Ale tragedii nie robiliśmy, bo ubezpieczenie jest, więc pakujemy telewizor w karton, dokumenty w rękę i do sklepu. W sklepie przyjęli bez zastrzeżeń. Czekamy kiedy dadzą znać, że telewizor naprawiony, lub że dostaniemy nowy, ponieważ jak wiadomo czasami wymiana matrycy bywa zupełnie nieopłacalna. A tu nagle niespodzianka.

Przychodzi pismo od ubezpieczyciela, że zgłoszenie szkody nie będzie rozpatrzone pozytywnie, bo na telewizorze jest zamieniona naklejka z numerem seryjnym! Numery na umowie i na naklejce jak najbardziej się zgadzają, ale serwis twierdzi, że cały telewizor (osprzęt ze środka czy coś tam) nie zgadza się z tym co niby na tej naklejce jest i że naklejka pochodzi z innego egzemplarza tego samego modelu. Ja sama do końca nie rozumiem jak to możliwe, w sklepie rozkładają ręce i żadnych sensownych wyjaśnień od nich nie możemy uzyskać, tylko tyle, że w numerze seryjnym znajdują się jakieś dane np. jaka matryca była użyta.

Po kontakcie z tym serwisem, zarówno osobiście jak i przez sklep słyszymy to samo - naklejka przeklejona z innego telewizora. A ubezpieczyciel to w ogóle porażka, z nikim tam się nie można skontaktować, odsyłają do działu obsługi klienta, gdzie powtarzają ciągle tą samą gadkę jak zacięta taśma, że stwierdzono niezgodność sprzętu oddanego do serwisu ze sprzętem objętym ubezpieczeniem i jak grochem o ścianę. Paranoja jakaś.
Ubezpieczyciel nie zapłaci, serwis nie wyda telewizora (matryca jednak wymieniona) dopóki koszty naprawy (1100 zł) nie będą pokryte, a sklep od tego wszystkiego umywa ręce. A ja już nie mam siły dyskutować z tymi ludźmi i zaczynam tracić nadzieję, że coś w tej kwestii ugramy.
We wtorek wybieram się do rzecznika praw konsumenta dowiedzieć się czy on w tej sprawie coś poradzi albo zdziała. Chętnie też poczytam co Wy macie na ten temat do powiedzenia, może ktoś wie jak rozwiązać tą sytuację?

EDIT 29.03.15
Jako rozwinięcie tej historii mogłabym dosłownie skopiować komentarz pani Bogumiły Frączek :) nawet sklep i firma ubezpieczeniowa te same.
Rzecznik oczywiście nie za bardzo pomógł, chociaż doradził to co niektórzy użytkownicy sugerowali już wcześniej, aby wystosować pismo, w którym napiszę, że żadnej ingerencji w sprzęt nie było, a w momencie reklamacji stan sprzętu zgadzał się z tym co było w umowie, co i tak już wcześniej zrobiłam. A dopiero jeśli to nie przyniosłoby skutku ,to miałam przyjść ponownie.
Ukłon faktycznie należy się sklepowi Neonet oraz naprawdę zaangażowanym pracownikom konkretnego sklepu, których bardzo lubię i pozdrawiam :). Sprawę zgodzili się rozwiązać z serwisem sami, a ja otrzymałam nowy sprzęt.

poznań

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 319 (363)

#64979

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jadę dziś do pracy jak zwykle autobusem tej samej linii. Już chwilę po tym jak wsiadłam, moją uwagę zwrócił chłopak w kapturze, który siedział kilka miejsc dalej - a raczej zwisał z poręczy, która była przed jego miejscem. Kaszlał niesamowicie i przerażająco. Na szczęście jeszcze nigdy nie miałam przyjemności spotkać żadnego gruźlika, ale jeśli miałabym obstawiać jak brzmi gruźlica, to właśnie tak.

Chłopak dosłownie nie przestawał kaszleć, nie podnosząc się przy tym z poręczy. Po kilkunastu minutach zaczęłam się najzwyczajniej zastanawiać, czy aby wszystko z nim w porządku. Twarzy nie widziałam i nie miałam też możliwości ocenić dokładnie w jakim jest stanie. Może potrzebuje pomocy? Ale ludzi w autobusie sporo, przeciskać się jakoś nie miałam ochoty, więc póki co z pewnym zaniepokojeniem przyglądałam mu się.
Mniej więcej w połowie trasy spora część ludzi wysiadała, więc zbierałam się w sobie, żeby podejść i zapytać czy nie potrzebuje pomocy. W tym niekończącym się ataku kaszlu zaczął nagle jakby tracić przytomność, zjeżdżać z tej poręczy, więc czym prędzej zrywam się z miejsca i pędzę z pomocą. Potrząsam go delikatnie za ramię, pytam czy potrzebuje pomocy, on nie odpowiada tylko kaszle i opada niżej. Przyznam szczerze, że choć jestem pielęgniarką to byłam całkowicie przerażona.

Wyjęłam telefon żeby zadzwonić po pogotowie i już wybierałam numer, ale jednocześnie podejmuję ostatnią próbę nawiązania kontaktu z chłopakiem. Wtem on podnosi głowę... Ma szarą, zapadniętą twarz, niebywale przekrwione i spuchnięte oczy i ogólnie wygląda naprawdę źle - dokładnie tak jak wygląda człowiek, który bardzo potrzebuje pomocy. I piekielnym zwieńczeniem tej sytuacji jest to, co do mnie mówi:
- Spie*dalaj.

Ton miał powiedziałabym agresywny, więc długo się nie zastanawiałam, wycofałam się i chwilę później wysiadałam.

Poznań

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 274 (424)

#63496

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od dawna mam swojego ginekologa, ale jak wiadomo lekarze też czasami mają urlopy i moja pani doktor wyjechała, a tu recepta na tabletki pilnie potrzebna. Więc idę do przychodni, witam się grzecznie, pytam czy mogę otrzymać choćby na jedno opakowanie. Pani nie może wypisać ale właśnie jest inny lekarz i chętnie przyjmie. Rozglądam się, nikogo w poczekalni nie ma, więc co mi zależy. Zgoda.

Dostaję kartę, pukam, wchodzę i zastaję bardzo starszego
pana za biurkiem. Siadam, przedstawiam problem, pan lekarz zapisuje coś bardzo, bardzo, bardzo powoli w kartotece. Zadaje różne pytania i znowu bardzo długo pisze. Po czym mówi: Proszę rozebrać się do badania.
Ja trochę skonsternowana, bo gabinet na parterze, a miał takie ułożenie, że na trzech ścianach były okna, każde okno odsłonięte, ludzie sobie przechodzą, patrzą... Więc proszę grzecznie o zasłonięcie okien, bo przecież z ulicy wszystko widać. A co pan lekarz na to?
- A co to pani przeszkadza? - z całkowitą powagą.

No wcale mi nie przeszkadza :).

poznań

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 456 (542)

1