Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

n527

Zamieszcza historie od: 26 sierpnia 2011 - 0:07
Ostatnio: 3 października 2015 - 22:33
O sobie:

Bydlak i upierdliwiec z talentem do przyciagania kłopotów.

  • Historii na głównej: 13 z 16
  • Punktów za historie: 11123
  • Komentarzy: 70
  • Punktów za komentarze: 591
 
zarchiwizowany

#32937

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed kilku miesięcy.

Motyw przewodni "Idź być grubym gdzie indziej!"

Jestem tolerancyjną osobą, ale dosłownie tolerancyjną, nie tępię czegoś, jeżeli nie wchodzi mi na głowę, potem ostrzeżenie, a następnie gryzę.

Jechałem tramwajem, pora w granicach około 17, tramwaj przelotowy przez całe miasto właściwie, na długość.
Ludzi tak całkiem całkiem sporo, bilet kupiony, skasowany. Odłożony na gumę uszczelniającą przy oknie.

Wchodzi kobieta, nie, drednot, nie, czołg, tłusty czołg, landcruiser szerokości drzwi niemalże. Sunie, dosłownie drapiąc szpilkami (zbrodnia przy takiej tuszy nosić szpilki) o schodki, w dłoni kula. Wstaję więc i odstępuję miejsca, dupa i tak bolała od siedzenia cały dzień na uczelni, więc co mi tam.

Ani dziękuję, ani nic. No dobra, niech jej będzie. Nagle puknięcie w ramię, z uprzejmym "przepraszam". Odwracam się, kontrola. Spoko, każdy pracuje uczciwie, obracam się by sięgnąć po bilet.

- To mój bilet! Gówniarze złodzieje erdoleni, urwy i uje niewychowane... - i leci, no przyznam, wryło mnie.
- To mój bilet, zostawiłem go ustępując pani miejsca, pamięć zawodzi? - w głowie mieszanki, które sprawiają, że pracownicy portowi się czerwienią.

No cóż, kobieta upiera się, że to jej bilet, chociaż prawda do zniżki nie posiadała, mimo, że stwierdziła, że jest niepełnosprawna. Na głowę, na pewno.
Kanar patrzy na mnie, na kobietę, widać, że wie co się świeci, ale mandat trzeba wypisać. Raszpla nabiera czerwieni i zaraz wybuchnie. Wybiera mnie. Cóż, mój błąd. Zdarza się.

- Ej, synu! - tutaj czuję jak ktoś chwycił mnie za rękę i wcisnął mi papier w dłoń.

Obracam się, siwa głowa, koloratka, strój Neo. Patrzę w dłoń, bilet, cena 2.40, czyli pełny. WTF?

- No bilet ci z kieszeni właśnie wypadł, młoda głowa, sianem napchana, toś się zamotał. - Poklepanie mnie po ramieniu, pełne niezrozumienie tematu z mojej strony. - Bo przecież twój?

Kanar na mnie, na księdza. Ja w tym momencie odpaliłem mózg w końcu, łapiąc co się dzieje.
- Proszę księdza, ale przepisy...

Śmiech księżulka.
- Panie, mnie tam tylko Bóg osądzi! - I wyciągnął dokumenty, by wziąć za mnie karę.

I cały mój pięlegnowany latami antyklerykalizm diabli wzięli.

Wrocław

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 408 (426)
zarchiwizowany

#31784

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnie dni miałem ciężkie, więc mój organizm jest rozstrojony bardzo. Po sytym obiedzie (czyli takim, po którym człowiek pochylony idzie się położyć z książką) wymknąłem się z domu do sklepu, do marketu, pogoda śliczna, a mi ostatnio powietrze zaczęło służyć. Ludzie mili, dzieciaki mnie zaczepiły i nawet obyło się bez odganiania ich kijem.

W markecie bardzo zawiedziony, nie ma mountain dew, jakiś dzień bez mountain dew, nigdzie nie ma dużej butelki. No zmowa jakaś.

Stoję w kolejce do kasy, w jelitach i żołądku zaczyna mnie kręcić, nawet nie zdążyłem wyskoczyć przed kasy, ostatnim odruchem pochyliłem łeb i zwymiotowałem pod siebie.
Zrobiło mi się słabo i oparłem się o ladę, widząc mroczki.
- Przepraszam... - wydukałem, widząc jak jakaś matka z dzieckiem z przerażoną miną podaje mi chusteczkę bym otarł twarz. Byłoby fajnie, niestety ludzie w dalszej kolejce woleli się zająć wyzywaniem mnie od świń, ćpunów i innych miłych. Gratulacje ludzie.

Popatrzyłem na ludzi, widząc jak biegnie już ktoś z obsługi z mopem. - Jak chcecie to sam to posprzątam. (tutaj nastąpiła obronna tyrada pani z mopem, że klient nie może i zdarza się czasami) - ale nie, kto inny zrobi. Obróciłem się do "urażonych ludzi i wypaliłem tekstem, który mi przyszedł do głowy" - A może ja na chemioterapii jestem co?

Ochroniarz pomógł mi usiąść na ławce i zapytał czy wszystko w porządku, czy karetka i czy coś, ktoś nawet podał mi wodę w kubku plastikowym.

Gdzie piekielność?

Ktoś ukradł moje zakupy i resztę, a przecież sami "porządni" ludzie tam stali.

Market.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 217 (271)
zarchiwizowany

#23924

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja sprzed tygodnia, zdecydowałem się wrzucić bo ktoś dał mi do myślenia. Wracałem sobie z zajęć autobusem miejski, ot zwykly powrót, ludzi niedużo, miejsca dużo. zdecydowalem sie stać bo od 7 godzin siedzenia na tyłku można hemoroidow dostać.
Koło przystanku jest posterunek policji, wsiada typ. Gderając pod nosem, nagle wydziera sie na cały autobus:

Ja jestem Syn Boga, ja jest Ryszard, jak Richter, dzisiaj trzesła sie ziemia na Fidzi, mój gniew, chcieli go żydzi masoni i ONI! Zagazować! Jam poszedl na policje, ale tam siedzial krzywy nos, co nie chcial mnie sluchać, ale ja go przeklał i ten jutro umrze, bo go gaz zaleje i sie utopi. Z czternastego piętra, a dzieci beda jadly zamiast chleba śruby kolejowe. Bo ja jestem Syn Boży, co krew moja za was wylana.

Tradycyjnie zlałem to tekstem, że całe życie z wariatami.

Tutaj ogólnie byłoby całkiem spoko, wariat jak wariat, pokrzyczy, pomacha i pójdzie, ludzie zaczęli mu krzyczeć, by się uspokoił, bo to nie jarmark.

Zrobił się spokój, ja zabrałem się za stukanie w komórkowe gg, bo koreczek, jakto przed rynkiem. Na rynku wsiedli ludzie. W tym dziewczyna, ubrana nieco mrocznie, ale jeszcze nie na oblecha.

Koleś upatrzył sobie dziewczę i zaczął ją szarpać przystanek później, to co mówił pominę, ale standardowy zestaw oburzonego mochera + Urwy i epitety.

Zaczęło się robić nieprzyjemnie, kierowca stary, w autobusie poza mną same kobiety, głównie znacznie starsze. Zdecydowałem się reagować, bo morda nie szklanka. A wychowanie wychowaniem.

Chwyciłem człowieka i odciągnąłem go za kurtkę na karku i nadgarstek, silny nie był. Ale zaczął się szamotać jak dziki. Wrzasnąłem na kierowce by do k*rwy nędzy otworzył te drzwi, natychmiast bo nas tutaj wyzabija wariat.

O dziwo otworzył drzwi i udało mi się wariata wyeksmitować z autobusu na trawnik.

I tutaj zaczęło się coś, od czego ja prawie odskoczyłem w panice na rurę na suficie.

Gdy tylko drzwi się zamknęły, ten z furią i piana na ustach, gulgając i charcząc (jak ktoś oglądał 28 dni później to właśnie tak to wyglądało - tylko gorzej), oczy wytrzeszczone ślina pryska po szybie, wrzeszczał potępieńczo, z całej siły okładając pięściami drzwi. Kierowca dał gazu od razu jak tylko mógł, bo chłop chyba miał nie mniejszego pietra niż ja, a byłem za szybą, co było dalej nie wiem, byłem nieco w szoku i nie oglądałem się.

Ale o co mi chodzi... Co by było gdyby wpadł w ten szał w autobusie pełnym dzieci, albo zamiast tej dziewczyny byłaby kobieta z dzieckiem w wózku.

Wrocław

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 189 (217)

1