Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

neon88

Zamieszcza historie od: 21 sierpnia 2011 - 10:40
Ostatnio: 21 marca 2020 - 3:59
  • Historii na głównej: 9 z 14
  • Punktów za historie: 8124
  • Komentarzy: 63
  • Punktów za komentarze: 498
 
zarchiwizowany

#18151

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam ponownie piekielni wojownicy.
Tym razem będzie o totalnym zidioceniu i bezczelności spedycji

Pracuję w firmie potocznie zwanej molochem ew. kołchozem czyli - setki pracowników, kierowca to śmieć - ,,na pana miejsce jest 20 chętnych" - No to skąd się pytam wiszące bez przerwy od kilku lat ogłoszenie ,,przyjmiemy kierowców". W firmie panuje zasada że spedytor rzecz święta. Nie przyjmiesz kursu będziesz stał tydzień - ot taka naturalna złośliwość wg. zasady człowiek człowiekowi wilkiem.

Teraz możecie mnie ukamienować ale kurcze jak zaczynałem, szukałem pracy 3 miesiące wszędzie jedno i to samo ,,ile pan ma doświadczenia" na odpowiedź że niestety ale expa brak padało standardowe ,,ok to my będzie dzwonić", do dzisiaj telefon milczy.

Streszczę tylko ostatnią sytuację jeśli będziecie zainteresowani opiszę całą sytuację firmy a uwierzcie będzie pokroju Pana Tadeusza.

Sytuacja właściwa miała miejsce właściwie z czwartku na piątek a i można ją przeciągnąć na środę. Generalnie wyglądało to tak:
Środę calutką spędziłem za kółkiem od godziny ok 3.00 do 18.00 po zakończeniu padłem jak wór kartofli. Wstałem rano załadowałem się i dawaj gnamy na południe. Załadunek 9.00 dojazd na miejsce 22.00 (krótka przerwa na obiad w Kruszowie) Rozładunek 22.30, załadunek 23.00 wyjazd z magazynu 0.30 kierunek kursu południe. dojechałem na miejsce ok. 5.00 a rozładunek o 7. Praktycznie martwy zległem na te dwie cudowne godziny - kierowca w tej firmie musi wyszkolić w sobie umiejętność spania co najmniej czterokrotnie szybszego niż zwykły śmiertelnik. Rozładunek poprzedniego kierowcy się przeciągnął o czym dowiedziałem się o 7.20 kiedy to z objęć morfeusza wyrwał mnie telefon od spedycji.

[S] - Panie neon wstajemy pobudka, proszę się rozładować jak najszybciej i jechać załadować się do Rudy Śląskiej i zawieść to do Warszawy.

[N] - Jestem martwy, nie dam rady, kumpel kończy się rozładowywać (prawda bo mieliśmy cały tydzień te same trasy) niech on jedzie

[S] - Pan Michał ma kartę i nie może jechać pan niech spali tarczkę i jedzie da pan radę.

Po tych słowach się rozłączyła. Ja chcąc nie chcąc rozładowałem się i pojechałem na ten załadunek

Przerwa na reklamy....

Już teraz słyszę wasze komentarze że mogłem odmówić itp itd ale bardzo was proszę takie umoralniające teksty zachowajcie dla siebie. Mi rodzice na jedzenie nie dadzą a jest taki okres że o pracę normalną jest ciężko muszę wytrzymać do wiosny.

Kończymy reklamy....

I tu przez jeden moment miałem wahania odnośnie aktu apostazji który aktualnie wykonuję. Załadowano mnie dopiero o 17 czyli mogłem odespać choć trochę. A że taka godzina zakończenia załadunku dawała zerowe szanse na rozładunek tego samego dnia zjechałem do domu.

Niestety gorzka prawdą jest to że wszyscy kierowcy z tej firmy dają się tak traktować łącznie ze mną z prostego powodu... Pieniądze. Które i teraz już nie są zbyt rewelacyjne. A po tym piątku coś we mnie pękło i doszedłem do wniosku że za te kilka marnych groszy ryzykuję bezpieczeństwo swoje a zwłaszcza innych i to musi się skończyć.

Kołchoz

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 92 (290)

#17257

przez (PW) ·
| Do ulubionych
No więc po przyjaznym przyjęciu mojej pierwszej historii chciałbym się z wami podzielić kilkoma historiami z tras a właściwie z miejsc rozładunku i załadunku. Zacznijmy od tej:

Istnieje w naszym pięknym kraju pewna sieć sklepów o nazwie "OŁSZĄ" jak to celebryta o nazwisku Pazura nazwał. Ta sieć sklepów posiada swój magazyn centralny zlokalizowany w miejscowości Wolbórz i owa historia jest właśnie z tego magazynu.

Po 4 godzinach jazdy przytargałem wreszcie 24 tony wody butelkowanej na paletach do tego ciemnogrodu i przybytku nieszczęścia. Przyjechałem pod bramę ok. godziny 23 w nocy, awizacja rozładunkowa godzina 0:00. No to bach papiery, zgłoszenie i oczekiwanie na radiu na wezwanie. Nie minęło 10 minut i z radyjka popłynęło "KIEROWCA NEON88 PODJEŻDŻA". Jupi myślę, zdążę w czasie pracy i nie będę się pauzował (po 12 godzinach pracy obowiązuje nas 11 godzin przerwy) na tym "odludziu".
Podstawiłem się pod rampę, wziąłem papiery i biegiem do biura. Siadłem sobie w poczekalni i czekam... czekam... czekam... aż nastała godzina 2.30, kiedy to pani [M]agazynier zawołała:

[M] - KIEROWIEC Z RAMPY TEJ I TEJ, PRZYJDZIE POD RAMPĘ.

No to grzecznie truchtam pod tą rampę, otwieram, itp, itd i czekam... czekam... czekam... zegarek pokazał godzinę 3.15. Pojawiła się nareszcie pani magazynier i zaczęła wyciągać towar. 10 min, towar wyjęty. No ale teraz trzeba go przyjąć.

Parę słów wyjaśnienia polityki kadrowej magazynu. Magazyny należą do grupy FM, towar do OŁSZĄ, rozładunek - pracownicy FM, załadunek - pracownicy OŁSZĄ, przyjęcia - OŁSZĄ. Podpis papierów należy w 90% do FM i tylko jeden podpis od kierownik zmiany OŁSZĄ.

Wracając, towar przyjęty, podpisany, brakuje tylko i wyłącznie podpisu pani z OŁSZĄ i tu zaczyna się piekielność.
Jest godzina 4.30, ja już zły jak diabli, bo wszyscy mają wybitnie seksualne podejście do roboty czyli najzwyczajniej w świecie wszystko i wszystkich pier...olą. Stoję obok pani magazynier dzierżącej papierki i czekającej aż jaśniepani [K]IEROWNIK przywoła ją wzrokiem. Nastąpiło zezwolenie na otwarcie otworu gębowego i pani magazynier rzecze w te słowa:

M - Pani kierownik pani podpisze bon wyjazdowy i kierowca może jechać

Wziąwszy do ręki bon wyjazdowy i badając go wzrokiem

K - Hmmm... Ja teraz idę na przerwę, kierowca przyjdzie za 45 minut.

ERROR ERROR... reset...
Moje szare komórki nagle przestały działać, połączenia między synapsami postawiły bramki celne z napisem ZOLL i HALT. Nagle zrobiło się strasznie cicho, słychać było nawet atomy tlenu obijające się o atomy azotu.
Po 30 sekundach powolnej analizy owych słów i spojrzeniu na bardzo brzydki uśmieszek pani KIEROWNIK rzucającej bon wyjazdowy na kupę makulatury, nastąpiło nieuniknione.
Przeskoczyła iskierka w zapalniku i nie wytrzymałem. Pani magazynier tylko wydusiła z siebie cichutkie "oj..." i rzuciła się do ucieczki... Nie zdążyła.
Nie będę przytaczał mojej reakcji, która z mojej perspektywy była jak najbardziej słuszna, gdyż byłem na nogach już grubo ponad 15h, a na samym magazynie prawie 6h.

Efektem mojej tyrady, która jeśli by była nagrywana została by wpisana w poczet materiałów edukacyjnych dla szewców było:
Pani magazynier się rozpłakała.
Dołączyło do mnie 2 innych kierowców w tej samej sytuacji.
Pani kierownik uciekająca przed linczem.
Ogólny popłoch innych cywilów ratujących swe życia.

Po tym jak opadł kurz bitewny, musieliśmy opuścić magazyn bo wszyscy pouciekali. Kwity wyjazdowe otrzymaliśmy o godzinie 5.15 jak pani kierowniczka raczyła wrócić z przerwy i złożyć swój jeden podpis na jednym kwicie dla każdego z nas.

FM Log...

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 707 (827)

#17267

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna przygoda w trasie. Aktorzy w rolach piekielnych - Moja mniej lub bardziej szanowna osoba oraz magazynierzy popularnej fabryki słodkości o tej samej nazwie co poprzednik pierwszego Króla Polski.

Kochana spedycja wysłała mnie za Poznań do psiakiejś cukrowni na totalnym zad... ekhym w lesie. Zaznaczając, że jet to ważny kurs, a instrukcje dostane na miejscu. No to haratam do tego ciemnogrodu, po długich poszukiwaniach odnajduję wieeeeeeelką cukrownię w szczerym polu. Mamy godzinę ok 11. No to standardowe szmery bajery, swetry getry termometry zaczynamy załadunek a tu zegarek pokazuje 14 :/.
Skończyli załadunek ja w międzyczasie zdążyłem z innym kierowcą wypić po 2 kawy i oczywiście OBAJ w przefantastycznych humorach pt. "nie masz siekiery nie podchodź". No to idziemy OBAJ po te tajemnicze instrukcje do biura.

Pani uznajmy Jadzia z gatunku standardowy i książkowy TAPIR wrośnięty w fotel z wspólnym klasowym zdjęciem z A. Mickiewiczem rzecze iż jest to wybitnie priorytetowy kurs gdyż obie fabryki gdzie jedziemy (Ja do Raciborza a kolega w bliżej nieokreślonym kierunku) stoją bo nie mają cukru i jest ogólna masakra.
Tu się pojawiło pierwsze DabliuTiEf bo skoro to takie priorytetowe, to czemu tyle to trwało. No trudno czas pojęcie względne ruszamy. Ja do pokonania mam ok 400 km więc nie ma co marudzić. Ledwo ruszyłem telefon od książęcej fabryki:

[KF] - PANIE kochany kiedy pan będziesz, produkcja stoi, straty w miliony, ogólna masakra i tragedia etc etc.
[Ja]- Psze pana dopiero ruszam mam 400 km i 24 tony +/- północ albo cuś takiego
[KS] - o ja pie... nie no kur... szef dostanie zawału jak to usłyszy, nie dasz pan rady szybciej?
[Ja] - Do której zakład pracuje?
[KS] - My na ten transport czekamy jak na zbawienie to nawet do 23 zaczekamy bo w standardzie do 22 robimy.
[Ja] - OK postaram się dotrzeć przed 23 ale w pana sumieniu zostawiam ew. opcje odwdzięczenia, bo będę łamał przepisy i to sporą ilość
[KS] - Jeśli pan dotrze do 23 to pan się nie zabierze z tym co panu dam.

No i tu nastąpiły uprzejmości itp itd.
Naginałem całą drogę jak głupi 90 km/h górki nie górki, miasta, wsie, no bo kurde fabryka stoi, a tu co 30 min telefony gdzie jestem i spedycja i fabryka i cukrownia, no po prostu dom wariatów.

ESENCJA:

Od 21 ani pół tel bo wiedzieli że się wyrobię zostało coś ok 90 km i 2h czasu więc no problemo. Pojawiły się górki większe więc się wolniej jechało a do tego mróz -15 st. C i lekki śnieżek. Docieram pod bramę fabryki jest 22.15 (pamiętam jak dziś choć akcja miała miejsce w styczniu). Szlaban zamknięty podchodzi monsieu Ochroniarz i kulturalnym sznaps barytonem drze się w moją stronę:

[O] - CZEGO ??!!

Ocho, pełna kultura na dzień dobry.

[Ja] - Bry cukier stąd i stąd czekają na mnie, bo ponoć fabryka stoi
[O] - Hehehe jakie czekają, punkt 22 odbili kartę i poszli do domu.

No to oczywiście szczęka złamała mi kość podudzia, powietrze ze mnie zeszło, wszechświat się zatrzymał, w tle słychać tą taka mroczną melodie z Draculi, a Dolar osiągnął poziom 6,50 zł.
Dalej dialogów nie pamiętam, bo wyczyściło mi pamięć podręczną ale co zostało ustalone: Zakład rusza o 6:00, a on łaskawie mi pozwoli stać na placu firmy.
No to wjazd, firany zasunięte, piwko i obmyślanie zemsty. Plan ustalony idziemy spać.

Godzina 6.01
Z błogiego snu wyrywa mnie komornicze walenie w drzwi. Podnoszę się stoi kierownik. Opuściłem szybę przywitałem się i nawiązał się dialog.
[K] - Pan się przestawi tu i tu pootwiera i będziemy rozładowywać.
[Ja] - O nie... przyjechałem zgodnie z umową przed 23, a konkretnie 22.15, wyście się zwinęli do domu pomimo całodziennego wydzwaniania pod tytułem fabryka stoi. Teraz to ja kręcę pauzę i mogę się ruszyć za dokładnie... (sprawdziłem zegar) o 9.30. Jak chcecie to działajcie ja idę spać.
Tu usłyszałem wieeele gróźb i wyzwisk które ukróciłem jednym zdaniem:
[Ja] - Panie jeszcze 2 słowa a ja dzwonie po ITD i PIP, że chce mnie pan zmusić do przerwania ustawowego czasu odpoczynku kierowcy. To jak?

Do mnie nie powiedział nic. Ale mnóstwo słów poleciało koło mnie, głównie trafiając w żeńska część mojego rodu. Kij Ci w oko pomyślałem.
Pierwszy akt zemsty wykonany.

AKT II
9.30 udałem się do biura aby się dowiedzieć co gdzie i jak. Wszystko ustalone więc poszedłem się przestawić otworzyłem samochód i czekam (temp. - 10 st. C). Jakoś o 10.30 przylazł iście [S]armacki jegomość. Wielki krzak pomiędzy wargą a nosem, krąglutki brzuch pt. "ciąża spożywcza miesiąc 75"
[S] - Kierowca wchodzi na auto, przywiozę paleciaka i działamy.

Palety cukru przemysłowe 990 kg jedna.
Jako że ogólnie BHP mam w ... no to ok jedziemy bo już chcę stąd jechać. Wytargałem paleciakiem ze 2 palety, no ale przynagliło mnie do WC - na ich nieszczęście.
Po tym jak pan Sarmata chciał mnie powstrzymać mówiąc że można iść za róg (taaa -10 na dworze...)
Poleciałem do toalety i tu moim oczom ukazał się widok niecodzienny. Siedzi sobie 5 chłopa w szatni, palą papierosy, popijają kawkę. No to grzecznie się spytałem czemu mi nie pomogą ich odpowiedź zupełnie zbiła mnie z tropu:

[5ch] - Bo tam zimno....

Mi już zimno nie było, gdyż krew mi wrzała. To ja tu się szarpie z tonowymi paletami jak jakiś idiota, a tu 5 etatowców siedzi i piją kawkę.
Jak wyprułem do kierownika to nawet wózkowy zadrżał, gdyż ciśnieni obniżałem sobie za pomocą rozszerzonego i głośnego słownika szewskiego.
Kierownik został poinformowany o zaistniałej sytuacji ale nie za bardzo się tym przeją mówiąc że to mój zasrany obowiązek. No to chwyciłem za tel i proszę go o numer do PIP w celu usłyszenia ich opinii. Gościu zbladł i od razu zadzwonił na magazyn aby krzepiącymi słowami zaprosić panów do pracy. Z tym że miałem im pomagać. Po 3 palecie powiedziałem im, że za sekundę wrócę bo skoczę się po coś tam do kabiny. W kabinie zrobiłem sobie kawę i nie pokazałem się na pace aż do ostatniej palety. Gdy poszedłem po dokumenty usłyszałem że lepiej żebym tu już więcej nie przyjeżdżał bo to i tamto może się stać.

Epilog
Od tamtej pory tylko jedna rzecz jest skłonna przekonać mnie do gonienia na złamanie karku - wpis w dokumentach LEK RATUJĄCY ŻYCIE do pozostałych ponagleń "bo fabryka stoi" mam stosunek "seksualny".

Zakłady Cukiernicze

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 869 (943)

#16264

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Słowo wstępu i przybliżenie autora. Daaaawniej zawsze ludzie dokładali mi kilka lat twierdząc że dojrzale wyglądam. Po przekroczeniu 20-tki proceder ten się zatrzymał i włączyła się wręcz regresja, o dowód byłem pytany częściej niż przed ukończeniem 18 roku życia. Jako że mój ojczym wciągnął mnie mimowolnie w piękny świat TIRów także i ja postanowiłem mieć takie uprawnienia. W rok wyrobiłem wszystkie kategorie. Kolejny rok na papiery potrzebne do pracy (kochana unijna biurokracja). I stuknęło mi 22 latka. Papierek piękny kat B,C,C+E (A nie robię bo się zabiję - zbyt lubię prędkość, D (autobusy) - także pomijam gdyż wolałbym jeździć z trzodą chlewną niż z ludźmi - bez urazy). Ostatni gwóźdź do mojej trumny: prywatnie poruszam się VW Golf III popularnie zwany dresowozem a jak na złość jeszcze autko jest po lekkim tuningu optycznym (przyciemnione szyby, obniżony, alufelgi, końcówka wydechu podwójna - ale zaznaczam wszystko wygląda kulturalnie i bez przesady) - WAŻNE!!. Kończę nudziarstwo sytuacje właściwe.

Czas 1.11.2010 - Święto zmarłych
Robiłem wtedy jako taryfa dla mojej mamy, którą w godzinach wieczornych obwoziłem po cmentarzach. Jedziemy już na ostatni przez centrum miasta DG kiedy w lusterku zauważyłem majestatycznie toczący się za mną w równym odstępie z tą samą prędkością (teren zabudowany, święto) 50 km/h +/-2 km. Moja mama oczywiście już pełne przerażenie "bo jadą za nami". Chwilę mamę uspakajałem, kiedy rozbłysły koguty i pałka świetlna wychyliła się przez okna owego bolidu - Fiata Ducato. Jako grzeczny kierowca zjechałem na zatoczkę włączyłem awaryjne otworzyłem szybę, ręce na kierownicy i czekam (pasy zapięte).

Po chwili przyszedł pan policjant który na oko albo był w moim wieku albo młodszy, w każdym razie tak wyglądał. Dialog właściwy [P]olicjant, [J]a, [M]ama:
[P]- Dobry wieczór panie uuuu młody (uśmieszek zawitał na jego twarzy) kierowco, czy znany jest panu powód kontroli? (jednocześnie wpakował mi głowę przez otwartą szybę i sprawdzał pasy).
[J]- No niestety nie panie władzo.
[P]- No to proszę mi powiedzieć ile to się jeździ po mieście?
[J]- Oczywiście pięćdziesiątką.
[P]- No, a ile pan kierowca jechał?
[J]- 50 może 52 w zależności od kaprysu mojego licznika, który pokazuje z tą właśnie różnicą w zależności od kół jakie mam założone.

(pierwszy minimalny karpik pana władzy)

[P]- No nie wydaje mię się (tak to wypowiedział)
[J]- A więc ile wg pana jechałem?
[P]- Jechaliśmy za panem 80 i nie mogliśmy pana dogonić
(alert, alert szukają łosia do wykonania planu).
[J]- Aha, a więc moja prędkość oszacował pan na podstawie wskazań własnego prędkościomierza?
[P]- Dokładnie tak, i za to będzie mandacik 300 zł i 4 pkt karne, chyba pierwszy dla pana nieprawdaż?
[J]- A więc nie będzie mandaciku, bo nie jest pan w stanie udowodnić nawet przed sądem grodzkim, że jechałem z taką prędkością, chyba że ma pan już gotowe nagranie na komórce wtedy przeprawa będzie dłuższa. Ja jednak mandatu jakiegokolwiek nie przyjmę gdyż nie ma pan podstaw prawnych nawet do jego wystawienia, z tego co się orientuję to Fiaty Ducato nie mają rejestratora prędkości zwłaszcza że jest pan z prewencji, a nie z drogówki. Tak więc jak? Puszcza mnie pan czy marnujemy papier, a i tak zobaczymy się w sądzie?

(drugi karpik pana władzy ciut większy, jednak po chwili zmienił się w cyniczny uśmieszek)

I tu pan policjant zaczyna się drzeć:
[P]- EEEEEEEEEEEEEEEEEEEEe Romek (dokładnego imienia nie pamiętam) pyskaty gówniarz nam się trafił. [do mnie] Takiś hardy? (nagle nie pan) Nas jest dwóch i gówno nam udowodnisz, a jeszcze zapłacisz koszty sądowe.
(a ja w między czasie położyłem sobie komórkę na kolanach chyba zobaczył ją, bo zbladł, lekko a ja się tylko uśmiecham).
[M]- Weź ten mandat, nie rób problemów, po co się po sądach włóczyć?
(po tym jak spojrzałem na mamę nie odezwała się już słowem, a pan policjant zaczął obchodzić auto żeby się do czegoś przyczepić, no ale wrócił zrezygnowany bo wszystkie światła ok, itd).
[P]- Dobra, poproszę dokumenty (PO 15 MINUTACH UTARCZEK SŁOWNYCH - dialogi skrócone)
Podałem dokumenty bo taki mam obowiązek i teraz kulminacja:
[P]- Dowód ok, dowód osobisty ok, OC ok, to ja idę wypisać mandaciii.... (jednocześnie odwracając moje prawko na tą stronę z kategoriami)
Ja wystosowałem najszerszego banana na twarzy jakiego tylko mogłem, ograniczały mnie tylko uszy. Nagle chłop blady jak ściana, kopara w okolicach kostek, oczy jak talerze obiadowe i się drze:
[P]- ROOOOOMEEEEK ten gówniarz to drajwer...
[R]- Nosz k..wa jego j..ana mać. Puść go.
[P]- A więc panie kierowco dzisiaj tylko pouczenie ale proszę jeździć wolniej.
[J]- Dużo wolniej nie mogę panie władzo, gdyż poniżej 30 km/h jest to już tamowanie ruchu karane 200 zł i 2 punktami (tak istnieje taki przepis).
Kolejny karp w wykonaniu pana policjanta. Oddał mi dokumenty nawet się nie odmeldował tylko ruszył w stronę samochodu wspominając całą moja żeńską linię rodu. Nie chciało mi się już z tym nic robić gdyż sądzę że młody pan posterunkowy jeszcze w życiu nie został tak poniżony i to 3 razy podczas jednego "łapania na głupa, a nuż się uda".

Firma wszechobecna

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 837 (935)