Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

neon88

Zamieszcza historie od: 21 sierpnia 2011 - 10:40
Ostatnio: 21 marca 2020 - 3:59
  • Historii na głównej: 9 z 14
  • Punktów za historie: 8124
  • Komentarzy: 63
  • Punktów za komentarze: 498
 
zarchiwizowany

#86312

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Hej piekielni,
Złość ze mnie kipi, wylewa się, goreje

Okradli mi piwnicę. 2 drzwi, 4 kłódki, 3 zamki, 3 drzwi.

Piekielna jest tu bezsilność. Jakaś wsza, ch*j, gn*j, k*tas, pie*******y, zas***y, by go pies w d**** je***.
I ten c**j, gn*j, k*tas, pie*******y, zas***y, by go pies w d**** je***,
Włamał się 2 razy w ciągu 7 dni do ponad 40 piwnic.
Policja - zgłoszone, CCTV - Zlzabezpieczone. Policja wszelakie ślady zabezpieczyła. Trzeba czekać. To nie CSI NY.
To tylko wylew żalu człowieka któremu ukradli ponad 3k PLN.
I zgwałcili pewność i bezpieczność.
I tak na kazdymckroku w tym kraju. Tu i ja pracujemy na wszystko, wsza ukradnie i ma.....
KUUUUURRRRRRRR......

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (30)
zarchiwizowany

#47791

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kierowiec neon88 wita ponownie.

Tym razem piekielność będzie zza naszej zachodniej granicy.
Kierowcą międzynarodowym jestem już od roku i może mało ale jednak cokolwiek widziałem.

Do momentu opuszczenia ojczyzny po raz pierwszy, byłem święcie przekonany że Polscy kierowcy to najgorsi kierowcy w całej Europie. Nieprzepisowa jazda, telefony w ruchu, itp itd. O JAKŻE BYŁEM DALEKI OD PRAWDY. Uwierzcie mi Polacy to jedni z najlepszych kierowców UE. W dzisiejszym odcinku chciałbym się zająć tematem kierowców z Niemiec.

AUTOSTRADY
Każdy wie że naród niemiecki ma najdłuższą sieć autostrad. A co za tym idzie każdy sądzi że są bardzo dobrymi kierowcami. BŁĄD

Ta zależność działa tylko w zestawieniu: Sucha nawierzchnia, brak opadów atmosferycznych, brak mgły, środek dnia, brak chmur. Ogólnie idylla. Wtedy i tylko wtedy Niemcy jeżdżą normalnie i stosunkowo przewidywalnie.

Sytuacje właściwe:

Brak opadów, środek dnia + słoneczko
Sznur ciężarówek prawym pasem (pasów są 3) prędkość +/- 85 km/h. Dla spieszących się i mogących jechać więcej to za wolno. Także standardowa procedura migacz, lusterko -> jeżeli wolne, zjeżdżam. I wtedy jak na potęgę wszystkie pojazdy jadące lewym zjeżdżają na środek uniemożliwiając wyprzedzenie. Sytuacja trwa do pierwszej większej luki kiedy to trzeba się na chama wcisnąć innaczej można w taki sposób przejechać cale terytorium Niemiec. SYTUACJA CODZIENNA

Deszcz
Oczywiście deszcz ogranicza widoczność także trzeba włączyć światło przeciwmgłowe. BŁAGAM nie róbcie tego, nawet nie zdajecie sobie sprawy jak użycie światła przeciwmgłowego oślepia nas dużych w warunkach normalnej widoczności. Kiedyś jeden Polak gdy mu zwróciłem na to uwagę na CB odrzekł: Ja jestem kierowcą i jadę już 800 km więc wiem co robię.
Tak jak u nas są to wyjątki u nich jest to frekwencja rzędu 80-90%

Książkowy Niemiec gdy wsiada do auta sprawdza kontroli. Nic się nie świeci to jedzie po swojemu niezależnie od warunków chyba że mówimy o śniegu ale to będzie oddzielny rozdział. Podczas deszczu średnio raz na 10 km zdarza się wypadek bądź stłuczka (oddzielny rozdział). Podczas deszczu najwięcej jest sytuacji zjazdu przed maskę i wyhamowania. Raz byłem świadkiem gdy zaczął padać deszcz. Kierowcy MASOWO zjeżdżali na pobocze. Wszystko OK tylko czemu zjazdy były wykonane tak jakby byli sami na drodze. Tuż przed maską i hamulec, przez 3 pasy zmuszając do ucieczki kilku innych kierowców. Ogólnie chaos.

Śnieg
Dział ten mógłby zająć spokojnie 100-200 stron ale ja wyciągnę esencję. Jeżeli spadnie śnieg należy: wdepnąć hamulec (nie ważne że są za tobą inne osobówki ew. 40 tonowe bydle), włączyć światła przeciwmgłowe i ostatecznie wjechać do rowu... Możecie myśleć że przesadzam ale niestety nie. W grudniu podczas przejazdu przez Frankfurt am Main naliczyłem na odcinku 15 km:
-9 aut w rowie
-7 stłuczek (najechanie)
-2 karambole - kilka-kilknaście aut rozwalonych na środku drogi
A to wszystko po 15 minutach średnio intensywnych opadów. Na moje szczęście wszystko działo się tuż przedemną lub widziałem zdarzenie w lusterku bo pewnie bym ze 2 dni stał w korku. Niestety za Frankfurtem wpakowałem się w 35 km korek także dzień i tak zmarnowany.

Wypadki -> Stau (korek)
Jeżeli uderzysz w poprzedzające Cię auto niszcząc mu zderzak należy:
-Wyjść z auta na sąsiedni pas zablokować ruch i drzeć się w niebogłosy SZAJSE SZAJSE
-Wezwać policję, karetkę i straż pożarną
-Chodzić wokoło auta skutecznie blokując ruch na pozostałych pasach
Jeden raz gościu mi tak spacerował przed maską, ja stoję na awaryjnych wylazłem do niego i łamanym niemiecki dogadałem się z gościem. Oto rezultat rozmowy: Nic się nikomu nie stało, auto prawie bez szkód, wezwane wszystkie służby, oni nie zjadą do był wpadek i trzeba blokować 2/3 pasy. A dlaczego 3 pas nie idzie?? Bo na moim pasie przed maska stanął poszkodowany i ni chusteczki się nie ruszy bo ,,WYPADEK BYŁ TO I SZTAU MUSI BYĆ". Witki opadają.

Jeżeli jedziesz w korku i dojeżdżasz do miejsca wypadku OBOWIĄZKOWO zwolnij do 5 km/h i dokładnie przyjrzyj się zdarzeniu ew. zatrzymaj się wyjdź z pojazdu i idź porozmawiać z służbami...

Jeżeli stoisz w korku wyjmij kanapki, kawę, obiad ciort wie co jeszcze i rozpocznij konsumpcję. Nie dajcie żeby korek ruszył a Niemiec był w trakcie konsumpcji. Nie ruszy się aż nie skończy jeść.

Sytuacje autentyczne chocby nie wiem jak bardzo nieprawdopodobne

W dzisiejszym odcinku to tyle. W następnym Włochy + Francja

kierowca za granicą

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 197 (289)
zarchiwizowany

#23620

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam mobilki i nie-mobilki :)

Atakujemy współlokatorów ?? A co mi tam też dorzucę swoje trzy grosze.

ZAZNACZAM HISTORIA WYBITNIE OPISOWA DIALOGÓW NIEMALŻE BRAK

Dawno dawno temu za siedmioma gór... Sorki to nie to. Cofnijmy się do wspaniałego roku 2007 kiedy to owa historia ma swój początek.

Rok 2007 przyniósł niesamowite wieści że w wieku 18 lat będąc ciągle w technikum jestem zmuszony wyemigrować z gniazda rodzinnego i uwić własne a wszystko to za sprawą ukochanej kuzyneczki która to zwietrzyła okazje na darmowe mieszkanie po dziadku które to było nieformalnie moje. Jednak nie o tym tu będzie, gdyż przeprawa ta podlega pod ,,Z rodziną na zdjęciu...".
No więc wtedy jeszcze nie-kierowiec spakowałem graty i przeprowadzka do nowego lokum. Po ok. miesiącu dziadek otrzymuje bilet One Way na Pola Elizejskie a moja mniej lub bardziej szanowana osoba zostaje sama z ręką w nocniku. Od rodziców pomocy brak - oddzielna historia, klasa maturalna, renta rodzinna 400 zł - oddzielna historia, opłaty 700 zł + życie. No i zaczęło się kombinowanie. DING!!! 2 pokoje stoją odłogiem. No to rozpuściłem wici w klasie że szukam współlokatorów cena zamieszkiwania - 1/2 lub 1/3 opłat w zależności od stanu osobowego. W między czasie złapałem robotę w ,,Jadłodajni bułka + kotlet za kosmiczna cenę" w skrócie McD... Pierwszy zgłosił się mój przyjaciel który mi ową robotę załatwił. No i mieszkaliśmy sobie razem dobre 4 miesiące kiedy stwierdził że nie ogarnia systemu praca + szkoła(matura) (mamy rok 2008). No trudno dawaj w ruch wici one more time. Zgłosił się drugi przyjaciel z którym mieszkałem prawie 3 lata bez ani jednej kłótni i żadnych problemów, wyprowadził się w wrześniu 2011 gdyż poszedł na swoje. W okolicach czerwca zrobiłem parapetówkę na którą zaprosiłem JEGO. No i gdy większość opakowań szklanych ziała pustką a oddechy były wybitnie nieministerialne podczas ,,Szlug Time" na balkonie owy ON zarzucił pytaniem:

[ON] - Tyyyyy ajakbymysię hyp.. tuu wproooowadzili z hyp.. Jadzią to soo byźźź powiesiauuu

[Ja] - Staryy noproblemo nawet hyp jutro

Impreza się skończyła zaległem spać goście powychodzili choć niewiele to miało z chodzeniem wspólnego. Rano się obudziłem w stanie ,,słyszę tupanie mrówek i wzrost trawy" i szybkie przemyślenie co się działo. Rozmowy z balkonu nawet nie wspominałem gdyż sądziłem że to się i tak nie speł.. Ding Dong. Otwieram a tam ON i ONA z walizami...

Cofnijmy się jeszcze kilka godzin wstecz na ten przeklęty balkon. Po zakończonej rozmowie podszedł do mnie mieszkający już przyjaciel Zenon - zmienione ze słowami:

[Z] - soś tyyy urwał ssssrobił....

[Ja] - eee spoko i tak nie pszyjsie....

I zaczęło się piekiełko..

Przez fantastyczny (sarkazm) okres ich zamieszkiwania działy się dantejskie sceny. Szkoły już nie było tak więc byłem zmuszony do przesiadywania w początkowym okresie z nimi. Naświetlę teraz sylwetki ICH

On- w obecnym czasie jadłopodawacz, nałogowy gracz w popularną grę sieciową, nadużywający roztworu etanolu w wszelakiej postaci, niepraktykujący sprzątani, leń, bajkopisarz.

Ona - zaborcze dziewcze wyznające zasadę albo po mojemu albo wcale. Lubująca się w wrzaskach, fochach i narzucaniu swojej woli wszystkim dookoła.

Właściwa opowieść:
Okres od czerwca do sierpnia. Dowiedziałem się że słowo prywatność działa tylko w jedną stronę. Oni twierdzili ,,co twoje to nasze a co nasze to nie rusz". Także wszystko co ja i Zenon włożyliśmy do lodówki było WSZYSTKICH a co włożyli oni należało tylko i wyłącznie do nich. Do dziś pamiętam awanturę że użyłem ich sera a nie swojego. Ale nie powiem czasami też coś ugotowali dla wszystkich. Do własnego komputera mogłem się dorwać tylko i wyłącznie w nocy bo albo On naparzał w swoją sieciówkę albo Ona w Simsy. Pytania czemu sobie nie sprawią własnego komputera pozostawały bez odpowiedzi albo słyszałem że nie maja kasy na takie ekstrawagancje. Łazienka - to samo co lodówka oraz - pranie dzieliło się na moje i Zenona oraz ICH. Choćby moich i Zenka rzeczy leżała kupa a oni mieli do wyprania tylko parę skarpet to i tak puścili pralkę tylko ze skarpetami (autentyk) ale gdy ja robiłem pranie i ośmieliłem się pominąć ich rzeczy pomimo iż pralka była pełna - awantura. Do tego trzeba dołożyć fakt iż non stop kłócili się między sobą, próbowali skłócić mnie i Zenka, Zenka i jego dziewczynę, mnie i moich rodziców. Oczywiście trzeba wspomnieć temat opłat: według nich dzielenie opłat na 4 części to nie sprawiedliwe bo oni tylko jeden pokój zajmują także trzeba podzielić na 3 i tyle. Po długich negocjacjach wyperswadowałem im ten pomysł pod groźbą natychmiastowej eksmisji. Dodam iż miałem podejście że skoro kolega to na jaki ciort nam umowa czy inne biurokratyczne badziewie - błąd.

W między czasie On stracił pracę więc jako dobry kolega poprosiłem mamę czy by mu roboty nie załatwiła. Kolejny KURRRRR błąd. To moje dobre serce kiedyś mnie wykończy. Po 2 miesiącach kiedy to w pracy praktycznie nic nie robił za bajońskie 8,50 zł za godzinę narobił mojej mamie takiego brudu w firmie że prawie moją mamę zwolnili. Gdy nastał sierpień postanowiłem pojechać ze znajomymi na wymarzone 2 tygodniowe wakacje. Przed wyjazdem zaznaczyłem: Nie włazić do mojego pokoju, nie robić głośnych imprez, nie spalić mieszkania i NIE SPROWADZAĆ ŻADNYCH ZWIERZĄT. Wystarczy fakt iż posiadam boksera z ADHD którym to mieli się zaopiekować.

Powrót z wakacji
Na okres sierpnia Zenek pojechał do rodziny na wieś i jego powrót zgrywał się z moim o różnicę kilku godzin. Także wchodzę do mieszkania opalony i szczęśliwy z torbą na ramieniu. Torba pokonała dystans biodro - podłoga tuż za progiem, opalenizna spłynęła, radość uleciała z prędkością światła. Oto co zastałem: Pierwsza witająca mnie istotą był biały króliczek radośnie konsumujący moje pozostawione w domu buty, smród jak z meliny, zalana podłoga czymś lepkim - walczyłem dobre kilkanaście sekund żeby oderwać stopę od tego czegoś. W głębi mieszkania - pies w kompletnej traumie zwinięty w kłębek. Syf na całej długości i szerokości przedpokoju. On nawalony jak szpadel śpi na kanapie. Mój pokój otwarty na oścież wewnątrz syf, szuflady powysuwane a barek uchylony. Po podłodze w kuchni PEŁZAJĄ jakieś białe robaczki. I wtedy z przedpokoju słyszę jak otwierają się drzwi, następnie łomot, pisk i dłuuuga wiązanka - Zenek wrócił i potknął się o moja torbę a następnie nadepnął na królika (do wiadomości obrońców praw zwierząt - królik przeżył i wrócił do konsumpcji resztki mojego buta). Nie wiedzieliśmy z Zenkiem co robić. No to na uspokojenie postanowiliśmy walnąć po kieliszeczku. Wziąłem z barku butelkę, nalałem, łyk ... Woda... powtórka i znowu woda. W 2 i 3 butelce to samo (nie patrzałem na banderole gdyż wtedy inwestowałem w radziecki odrdzewiacz :] ). Coś mnie tchnęło i postanowiłem sprawdzić pozostawione i schowane w barku 400 zł. Ostało się 200. W między czasie wróciła Ona i się potrochu wyjaśniło. Otóż mieli oni ciche dni i szanowna Ona wyniosła się 3 dni temu do matki a dzisiaj wróciła mi oddać klucze. Tego samego dnia po dobudzeniu JEGO nakazałem im się wynieść w ciągu 2h a w ramach zabezpieczenia zrobiłem zdjęcia mieszkania i przejąłem leżący na stole jego portfel. Po czym ja pojechałem do swoich rodziców a Zenek do swoich. Po powrocie zastałem czyściutkie mieszkanie, Jego przepraszającego we wszystkich znanych i nieznanych mu językach. Ja streściłem się do rzucenia mu portfela i krótkiego ,,Wyp...oddalaj się".

Bilans - pogryziona instalacja elektryczna będąca w zasięgu zębów królika, całkowicie urwany kontakt, pomimo zapewnień ukradzionych pieniędzy oraz czynszu nie odzyskałem, zakaz wejścia do kuchni przez 2 dni dzięki dezynsekcji - pełzające coś wymarło na szczęście. Oraz to co wyszło w przeciągu kilku miesięcy - brak kilku firanek, talerzy, sztućców i innych tego typu szpargałów.

Myślicie że to nareszcie koniec ? Niestety nie ale skoro drogi czytelniku dotarłeś tu to przeczytaj jeszcze te kilka linijek.

Parę dni później przyjechała pomieszkać moja ówczesna lepsza połowa. Zebrało nam się na kizi miźi w pokoju który oni opuścili. Gdy miało dojść do konkretów sięgnąłem po leżący na stole fabrycznie zapakowany hmmm produkt lateksowy ;) który Oni pozostawili. Miałem jednak złe przeczucia i dokładnie obejrzałem opakowanie. A tam co?? Tak dokładnie na samym środku dziurka... Ach Ci kochani współlokatorzy. A teraz wisienka na torcie dzięki której uwierzyłem w sprawiedliwość we wszechświecie. Po 7 miesiącach od wyprowadzki odemnie Ona urodziła śliczną i całkowicie nieplanowaną dziewczynkę :)

I króciutko na koniec. ZAWSZE SPISUJCIE UMOWĘ CHOĆBYŚCIE WYNAJMOWALI POKÓJ MNICHOWI Z TYBETU.

współlokatorzy

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 250 (286)
zarchiwizowany

#18586

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam po solidnej przerwie :)

Kolejna przygoda kierowca neon88

Tym razem krótko i treściwie.
Po tym jak wykonałem kurs z wtorku na środę kierunek: Ruda Śląska -
Stolyca. Stałem jak widły w gnoju ok 3h. Wiadomo w praktycznie całej Warszawie obowiązuje zakaz 7-10 i 16-20 dla samochodów ciężarowych. Wie o tym każdy kto kiedykolwiek prowadził cuś co waży albo może ważyć ponad 16 ton. No więc odstałem swoje w korkach porannych i tzw przedpołudniowych - BTW w stolicy istnieje inny sposób poruszania się aniżeli tempo żółwia z Galapagos?? - No ale nic dojechałem, rozładowałem, stoję.

Godzina 15.25 - Panie kierowiec jedziemy do Nadarzyna do Schnekera. Dla zwykłego śmiertelnika - no spoko no problemo siniorita. Dla mnie - że kur... CO !!??!!?? W tym miejscu wypada zaznaczyć iż byłem na ul. Modlińskiej - czyli dokładnie do pokonania miałem 90% trasy północ-południe Warszawy. A załadunek o 20 czyli dokładnie w godzinie końca zakazu poruszania się. Teraz kolejne wyjaśnienie od autora: Stołeczne Misiaczki nie znoszą ciężarówek. Nie ważne czy mam docelowe miejsce rozładunku w Warszawie ich to nie obchodzi - zakaz jest zakaz i nawet 16.01 wlepią mandat - 500 zł i 5 pkt karnych. No to naginamy - w mojej firmie jak pisałem w innej historii i kto ją czytał wie że panują 2 zasady ,,zesr... a nie daj się" i ,,rzeczy niewykonalne od ręki a na cuda kilka godzin aby zgrać personel"

Na Al. Jerozolimskich zjechało się nas 3 ( 3 ciążarówki - tzw TIRy) i Misiaczki. A zakaz kończy się na wysokości Okęcia czyli jeszcze do pokonania jedno rondo i Raszyn czyli ok. 7 km korka.

Tu trzeba spytać dr. Browna i Martyego McFly′a jak to zrobiliśmy ale za znak zakazu wyjechaliśmy o 15.55. (Misiaki w ramach rekompensaty ściągnęły jakąś terenówkę). No i dalej bez problemów do Nadarzyna.

Załadowano mnie zgodnie z planem, wyjechałem i dojechałem także zgodnie z planem, rozładunek. I zgodnie z moją zasadą obiecaną w historii o spedycji wyłączyłem dźwięki w telefonie - trzeba się wyspać. Początek spania 3 z groszami pobudka ok. 13 (9h pauzy - skrócony ale ustawowy czas odpoczynku). Wyspany już zerkam na telefon a tam: 12 NIEODEBRANYCH POŁĄCZEŃ od spedytorki (od 7 do 12) i sms - ,,Proszę o kontakt"

i tu właściwy dialog:

[N] - No witam dobijała się pani do mnie
[S] - A czemu pan nie odbiera telefonu
[N] - Ponieważ wyłączyłem dzwonki i spałem

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
[S] - A dlaczego pan spał o tej godzinie
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Wbrew pozorom szoku nie było bo wiem do czego ta spedycja jest zdolna

[N] - Bo skończyłem pracę o 3 nad ranem i padałem na ryj dla tego.
[S] - No to teraz proszę czekać.
No i oczywiście się rozłączyła.
Także:
1) Pozdrowienia dla minusujących moją poprzednią historię (http://piekielni.pl/18151)
2) W piątek się zwolniłem także obecnie zasilam poczet bezrobotnych
3) Dla kierowców ze Śląska i Zagłębia warning - zanim złożycie podanie spytajcie mnie o nazwę firmy w której pracowałem cobyście się nie wpakowali w big guano.

Transport i Spedycja

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 161 (265)
zarchiwizowany

#18151

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam ponownie piekielni wojownicy.
Tym razem będzie o totalnym zidioceniu i bezczelności spedycji

Pracuję w firmie potocznie zwanej molochem ew. kołchozem czyli - setki pracowników, kierowca to śmieć - ,,na pana miejsce jest 20 chętnych" - No to skąd się pytam wiszące bez przerwy od kilku lat ogłoszenie ,,przyjmiemy kierowców". W firmie panuje zasada że spedytor rzecz święta. Nie przyjmiesz kursu będziesz stał tydzień - ot taka naturalna złośliwość wg. zasady człowiek człowiekowi wilkiem.

Teraz możecie mnie ukamienować ale kurcze jak zaczynałem, szukałem pracy 3 miesiące wszędzie jedno i to samo ,,ile pan ma doświadczenia" na odpowiedź że niestety ale expa brak padało standardowe ,,ok to my będzie dzwonić", do dzisiaj telefon milczy.

Streszczę tylko ostatnią sytuację jeśli będziecie zainteresowani opiszę całą sytuację firmy a uwierzcie będzie pokroju Pana Tadeusza.

Sytuacja właściwa miała miejsce właściwie z czwartku na piątek a i można ją przeciągnąć na środę. Generalnie wyglądało to tak:
Środę calutką spędziłem za kółkiem od godziny ok 3.00 do 18.00 po zakończeniu padłem jak wór kartofli. Wstałem rano załadowałem się i dawaj gnamy na południe. Załadunek 9.00 dojazd na miejsce 22.00 (krótka przerwa na obiad w Kruszowie) Rozładunek 22.30, załadunek 23.00 wyjazd z magazynu 0.30 kierunek kursu południe. dojechałem na miejsce ok. 5.00 a rozładunek o 7. Praktycznie martwy zległem na te dwie cudowne godziny - kierowca w tej firmie musi wyszkolić w sobie umiejętność spania co najmniej czterokrotnie szybszego niż zwykły śmiertelnik. Rozładunek poprzedniego kierowcy się przeciągnął o czym dowiedziałem się o 7.20 kiedy to z objęć morfeusza wyrwał mnie telefon od spedycji.

[S] - Panie neon wstajemy pobudka, proszę się rozładować jak najszybciej i jechać załadować się do Rudy Śląskiej i zawieść to do Warszawy.

[N] - Jestem martwy, nie dam rady, kumpel kończy się rozładowywać (prawda bo mieliśmy cały tydzień te same trasy) niech on jedzie

[S] - Pan Michał ma kartę i nie może jechać pan niech spali tarczkę i jedzie da pan radę.

Po tych słowach się rozłączyła. Ja chcąc nie chcąc rozładowałem się i pojechałem na ten załadunek

Przerwa na reklamy....

Już teraz słyszę wasze komentarze że mogłem odmówić itp itd ale bardzo was proszę takie umoralniające teksty zachowajcie dla siebie. Mi rodzice na jedzenie nie dadzą a jest taki okres że o pracę normalną jest ciężko muszę wytrzymać do wiosny.

Kończymy reklamy....

I tu przez jeden moment miałem wahania odnośnie aktu apostazji który aktualnie wykonuję. Załadowano mnie dopiero o 17 czyli mogłem odespać choć trochę. A że taka godzina zakończenia załadunku dawała zerowe szanse na rozładunek tego samego dnia zjechałem do domu.

Niestety gorzka prawdą jest to że wszyscy kierowcy z tej firmy dają się tak traktować łącznie ze mną z prostego powodu... Pieniądze. Które i teraz już nie są zbyt rewelacyjne. A po tym piątku coś we mnie pękło i doszedłem do wniosku że za te kilka marnych groszy ryzykuję bezpieczeństwo swoje a zwłaszcza innych i to musi się skończyć.

Kołchoz

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 92 (290)

1